Dać sobie kopa - a nawet 3x Kopa! #3xKopa_2022
Słowem wstępu:
Kolega Sławek już 2 lata temu namówił, naszych przyjaciół z Piły (małżeństwo), na bieg ultra w jego rodzinnych stronach - Głuchołazy. Ja tego w ogóle, od samego początku, nie brałem pod uwagę.
2 lata temu bieg został odwołany - początek covid.
W zeszłym roku, również przez covid, bieg oficjalnie nie doszedł do skutku. Była jakaś luźna formuła, bez rywalizacji.
Można było dostać zwrot wpisowego lub przepisać się już na kolejny, 2022 rok.
Sławek pobiegł sobie wtedy treningowo (miał blisko), ale oficjalnie też postanowił wystartować w 2022 r., a znajomi z Piły postanowili przenieść start na kolejny - obecny rok. W zeszłym roku mieli w Pokrzywnej zabukowany nocleg. Przesunęli termin na jesień i zrobili sobie mały rekonesans trasy.
W tym roku wiadomo było, że w końcu zawody ruszą, więc w naszej grupie na WA toczyli czasami o tym rozmowy.
Jaką w tym roku mam sytuację opisałem z grubsza w poprzednim poście. Z końcem marca skończyłem izolację.
Wszystko siadło, nałożyło się sporo różnych sytuacji.
W głowie szukałem jakiegoś sposobu jak sobie z tym poradzić - takiego "kopa". Potrzebowałem też odpowiedzi co robić dalej w kierunku lipcowego DFBG.
Wpadłem na pomysł trochę wbrew rozsądkowi.
Sprawdziłem jak wygląda sprawa ultra, o którym rozmawiała nasza ekipa.
Chyba przez dwuletnią obsuwę, lista zapisanych nie była kompletna i ciągle można było się na bieg zarejestrować, pomimo że zawody były tuz-tuż.
Sam start przypadał na sobotę 23 kwietnia, więc nakładał się również na kilka innych, ważnych imprez biegowych w Polsce.
Skontaktowałem się ze Sławkiem. Powiedziałem mu o swoim pomyśle. Pozostawił oczywiście sprawę mojemu osądowi, ale zadeklarował mi pomoc "organizacyjną". Mogłem pociągiem przyjechać do Opola, tam miał mnie odebrać i zabrać do Głuchołazów, gdzie też zorganizował nocleg u swojej najbliższej rodziny.
Ultra, o którym piszę to
"3X KOPA" - tak właśnie
->
https://3xkopa.pl/
Podobało mi się w tym, że bieg składał się w sumie z trzech tras. Częściowo ze wspólnymi elementami i można było po każdej pętli zdecydować: czy kończymy, czy też lecimy dalej. Dodatkowo była opcja "dokrętki" 12km.
Podszedłem do tego zupełnie na luzie. Postanowiłem się zapisać. Oderwać od wszystkiego i spróbować pobiec i na miejscu decydować co dalej.
Miałem tylko napięty grafik, ponieważ już w niedzielę, z powodów rodzinnych, musiałem jak najszybciej wrócić do Szczecina.
Chcieliśmy ze Sławkiem zrobić niespodziankę ekipie z Piły i nic im nie napisałem, że się zapisałem, ale to się nie udało
Pomimo, że na liście startowej pojawiłem się dość późno, to kolega przed biegiem wypatrzył mnie wśród zapisanych
Zaznaczyłem sobie dystans najdłuższy 75km, tak też miał Sławek, ale to była tylko opcja w momencie zapisów.
Za dużo było niewiadomych, by myśleć cokolwiek na tym etapie.
Koleżanka zapisała się na 63km a kolega na 42km.
Przed zawodami:
W czwartek byłem już spakowany. Pociąg ze Szczecina do Opola miałem w piątek o 6 rano.
Od razu napiszę, że ze snem było słabo. Tak to wyglądało w kolejne 3 dni i nie było szans, by cokolwiek zdrzemnąć się w dzień:
W Opolu byłem przed trzynastą. Zjedliśmy obiad, trochę pogadaliśmy i po 15. ruszyliśmy do Pokrzywnej, gdzie było biuro zawodów.
