chel - co dalej?

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

15.03.2012 - czwartek
interwał - 12km po 5:28 + przerwy i rozgrzewka, razem 15km po 6:18

o losie, ależ byłam na nie. wczoraj tak szukałam, co by mnie mogło zacząć boleć, znalazłam chyba ten mięsień, o którym Księżna pisała, ale był w zbyt dobrym stanie, żeby dać się przekonać na l4. nawet kolano siedziało cicho, i najgorsze, nawet się nie zmachałam za bardzo na pierwszym odcinku, no nie było wymówki no. :tonieja:

i w ogóle ledwo dobiłam do 75% tętna maks. na rozgrzewce. co to, długo oczekiwany wzrost formy? :tonieja:

miedź.
blog
komentarze

the best is yet to come!
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

16.03.2012 - piątek
siłowwy, z naciskiem na ramiona i brzuch
robiłam też ćwiczenia na nogi i coś mnie przykurczyło w lewej łydce. nie puściło do dzisiaj, a już rozciągałam, rozmasowywałam na wszystkie strony.

17.03.2012 - sobota
10,1km po 6:02
dobieg z i na stadion, bieg ciągły z biegam bo lubię i dwie przebieżki, musiałam uciekać bo czas mnie gonił, reszta robiła 10.

[pesymizmy]
18.03.2012 - niedziela
14,6km po 6:23
znowu trening-porażka. :trup: zastanawia mnie ostatnio jedna rzecz, czemu ja w ogóle biegam, skoro przed każdym treningiem jęczę, że muszę wyjść, a po nim narzekam, że nie dałam rady.
tak mi się skumulowała ta frustracja, że w którymś mocniejszym podmuchu wiatru łezki mi zaczęły płynąć, tak już mam, że zdarza mi się płakać ze złości. :zero:

[/pesymizmy]

kupiłam pas z bidonami. trochę ciężki, ale dość wygodny.

i w ogóle pękło mi w tym tygodniu 50km... miedź.
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

20.03.2012 - wtorek
9km po 6:16, nie licząc przerw 8,4km po 5:53 (nie starałam się jakoś, serio, i przerw też nie robiłam oprócz czerwonego światła)
w trakcie 10 podbiegów, w tym 5 podbiegów pod stromą górkę, w czym 2 tyłem - ależ to przyjemnie daje w uda, polecam. :usmiech:

znowu ktoś mnie skomentował - towarzystwo w kapturach z popularnym klaskaniem i 'szybciej szybciej', bo wybrałam inną pętelkę niż zazwyczaj i biegłam koło pasażu handlowego. ale dzisiaj mnie to jakoś zeźliło wyjątkowo, gdybym była w bardziej bojowym nastroju to chyba bym coś odparowała, naprawdę... luuudzie, dajcie siana i dajcie biegać. :tonieja:

z przyjemniejszych... kupiłam sobie o takie oldskulowe gacie.
Obrazek
jejku, ależ mi się podobają!
i czapeczkę na upały. cały ostatni sezon się zaparzałam w zwykłych, a, że przyuważyłam taką przy okazji zamawiania spodenek, i jeszcze dałam za nią niecałe 3 dychy, to jest. http://sklepbiegacza.pl/img/products/cf ... 0583ee.jpg :usmiech: :usmiech:

miedź.
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

22.03.2012 - czwartek

4km interwałem po 5:11 + 8km po 6:19

no ładnie, 9 dni (9 DNI! :szok: ) do zawodów a ja sobie macheruję w treningach. :bum: no nic, teraz to już tylko ostatnie wybieganie w niedzielę i dużo 'mania nadziei'. :hahaha: miedź!
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

23.03.2012 - piątek
siłownia, trening całościowy na sprzęcie

24.03.2012 - sobota
12km po 6:09

standardowo dobieg z i na stadion, rozgrzewka, bieg ciągły i kilka rytmów - ok 4 czy 5.
w ogóle już mam ślad na ręce od garmina (słońce), a jeszcze się marzec nie skończył. :oczko: nie wspominając, że piękne podkolanówki zostały mi jeszcze z zeszłego roku.

