Aśka: back for my back ;)

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Sb, 14 maja 2011

TRENING
Zero ćwiczeń, zero biegu, krótka rehabilitacja - absolutnie podstawowa, bo mocny niedoczas z powodu tzw. życia i spraw róznych.
Plecy bolą jak jasna cholera, ruszać się nie mogę :/



Nd, 15 maja 2011

TRENING
Znów podstawowe ćwiczenia rehabilitacyjne i wsjo - nie niedoczas dziś, tylko ból :/ Nieco mniej, ale dalej napiernicza ostro.



Pn, 16 maja 2011

TRENING + REH

Rehabilitacja: jakieś 1,5 godz. w Ortorehu. Najpierw szybko brzuch, potem u Maćka naciąganie. Jejaaaaaaaaaaaaaa! Ulga nieco, ale boli wciąż. Powiedział, że ból jest ok., jeśli najpierw była ulga po tym, co zrobił w pt (przez parę godzin była), ale jeśli trzymało kilka dni, to zły znak. Dobry, jeśli trzymało, ale coraz mniej. I jestem w kropce, bo było coraz mniej, ale czy dużo mniej z dnia na dzień? Nie wiem… Troszeńkę… Tak czy siak, dzisiaj robił nieco lżej na wszelki wypadek.

Potem jakieś 45 minut ćwiczeń, w międzyczasie jeszcze prądem "nałożył" mi lekarstwo na kaletkę, Olfen.

Nie wiem, czemu, ale dziś poczułam znów kaletkę - czyżby ruszenie jej prądem ją nieco ruszyło znów? Oby to był dobry znak i niech to się już serio goi.

BIEGANIE
Sam trening - bieg. 3 km, dobre tempo. Tempo mam lepsze, niż przed kontuzją. Nie wiem, czy to dlatego, że biegam krótsze dystanse i się nie boję pobiec nieco szybciej - nie boję się, że mi sił zabraknie, czy jak… Muszę no z Tomkiem pogadać, że jeśli to stricte psychiczna sprawa (ok., fizyczna trochę też, bo łapię zadychę i robię 200 m przerwy w marszu), to chcę dokładać na każdym biegu max 0,5 km, w tygodniu w sumie +1 km w dni "wybieganiowe". W cudzysłowie, bo trudno 3 km nazwać wybieganiem ;) Muszę zapamiętać, żeby jutro z Tomkiem o tym pogadać - jak się znam, ze łba wyleci… :D

Ok., cyferki:
Dystans: 3,02 km
Czas: 00:16:49
Śr. tempo: 05:34 min/km
Avg Moving Pace: 05:14 min/km - czym się te dwie wartości różnią?

Podział:
1 km - 05:32
2 km - 05:43
3 km - 05:22

Po powrocie kolejna dziś sesja rozciągania - łomatko! Plecy czuć, w krzyżu ciągnie; jak się zwijam w kłębek - ciągnie inaczej, tak hmmm ciągnąco, a nie to, że tylko boli, jak do tej pory. Ciekawe, czemu - czy to efekt tego, że nieco prostsza ta kość teraz, czy co?

Włączam też powoli ćw. siłowe - powolutku, pomalutku, żeby to jakoś na powrót w plan dnia wpleść, bo straciłam wprawę nieco. Także 30 pompek, 30 przysiadów, 30 brzuszków (poza napinaniem "z okazji" rehabilitacji, rzecz jasna) - na szybko, na krótko, ale done. ;)


Wsjo, spać.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Wt, 17 maja 2011


Rowerek zamówiony :D
Kupiłam przełaj - powinien być nieco bardziej uniwersalny, niż szosówka - w las można na tym pojechać, wedle zapewnień na różnych forach. Ok., nie jest to cross czy mtb, ale też nie szosa, więc nie aż tak delikatny. Powinno być ok., zatem ;)
Wygląda cudnie na zdjęciu - jak szosowy wymiatacz :D Zobaczymy, jak przywiozą, czy sam jedzie, jak to określił jeden ktoś, kto na fotach oglądał ;)


TRENING


BIEGANIE


3 km z przerwą (zadycha - aaaaaaaa!), na Agrykoli, z grupą, jeje! Od razu lepiej, jak sobie człowiek pogada :)
Czas: 00:16:56
Dystans: 3,01 km
Śr. tempo: 05:37 min/km

Podział
1 km - 05:28
2 km - 05:31
3 km - 05:53

W połowie mniej więcej przerwa i trochę rozciągnięcia, potem dalej, ale tempo już spadło nieco ;)

I tu pytanie do speców od sport tracksa, którego od wczoraj próbuję oswoić: drugi kilometr mi pokazał, że w 9 minut przebiegłam - pewnie wliczył czas, w którym stałam, gadałam, rozciągałam się - a na garminie była pauza wciśnięta. najchętniej bym miała obie dane: i przebieg z wliczeniem pauzy, w końcu to wpływa na trening, ale też chcę mieć tempo drugiego kilometra z pominięciem pauzy - da się? bo jak zliczył średnią, to wyszło, że liczył sam czas biegu (16 min. z okładem), a jak mi pokazuje dane szczegółowe, to drugi kilometr jest 9 minut. na stronce garmina jak wrzucam trening, to pokazuje, nie wliczając tej pauzy, stąd wiem, jakie miałam tempo na drugim km. ale w programie da się to jakoś wyłuskać?