Dodam jeszcze, że chyba przed żadnymi zawodami nie byłem tak wyluzowany. Wiedziałem, że Sławek orientuje się we wszystkim, to sam nie wnikałem za bardzo w trasę, organizację, itp. Nie przejmowałem się też samym startem. Bardziej zastanawiałem się na ile w ogóle logiczny jest mój start w tym biegu
Myślałem też, że nazwa biegu "3X Kopa" wynika z tego, że będziemy na każdej pętli na innej kopie: Biskupiej, Srebrnej i jeszcze jakiejś.
Do Pokrzywnej dotarliśmy prawie w tym samym czasie co ekipa z Piły (oni tu mieli hotel, blisko startu i mety) i do biura zawodów po pakiety ruszyliśmy razem.
Odebraliśmy pakiety, później trochę pogadaliśmy i po tym ruszyliśmy ze Sławkiem do Głuchołazów - około 12km.
W markecie zrobiliśmy sobie zakupy. Sławek polecił mi zakup regionalnej "krówki", która jest wyrabiana i zawijana ręcznie. Skusiłem się, kupiłem i przywiozłem do Szczecina:
Jest pyszna
Było już dość późno. Wydzieliłem ciuchy i sprzęt na bieg. Zapakowałem to co zabieram rano ze sobą, w tym rzeczy na przebranie po biegu.
Start biegu był w sobotę o 8 rano, ale ruszyć mieliśmy około 6 rano, by dojechać do Pokrzywnej pod hotel znajomych, spokojnie zaparkować i z nimi poczekać do startu.
Pomimo, że zmęczony byłem podróżą, to słabo spałem. Kolejna noc ledwo 4h. Niby głowa spokojna, ale gdzieś tam w podświadomości wszystko inaczej działa Dodatkowo budzik ustawiony na 5 rano, a organizm przestawia się na swoje czuwanie, co zrobić.
Sobota - czas przed startem
Ranek był rześki. Trzymał lekki przymrozek. Trzeba było skrobać szyby w aucie.
Sławek powiedział mi, że na trasie będzie sporo punktów odżywczych i początkowo planowałem biec z pasem Compressport Free Belt Pro, ale niestety od kilku dni miałem "problemy z brzuchem".
W sobotę już się uspokoiło, postanowiłem założyć swój plecak biegowy i nie ryzykować dodatkowego ucisku na brzuch.
Mój ubiór i sprzęt:
- składane kijki Aonijie;
- buty Altra Olympus + stuptuty;
- skarpety Attiq Compress Trail - trochę ryzykowałem, bo kupiłem je nie tak dawno i tylko kilka razy krótkie biegi w nich miałem;
- bokserki SAXX Kinetic;
- koszulka Attiq Pro Titanium;
- spodenki Attiq Morpho;
- czapeczka Kalenji;
- cienka kurteczka przeciwietrzna Kalenji - tylko na sam początek;
- plecak biegowy Instinct Eklipse Trail Vest + softflask 0,6l.
Ruszyliśmy do Pokrzywnej. Zapowiadała się piękna pogoda:
Auto udało się zaparkować bez problemu. Małe pogaduchy, chwila odpoczynku i wszyscy ruszyliśmy na miejsce startu:
Tak wyszło, że u nas na nogach królowała Altra Olympus 4
Już nie pamiętam dokładnie w którym to było momencie, ale chyba tuż przed startem zostałem uświadomiony, że bieg to 3x wbiegnięcie (różnymi trasami, końcówka podejścia wspólna) na Biskupią Kopę:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Biskupia_Kopa
Stąd też nazwa biegu
Trasa:
Opiszę jeszcze samą trasę przed startem.
Zawody były w Górach Opawskich:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Góry_Opawskie
Byłem tu pierwszy raz w życiu.
Mapka biegu od organizatorów:
Kolorami oznaczone kolejne pętle. Więcej:
https://3xkopa.pl/trasy/ultramaraton-z-plusem/
Miałem Stryd i pokazał mi tak dystanse:
- pętla nr 1 - 20 km
- pętla nr 2 - 42 km - pętla 22 km
- pętla nr 3 - 63 km - pętla 21 km
Sławek powiedział mi, że trzecia pętla będzie najłatwiejsza.
