Hoho, no to dyskusja niemała się wywiązała.
Pisząc o cukrach myślę o cukrach prostych, pisząc o węglowodanach myślę o cukrach złożonych. Często na innych forach spotyka się taki skrót myślowy.
Piszecie, żeby wywalić chleb, makaron, ryż, żeby jako zamiennik stosować owoce i warzywa, do tego nabiał. Weźmy pierwszą i ostatnią pozycję - od kiedy fruktoza i laktoza powinny być podstawą naszych węglowodanów? Kto wymyślił, że takie cukry będą sensowniejsze od węglowodanów złożonych znajdujących się w pieczywie ciemnym?
I tu przechodzimy do samego w sobie sensu jedzenia węglowodanów. Jaki on jest? Ano taki, że człowiek ma układ trawienny najlepiej przystosowany do tworzenia energii z węgli (skrócik od węglowodany, wybaczcie, że będę stosował). Do tłuszczów przechodzi w ostateczności, nie tak, jak psy hasky, które żywią się głównie tłuszczami, bo z nich najnaturalniej czerpią kalorie. Nie wiem, jaki sens ma przekrzykiwanie się, ile to węgli nie warto obciąć, bo po kiego nam one! A może warto po prostu zaakceptować swoją naturę i nie usiłować odzwyczajać się od czegoś dla nas naturalnego.
Ktoś z Was napisał o dyskomforcie przy "rzucaniu" czegoś, od czego jesteśmy swoiście uzależnieni, w tym wypadku węgli. Może dlatego jesteśmy od nich tak uzależnieni, że są one nam potrzebne? Może dlatego występuje dyskomfort?
Od razu dodam - do wszystkiego można się przyzwyczaić, to pewne. Mam znajomego, który na własną wolę spowolnił sobie metabolizm do poziomu niżej niż kuriozalnego. 1,9 m wzrostu, 61 (!) kg wagi. Śniadanie? Banan. Obiadu brak. Obiadokolacji czasem też. Kolacji - zdarza się, że również. Pomiędzy fikcyjnymi posiłkami czasem coś podgryzie, czy to obwarzanek, czy to inną wartościową przekąskę. Znajomy deklaruje, że nie jest po prostu głodny. Ten banan pozwala mu się najeść na niemałą część dnia. Czyżby wyzbył się uzależnienia od jedzenia? Bo może to całe jedzenie to tylko takie szkodliwe uzależnienie, którego można by się pozbyć, a dyskomfort byłby tylko chwilowy...?
Jeszcze jedno - to, że węglowodanów w pożywieniu jest od groma np. w stosunku do białka nie oznacza, że jest to ilość od groma w stosunku do zapotrzebowania człowieka. Tym bardziej sportowiec - albo uprawiający aktywnie sport. Bawi mnie myśl, że miałbym jeść 150 gramów węglowodanów dziennie. Nie będę ukrywał, że byłaby to dla mnie jako człowieka aktywnego dieta, która na żadną aktywność by nie pozwoliła.
Kwestia ostatnia - czekolada 90%. Faktycznie, słodka w cholerę, a cukru w tym tyle, że jeść w zasadzie nie warto (jak to słodyczy)...
PS. Żeby nie było nieporozumień - ja tak bronię tych węgli,
ale w diecie człowieka aktywnego, nie muszącego walczyć z kilogramami. Oczywiście zgadzam się, że przy diecie redukcyjnej należy je ograniczać (choć wg mnie nieprzesadnie).
"Silikon nad kolanami zapobiega ślizganiu się rąk podczas wspinania się" - patrzcie no, jakie cuda teraz produkują!