Pod prąd – czyli Sub 3 po 60

Moderator: infernal

wigi
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2636
Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
Życiówka na 10k: 00:38:28
Życiówka w maratonie: 02:56:00
Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław

Nieprzeczytany post

Sobota (23.03) – Mistrzostwa Europy w Maratonie Masters – Toruń. Czas brutto 3:13:33, tempo 4:35, HR 156/174. M60 – 5/28, POL M60 – 3/18.

Pierwszy raz pojechałem na maraton bez wiary w siebie i bez woli walki. Wcześniejsze problemy zdrowotne spowodowały, że musiałem obniżyć swój cel z sub 3:10 (myślałem nawet o 3:07) na sub 3:15. Czułem, że ten nowy, zweryfikowany cel szyty jest na moją aktualną formę i że jestem w stanie go osiągnąć. Zdecydowałem więc, że od początku pobiegnę średnim tempem 4:36–4:37.

Z Rynku Staromiejskiego na start udaliśmy się pieszo, co zajęło ok. 20 minut. Było zimno (6–7 st.), a deszcz wisiał w powietrzu. Ubrałem krótkie spodenki startowe, ale miałem problem z doborem górnej odzieży. Zdecydowałem się na koszulkę z długim rękawem, a na wierzch ubrałem reprezentacyjny T-shirt. Na dłonie założyłem stare, cienkie, polarowe rękawiczki, których nie byłoby szkoda wyrzucić.
Po bardzo krótkiej rozgrzewce i oddaniu rzeczy do depozytu stanąłem na starcie. Przywitałem się z Markiem, którego poznałem jesienią na maratonie w Toruniu, i okazało się, że ma cel podobny do mojego. Obok miałem kolegę Andrzeja, który zamierzał biec razem ze mną i atakować minimum 3:17.

Bieg rozgrywany był na dwóch pętlach, a największą trudność sprawiał podbieg na 8,5 i 29 km.
Pierwsze kilometry wchodziły bardzo równo i zgodne z założeniami po ok. 4:36. Jednak martwiło mnie lekko podwyższone tętno, które na początkowym etapie powinno być nieco niższe (nie przyszło mi wtedy do głowy, że może być to wina lekkiego przeciwnego wiatru). Ogólnie czułem się dobrze. Po 5 km tętno minimalnie spadło i uspokoiło się, co bardzo mnie ucieszyło. To wtedy uwierzyłem w siebie i postanowiłem powalczyć o jak najlepszy wynik.

Na 9 km był półkilometrowy podbieg, na którym wyraźnie zwolniłem (9 km po 4:45), pozwalając tętnu tylko nieznacznie wzrosnąć – to było celowe, nie chciałem szarpać intensywnością. Na zbiegu ok. 13 km (wszedł po 4:21) kolega Andrzej zaczął powoli odstawać. To był łatwiejszy odcinek trasy, lekko pofalowany ale jednak z wiatrem. Wtedy zaczął pobolewać czworogłowy prawego uda i pomyślałem, że to zdecydowanie za szybko (problemy mięśniowe pojawiały się zwykle w okolicach 25 km). Na 14 km był jeszcze mały podbieg (4:39). Teraz już nie było grupek, a jedynie pojedynczy biegacze, których goniłem, czasami mnie ktoś wyprzedził, a czasami ja wyprzedzałem kogoś. Do półmetka kilometry wpadały po 4:28-4:34, było dobrze.

Po nawrotce ok. 21 km biegliśmy znowu pod wiatr i to już dało się wyczuć, tempo spadło do ok. 4:38, a tętno lekko wzrosło. Ciągle jednak pilnowałem, aby bieg był równy i bez szarpania, by nie tracić niepotrzebnie sił. Na drugim mocnym podbiegu, ok. 30 km, zacząłem wątpić w utrzymanie dobrego tempa i w wynik poniżej 3:15. Zaczęło boleć prawe biodro i prawa łydka. Umęczył mnie ten podbieg bardzo, a tempo spadało jeszcze bardziej niż na pierwszej pętli. Powtórzyły się wątpliwości i pytania sprzed startu – po co mi to wszystko, po co się tak męczyć, po co cierpieć? Przetrwać pozwalała myśl, że za górką będzie już łatwiejszy odcinek trasy, bo lekko z górki i do tego z wiatrem. Po 30 km mijałem idącego reprezentanta Polski M60 – pomyślałem, że albo przesadził z tempem, albo doznał kontuzji. Wtedy nie brałem nawet pod uwagę, że mogę być trzeci wśród Polaków i w drużynie stanąć na podium.

Mięśnie stawały się coraz sztywniejsze i niedowierzałem, że biegnę tempem poniżej zakładanego tempa 4:36. Ostatnie 5 km to już trwonienie wszystkich pozostałych sił na wydłużony finisz, oczywiście z głową i bez niepotrzebnego szarpania (śr. po 4:28). Końcowe 310 m na stadionie pokonałem tempem 4:11. Za metą dłuższą chwilę musiałem postać i złapać oddech. Na zegarku miałem 3:13:27. Byłem bardzo zadowolony.

wykres.JPG

Na sztywnych i obolałych nogach poszedłem do depozytu, a następnie do Hali. Na monitorach w holu próbowałem sprawdzić, które miejsce zająłem w drużynie Polski. Można było wyświetlić tylko listę ze wszystkimi biegaczami, którzy do tej pory ukończyli bieg. Zauważyłem, że jestem piąty w M60. Przewijając listę do góry, szukałem Polaków z mojej kategorii i wychodziło na to, że przede mną jest jeszcze dwóch. Oznaczało to, że powinienem mieć medal w drużynie. Potem sprawdziłem kolejność drużyn i Polska była na drugiej pozycji, za Ukrainą. Srebrny drużynowy medal mistrzostw Europy to fajne osiągnięcie, choć przed mistrzostwami oceniałem, że drużyna Polski powinna być pierwsza. Dopiero przed dekoracją dowiedziałem się, że to była pomyłka i że Polska wyraźnie zwyciężyła w M60. Mam więc drużynowe złoto. :)

Obrazek

Obrazek

Ostatnie dni przed startem nie nastrajały optymistycznie. Ogólnie brakowało świeżości, a prognoza Garmina na maraton była od dłuższego czasu w trendzie bocznym. Rano, w dniu startu Garmin prognozował mi 3:17:15. Zastanawiające było to, że prognoza na maraton nie korelowała z prognozami na krótsze dystanse, które wydawały się nawet zbyt optymistyczne.

2024-03-23-071529_002.png

Wygląda na to, że okres po kontuzji kolana (10 dni bez biegania) dobrze przepracowałem (dzięki @cichy70 za propozycje treningów) i wyciągnąłem w tej sytuacji maksymalnie co się dało.

Teraz muszę przemyśleć co dalej. Zmęczony już jestem presją związaną z przygotowaniami do maratonu i oczekiwaniami wobec siebie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
BlogKomentarze
10 km - 38:28 (5.03.2017), HM - 1:24:30 (25.03.2017), M - 2:56:00 (15.10.2017)
ODPOWIEDZ