PrzemekEm - W rozkroku między bieganiem a koszykówką

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
przemekEm
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 856
Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

T15 Plan: Na pewno jeden progowy 2x3km, nic szybkiego przy tej temperaturze nie będę robił, już mi Achillesy trochę krzyczą, więc albo 6-7km BC2, albo drugi progowy będzie trzeba wcisnąć.

PN: Pogoda paskudna wiało, zimno i śnieg sypał. Wybrałem coś dłuższego w lesie. Razem z niedzielnymi 10 kilometrami, będzie mocny dwudniowy akcent wytrzymałościowy. Pobiegłem trasę 10km w lesie + dłuższy dobieg i wyszło 12.5km, ale zmaltretowałem się ostro. Dobrze że wziąłem buty terenowe bo błoto było konkretne, nawet w terenowych momentami musiałem uważać na poślizg. Mocne siłowe rzeźbienie bez odbicia i ze zwracaniem uwagi na każdy krok, żeby nie zrobić sobie krzywdy na błocie i korzeniach. Solidnie mnie to wymęczyło.
12.5km 65'

WT: Odpoczynek, nogi ciężkie, wieczorem katowanie brzucha 4x3' do tego zrobiłem ćwiczenia na naprawę barku i 5 serii wiosłowania sztangą w opadzie na plecy/tył barków. Potem trochę zaryzykowałem: 4 serie unoszenia hantli w bok na środek barków. Poszło w miarę bezboleśnie, przy przekraczaniu wysokości linii barków trochę prawy bark strzelał, ale ból był lekki.

SR: Po wczorajszych ćwiczeniach na bark nic nie bolało, barki były trochę odczuwalne, ale bez czegoś mocno niekomfortowego. Stwierdziłem, że pociągnę to dalej i przetestuję wyciskanie na płaskiej ławce. Zrobiłem sobie w dzień krótką przerwę w robocie, wyciągnąłem i rozstawiłem sprzęt. Na początek małym ciężarem - 55kg. Udało się zrobić 5 serii, podobnie jak wczoraj prawy bark strzelał, ale bólu mocniejszego nie było. Są perspektywy na odbudowę klatki/barków. Jak już zacząłem siłowe na górę, to przy okazji pomachałem trochę na ręce: 3 serie hantlami na triceps, 3 serie sztangą na triceps i 3 serie sztangą na biceps.

Wieczorem poszedłem pobiegać. Planowałem lekki trucht 7km przed jutrzejszym progowym. Po trzecim kilometrze trochę się zamyśliłem i tempo poszło w górę, czwarty w 4:40 a piąty w 4:37. Na szczęście kiszki zaprotestowały i kazały wracać do domu.
6.1km 30:20
Po bieganiu solidna sesja rozciągania.

CZ: Progowy. Planowałem 2x3km na przerwie 1km. Tym razem na twardym podłożu, niestety jak wyszedłem to zaczęło padać i warunki nie były najlepsze. Znowu szalały kiszki, na szczęście tylko straszyły. Po 2km rozgrzewki ruszyłem na pierwszy odcinek tempowy. Szło dobrze, chociaż tętno było na dosyć niskim poziomie pomimo tego że tempo było właściwe. Starałem się zacząć z rezerwą i się rozpędzać. Początek według planu, ale po około 1.6km z jednej z bram wyjechał mi prosto pod nogi samochód. Musiałem się gwałtownie zatrzymać, żeby nie wlecieć na maskę, mocno mnie to wybiło z rytmu i dodatkowo trochę zakłuło w kolanie. Pomimo hamowania kilometr wszedł w 4:18, trzeci w 4:10. Nie wiem czy przez ten incydent, czy tak generalnie trochę mnie to zmęczyło. Nie byłem zakwaszony i biegło się dosyć swobodnie, ale zaczynało brakować sił. Na przerwie wiedziałem już, że pewnie trzeba będzie skrócić do 3+2. Drugi odcinek tempowy szedł już ciężko. Znowu kwas nie był problemem, ale brakowało sił. Po 2km zdecydowałem, że na dzisiaj wystarczy. Na 0.5km schłodzeniu trochę bolało mnie lewe kolano, wydaje mi się że to od tego nagłego hamowania. Co do braku sił, to generalnie dzisiaj miałem ciężki dzień, na dodatek po zsumowaniu wszystkiego co wczoraj robiłem wychodzi że trochę się tego nazbierało.
8.5km w tym 3km / P1km / 2km śr. tempowe @4:18