BASEN

Od razu po Agrykoli (na Agrykoli czekałam na koniec treningu, potem jazda autem, więc z 40-50 minut na bank było przerwy, rzecz jasna - rozciąganie również.

Na basenie hmmm czemu wtorki są zawsze najbardziej męczące?
Tak czy siak: najpierw rozgrzewka, potem hmmm kurna, sklerozę mam…
○ Na bank było 4x50m (25m kraul pięści, 25 m kraul "czysty),
○ później pływanie z ósemką między nogami i dbanie o wysoki łokieć - kiepsko mi wychodzi.
○ Potem pływanie na boku w płetwach
○ Potem chyba jeszcze coś, nie wiem :D
○ 4x 75 m z narastającym tempem w ramach tych 75 m - czyli 25 m spokojnie, 25 szybciej, 25 jeszcze szybciej, 20 sek. przerwy i kolejne 75 m
○ Potem musiałam zrobić przerwę plecom i je ponaciągać nieco, na koniec 50m luźno grzbiet

Zmęczona dzisiaj jestem…
Nie wiem, czy to przez sam basen, czy przez połączenie - w jednym dniu daaaaaaaaaaaawno nie było 2 treningów (nawet, jak ten pierwszy krótki).





ŻARŁO - od dzisiaj spisuję, żeby się w ryzach trzymać:
1. Śniadanie: musli miseczka
2. Obiad: pieczone ziemniaki z wczoraj, mieszanka warzywna Jackowej roboty - soczewica, papryka, kiełki jakieś, pieron wie, co tam było - smaczne ;)
3. Kolacja: musli znów, nie miałam siły kombinować nic więcej po basenie, ale trzeba będzie przemyśleć kolacje
4. Pomiędzy: jabłko po bieganiu a przed basenem
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Śr, 18 maja 2011

REHABILITACJA

Dzisiaj na spokojnie, poćwiczyłam brzuch i przy okazji Beata mnie skorygowała trochę, bo źle robiłam, jak się okazuje.
Potem masaże i nastawianie miednicy i kości krzyżowej - krystepanie, co oni ze mną robią! Zwieszam się na łóżku, a Beata ciągnie tę kość, żeby dziada ustawić, jak natura przykazała ;) Potem miałam odpocząć, już nie ćwiczyć.

Zapodali mi jeszcze Olfen na kaletkę - ciągle tam jakiś syf jest, po tak ot już nie czuję, ale po zabiegu boli...



Treningu niet, musiałam odpocząć po wczorajszym. Jutro w planach basen i jak się uda czasowo, to krótki bieg. Poza tym muszę no wprowadzić dwie nowe zasady i proszę o kopanie po tyłku, jak nie będę się stosować do auto-zaleceń:
1. spisuję żarło
2. codziennie macham poranny starter, tj. kilka pompek, kilka brzuszków, kilka przysiadów i wymachów - tak, na rozgrzewkę i codzienne cokolwiek jako rutynę.


ŻARŁO
1. Śniadanie: grahamka z pasztetem z ciecierzycy (słoiczkowy, nie domowy :( ), jakieś ogórki, sałaty etc.
2. Obiad: makaron ze szpinakiem świeżym mniaaaaaaaaaaaaaam i sałatką z soczewicy made-by-Jacek
3. Kolacja: naleśniki z jabłkami - znowu mniaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam! ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Czw, 19 maja 2011

TRENING

SIŁOWE
krótko, ale zgodnie z planem:
30 przysiadów, 30 wypadów
40 pompek
ok. 60 brzuszków

BASEN
rozgrzewka: 150 m na przemian 25m kraul, 25 grzbiet
potem - ??
potem: 1500 m:
1) 500 m kraul same ręce, ósemka między nogami
2) 500 m kraul czysty w płetwach (zrobiłam 50 m więcej :P)
3) 500 m kraul czysty bez płetw (zrobiłam 50 m albo 100m mniej)
Razem wyszło na bank 1400 m, 45 minut? Szału ni ma, ale też wielkiej tragedii ;)

są pierwsze efekty power breathe. nie pisałam, ale sobie kupiłam, bo poczytałam i na forach rowerowych, i pływackich, że rzecz się sprawdza, zwłaszcza odnośnie początkujących pływaków. na razie nie ćwiczę konkretnie - ot, codziennie, jak sobie przypomnę i znajdzie się w zasięgu ręki, robię kilka szybkich, głębokich wdechów i długich, powolnych wydechów.
efekt: już nie walczę o życie przy pływaniu na 3. dzisiaj prawie całe 1500 m przepłynęłam w ten sposób - cud! jeszcze niedawno max kilka basenów, potem basen odpoczynku na 2, dzisiaj - na 3 niemal full, jea! dzięki temu zdecydowanie łatwiej pracować nad techniką, bo jak wyjmowałam ciągle głowę na jedną stronę, to płynęłam bardziej na jednym boku non stop i nie dało się aż tak pracować nad rotacją.