Powiem tak, w sumie tak było, ale jak ma się w nogach dwie poprzednie, to się optyka zmienia
Najtrudniejsza technicznie była pętla nr 2.
Widać, że pętle miały części wspólne. Każda kończyła się i zaczynała w tym samym miejscu w Pokrzywnej, ale zawsze zaczynała się inaczej. Różne były też podejścia na Biskupią Kopę.
Miałem małą świadomość co mnie czeka i chyba dobrze
Profil wysokości:
Pętla nr 1:
Start dla wszystkich dystansów, oprócz dyszki, był wspólny. Odliczanie i wszyscy ruszyli.
Początek to z 1400m biegu asfaltem. Spory tłum. Ludzie pędzą niesamowicie. Sławek też gdzieś już mi sporo uciekł, ale nie zamierzałem się go w ogóle trzymać, choć tak sobie zażartowałem, że będę, dopóki nie padnę - byłoby to chyba dość szybko
Miałem jeszcze na sobie cieniutką kurteczkę przeciwwietrzną i wiedziałem, że za chwilę muszę ją zdjąć.
Z asfaltu skręciliśmy w las i zaczęło się pierwsze podejście:
Pierwsza górka Olszak:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Olszak_(góra)
Tak już po wejściu na górę, w biegu, zdjąłem kurteczkę i schowałem do plecaczka.
Biegliśmy górą przez skałki "Karolinki", w dole widać było ulicę, potok i domy.
Zaczął się zbieg na Jarnołtówek:
Tam dobiegliśmy do mostu na Złotym Potoku, nawrót, chwila biegu przy ulicy i wbiegliśmy w las.
Kolejne podejście pod Skały Karliki:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Karliki
Tu zostałem chwycony jak się bawiłem telefonem
Żartuję, robiłem zdjęcia
Dalej trasa prowadziła na "Piekiełko" - znaleziony filmik na YT:
https://youtu.be/lZnr9vch7SU
Na tej pętli Piekiełko braliśmy górą.
Prawdę mówiąc to nawet o tym nie wiedziałem. Pamiętam, że Sławek mówił o Piekiełku, ale przypomnę sobie o nim dopiero na pętli nr 2
Za piekiełkiem była Bukowa Góra (506 m):
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bukowa_Gó ... _Opawskie)
Później zaczął się zbieg do pierwszego punktu odżywczego - około 10. km trasy:
Na tym etapie napiszę, że było mi po prostu ciężko. Słońce już nieźle dawało. Miałem różne myśli typu "po uj mi to"
Powiedziałem sobie, że skoro szukam odpowiedzi to ją mam: nie ma co pchać się w Lądku na długie ultra.
Zdawałem sobie też sprawę, że na początku biegów górskich, często mam jakieś problemy.
Zaczęło się pierwsze podejście na Biskupią Kopię - ciężki odcinek około 3km. Każdy wspinał się w skupieniu. Nawet tu zdjęć nie zrobiłem. Dopiero na samym szczycie:
Tam po chwili był kolejny punkt odżywczy. Uzupełniłem picie w softflasce. Mieszałem: wodę, colę i izo
Zjadłem kilka pomidorów, cytrynę i solone ogórki.
Ruszyłem dalej na Srebrną Kopę:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Srebrna_Kopa
Z sieci, namierzyłem siebie
I jak innym robiłem zdjęcia:
Była to odkryta przestrzeń. Słonko dawało popalić, ale odcinek nie był zły.
Widać, że wiatr nie oszczędza Srebrnej Kopy:
Ze Srebrnej Kopy, około 15. km biegu, zaczął się zbieg w kierunku mety - końca pętli. Biegliśmy granicą polsko-czeską. Pojawiło się błoto.
Jak zbiegliśmy to jeszcze na dobicie trzeba było podejść na Zamkową Górę:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamkowa_G ... _Opawskie)
Nic w górach nie ma za darmo
Po drodze była jeszcze Szyndzielowa Kopa (533 m):
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szyndzielowa_Kopa
Dalej już był tylko zbieg do mety i w końcu koniec pierwszej pętli, którą pokonałem w około 2h 30 min.
