Komentarz do artykułu Czy w treningach do maratonu przechodzić w marsz?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 02 sty 2012, 20:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Mnie się wydaje że za bardzo komplikujesz sprawę. Pewnie dlatego, że patrzysz na chód z innej perspektywy. Kenijczycy nie chodzą, bo sam G. pisze że chód pomaga, ale do pewniej granicy czasu w maratonie. Drugie, wg. G. chód to chwilowy "oddech" w biegu, a nie alternatywa do biegu. I ostatnia sprawa, zalecane prędkości biegu u G. odnoszą się do średniej na km. Z tego wynika, że biec powinniśmy szybciej przy marszobiegu niż przy samym biegu. Myślę tu o tych odcinkach, które biegniemy, tak by nadrobić stracony czas na chód.
Mam wrażenie, że wielu z was przenosi swoje zacięcię w rywalizacji na innych. Są osoby, które podczas maratonu chcą mieć po prostu fajną przygodę. G. Im to proponuje i pisze o tym wprost. Dodatkowo jeszcze podpowiada jak przy tym wykręcić niezły czas i nie zdychać przez dwa tygodnie po maratonie. Nie rozumiem po co więc za wszelką cenę udowadniać zwolennikom G. że nie są biegaczami. Bo się nie zarżneli na odpowiednim poziomie?
Mam wrażenie, że wielu z was przenosi swoje zacięcię w rywalizacji na innych. Są osoby, które podczas maratonu chcą mieć po prostu fajną przygodę. G. Im to proponuje i pisze o tym wprost. Dodatkowo jeszcze podpowiada jak przy tym wykręcić niezły czas i nie zdychać przez dwa tygodnie po maratonie. Nie rozumiem po co więc za wszelką cenę udowadniać zwolennikom G. że nie są biegaczami. Bo się nie zarżneli na odpowiednim poziomie?
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
infomsp pisze: Mam wrażenie, że wielu z was przenosi swoje zacięcię w rywalizacji na innych. Są osoby, które podczas maratonu chcą mieć po prostu fajną przygodę. G. Im to proponuje i pisze o tym wprost. Dodatkowo jeszcze podpowiada jak przy tym wykręcić niezły czas i nie zdychać przez dwa tygodnie po maratonie. Nie rozumiem po co więc za wszelką cenę udowadniać zwolennikom G. że nie są biegaczami. Bo się nie zarżneli na odpowiednim poziomie?
Generalnie się z Tobą zgadzam aż do ostatniego zdania. Bo wg mnie wcale nie trzeba się zarżnąć, żeby przebiec maraton. Trzeba się tylko odpowiednio przygotować. A wtedy nawet i faza bólu po zawodach nie nastąpi

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 581
- Rejestracja: 08 mar 2012, 15:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Admin
Jeszcze mnie naszła taka jedna myśl. Może ci którzy chcą podczas zawodów przechodzić w marsz mają za gorącą głowę i za wcześnie decydują się na bieganie maratonu bez odpowiedniego przygotowania
Ja osobiście chcę przebiec maraton bez żadnego marszu. Pod koniec kwietnia chcę pobiec w Krakowie, ale jeśli nie będę przygotowany, to po prostu sobie odpuszczę i pobiegnę później.

- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Eatherus pisze:Ja tak myśle,że wszyscy tu piszą o maratonach,ale w kontekście ultra to zmienia całkowicie znaczenie.
No wszyscy piszą o maratonie, bo tego dotyczy ten temat. O tym pisze Jeff w swojej książce. A ultra to już inna bajka.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 02 sty 2012, 20:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
G. pisze, że najlepiej wspomina te maratony, które przerywał marszami. Szybko odpoczywał po nich. W trakcie miał z tego większą przyjemność. Twierdzi to, po tym jak początkowo wszystkie biegał w całości.maly89 pisze:Generalnie się z Tobą zgadzam aż do ostatniego zdania. Bo wg mnie wcale nie trzeba się zarżnąć, żeby przebiec maraton. Trzeba się tylko odpowiednio przygotować. A wtedy nawet i faza bólu po zawodach nie nastąpi
To nie ze mną się możesz zgadzać tylko z G.