PT: Wieczorem zrobiłem znowu brzuch. 4x3' dołożyłem do hantla na proste i minutę prostych z nogami w górze robiłem z hantlem 17.5kg

SB: Wyszedłem w dzień dotruchtać trochę kilometrów, nie byłem mocno zmęczony więc tak celowałem w 8-10. Słońce świeciło, ale wiało dosyć mocno, pobiegłem do lasu. Tym razem źle dobrałem buty, wyszedłem w Kinvarach, a w lesie błoto. Ślizgałem się mocno, zwłaszcza tam gdzie było twardo pod spodem i cienka warstwa błota. Generalnie całą drogę koncentracja na tym, żeby gdzieś noga nie odjechała, na rozjeździe tras pobiegłem piątką.
7.5km 38:26
Wracając zahaczyłem o boisko szkolne i zrobiłem sobie trochę wymachów, skipów i 5x100m. Trochę wilgotna bieżnia, ale nie planowałem jakoś bardzo szybko. Zacząłem w miarę lekko, potem podkręciłem, ale na większe prędkości nie wchodziłem.
5x100m P90" (18.6, 17.7, 17.1, 17.0, 17.0)

Razem: 35.8km Progowy średnio wszedł, brakowało siły, na początku tygodnia paskudna pogoda i zrezygnowałem z szybszych biegów, ale lekkie przebieżki udało się wcisnąć w sobotę. Generalnie bez szału, forma jeszcze daleko od optymalnej a czas zaczyna gonić. Trzeba szybciej podkręcać żeby jeszcze na wiosnę jakiś przyzwoity wynik zrobić. Zapisałem się na bieg SGH 12.05. Będzie już pewnie za gorąco jak dla mnie, waga stoi na >80kg, a jeszcze się nie rozkręciłem w pełni. Potraktuję to jako etap do przygotowań na wrzesień. W czerwcu może milę uda się pobiec, to jeszcze zobaczymy.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
przemekEm
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 856
Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

T16 Plan: Zaczynam wchodzić na T5k. Przydałoby się zrobić jakieś interwały 600-1000m, zobaczę czy już w tym tygodniu uciągnę sensowny trening, jak nie to najwyżej mniej odcinków. Generalnie jakoś tak powoli to rozkręcanie idzie, na dobry wynik wiosną przestałem liczyć, najważniejsze żeby stabilnie i bez kontuzji dotrwać do wczesnej jesieni.

PN: Totalna wtopa. Dawno nie robiłem kilometrówek i nie mam wyczucia tempa, zawaliłem totalnie początek. Rozgrzewka poszła jak trzeba ~2.5km truchtu, wymachy, skipy, trochę lekkiego rozciągania dynamicznego. Początek pierwszego, ruszam lekko z górki, patrzę na zegarek po około 100m a tam tempo 6:20 !!! o co chodzi. Patrzę po 150 a tam nadal takie, cholera nie nacisnąłem lapa, naciskam i pokazuje mi 29 sekund, czyli nie przestawiłem tarczy zegarka i pokazuje mi średnią z całości, razem z rozgrzewką. Przestawiłem tarczę i patrzę na zegarek po kolejnych 100m a tam tempo 3:20, zacząłem zwalniać, ale zanim zwolniłem to już zdążyłem się trochę zmęczyć. Poleciałem 500m średnim ~3:30 i nie był to dobry pomysł bo poczułem że teraz potrzebna jest długa przerwa. No nic postanowiłem przełożyć na kolejny dzień i potruchtałem w stronę domu. Po drodze trochę odpocząłem i odbiłem na pętlę Parkrunu. Nowy pomysł - zrobię sobie chociaż 3km w okolicy @4:20, taki nie za mocny progowy, żeby nie tracić treningu. Ruszyłem już lżej, bez odpałów, ale dosyć dobrze biegło mi się tempem trochę szybszym od zakładanego. Na kresce kilometra złapałem 4:07, to trochę za szybko na pełne 3km więc zrobiłem na raty 1.5km @4:09 P3' 1.5km @4:06.
10km 56:26 totalny chaos spalone 500m @3:30 + dłuższy trucht + 1.5km @4:09 / P3' / 1.5km @4:06

