Kindel mnie wpędził w syndrom "osłu w żłoby dano"
Z tego nadmiaru zbyt łatwego dostępu do wszelakiej szczęśliwości, kompletnie ogłupiałam, na nic nie umiałam się zdecydować i sobie przez weekend przeczytałam:
"Dziwne losy Jane Eyre" Charlotty Bronte.
Tak jakoś ze 30 lat za późno się za to wzięłam, ale tam, nie samym ą i ę człowiek żyje.
Swoją drogą, jeżu kolczasty, ależ to jet egzaltowane. Jak "Pan Rochester" zaczyna swoje przemowy miłosne i wynurzenia uczuciowo-życiowe...

W życiu bym tego nie przetrwała mając lat te ze 20-30 mniej.
Dla równowagi w wersji książkowej zaczęłam:
" Pokój" Gene Wolfa
(trzeba mieć coś do czytania w wannie. Kindel niestety odpada, się od wilgoci zacina, więcej nie zaryzykuję takich eksperymentów)
No i zaczęłam jeszcze wczoraj pierwszy tom "Księgi całości" Feliksa W. Kresa. : "Północne pogranicze".