Ja próbowałem przebiec maraton ta metodą i mam mieszane uczucia. Przede wszystkim dlatego, że zwalnianie w tłumie jest bardzo niewygodne. Potem w fazie biegu musiałem wezykiem lub po chodniku wyprzedzać. Straciłem na to sporo energii. Na treningu zupełnie inaczej się biega i nikt się nie placze pod nogami. Najgorsze było wyprzedzenie przez grupę biegnącą koło zajaca, która zajmowała całą szerokość trasy. Potem już nie dało się nadrobić czasu.
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
Czytałem też tą książkę
I nie pamiętam zdania, które mówi o tym, że muszę się zarżnąć żeby przebiec maraton
Więc dalej uważam, że nie zgadzam się z Tobą 
Ponadto autor pisze o swoich wrażeniach, a te jak wiadomo są subiektywne.
A co do postrzegania Jeff'a jako biegacza, to uważam, że jestem jednym z najlepszych i zawsze z przyjemnością i zaciekawieniem czytam jego wywody.



Ponadto autor pisze o swoich wrażeniach, a te jak wiadomo są subiektywne.
A co do postrzegania Jeff'a jako biegacza, to uważam, że jestem jednym z najlepszych i zawsze z przyjemnością i zaciekawieniem czytam jego wywody.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 02 sty 2012, 20:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ja tego nie pisałem więc bez sensu dyskusja.maly89 pisze:I nie pamiętam zdania, które mówi o tym, że muszę się zarżnąć żeby przebiec maratonWięc dalej uważam, że nie zgadzam się z Tobą
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 1
- Rejestracja: 18 lut 2013, 13:12
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam,
Po przeczytaniu tego tematu (i jeszcze jednego, który też odnosi się do metody Galloway'a) miałem wrażenie, że marszobiegi to coś złego, szczególnie gdy tą metodą kończy się maraton. Pewnie z perspektywy biegacza, który biega kilka lub kilkanaście lat może to tak wyglądać. Tylko czy takie były przesłanki przy pisaniu tej książki? Według mnie książka powstała jako propozycja dla tych, którzy przez sporą część życia nie byli zbyt aktywni i postanowili coś z tym zrobić. To, że Galloway proponuje ją również dla biegaczy (sam też ją wykorzystywał w kilkudziesięciu maratonach), to tylko plus tej metody. Nie bądźmy też tacy ortodoksyjni w przypadku osób, które marszobiegiem zaliczają maraton, może dla nich liczy się fakt podjęcia pewnego wyzwania, kilkumiesięcznego treningu i ukończenia maratonu w limicie czasu stosując marszobieg. Może nigdy by się na to nie zdecydowali, gdyby start był związany z koniecznością przebiegnięcia całego dystansu. Pewnie większość z nich po kilkumiesięcznym treningu jest w stanie przebiec ten dystans, ale z drugiej strony woli to zrobić metodą, która sprawdziła się na treningu. A może po pierwszym maratonie zaliczonym marszobiegiem postawią sobie kolejny cel, np. przebiegnięcie całego dystansu.
Pozdrawiam,
Po przeczytaniu tego tematu (i jeszcze jednego, który też odnosi się do metody Galloway'a) miałem wrażenie, że marszobiegi to coś złego, szczególnie gdy tą metodą kończy się maraton. Pewnie z perspektywy biegacza, który biega kilka lub kilkanaście lat może to tak wyglądać. Tylko czy takie były przesłanki przy pisaniu tej książki? Według mnie książka powstała jako propozycja dla tych, którzy przez sporą część życia nie byli zbyt aktywni i postanowili coś z tym zrobić. To, że Galloway proponuje ją również dla biegaczy (sam też ją wykorzystywał w kilkudziesięciu maratonach), to tylko plus tej metody. Nie bądźmy też tacy ortodoksyjni w przypadku osób, które marszobiegiem zaliczają maraton, może dla nich liczy się fakt podjęcia pewnego wyzwania, kilkumiesięcznego treningu i ukończenia maratonu w limicie czasu stosując marszobieg. Może nigdy by się na to nie zdecydowali, gdyby start był związany z koniecznością przebiegnięcia całego dystansu. Pewnie większość z nich po kilkumiesięcznym treningu jest w stanie przebiec ten dystans, ale z drugiej strony woli to zrobić metodą, która sprawdziła się na treningu. A może po pierwszym maratonie zaliczonym marszobiegiem postawią sobie kolejny cel, np. przebiegnięcie całego dystansu.
Pozdrawiam,
- maly89
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4862
- Rejestracja: 10 paź 2011, 23:05
- Życiówka na 10k: 37:44
- Życiówka w maratonie: 02:56:04
- Lokalizacja: Gdańsk / Lidzbark Warmiński
- Kontakt:
I do tego chyba to wszystko się sprowadza. Otóż, wg mnie, maraton można albo "zaliczyć" albo "przebiec". Wybór na co się zdecydujemy zależy tylko od nas samychmagicjade pisze:A może po pierwszym maratonie zaliczonym marszobiegiem postawią sobie kolejny cel, np. przebiegnięcie całego dystansu.

