Zacząłem biegać, aby schudnąć. Od 9 miesięcy nie palę, załapałem się na objaw wilczego apetytu. Z czasem zauważyłem, że jednak troszkę za dużo tego brzuszka - nie sporo, ale jednak, do tego tryb życia siedzący (praca z komputerem). Zacząłem więc dlatego biegać. Szybko pojawiła się kontuzja związana z bólem kolan - 2 tyg przerwy. Pobiegałem trochę i przyszły piszczele. Obecnie biegam nadal, przebyte kontuzje mnie nie zraziły. Przestałem biegać po to, by schudnąć i nie jest to już moją motywacją. Dlaczego więc biegam. Otóż biegam, ponieważ... lubię

Nie biegam dla osiągów, choć motywacją i marzeniem jest to, by kiedyś wystartować w jakichkolwiek zawodach biegowych i poradzić sobie w nich (a może i miejsce na podium się znajdzie

). Przez wiele lat szukałem czegoś dla siebie - pompki, ciężarki, siłownia - to nie dla mnie (słomiany zapał do tego miałem), robiłem może 1 lub 2 treningi i przestawałem (dodatkowo mam kłopot z lewym nadgarstkiem, także ciężary to dla mnie bolesna rzecz). Bieganie okazało się strzałem w dziesiątkę - złapałem chyba zwyczajnie tzw. bakcyla - ja, antytalent w dziedzinie sportu

Mam nadzieję, że w niedługim czasie dorobię się w końcu odpowiednich bucików do pełni szczęścia, co pozwoli mi z nimi na nogach z czystym sumieniem pokonywać leśne ścieżki (mam najmocniejsze płaskostopie)

Ktoś na tym forum powiedział, że bieganie jest jak narkotyk i szybko wciąga. Gdyby powiedziano mi to kiedyś, gdy na lekcjach W-F z biegania "nagle" zapominałem stroju, popukałbym się w czoło dając tej osobie coś do zrozumienia. A taka jest prawda - bieganie wciąga niczym lotne piaski, a każdy opuszczony z powodu kontuzji trening, był dla mnie dniem straconym
