Shadow, jeśłi biegałeś kilka miesięcy z infekcją, kaszlem etc - to jaki chcesz mieć postęp? Trochę jakbyś chciał przenieść 10 litrów wody w 10-litrowym dziurawym wiadrze. Może próbować i 100 razy, chodzić tyłe i na uszach - ale dopóki dziury nie zatkasz to nie przeniesiesz.Shadow1 pisze:No, chyba reaktywuję blog i wstawię moje ostatnie treningi. Wiesz, trochę to mogło mieć wpływ też moje zdrowie. Od listopada do marca męczący, duszący kaszel, brak innych objawów. Pod koniec marca trafiłem do szpitala, okazało się, że biegałem cały czas z infekcją na dnie oskrzeli. Do tego alergia, też nie pomaga. Po antybiotykach od kwietnia jest ok. Biegam i (odpukać) na razie z kaszlem w porządku.
Pozdrawiam
Zaproponowano Ci w tym wątku realną chęć pomocy -> masz wybór albo z niej skorzystać albo dalej tłumaczyć (w zasadzie chyba wewnętrznie przed sobą) brakiem talentu.grzes73 pisze:Nie rozumiem jak stwierdzenie, ze sa ludzie z talentem do biegania i beztalencia moze kogos krzywdzic.
Jeśli chcesz realnej pomocy:
1) Napisz wiek/waga/wzrost
2) Zrób badania (choćby podstawowe) żeby wykluczyć anemię i inne takie
3) Wklej tutaj (albo załóż na blogu) choćby 1 sezon z brakiem postępu, czyli: poziom wyjściowy (czas z zawodów + odczucia po biegu) + założony plan treningowy + realizację tego planu (wraz z odczuciami własnymi) + start w zawodach (opisz bieg + odczucia).
Bo takie gadanie, że ktoś 3-5-15 lat biega po 4x w tygodniu i u super-trenera to wiesz... Ja mogę i 15 lat chodzić na wykłady z fizyki i może je prowadzić wybitny profesor - ale dopóki będzie to po chińsku to mi te 15 lat chodzenia niewiele da. I co egzamin bania - no bo egzamin też będzie po chińsku

Mogę napisać swój przykład (będzie łatwiej): biegałem sobie chyba 2-3 lata, dotarłem do 10km w 40:XX (nie pamiętam), HM w 1:29 i M w 3:25. Poprosiłem o pomoc Rolliego i przez raptem 3 miesiące zrobiłem 10km w 39:20, HM w 1:26 (w idealnych warunkach). Potem kolejnej wiosny 10km w 38:38 i... zacięło się (szczegóły na blogu - nie będę przepisywał). Pół roku rzeźbienia ciężkiego treningu i dupa, żadnej życiówki. A to jakaś infekcja, a to pogoda - no skaranie boskie -> na jesieni M w 3:13 (PB, ale liczyliśmy na więcej), a potem równia w dół: nie dość, że żadnej życiówki, to wyniki słabe. Po kilku kolejnych nieudanych próbach pomailowaliśmy z Rollim i doszliśmy do wniosku że nie układa się to. Potem przez kolejne 1,5 roku żadnej życiówki (do teraz): mimo ciągłego treningu (już samemu) brak PB, HM ok. 1:29, 10km ok 40 minut. Maraton porażka, odpuściłem na... 3km

Czy powyższe oznacza, że najpierw nie miałem talentu, potem miałem, potem znowu nie, a teraz odzyskałem?
Nie. To oznacza, że trzeba się zastanowić nad bieganiem i rzeczami okołobiegowymi. Podczas treningu z Rollim po kolei: pojawiały się projekty w pracy, gdzie siedziałem po kilkanaście godzin dzień po dniu, jakaś zmiana pracy, rozpocząłem leczenie ortodontyczne (czasem nieprzespana noc-dwie bo bolało/swędziało), tu wyrwanie ósemki+szwy+antybiotyk, tu wyjazd firmowy (wiadomo), tu wyjście na piwo z ekipą projektu, tu grill, tam impreza ze znajomymi, tu przez 2 tygodnie +40, to -20 i SMOG... Do czego dążę: próbowałem na siłę robić rozpsany trening, a wszystkie powyższe rzeczy utrudniały regenerację - była niewystarczająca. W konsekwencji z tygodnia na tydzień byłem bardziej wypruty - i mimo domykania treningów były one destrukcyjne, a nie budujące. Problem w tym, że to nie przechodzi po pstryknięciu palcami - 2-3 tygodnie za mocne potrafi poskładać cały sezon. Jak się powoli zaczęły normować/prostować tematy "życiowe" i znalazł się czas na regenerację - to i bieganie wróciło. I tyle.