A czy omawiany biegacz dożyje momentu, gdy przebrniesz przez wszystkie koncepcje?yacool pisze:Nie wiadomo czy jest to kwestia anatomii czy funkcjonalnej kompensacji.
Załóżmy, że to drugie. W jaki sposób sprowadzić nogę na inną trajektorię pracy pod obciążeniem, czyli do przywiedzenia i rotacji wewnętrznej? Co zadziała na ten konkretny przypadek? Rozciąganie pośladkowego? A może wizyty u terapeuty i praca nad dolnym odcinkiem pleców, który ma wpływ na mobilność pośladkowego? Zaczynają się szczegółowe poszukiwania.
Jak już uda się zmobilizować pośladkowy, to trzeba teraz nauczyć go pracy rozciągającej, bo przez wiele lat był w permanentnym przykurczu. Jakim ćwiczeniem aktywować pośladkowy, żeby go nie skatować i zarazem dać impuls rozwojowy?
itd. itp. Same szczegóły i poszukiwania rozwiązań dla pojedynczego przypadku.
Tym bardziej, że analizujesz żywy organizm, który każdego dnia jest inny?
Myślę, że nadmiernie rozbierasz organizm na czynniki pierwsze. I zbytnio wierzysz w możliwość wpływania na wyniki zawodników poprzez zindywidualizowaną pracę nad techniką.
Jestem sceptyczny, czy można za pomocą tak zracjonalizowanego treningu osiągnąć nadzwyczajne efekty.
Mam przekonanie oparte na wieloletniej obserwacji, że każdy człowiek ma swoje maksimum, do którego może dotrzeć przy pomocy całkiem konwencjonalnego niezindywidualizowanego treningu. Przy czym ponieważ konwencjonalnych typów treningu jest tyle, ilu jest trenerów, więc dobrze jest trafić na takiego trenera, którego metody odpowiadają konstrukcji psychofizycznej danego człowieka.
(Powiem więcej, jeżeli mówimy o amatorze, to dobrze jest jak trafi do jakiegokolwiek trenera.)
Gdy już zawodnik osiągnie to naturalne maksimum, można kombinować, co zrobić dalej. Ale dalsza poprawa to nie jest jakiś gigantyczny skok, tylko cyzelowanie. Co to znaczy? To znaczy, że jeżeli dla kogoś naturalną barierą na 100m jest 10,50s (w maratonie 2h20), to dzięki analizie i indywidualizacji treningu może się zbliżyć do 10,30s (2h15). Natomiast nie ma szans by biegać 10,15s (2h12). Analogicznie można mówić o wynikach typowo amatorskich.
Jestem zwolennikiem prostego treningu lekkoatletycznego prowadzonego w grupie (z elementami zabawy i rywalizacji) w oparciu o jak najszerszą bazę środków treningowych. Nawet tych środków, o których lekko pogardliwie stwierdziłeś, że "przyszły do biegania z krosfitu, ciężarów, marketingu itp." Model jeden trener plus jeden zawodnik jest słaby i nie służy ani rozwojowi zawodnika, ani trenera. A jak chcesz tak drobiazgowo rozkminiać zawodnika, to nie możesz mieć ich wielu, bo nie wystarczy ci czasu dla wszystkich. Przez kilka dobrych lat obserwowałem jednego z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów (konkurencja techniczna), jak męczył treningi ze swoim trenerem. Miałem wrażenie, że ten tandem się zagada i zanalizuje na śmierć. To był taniec w zaklętym kręgu. A zawodnik, mimo prób zmian w cyklu, zmian w metodyce, konsultacji z autorytetami z zagranicy, nie był w stanie utrzymać stabilnego poziomu, do którego doszedł prostymi metodami. Nieudolny trener? Być może. Ale z drugiej strony ten trener doprowadził zawodnika do RP, medali ME, MŚ i IO.
Inaczej. Czy znasz trenerów, którzy trenują zawodników z najwyższej półki stosujących tak zindywidualizowany trening?
Czy wybitni Kenijczycy, Etiopczycy, Jamajczycy, Amerykanie, Brytyjczycy trenują tak bardzo indywidualnie?
Czy zawodnik, który poczynając od piętnastego roku życia, przez cztery kolejne lata, poprawia swoją życiówkę na 400m średnio o 2s trenując jak najbardziej konwencjonalnie, poprawi się jeszcze bardziej jak trener nakręci tysiąc filmów i poklatkowo będzie w nich analizował każdą fazę ruchu każdej części ciała?
Jak czytam wywiady jedno rzuca się w oczy: trenerzy mają swoje metody i zawodnicy muszą je zaakceptować. Zawodnicy przychodzą i odchodzą, a trenerzy zostają i swoimi metodami trenują następnych. Tak mniej więcej działa trener Król, tak w USA działają Salazar lub Hart. Każdy z nich ma system, który delikatnie modyfikuje z biegiem lat i odrobinę przystosowuje do danego zawodnika. Ale nie ma tu miejsca na szaloną indywidualizację, wysublimowaną analizę techniki i do spółki z terapeutą "mobilizować mięsień pośladkowy". A może "dezaktywować rotatory wewnętrzne stawu biodrowego"?

Nie dajmy się zwariować.
Zdecydowanie bardziej wierzę w łopatologiczny uporządkowany trening ABC postulowany przez Rolliego, niż w poszukiwanie świętego Gralla dla każdego zawodnika z osobna, co postulujesz w swojej koncepcji treningu.
Ale chyba ten wątek nie tym???