Najpierw musimy znać Twoje HRmax, bez tego nie ruszymy z miejsca.
Odradzam szacowenie czegokolwiek na podstawie subiektywnych odczuć. Ja się przyzwyczajam do temapa biegu, nie do tętna. Po kilku kilometrach wpadam w coś w rodzaju transu, i bez różnicy na jakiej jest to intensywności. Powiem nawet, że o wiele przyjmenij mi się biegnie szybciej niż wolniej.
A więc proponuję zapomnieć o odczuciach i polecić Ci coś innego. Kiedy ja biegnę, i staram się nie wychodzić poza "widełki" zakresu, to świadomość tego, że oto w tym momencie doskonalę swój oragnizm i przyczyniam się do wzrostu jego poziomu wytrenowania daje mi ogromną radość.
Podam Ci inny przykład. W mojej małej mieścinie jest sześciesięcolatek. 10 lat biega, wcześniej jeździł sobie rowerem przez 30 lat. I on od 5 lat biegania stoi w miejscu z wynikami a wręcz się cofa. Nikt nigdy nie zdołał go przekonać, że bieganie owb1 to jest podstawa - zwłaszcza jeśli się biega maratony. Wielokrotnie moje próby przetłumaczenia mu, że tak się nie biega spotykały się kontratakiem, że: "mi się źle biega wolno", "nie będę kur... biegał jak panienka", "wiem po sobie, że wolne bieganie mnie męczy", "po szybkościówkach czuję się mocniejszy", "jak pobiegam tydzień na maxa to szybciej mi się lata"... i jeszcze wiele innych. A forma coraz słabasza już od kilku lat. Oczywiście zawsze jest tłumaczenie takie, że w jego wieku to normalne, a z kolei w moim, że cokolwiek nie będę biegał to i tak będę coraz szybszy. Jest w tym oczywiście sporo prawdy ale sytuacja jest dziwna. Dodam, że jakby mu dać pulsometr, to bardzo wąpię, czy jakikolwiek trening w jego 10 letnim bieganiu był w 1 zakresie
Wybraźcie sobie coś, co powinno dać do myślenia każdemu. Owy sześdziesięcolatek pewnej zimy nie zchodził przez 4 miesiące poniżej 150km tygodniowo. Dochodził bardzo często nawet do 180. I co mu to dało? NIC. Zupełnie nic, nie poprawił się ani na 10km ani w półmaratonie o nawet jedną minutę

To jest naprawdę godne uwagi.
Mało tego, mamy znajomego za granicą, który już ma około 55 lat. Kiedyś śmigał dychę po 33` i maraton w 2:45. I on w tej samej zimie biegał po... 50km-60km. I wygrywał

Wybrażacie to sobie? Jeden biega po 150-180 przez 4 miesiące, a inny po 50-60 i wygrywa na 10km.
A dlaczego? Odpowiedź jest prosta, bo nie robi tego co powinien. I myślę, że gdyby doszedł do 300km tygodniowo to też by mu nic nie dało.
Myślę, że moja historyjka to taki alternatywny obraz błędów treningowych. Czasami sucha fizjologia przeraża, a tutaj przykład z życia wzięty.