Tu kończyli bieg wszyscy, którzy planowali biec jedną pętlę lub nie chcieli już dalej kontynuować zawodów.
Uzupełniłem płyny w softflask. Zjadłem te same co wcześniej owoce i warzywa, wziąłem jakieś wafelki i cukierki.
Byłem zmęczony, ale postanowiłem ruszyć na kolejną pętlę. Zasadniczo na pierwszej pętli nie wyprzedzało mnie za dużo biegaczy.
Teraz jak patrzę, to gdybym wtedy skończył bieg, to byłbym na około 64/238 i miał 4. miejsce w M50.
Gra jednak toczyła się dalej.
Pętla nr 2:
Miałem w głowie, że czeka mnie najgorsza pętla. Było już też bardziej ciepło. Sam czułem się przegrzany i dość zmęczony. Na punktach zacząłem polewać głowę wodą. Kilka razy moczyłem też czapkę w strumykach.
Na trasie zrobiło się luźniej. Były odcinki, że sporo sam biegłem.
Początek trasy prowadził teraz przez las drugą stroną Złotego Potoku.
Był to dość biegowy odcinek.
Dobiegłem do Gwarkowej Perci:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Gwarkowa_Perć i zaczęło się podejście pod Piekiełko - wtedy nie wiedziałem, że tam podchodzę
Uff, w końcu się tam wdrapałem:
Na górze siedziała dziewczyna, która mnie uświadomiła, że pętlę temu już tu byłem, ale wtedy dotarłem w to miejsce od Skał Karliki.
Zaczął się odcinek biegu pokrywający się z pętlą 1, czyli bieg przez Bukową Górę do punktu odżywczego:
Na punkcie odżywczym standardowa procedura i ruszyłem na kolejne, męczące i chyba najgorsze podejście na Biskupią Kopę. Tym razem podejście było wzdłuż granicy polsko-czeskiej.
Na tym odcinku były sporo kamieni, krzaków i cały czas ciągnące się jakieś kable - chyba na samą górę.
Bałem się, że jak trafię kijkiem w ten kabel to ktoś na górze straci łączność lub nagle ja stracę kontakt ze światem
Wymyślałem sobie po drodze różne przekleństwa. Trochę pomagało
Około 500m przed szczytem trasa pętli nr 2 połączyła się z trasą pętli nr 1.
W końcu jest!:
Jak ten widok mnie cieszył. Za chwilę był tam punkt odżywczy.
Na trasie pojawiło się już sporo turystów.
Na punkcie standardowo uzupełniłem zapasy. Na pewno więcej traciłem energii niż jej przyjmowałem. Miałem nawet 2 żele SIS w zapasie, ale ich nie ruszyłem.
Tym razem trasa prowadziła przez Czechy. Zaczął się spory zbieg. Odpikał trzydziesty km biegu.
Było "łyso" i słońce dawało popalić.
Biegłem sam:
Po jakimś czasie udało mi się dogonić i wyprzedzić jakieś dwie osoby:
Rozmawiali ze sobą i przez nieuwagę jeden z chłopaków wyrżnął się w maliny. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Wcześniej widziałem kilka osób dość mocno zakrwawionych.
Zaczęło się mocne podejście w kierunku Srebrnej Kopy, od czeskiej strony, ale trasa nie pokryła się z pętlą 1.
Po wdrapaniu się na górę zaczął się, a jak, ostry zbieg - nawet były tabliczki ostrzegawcze. Odpikał tez 35. km biegu.
Cały czas kręciliśmy się po czeskiej stronie.
Trzeba było przedzierać się przez wyschnięte skrzypy (chyba)
Miałem już szczerze dość. Kończyło mi się powoli picie. Dotarliśmy do granicy polsko-czeskiej.
Zaczął się dość mokry, błotnisty odcinek:
Uff, w końcu punkt odżywczy.
Lecimy dalej granicą, którą wyznacza płynący strumyk:
Raz biegnę po czeskiej a raz po polskiej stronie, w zależności jak układa się błoto
W końcu dobiegliśmy do granicy i Przełęczy pod Zamkową Górą:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Przełęcz_pod_Zamkową_Górą
Tu trasa zaczęła się pokrywać z pętlą 1 już do samej mety, czyli jeszcze trzeba było pokonać Zamkową Górę
Dobiegam do końca pętli nr 2:
Mam naprawdę dość. Gryzę się z myślami. W sumie nie wiem czemu, mięśniowo nie jest źle.