25.03.2012 - niedziela
14km po 6:29

specjalnie wstałam o 7, żeby zdążyć pobiegać przed startem półmaratonu, staram się wspierać duchowo biegnących. :hej:

i chyba jednak polecę na coś wolniej niż 2h. nie wiem, czy będzie pacemaker na 2:15, na stronie nie ma informacji, ale w końcu to duży bieg. myślę, że tempo 6:00 będzie dobrym sprawdzianem. przede wszystkim chciałabym te zawody przebiec, nie zginąć po drodze i nie zatrzymywać się tylko dlatego, że wydaje mi się, że nie dam rady. tak tak, głowa jest tu kluczowym czynnikiem. :lalala: jeśli zostaną spore rezerwy - to super, podejdę wtedy do 2h u siebie na podwórku, chociaż trasa trudniejsza i cieplej będzie i (...).

miedź!
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

nie musicie czytać tego poniżej. :hahaha:
siema.
jestem ola, jestem początkującym truchtaczem i mam prośbę - jeśli kiedykolwiek mi jeszcze raz przyjdzie do głowy, że jest jakiś bieg, że jest to nawet fajny bieg i że chętnie bym tam pobiegła... to wybijcie mi to z głowy. :jatylko: tak tak, znowu narzekam, ale absolutnie nie kokietuję tym ciągłym wspominaniem o łamaniu dwóch godzin - nie jestem pewna siebie, swojej formy i organizmu. póki co tragicznie mnie ten półmaraton stresuje, chyba po prostu za dużo o nim myślę, jakby nie było wybrałam sobie ten bieg już w październiku i chyba oczekuję jakiegoś cudu, że oto adrenalina zrobi swoje i pobiegnę te dwie godziny, a pewnie na max 10. kilometrze zacznę jęczeć i skończy się jak w bytomiu... chyba nie jestem stworzona do biegania w obecności osób trzecich.
mogłabym oczywiście założyć sobie jakiś totalnie inny cel typu 2h30'. ale jakoś tak głupio, po kilku miesiącach niełatwego - jak dla mnie - treningu. no i jestem chyba zbyt świeża w tym wszystkim, żeby brać zawody tylko na przebiegnięcie.
nawet nie pamiętam w jakim czasie przebiegłam dzisiaj ten poznań we śnie... pamiętam tylko ogromną ulgę, że to już po. :zero:
obejrzę dzisiaj the spirit of the marathon. wczoraj też oglądałam kilka motywujących filmów, galerii zdjęć, albo przeglądałam teksty o tej tematyce... tyle, że w drugiej karcie miałam otwarte forum z ofertami ludzi, którzy chcą odkupić pakiet startowy. :bum:


27.03.2012 - wtorek
5,2km po 5:54 i 10 podbiegów po 60m

wieje okropnie. :oczko:

i w ogóle mam takie śmieszne ambicje, że chciałabym kiedyś, kiedyś, jak już mi minie wstręt do zawodów i jak zacznę biegać bardziej przyzwoicie, być pacemakerem na jakiś wolny czas typu 2:30 na półmaratonie... :bum: zagrzewać ludzi podobnych do mnie z chwili obecnej do walki, pomóc im przebiec, to musi być piękne przeżycie.

miedź.
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

29.03.2012 - czwartek

5,2km, w trakcie 5 przebieżek

.......................................

niom. to jesteśmy u bram. cofnąć się nie da i nawet nie chce. zaopatrzona w pozytywne nastawienie, siłę (w tym tygodniu póki co przebieg śmieszny, czuję, że mnie nosi lekko), glikogen i wodę czuję się gotowa do startu-starcia. starcia, a może raczej przetarcia? aż tak źle chyba nie będzie. adrenalina mi troszkę szumi w głowie. :usmiech:
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

a jednak dzisiaj. :hahaha:

01.04.2012 - niedziela
V półmaraton poznański
czas: brutto 2:11:32; netto wg garmina 2:08:45; netto oficjalne - 2:08:46
msce 3364 open :spoko:
msce kat k-18 123/342 - nie jest źle
msce kobiety 447/686

moje nastawienie z początku tygodnia (czytaj: nie chcę biec, to jest w ogóle głupie, po co, plpeple), które zdążyłam do piątku wyrzucić ze świadomości, odezwało się wczoraj za sprawą - a jakże - pogody. było po prostu koszmarnie zimno, zmarzłam już w trakcie podróży autem. grad, śnieg, deszcz i przede wszystkim wmordebardzoWIND! z tego wszystkie zaczęło mnie, tak na wszelki wypadek, boleć gardło, potem doszedł jeszcze katar. ale jednak nie chciałam rezygnować, o nie.

do hoteu dotarliśmy szczęśliwie, następnie za sprawą kilku zawróceń zaliczyliśmy halę arena - na której rodzicielstwo sprezentowało mi koszulkę termoaktywną nike :spoko: - i maltę, tak o zobaczyć, gdzie właściwie jutro będę biegać.

wieczorem wybrałam się na mały spacerek po poznaniu i gorącą czekoladę ze znajomymi, w ramach carboloadingu. :usmiech: ale o 23 byłam grzecznie w łóżeczku... co nie zmienia faktu, że nie wyspałam się ani trochę. :tonieja:
nie była to bynajmniej wina nerwów, po prostu ok 3ciej w nocy zaczęła mi strasznie napieprzać głowa, pewnie od zimna. nie miałam przy sobie żadnych tabletek, zresztą nie jestem typem, który od razu sięga po farmakologię. cierpiałam trochę, ale udało się zasnąć, niemniej jednak rano śniadanie jadłam w polarowej czapce (ciepło pomaga :tonieja: ) i łyknęłam apap. dobrze, że to zrobiłam, na początku biegu czułam jeszcze zaczątki jakiegoś bólu i na pewno bym puakała, gdyby się nasilił.

przy schodzeniu do auta upewniłam się, że chyba sami biegacze są tej nocy zameldowani w hotelu. :hahaha:

a właśnie, wychodzimy i... BUCH. wietrzysko. :spoko: przez okno jakoś nie było widać, żeby gałęzie się ruszały, trochę to była niemiła niespodzianka. no ale cóż było robić, jak już się ubrałam to przynajmniej spróbuję wystartować.
na samej malcie dosyć zmarzłam, ale gdy poszłam w okolice startu zaczęło świecić słońce, a i wiatr nie był już tak dokuczliwy, jak rano. wszystko super, gdybym jeszcze znalazła pejsów, a tak to biegłam trochę dziko. no i gdybym miała bardziej pusty żołądek - coś mi ciążyło, mimo, że rano mało zjadłam. na szczęście odezwał się dopiero na samej końcówce.

3,2,1... start. ruszamy. dość wolno, ja oczywiście się nie rozgrzałam bo po co. :ble: człapię sobie, żeby złapać rytm, wyprzedzam wielu ludzi, póki co nie mam prawa czuć wiatru, za dużo nas w jednym miejscu. jest okej, cieszę się biegiem i staram uśmiechać tak dla samej siebie - fotoreporterów jeszcze wtedy nie było. :hahaha: następnie koło ikei, osiedlem czecha - wciąż wyprzedzam co chwilę, próbuję się do kogoś doczepić, ale za każdym razem po kilkunastu krokach czuję, że mogę jeszcze, że jeszcze ta pani w spódniczce, ten pan w pomarańczowym... do 6km sukcesywnie przyspieszam.
następnie pamiętam punkt odżywczy na 10km na moście, z którego w dole widać szybciej biegnących. lecimy w dół, po punkcie zjadam trochę żelka, biegniemy dość małą uliczką pomiędzy domami, ludzie patrzą. :) na 11stym kilometrze kolejny zespół, piszę, bo jakoś o nim akurat pamiętam, zespołów było sporo i podobały mi się, fajnie motywowały.
teraz to my jesteśmy na dole i obserwujemy most, na którym widać dwie osoby, kończące bieg i odpowiedni samochód. pętla miała podobno jakieś 4km. słucham anegdotki o tym, jak to maratończycy na 32gim kilometrze nospę wzięli i jakie to ona mięśnie też potrafi rozluźnić... :hahaha:
lecimy, lecimy, na 15stym kolejny punkt i wreszcie popijam żel. nie zjadłam go dużo, ale miło napić się wody. następnie biegniemy garbarami, niedaleko miałam hotel i bez trudu rozpoznaję kolejne uliczki. przeglądam się przez przypadek w kilku szybach sklepowych - nie jest źle. :spoczko: tutaj też stoczyłam pierszą bitwę z grudą ziemi/błota, która nagle pojawiła mi się na prawym bucie i powodowała straszny dyskomfort. mianowicie, próbowałam ściągnąć ją w biegu, podskakując na jednej nodze. :spoko:
zawracamy i już wiem, że meta naprawdę blisko. staję na tę jedną sekundę, aby kopnąć w krawężnik i pozbyć się intruza, co niestety nie wychodzi, ale nie chcę przystawać na dłużej - lecę, próbuję jeszcze atakować ją czymś w rodzaju ślizgu. nie wychodzi. więc włączam muzyczkę i w rytm ...dyskoteki, chłopaki i ogólnie takie takie... przebiegam przez duże rondo tuż przed maskami aut. :spoko:
potem chyba był most, gdzie uśmiechnęłam się ładnie panu od fotomaraton.pl :hej:

kuuurcze, tak niedaleko, widać już maltę, a ja nagle tracę parę w nogach. :hahaha: dobrze, że w nogach, a nie w oddechu, bo to zwykle było moim problemem, że za szybko. zwalniam nieco, daję kilku osobom się wyprzedzić, ale nie za wielu, oj nie. lekki podbieg przeżyłam, następnie punkt z wodą, wychyliłam 3 kubeczki, 2x woda i jeden powerade (z czego ta jedna woda tylko po to, żeby pozbyć się smaku powerade :hahaha: jakoś wcześniej miałam z nim same dobre wspomnienia). niestety, zaczynam czuć żołądek przez niego i naprawdę się cieszę, że meta blisko. biegnę, biegnę, nie mam trochę sił na żaden finisz skoro kolejny raz na trasie wydaje mi się, że zaraz śniadanie wróci na zewnątrz. :hahaha: mijam metę :spoko: , odbieram folię, medal, pałerejda (jeszcze się nie nauczyłam, żeby go nie brać? :hahaha: potem znowu popijam wodą) i różyczkę. :usmiech: jestem chyba dość zadowolona, najbardziej z tego, że pobiegłam w miarę równo, że przebiegłam całość bez kroku marszu i że nie spękałam koło 13stego, gdy głowa nagle zaczęła nadawać (matko, przecież zazwyczaj biegam długie wybiegania po 14km, skąd wiem, co będzie potem, i ta długaśna ulica, a jak nie dam rady i znowu wrócę z podkulonym ogonem :szok: ).

a najbardziej boli mnie po tym wszystkim pupa. :bum: chcę, żeby mnie bolało, niech chociaż będzie jakiś dowód tego biegu. :hahaha: bo ogólnie już teraz jakoś szczególnie zmęczona nie jestem, tyko czuję, że znowu ta biedna głowa zmarzła. :bum:
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

dżem dobry.
(a dobry, dobry, dziękuję :oczko: )

'generalnie sprawa wygląda żałośnie', jak to powiedział kiedyś piotr rogucki na jednym z koncertów na którym co prawda nie byłam, ale mam stamtąd nagranie. ogólnie to po połówce najpierw odpoczywałam... potem popadłam w jakieś marazmy i nie miałam ochoty dokładnie na nic, ledwo się z łóżka zwlekałam tak po prawdzie. a potem spadło na mnie z pełną mocą poczucie obowiązku.
zasadniczo, póki co, przez jakieś jeszcze 3 tygodnie, bieganie na pewno nie będzie moim sensem życia. chyba dalej sprawia mi frajdę, ale bywają inne ważniejsze rzeczy i nie mogę się oszukiwać, że nie muszę się na nich skupiać, bo muszę. tzn. bardzo powinnam. :oczko: zamierzam biegać sobie wg ochoty, czyli w praktyce będą to pewnie krótkie szuranka po 5km. :oczko:
polubiłam też ostatnio wszelkie formy lekkiego tupania i skakania w rytm muzyki i głosu prowadzącego, w tym tygodniu już 2 razy tuż po przebudzeniu pierwszą czynnością było włączenie sobie czegoś z 'fitness' w tytule na jutjubie. :oczko:
na połówkę opolską się nie zapisałam, wciąż nie wiem, czy tego nie zrobię - chociaż byłoby to tylko na przebiegnięcie, bo wypadłam raczej z cyklu treningowego. trochę tylko boję się rozproszyć.