WT: Nogi dosyć zmęczone po tych wczorajszych wybrykach. Zrobiłem lekki trucht po parku przy Kazurce. Sporo kluczenia, mocno pofałdowany teren, nie było aż tak lekko jak planowałem. Pewnie też przez ciężkie nogi. Przetruchtałem 7km i na koniec trochę odmuliłem nogi na prostym odcinku około 350m
7.4km 39:30

Wieczorem skatowałem brzuch 4x3' P1'. Na brzuchy proste dołożyłem do hantla i wziąłem obciążenie 20kg, to już przyzwoicie było czuć, ale nadal rowerek ze skłonami do kolan z założonym twardym minibandem jest zdecydowanie cięższy.

CZ: W środę tylko odpoczywałem, w piątek wieczorem mam kupę roboty przed wyjazdem świątecznym, w takim razie trzeba jeszcze jeden mocniejszy trening zaliczyć dzisiaj. Postanowiłem zrobić progowy 3+2km. Potruchtałem na trasę Parkrunu, ale tym razem bez dodatkowych skipów, wymachów i innych wygibasów, od razu ruszyłem na odcinek 3km. Pierwszy kilometr poszedł w 4:14, powinienem rozpocząć trochę wolniej i się rozbujać na kolejnych, ale co zrobić, tak wpadło to lecę dalej. Po 2km miałem średnią 4:13 i taki też był trzeci pomimo że tu już kwas dał znać o sobie. Przerwa 500m 3:40 i ruszam na kolejny. Już po 500m drugiego odcinka czuję że nie odpocząłem wystarczająco, ale biegnę dalej, przydało by się chciaż 1km zrobić, jak już przekroczyłem linię 1km to jeszcze spróbowałem 500m do kreski metry Parkrunu, do dwóch km już mi się nie chciało rzeźbić. Ten odcinek wszedł @4:10 ale końcówka była już ciężka. Wygląda na to, że na najbliższych zawodach, to ja raczej o złamanie 21' będę walczył a nie 20'. No nic, nie nastawiałem się na życiówki tej wiosny.
8.1km 40:30 3km @4:13 / P3:40 / 1.5km @4:10

SB: Wyjazd świąteczny. Wyszedłem wieczorem spokojnie potruchtać, ale było duże ryzyko, że rozprostowane po podróży kiszki zaprotestują. No i tak się stało.
4.2km 21:45

Razem: 29.7km kilometraż ok, ale wtopa z kilometrówkami

T17: plan - święta i urlop. Cokolwiek wyjdzie to będzie.

PN: Ciężki żołądek po świątecznym żarciu. Na interwały czy progowy szans nie było. Mimo wszystko udało się pociągnąć około 8km tak pomiędzy BC1 a BC2, a samą końcówkę puściłem nogi swobodnie i trochę prędkości udało się złapać.
10km 49:40

WT: Kiszki nadal pełne jeszcze świąteczne żarcie leżało. Początek ciężko, dopiero po 6km wydało mi się, że żołądek wytrzyma mocniejsze tempo. Weszło 3km progowego, 2km tempo w okolicy @4:20, ale trzeci pod mocny wiatr @4:35.
10km 49:30 3km LT

CZ: Potruchtałem na stadion trochę rozbujać nogi. Postanowiłem zrobić 2 serie 3x1' / P1' przerwa między seriami 3'. Jako że zakładane tempo to @3:20, to zamiast minuty biegnę na kreski 300m. Takie lekkie rozbujanie w T1.5k. 4.5km dobiegu, wymachy, skipy, trochę rozciągania dynamicznego i ruszyłem.
Początek jak zwykle spaliłem, pierwsza 300 weszła w 55", kolejne w serii już ok 59" i 60". Jako że w tym roku minutówek jeszcze nie robiłem, to poczułem konkretnie. Po przerwie druga seria już szła ciężko. Pierwszy znowu lekko przepaliłem 58", drugi już rzeźbienie w 60", trzeci spuchłem i niby 200m jeszcze w założeniach, ale zwalniałem i odpuściłem po tych 200m. Odpocząłem chwilę i poleciałem jeszcze ostatni odcinek 150m mocniej - weszło w 24".
Pierwszy taki trening, więc wytrzymałość na tym tempie mocno kuleje. Tragedii nie było, ale dobrze też nie. Z szybkością problemów nie ma, ale wytrzymałości nie doszlifuję do lata.
Na koniec 3km z kawałkiem schłodzenia.
10.75km trochę zabawy na @3:20