Bramka nr 1 to meta i koniec biegu:
Wybieram bramkę nr 2 czyli punkt odżywczy - zawsze mogę się wrócić
Naprawdę czułem się jakoś mocno zmęczony. Nie wiem czy to foto jest w stanie to oddać:
Prawdopodobnie był to brak energii, wychodziła mała ilość snu.
Czas pokonania dwóch pętli to ~6h 5min.
Kolejni zawodnicy kończą swój bieg.
Gdybym wtedy zszedł to miałbym miejsce około 32/92 i 7 w M50.
Mam w głowie słowa Sławka, że trzecia pętla jest najłatwiejsza, walczę ze sobą.
Trochę schodzi mi na tym punkcie. W końcu zbieram się i ruszam na trzecią pętlę.
Pętla nr 3:
Kolejny raz trasa zaczyna się inaczej. Ruszam w kierunku góry Olszak (453 m), do której dotarliśmy wcześniej na pętli 1. Pierwsze ~1300m jest inne.
Na podejściu pod Olszak mija mnie szybko dziewczyna, wyglądała tak świeżo
Później Sławek mnie uświadomił, że przecież był tu też bieg sztafet i ona była z ekipy sztafet i dopiero co zaczęła swój bieg.
Ogólnie jest pusto.
Robię zdjęcia, ale czuję się słabo. Jestem zły na siebie, że ruszyłem w trasę, mam nawet myśli, by zawrócić do mety.
Nie wiem czemu nie pomyślałem nawet, by zjeść żel a nawet dwa. Głowa już tak nie pracowała.
Na przekór wszystkiemu "napieram" jednak do przodu.
Robię zdjęcia i zauważam różne elementy krajobrazu, których nie widziałem na pętli 1
Spotykam kilku zawodników. Widać, że nie tylko ja walczę ze swoimi słabościami. W sumie jest to pocieszające.
Muszę tu dodać, że nie miałem na trasie żadnych skurczy. Kika razy mi tylko lekko palec wykręcało, ale szybko to przeszło. Nie wyłożyłem się też na trasie. Zaryłem nie raz w coś, ale utrzymałem równowagę.
Teraz jednak mijam osoby, które walczą z okropnymi skurczami.
Trasa 3 pokrywa się z trasą 1 aż do Piekiełka. Tam odbijamy na Przełęcz pod Pasterką, gdzie jest punkt odżywczy.
Punkt, który postawił mnie na nogi.
Na tym punkcie jest gorąca zupa pomidorowa z ryżem. Jakie to pyszne, jak mi tego trzeba było.
Nawet sobie z tego nie zdawałem sprawy.
Po posileniu się zaczynam ostatnie już podejście na Kopę.
Tym razem wspinamy się w kierunku Schroniska PTTK "Pod Kopą Biskupią":
https://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisk ... ą_Biskupią”.
Na początku jest sporo błotka, bo oczywiście nie idziemy głównym szlakiem
Miało być lżej na tej pętli, ale jakoś w ogóle tego nie czuję
Docieram w końcu do schroniska.
Kuszą tam zimnym piwem, ech
Ponownie docieram do miejsca przy granicy, gdzie wszystkie trasy łączą się przed podejściem pod Biskupią Kopę.
Zapomniałem wcześniej napisać, że tu kiedyś był wyciąg narciarski
Pozostały elementy starej infrastruktury:
Jest - po raz trzeci! Masakra!
Dziś już tu nie wrócę
Lecimy do punktu odżywczego. Mają tam "dodatkowe zasilanie", ale nie skorzystałem z niego, balem się
Ekipa na punkcie twierdzi, że teraz już został nam prawie sam odcinek biegowy i można zapierdalać
Śmiejemy się, bo na tym etapie "odcinek biegowy" nie wzbudza entuzjazmu.
Ruszam z punktu i za chwilę jest zakręt w lewo. Teraz ponownie nowy element trasy.