to jeszcze foteczki z poznania, o którym już zapomniałam, jak pisałam wczoraj w komciach.
uno, due, tre, outfit, w folię się owijam.. ..owinęłam. :bum:

a na jutro szykuje się szatański trening. szczegóły po realizacji. :bum: :bum:
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

25.04.2012 - środa
ogółem 7,5km, w czym aktywnie 5,5km po 6:10 (z podbiegami)
dzisiaj miszmasz. kilka przyspieszeń (po 1,2,3,2,1[']), potem 10 60m podbiegów.
po drugim przyspieszeniu zagadał do mnie jeden starszy pan, siedzący nieopodal na ławce, bo akurat kręciłam kółka na mini bieżni. udzielił kilku porad dot. diety, mówił, że nie ma co się męczyć z bieganiem, potem pogadaliśmy trochę o różnych innych sprawach jak polski rząd, wiek emerytalny i polskie telewizyjne programy rozrywkowe. :hahaha: także tam wpadła jakaś przerwa, w sensie no prawie pół godziny - teraz dopiero spojrzałam i się zdziwiłam. :szok:

zmachałam się trochę na podbiegach, bo biegłam je wszystkie pod stromą górkę i pod koniec serii już miałam troszkę waty w nogach. :hahaha:

w ogóle to bieganie strasznie czas kradnie, ledwo wstałam, pobiegałam, śniadanie zjadłam dopiero o 11.30 a tu jeszcze tyle roboty. :orany: szybciej trzeba, szybciej, to nie byłoby problemu. :bum:

a ten trening niedzielny...

sprawa była tego typu, że chel-tata w chwili przypływie sił młodzieńczych i chyba męskiej dumy stwierdził, że on to by taki półmaraton przebiegł po tygodniu przygotowań. bo w wojsku biegał codziennie 5km rano i nie było, że boli. :spoko: w sobotę temat powrócił i ustawiliśmy się na niedzielnie wspólne bieganie. na moje pytanie 'tato, ale ty przebiegniesz 5km?' usłyszałam PFFFFFFF - spokojnie powstrzymałam się od komentarza i ustaliliśmy, że ową piąteczkę przebiegniemy.

jak się można było spodziewać, 5km nie przebiegł. pierwszy odcinek miał 250m, potem tak ok 200-300, po niecałych 2km takiego marszobiegu (szkoda, ze ten bieg to był po 5:30, jak proponowałam, żeby zwolnił, to słyszałam tylko CO MAM W MIEJSCU SKAKAĆ?) na jednym rozwidleniu rozstaliśmy się i ja pobiegłam większą pętlę, on marszobiegał mniejszą. potem stwierdził, że widok samochodu to był jeden z najpiękniejszych widoków dla niego w ostatnim czasie. :spoko: po zrobiliśmy rozciąganie i ćwiczenia kledzikowe.
ja w końcu zrobiłam 6km.

śmiać się z tego mam prawo, bo tata nie jest początkującym biegaczem, on biegać absolutnie nie chce, to chodziło tylko o tę dumę. no, i od niedzieli już nie słyszę, że mogłabym ustalić sobie cel przebiegnięcia dystansu równika w ciągu pięciu lat. :hahaha:

a btw na połówkę opolską dostałam numerek startowy 1234. :hejhej:
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

czwartek - 5,2km po 5:45, piątek - siłownia, wczoraj - 2,5km po 5:30, dzisiaj 3km po 5:49

eee... :bum: :bum: nie wiem, nie wiem, co z tego będzie, ale trudno. :sss: miedź!
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