ND: Po sobotniej podróży nie zebrałem się na bieganie, odsypiałem podróż a wieczorem już mi się nie chciało. Sporo spacerowania w sobotę i niedzielę rano i nogi nie były do końca wypoczęte. Na dodatek zrobiło się lato. Poszedłem w dzień potruchtać i adaptować się do wyższych temperatur. Zrobiłem 8.75km, co mnie trochę zmęczyło i odwodniło.
8.75km 45'

Wieczorem katowanie brzucha. Przez wyjazd miałem dłuższą przerwę od siłowych. 4x3' P1' na pełnym oporze/obciążeniu. W bloczku 1' rowerek ze skłonami do kolan z twardym minibandem nad kolanami, 1' proste z uniesionymi nogami z hantlem 20kg, 1' skręty tułowia w siadzie równoważnym z obciążeniem 4kg w rękach.

Tydzień: razem 39.5km. Kilometrów niby dużo, ale zabrakło biegania na VO2max. Było LT, ale też nie za dużo. Czasu już mało, trzeba się zebrać, żeby nie było wstydu na zawodach. Najgorsze że zamiast wiosny przyszło lato. Oby na początku maja trochę odpuściło, bo w takich warunkach nie wydolę na zawodach.
Awatar użytkownika
przemekEm
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 856
Rejestracja: 04 wrz 2019, 12:45
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

T18 (-5) Plan: W poniedziałek wieczorem spróbuję zrobić interwały na pobliskiej małej bieżni, ostatnio na ulicznym odcinku był fuckup. Może uda się też wcisnąć minutówki. Reszta nieistotna.

PN: Wyszedłem pokręcić się na pobliskiej małej i dziwnie skalibrowanej bieżni. Stwierdziłem, że to mniejsza szansa na fuckup bo już po okrążeniu będę wiedział co się dzieje. Wyliczyłem że każde kółko powinno wchodzić w 43.2" a 5 kółek - 900m w 3:36. Planowałem zrobić 4-5 interwałów 900m @4:00 na 2:30 przerwy. Tylko w dzień było gorąco, ja kiepsko się czułem, więc raczej nastawiłem się na 4. Potruchtałem 2km z kawałkiem, zrobiłem solidne wymachy, skipy, itd. Na bieżni sporo ludzi, wyglądało na to że będzie zygzakowanie, ale jadę. Pierwsze kółko jak zwykle za szybko, ale skorygowałem i cały 1 odcinek wpadł w 3:31, potruchtałem sobie lekko 2 kółka i jadę z drugim. Wszedł już w zakładanym czasie. Pot się ze mnie leje, bo pomimo tego że wyszedłem około 20 było około 27-28 stopni. Znowu przetruchtałem 2 kółka i lecę trzeci. Już blisko początku coś mnie ścięło i ciężko biegłem, po 2 kółkach miałem dosyć, musiałem przerwać. Dramat, ale znowu brak sił. Zrobiłem jeszcze 2 powtórzenie 2 kółkowe, tym razem trochę szybciej, trzecie nawet takie krótkie też mnie ścięło. Generalnie kolejna katastrofa. Już druga próba podejścia do interwałów kończy się bardzo źle.
6km kolejny chaos interwałowy 2x900m @4:00 P2:30, 3x360m @3:40-3:50 P:1'

WT-CZ: Katar który miałem wcześniej zamienił się w choróbsko. Jestem zmęczony i nie ryzykowałem biegania. Ostra utrata motywacji i już pogodziłem się z tym, że na wiosnę nic sensownego nie nabiegam.