Odcinek jest faktycznie biegowy. Zbieram siły i ruszam. Na początku biegliśmy razem z kolegą, którego widać na foto przy podejściu do schroniska. Biegł przede mną i chyba ze 3x musiałem krzyczeć do niego, bo tracił koncentrację i mylił trasę. Później przyśpieszyłem i już go nie widziałem.
Ponownie pojawia się błoto, ale mam to gdzieś. Cisnę centralnie po mokrym, omijam tylko większą wodę.
W końcu docieram do szerokiej ścieżki szutrowej. Lecę w dół. Jest ona co jakiś czas przecinana szerokimi strumieniami. Obok są kamienie, po których można przejść. Pierwszy strumień (wtedy nie wiedziałem, że będą jeszcze kolejne) pokonuję jednak centralnie , obmyję choć z lekka buty. Woda za kostki. Cholera, zapomniałem, że mam Stryda
Na szczęście był w pokrowcu i wskazania nie wariowały.
Szutrówka doprowadziła mnie do miejsca, gdzie kawałek biegłem na pętli 2. Było to wtedy tuż przed skrętem w prawo na skałki w kierunku Piekiełka. Teraz mam to miejsce po lewej, ale za chwilę kończy się szuter, bo nagle jest strzałka w prawo. Jak zobaczyłem co mnie czeka to nogi mi się ugięły. Pionowa ściana a w nogach 60 km - wybiło tuż przed podejściem.
Ten element trasy jest
dawną skocznią narciarską w Pokrzywnej!!!
Nawet telefonu tu nie wyciągałem. Ręce mocno pracowały kijkami a nogi się paliły
Na dole i po środku ktoś robił zdjęcia. Może później coś z tego znajdę w sieci.
Po wdrapaniu się na górę zaczął się już zbieg w kierunku mety. Za chwilę trafiłem też na punkt odżywczy na ~61km.
Tu można było zadecydować i lecieć "dokrętkę", wtedy nie zbiegało się 2km do mety tylko ruszało na dodatkową pętelkę - widać to na wcześniej zamieszczonej mapce, czarny ślad.
Ja już wcześniej postanowiłem to odpuścić. Nie widziałem sensu. W końcu wymyłem sobie też w potoku buty a Sławek uprzedzał mnie, że ta dokrętka jest mocno błotnista
Ruszyłem w kierunku mety.
Tu czekał na mnie kolega, który skończył swój bieg na dystansie maratonu.
Mój oficjalny czas ukończenia zawodów na dystansie 63km to 9h 33min 50s.
Zająłem 18. miejsce open i drugie w M50.
Dekoracje dystansów ultra odbywały się w niedzielę w Głuchołazach o godzinie 10. Ja jednak musiałem, jak wcześniej wspomniałem, jak najszybciej wracać do Szczecina. Głuchołazy opuściliśmy o 5:30.
Organizacja zawodów:
Bieg organizowało Stowarzyszenie Bieg Opolski. Ta sama ekipa zabezpiecza dwa punkty odżywcze w ramach DFBG i robili to zawsze świetnie.
Tu sami zorganizowali zawody.
Zapytałem Sławka, która to edycja i dostałem odpowiedź, ze oficjalnie pierwsza, bo przez covid już dwukrotnie zawody przekładano a wcześniej ich nie było.
Organizacja zawodów stała na bardzo wysokim poziomie. W szoku jestem, że to była pierwsza edycja.
Trasę oznaczono super. Widać jak trudny jest trak i nawet z nawigacją po traku w zegarku można się pogubić przy nakładaniu się ścieżek.
Miałem wrzuconego traka ale w ogóle z niego nie korzystałem. Ustawiłem pole ClimbPro - podbiegi i zbiegi.
Organizatorzy musieli ogarniać oznaczenia jeszcze w trakcie biegu.
Punkty odżywcze rozmieszczone było dość często. Ekipa na każdym z nich dodawała energii.
Nie musiałem na szczęście korzystać, ale zabezpieczenie medyczne również było właściwe. Służby ratownicze widziałem dość często.
Naprawdę trudno byłoby się do czegoś przyczepić. Ze swojej strony jedynie chciałbym, by jakaś zupa była i na drugiej pętli
Na trasie było również dużo osób fotografujących zawody.