-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 599
- Rejestracja: 02 sty 2012, 20:30
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Jest coś takiego jak "nadgorliwość neofity" i na ogół tego rodzaju osoby podzielają tą opinię. Jak potrzebujesz innego zdania to wg. mnie nie ma w tym nic złego, maratończykiem zostajesz sam dla siebie i to jest twoja wygrana i tylko ty wiesz ile to cię wysiłku kosztowało. Metoda jest drugorzędna.magicjade pisze:Witam,
Po przeczytaniu tego tematu (i jeszcze jednego, który też odnosi się do metody Galloway'a) miałem wrażenie, że marszobiegi to coś złego, szczególnie gdy tą metodą kończy się maraton.

-
- Wyga
- Posty: 120
- Rejestracja: 28 kwie 2010, 22:15
- Życiówka na 10k: 46.40
- Życiówka w maratonie: 4.14
Staram się zrozumieć biegaczy. Choć w końcu sam nim jestem.Powiedzmy -zwierciadlane odbicie sprawy. Poszedłem chodem sportowym maraton. Gdybym miał fazę lotu to byłbym zawiedziony, że nie zrobiłem tej dyscypliny sportowej , bo wirtualni sędziowie zdejmują z trasy.Przede wszystkim jednak byłbym zawiedziony sobą..
Nawiasem mówiąc pójść maraton to piękny happening. Wspominam go lepiej jak biegacki. Do 9km za mną był tylko spalinowy oddech samochodu , bo byłem ostatni. Dziwne uczucie. Chciałbym to znów przeżyć.
Na tej zasadzie wielu biegaczy nie może powiedzieć ,że przebiegło maraton bo chodzą po punktach odżywczych albo się odlewają w krzakach. Powinni się odlewać truchtając. Z fazą lotu...
Skoro nie ma reguł w bieganiu , takich jak w chodzie sportowym, to wydaje mi się ,że nie ma co mitologizować biegania.
Tu są dwa wątki na ten temat. Jak ktoś napisał ważny jest wynik. No i satysfakcja.A nie to ,że ktoś tam trochę miał fazę chodu..
Nawiasem mówiąc pójść maraton to piękny happening. Wspominam go lepiej jak biegacki. Do 9km za mną był tylko spalinowy oddech samochodu , bo byłem ostatni. Dziwne uczucie. Chciałbym to znów przeżyć.
Na tej zasadzie wielu biegaczy nie może powiedzieć ,że przebiegło maraton bo chodzą po punktach odżywczych albo się odlewają w krzakach. Powinni się odlewać truchtając. Z fazą lotu...

