No nie wiem.yacool pisze:Co roku biega piątkę w Pradze na trudnej trasie. Z 23 minut zeszła na 21 w tym sezonie. Kilometraż tygodniowy to 20-25km. Typowo amatorskie uprawianie biegania w wolnej chwili.
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
No nie wiem.yacool pisze:Co roku biega piątkę w Pradze na trudnej trasie. Z 23 minut zeszła na 21 w tym sezonie. Kilometraż tygodniowy to 20-25km. Typowo amatorskie uprawianie biegania w wolnej chwili.
Z ciekawostek to ostatnio zgadałem się z moim kuzynem który jest zawodowym pianistą i powiedział mi, że nowa szkoła grania jest na zasadzie korzystania ze sprężystości a nie naciskania klawiszy palcami pod wpływem pracy mięśni. I że ta sprężystość idzie jakby z całego ramienia a nie z samych palców.
Powiedział mi, że zajęło mu 10 lat przestawienie się na „sprężystą technikę” grania bo był uczony po staremu ale warto było bo jest zupełnie inne brzmienie i praca ramion. Podobno najwięksi wymiatacze na świecie tak właśnie grają.
A w sporcie to jest inaczej?bananamoon pisze:Aby być prawdziwym muzykiem, trzeba mieć przede wszystkim "głowę".
i jeszcze jeden cytatpianista pisze:(...)poprzez odpowiednie ustawianie ręki, rozciąganie jej, jestem w stanie umożliwić zmagazynowanie dodatkowej energii jakby wewnątrz ręki...a potem w jednym momencie jest ona uwalniana, następuje relaks i potem znowu napięcie i magazynowanie itd.
pianista pisze:(...)generalnie najwięcej energii jest uwalniane wtedy, gdy ręka przyjmuje taką formę, poprzez odpowiednie jej rozciągnięcie i ułożenie, że wszystkie miękkie elementy zaczynają być sprężyste - nie usztywnione lecz naciągnięte. Wtedy kumuluje się w nich energia, którą łatwo uwolnić. Nie chodzi tu o same mięśnie a raczej bardzo duży potencjał energetyczny zmagazynowany w rozciągniętych równomiernie częściach składowych ręki. Dłoń wtedy zaczyna stanowić całość.
Bo myślę, niezależnie od tego, co się robi - czy się biegnie, skacze, tańczy, gra na pianinie, rzeźbi czy cokolwiek innego, trzeba to robić z głębi siebie niejako, wtedy nie walczy się z materią, tylko nasze ciało poddaje się energii, która jest w nas i ją oddaje, czy to poprzez bieg, taniec, czy poprzez grę na instrumencie itp.Qba Krause pisze:odsuwając na bok spory to jest naprawdę niesamowite, że w tak odległej dziedzinie pojawiają się dokładnie te same intuicje.
Ja nawet bardziej miałam na myśli blokady i napięcia w głowie, które przekładają się na napięcia i blokady fizyczne w ciele.yacool pisze: Brak blokad w stawach i innych miejscach to jedno.
Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
To akurat norma i niejednemu dłuższa kontuzja czy choroba w osiągnięciu znaczącego progresu pomogła.Zapewne wielu słyszało też takie historie powrotów po kontuzjach (chorobach) i niespodziewanych wyników lub nawet rekordów życiowych po przymusowych przerwach. Nie sugeruję, że to dzięki temu, że daliśmy czas powięzi na zregenerowanie się, ale takie wytłumaczenie wydaje się sensowne.
Haslo klucz, to "mlodym psem". Dzieci rzadza sie swoimi prawami, czy u ludzi czy u zwierzatbeata pisze:Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Niedawno byłam z koleżanką i jej młodym psem - małym terierem, na placyku na psów. Terier ganiał jak szalony chyba ze dwie godziny, zaczepiał inne psy i w ogóle wydawał się być wulkanem energii. W końcu, gdy już trzeba było iść, przeszedł kawałek po czym położył się na trawie i koniec. Trzeba było psa nieść, bo nic nie mogło go zmusić do zrobienia jednego kroku ...
Ja myślę, że dzieci rządzą się tym, co czują. I to jest słowo-klucz.Sikor pisze:Haslo klucz, to "mlodym psem". Dzieci rzadza sie swoimi prawami, czy u ludzi czy u zwierzat![]()
ŚWIĘTE SŁOWA!!!yacool pisze:Mi akurat dekadę zajęło ujęcie tego w słowa.
Może poza rzeźbieniem, gromadzenie energii sprężystości sprzyja ruchowi. Muszą jednak zajść okoliczności, w których tkanka zacznie w tak specyficzny sposób działać. Brak blokad w stawach i innych miejscach to jedno. Musi też zajść specyficzna powtarzalność ruchu, żeby dochodziło do ładowania energii i jej oddawania przez tkanki. Wszystko to brzmi elegancko, ale w praktyce jest bardzo trudne do uzyskania i zajmuje lata, co stanowi istotną wadę w dzisiejszym świecie natychmiastowych rozwiązań.
Próby przyspieszenia procesu adaptacyjnego tkanki łącznej do pracy o jakiej myślimy kończą się często problemami. Winny jest tu poniekąd sam trening biegowy, który jesteśmy w stanie wykonywać. Możliwe, że nasze możliwości rosną zbyt szybko do możliwości adaptacyjnych powięzi.
Żadne zwierze nie zmusza się do zaburzającego homeostazę biegania bez istotnej potrzeby. Teoretycznie ma więc czas na pełną regenerację. My potrafimy sobie kreować takie potrzeby nawarstwiając efekty zmęczeniowe, co nie sprzyja tkance łącznej.
Jeżeli czytam u Shleipa, czy Myersa, że tkanka potrzebuje 4 dni na regenerację, to pójście w tym kierunku, czyli trenowanie z uwzględnieniem tego faktu, bardzo zmienia plan. Może się okazać, że w przygotowaniach do jakiejś imprezy jedynie ostatnie dwa tygodnie tzw. taperowania jest zgodne ze sztuką dobrego balansu pomiędzy akcentem i wypoczynkiem. Trenowanie na pół gwizdka, czy wręcz ćwierć gwizdka zapewne wydłuży czas dochodzenia do wymarzonych wyników, ale w dłuższej perspektywie może dawać lepsze efekty.
Zapewne wielu słyszało też takie historie powrotów po kontuzjach (chorobach) i niespodziewanych wyników lub nawet rekordów życiowych po przymusowych przerwach. Nie sugeruję, że to bezwzględnie dzięki temu, że daliśmy czas powięzi na zregenerowanie się, ale takie wytłumaczenie wydaje się sensowne.