Pogoda:
Pogoda po prostu trafiła się wyśmienita. Nie ma co narzekać. Nawet się opaliłem.
Trasa:
Trasa była bardzo urozmaicona i trudna technicznie. Długie podejścia na Kopię Biskupią dawały nieźle popalić. Mało było płaskiego. Często trafialiśmy na coś innego.
W mojej ocenie bieg ten jest trudniejszy niż Ultra 68km w Lądku.
Jeszcze nigdy Runalyze mi żadnego biegu nie oceniło tak wysoko pod względem punktacji za wysokość:
Widać te prawie 3km podejścia pod Kopę ze średnim pochyleniem ponad 17%!
Wnioski:
Mam nadzieję, że ten bieg dał mi dużo "dla głowy".
Pobiegłem z dużą niewiadomą co i jak będzie.
W trakcie biegu źle to oceniałem. W sensie, że jestem jednak bardzo słaby, że to nie idzie jakbym chciał. Miałem mieszane odczucia.
Jednak z perspektywy kilku dni oceniam już to inaczej.
Po pierwsze sprawa małej ilości snu i "szybkiej akcji" - czyli ogarnięcia tego wszystkiego praktycznie w dwie doby.
Dzień przed biegiem spałem trochę ponad 4h, później podróż PKP do Opola (choć miałem wesołą ekipę w pociągu).
Cały dzień dość aktywny. Kolejna noc 4h i bieg ultra.
Normalnie nie tak trzeba by zrobić, ale ja tu nie jechałem typowo na zawody. Była to też decyzja "last minute" i trzeba było się wpasować w okoliczności jakie były.
Zawaliłem jak zwykle sprawę odżywiania. Mam w tym już doświadczenie, ale też zawsze mam związane z tym jakieś problemy. Mogłem sobie w plecak coś wrzucić i tak był pusty
Bardzo dobrze się ubrałem. Tu zero zastrzeżeń. Wszystko spasowane. Zero otarć.
Altry i stuptuty również się sprawdziły. Pomimo sporej ilości liści, igliwia, kamyków, błota itp., to nic mi nie wpadło do butów. Nie mam też żadnych odcisków. Skarpetki Attiq też są OK.
Do biegu podszedłem treningowo. Biegłem zachowawczo, robiłem zdjęcia, odpoczywałem trochę na każdym punkcie. Nie czułem się dobrze, ale to wynikało raczej z niedawnej choroby, małego kilometrażu i braku długich wybiegań. Nie miałem skurczy. W czasie biegu pobolewał mnie czasami kręgosłup w odcinku lędźwiowym - moja stała dolegliwość.
Na koniec biegu nie czułem się też zupełnie wyprutym. Wiem, że mogłem zrobić tą dodatkową dokrętkę, ale jestem też, zadowolony, że tego nie zrobiłem. Zachowałem więcej sił. Całkiem sprawnie się poruszam, schody nie stanowią problemu - na drugi dzień z bagażami musiałem pokonać trochę schodów na dworcu w Opolu i szło to dobrze.
Dodam, że każda osoba z naszej ekipy zrealizowała swój cel. Sławek oczywiście zrobił całe 75km
Magda jak ja zrobiła 63km, a jej mąż zgodnie z planem pokonał dystans maratonu.
Być może jeszcze tu kiedyś wrócę, jeśli będą kolejne edycje, ale wtedy już będę szybciej i wezmę nocleg w Pokrzywnej. Ze Szczecina to jednak kawał drogi.
Mój bieg na Connect:
https://connect.garmin.com/modern/activity/8692692819
Ciekawostka jak wygląda stamina:
Relive:
https://www.relive.cc/view/v7O9BG4dyL6
KONIEC
#3xKopa_2022
P.S.
Tym razem w całości, bez dzielenia na części.
Jeśli kogoś znudziłem, to może choć na zdjęcia popatrzeć
Edit:
Może wydawać się, że treści jest mało, ale recenzję pisałem w sumie przez 3 dni. Już w pociągu robiłem sobie zapiski w telefonie, punktując ważne sprawy.
Całość mam napisane w Wordzie czcionką Arial 11 i zajmuje mi 17 stron - taka ciekawostka