Skoro nie ma reguł w bieganiu , takich jak w chodzie sportowym, to wydaje mi się ,że nie ma co mitologizować biegania.
Tu są dwa wątki na ten temat. Jak ktoś napisał ważny jest wynik. No i satysfakcja.A nie to ,że ktoś tam trochę miał fazę chodu..

-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 6
- Rejestracja: 31 paź 2012, 20:55
- Życiówka na 10k: 42:58
- Życiówka w maratonie: brak
Ciekawy artykuł. Porusza temat biegu/chodzenia w treningu a tym samym już w bezpośrednim biegu na królewskim dystansie. Różne są zdania i opinie. Niektórzy chcą tylko dobiec, inni zaliczyć. Jak chyba większość biegaczy długodystansowych jestem zdania że żeby zostać prawdziwym maratończykiem trzeba ten dystans przebiec. Mój pierwszy maraton zrobiłem w listopadzie zeszłego roku. Na 33 km dopadły mnie tam mocne skurcze że musiałem na przemian iść na przemian biec. Maraton "zaliczyłem" w czasie 4:05 ale było mi trochę wstyd i byłem zawiedziony swoim organizmem bo chciałem dobiec. Nie byłem maratończykiem wg własnego osądu i nie mogłem się doczekać następnego. Za 2 tygodnie Orlen, 4 miesiące przygotowań, forma na czas 3:30 i ... badania usg pokazujące szczelinę pęknięcie łąkotki środkowej:( I ta wiadomość wszystko postawiła na głowie. Ja już wiem że nie dobiegnę do mety, noga na to nie pozwoli. Teraz ukończenie tego maratonu nieważne w jakim stylu, nawet mocna naciąganym Gallowayem uznam za swój sukces. Dalej nie będę maratończykiem;) Ale nie będzie mi wstyd maszerować jeśli będzie to konieczne;) Puki co chce powalczyć z tym dystansem i z samym sobą;) Czas i miejsce już się nie liczy w tym biegu. I pamiętać należy o jednej rzeczy: Ci co przybywają na metę ostatni zazwyczaj toczą większe walki ze swoim organizmem niż Ci z pierwszych pozycji. Dla wielu to przełamanie niemożliwych barier. I mam szacunek dla każdego kto podejmie się przebycia maratonu, chociaż z samego siebie będę zadowolony dopiero gdy przebiegnę go w całości;) Wiem że niestety nie teraz, ale mam nadzieję w najbliższej przyszłości.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 631
- Rejestracja: 05 mar 2012, 10:00
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wroclaw
Skoro masz peknieta lekotke i wiesz ze nie dobiegniesz od mety, to dlaczego w ogole chcesz biec ten maraton ? Nie znam sie na kontuzjach, ale brzmi to groznie. Czy nie prosisz sie w ten sposob o komplikcje i jeszcze dluzsze i wieksze problemy ? Nie lepiej wyleczyc i pobiec nastepny maraton ?
-
- Rozgrzewający Się
- Posty: 6
- Rejestracja: 31 paź 2012, 20:55
- Życiówka na 10k: 42:58
- Życiówka w maratonie: brak
wiem że nie dobiegnę w całości, wiem że nie dobiegnę w czasie o którym myślałem ale cholernie mi szkoda tego całego czasu który poświęciłem by tak mogło być. Zdecydowanie lepiej byłoby wyleczyć ale ciężko mi zupełnie odpuścić:( Wizyta u lekarza specjalisty i jego ocena zaważy na wszystkim, wtedy zdecyduję co z biegiem. Ewentualnie podejmę próbę podmiany pakietu 42 na 10 km o ile zgodzi się organizator. Albo zupełnie zrezygnuję ale o tym staram się nie myśleć.saper pisze:Skoro masz peknieta lekotke i wiesz ze nie dobiegniesz od mety, to dlaczego w ogole chcesz biec ten maraton ? Nie znam sie na kontuzjach, ale brzmi to groznie. Czy nie prosisz sie w ten sposob o komplikcje i jeszcze dluzsze i wieksze problemy ? Nie lepiej wyleczyc i pobiec nastepny maraton ?