01.05.2012 - wtorek
5,7km po 6:13 + 10 podbiegów 60m
o 13, próbuję się aklimatyzować. :bum: ludzi w parku sporo, poza tym jakiś festyn tam się rozkładał, ale biegacz tylko jeden - ubrany na czarno, bez czapki. :ojnie: słońce dawało masakrycznie, na jednym podbiegu aż olałam wszelkie kwestie estetyczne i podwinęłam koszulkę. :hahaha:

w uszach niezawodny dub fx oraz chłodząca piosenka. na mnie działa, polecam spróbować*.
* - ale ja jestem dziwna. mam też piosenkę na ból głowy. :jatylko:

w ogóle ostatnio chodzę sobie w glajdzioszkach tak w cywilu. :bum: wynika to z faktu, że to moje jedyne w zasadzie buty sportowe (oprócz jednych, które są tylko na siłownię i tego typu zajęcia, nie chodziłabym w nich bo nie są ani ładne ani przesadnie wygodne), a ostatnio nic nie robię tylko tuptam po tym mieście wte i wewte. :bum:
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

06.05.2012 - niedziela
III półmaraton opolski

jakieś 2:16 mam. jestem zarąbista! :hej: :hej: i bardzo miło się biegnie na swoich śmieciach. :usmiech:
blog
komentarze

the best is yet to come!
Awatar użytkownika
chel
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 668
Rejestracja: 17 lip 2011, 13:59
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

O JEZU!! NAPISAŁAM MATURY. :hej: :hej: :hej:

na opolską połówkę zapisałam się na dwa tygodnie przed zawodami, tata mnie namówił no i wiedziałam, że będę żałować, jeśli nie pobiegnę w tym roku. miał biec jeszcze mój znajomy, ale w końcu zrezygnował.
bardzo średnio to wszystko widziałam. :hahaha: tak biegałam albo nie biegałam, miałam milion rzeczy na głowie, co zaowocowało tym, że w sobotę przed odebraniem pakietu trochę jęczałam, że chyba nie pobiegnę albo pójdę po prostu pokibicować. w niedzielę rano założyłam sobie, że jeśli będzie mi źle, niewygodnie, zmęczono czy cokolwiek, to zejdę sobie na luzaku po pierwszej pętli.

ostrożnie ustawiłam się za pejsem na 4:30 (specjalnych na półmaraton nie było). atmosfera w grupie - świetna, mimo, że nie gadaliśmy za bardzo (tzn. ja), to bardzo mi się podobało i wcale nie było nudno. stąd pozdrawiam panów pejsów, jeśli jakimś cudem są na forum! :hej: także muzyki nie słuchałam przez cale pierwsze kółko.

szczerze? myślałam, że wysiądę po maks. 5 km. tyle chciałam się utrzymać z ekipą jako cel podstawowy. ostatecznie leciałam z nimi do ok 12km, gdzie dawno niećwiczone mięśnie niestety upomniały się o swoje prawa. potruchtałam trochę tyłem, ale jakieś 2km później stwierdziłam, że wolę pomaszerować chwilę, niż na siłę truchtać po 8'/km. z plusów - oddechowo nie umierałam w ogóle! :hej:
resztę trasy w większości przebiegłam, na bardziej stromych podbiegach maszerowałam, ale tempo nie zeszło na żadnym km poniżej 7:35. :P czas ostatecznie mam 2:16:45.

na całej trasie były 3 punkty odżywcze wraz ze szlaufem. gorąco nie było, ale trochę parno i wilgotno, także z prysznicu skwapliwie korzystałam. :spoko: :spoko: bardzo fajnie się biegnie u siebie! bałam się, że znając wszystkie miejsca, zacznę swoje negocjacje z nogami albo odliczanie kroków do sklepu X czy coś takiego. a jednak nic takiego. kibice świetni, mimo, że to nie jest (jeszcze :)) bardzo duża impreza, to naprawdę motywowali i czuło się energię. :usmiech: :usmiech:

notka do siebie na przyszłość: nie odkładać pisania relacji na później, bo potem się już nic nie pamięta. :bum:
blog
komentarze

the best is yet to come!
ODPOWIEDZ