PT: Katar nadal trzyma, ale trzeba było już się ruszyć. Potruchtałem sobie do lasu. Początek spokojnie i lekko. Szło dobrze i przyjemnie, pogoda w sam raz do truchtania po lesie, ciepło ale nie za gorąco, słońce za chmurami, super. Po 4km zaczęło coś mi lewe kolano świrować, lekka blokada ale przy truchtaniu mocno nie przeszkadzało. Pobiegłem na dłuższą pętlę, tak żeby 12km zrobić. Po 6km zaczął trochę rwać lewy achilles. Po 8km już bolał mocno. Po 9km zaczął się marszobieg i zastanawianie się czy nic nie strzeli. Po 10km odpuściłem. Achilles boli przy dotyku, ciężko było wrócić marszem do domu. Jakby słaba forma nie była wystarczająca, to dostałem jeszcze gonga od achillesa. Najbardziej wkurza, że to się stało kompletnie z niczego, na lekkim biegu, bez wcześniejszych sygnałów ostrzegawczych czy przeciążeń, na dodatek wpadły 3 dni odpoczynku.
10km 52:20

Wzięło i się zesrało. GAME OVER, kolejny sezon bez zawodów, tym razem kontuzja z niczego.

PN: W piątek i w sobotę rano ledwo chodziłem, właściwie poruszałem się na samej prawej nodze, lewa tylko jako podpierająca. Jak założyłem buty typu mid, to myślałem że się obsram, tak mi achillesa drażniło. W sobotę wieczorem było już do wytrzymania, w niedzielę znośnie. W poniedziałek mogłem normalnie chodzić w midach, więc zaryzykowałem test. Wyszedłem na 4-6km, w miarę ostrożnie. Od początku achilles był odczuwalny. Po 3km trochę się pogorszyło, ale bez tragedii. Po 5km skończyłem. Przy biegu było całkiem ok, ale już przy marszu do domu czułem, że trzeba było odczekać dłużej. Wtorek rano - wróciło, da się chodzić, ale ból jest. Zdecydowanie zabrakło cierpliwości i musze się przygotować na spory regres i dłuższe dochodzenie do sprawności.
5km 26'

WT: Słabo z bieganiem, to trzeba wznowić treningi siłowe. 4x3' P1' katowanie brzucha, obciążenie takie samo jak ostatnio. Dodatkowo wznawiam siłowe na nogi. Na początek lekko - 4 serie zakroków z hantlami 2x15kg, przy małym obciążeniu zrobiłem dłuższe serie. Na koniec marsz w bok w ćwierćprzysiadzie z twardym minibandem nad kolanami. Zakroki były odczuwalne, zrobiłem tylko minutkę. Do tego trochę porolowałem lewą łydkę, nie za bardzo pomogło, albo ścięgno świruje, albo znowu mięsień pod kostką.

SR: Wyszły zakwasy w tyłku, a kostka/achilles jeszcze nie były gotowe, nie zaryzykowałem biegu. Zrobiłem sporo ćwiczeń w marszu, z wznoszeniem się na palce, 2 serie rozciągania łydki. Przy rozciąganiu brzuchatego nic nie czuć, ale już w pozycji na płaszczkowaty ciągnie. Do tego wpadło trochę ćwiczeń na naprawę barku.

CZ: Wyszedłem na kolejne 5km. Na rozgrzewce znowu bolało, ale po 700m postanowiłem sprawdzić jak będzie przy dłuższym bardziej dynamicznym kroku. Ból od razu odjęło, czyli tak jak oczekiwałem i wcześniej obserwowałem - to wolne truchtanie kasuje mi łydki. Pociągnąłem 3km tempem w okolicach 4:20-4:30. Potem biegłem już pod wiatr i nie było za dużo sił. Ból wrócił, ale nic to, wiem jak sobie radzić. Na razie będą krótsze i szybsze biegi. Problem z rozgrzewką, bo wypadało by trochę się dogrzać przed szybszym biegiem, dodatkowo blisko domu wpada więcej przerw na światłach co jest mocno wkurzające. Będę najwyżej robił w domu przed bieganiem statyczne dogrzanie i trochę w marszu już przed biegiem.
5km 25'

PT: Mniej bolało, ale i tak się posrało. Wrócił ból i czuję opuchliznę.

SB: Pogodziłem się z przymusowym roztrenowaniem, wracam do siłowych. Na razie dłuższe serie z mniejszym ciężarem: 4 serie zakroków z hantlami 2x15kg, 3 serie martwego ciągu 70kg.

ND: Katowanie brzucha do tego kilka ćwiczeń na naprawę barku, poprawa stanęła będę musiał chyba znowu wybrać się do fizjoterapeuty, ale to jak achilles się ustabilizuje.
ODPOWIEDZ