elementy do poprawki:
- łokieć ręki, która jest pod wodą - prostuję go i "szoruję" po dnie niemal, zamiast trzymać zgięty i zagarniać wodę jak łopatką
- zbyt szeroko wkładam ręce do wody - dzisiaj mi Tomek na to zwrócił uwagę i najpierw myślałam, że będzie mi ciężko wkładać je bliżej osi ciała i jednocześnie pracować nad łokciem pod wodą, ale chyba jest łatwiej, wbrew pozorom
- kolana - jak pływałam z ósemką, to mi Tomek powiedział, żebym - nie pracując nadal nogami - mimo to je wyprostowała. miałam wrażenie, że przyspieszyłam tylko dzięki prostym kolanom. zresztą, to nie było chyba czcze wrażenie, wyprzedziłam Grześka dwa razy. miał chyba mały kłopot z tym ćwiczeniem, ale kuuurka, czasem go doganiam, wyprzedzić, owszem, w dodatku 2x - jeszcze nigdy mi się nie udało. tak więc nogi do wyprostowania też idą ;)

chyba wsjo

nie czułam dziś zmęczenia niemal. pod koniec trochę, odpoczywałam parę razy żabką na 10-15 metrach, ale generalnie bez zadychy, jest ajri ;)

rzecz zaskakująca, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało - dziś na basenie zaschło mi w gardle... ok, jakieś 1400 m niemal bez przerwy, więc nie ma jak, za przeproszeniem, gęby zwilżyć, bo woda może i się wlewa, ale wszak nie ma kiedy przełknąć - więc logiczne.
niemniej, brzmi głupio..


REHABILITACJA ETC.

wzmacnianie brzucha, pośladków,
rozciąganie,
rolowanie na wałku nóg - piszczele, uda, biodra, kolana

kaletka nie boli, chociaż bolała dziś dość konkretnie, jak szłam na basen.
bolały też plecy - oj, bardzo bolały. żałowałam, że tych hmmm 500? 1000? nie wiem, ile ja tych metrów na basen mam, w każdym razie serdecznie żałowałam, że nie pojechałam autem, tylko dźwigam tę pieprzoną torbę, wypchaną ręcznikami, klapkami, płetwami (najcięższy dziad) i innymi pierdołami, którymi spokojnie można byłoby wielbłąda objuczyć i też by wesoły nie był.

doszłam na basen z krzywą miną, z równie krzywą oznajmiłam Tomkowi, że ja chyba dzisiaj nie w sosie, plery bolą i ma mnie nie męczyć.

po pierwszych metrach z ósemką między nogami klęłam w duchu, bo to obciąża mocno odcinek lędźwiowy, ale po chwili przestałam zwracać uwagę. jak była chwilka wolna, to naciągałam krzyż o brzeg basenu, po wyjściu - nie czułam prawie wcale bólu.
zaskoczenie to dla mnie, bo po ostatnim basenie było niedobrze.

jeszcze większa ulga po ćwiczeniach na brzuch - wielkie uff. teraz nie czuję niemal nic, dobre uczucie. nie znoszę tego chrzanionego bólu pleców, tak swoją drogą. nic, jeszcze parę miechów roboty, konsekwencji i regularności i może nie będzie po wszystkim, bo konsekwencja i regularność forever, ale przynajmniej boleć przestanie - tak mi mówią, i tego się będziemy trzymać ;))

ŻARŁO
1. śniadanie: naleśniki z truskawkami
2. obiad: zapiekanka z kaszy gryczanej i tofu, surówka z kalafiora i rzodkiewki, kotleciki z grochu
3. kolacja: grahamka, miska truskawek
4. w międzyczasie: kotlet z grochu, truskawki ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Pt, 20 maja 2011

Od rana bolą plecy, boli też mocno pośladek, lewy zwłaszcza.
Boli też dziś kaletka - nie wiem, czy po wczorajszym basenie?
Beata kazała mi więcej spać, bo sen leczy, a ja śpię za mało. Orajt, pracuję nad tym tak czy siak, popracuję więcej ;)


REHABILITACJA ETC.

Ortoreh

Najpierw chwila ćwiczeń na brzuch.
Potem Beata mi nastawiała kość krzyżową, pracowała też nad mięśniami pośladków - ponapinane znowu dziadostwo, że matko swięta - napiernicza! Ała ała ała! Ale rozluźniła nieco.

Potem jonoforeza czy jak to się zwie - aplikowanie lekarstwa prądem do kaletki. Kaletka bolała dziś.

Potem ćwiczenia już konkret:
brzuch, tyłek, wałkowanie konkretne, rozciąganie, batuta

Na koniec plastry ponaklejane na tyłek (lewy pośladek boli) i na krzyżową okolicę.


ŻARŁO

1. Śniadanie: grahamka plus pomidory, rzodkiewki, sałata itd.
2. Obiad - jak wczoraj: zapiekanka z kaszy gryczanej i tofu, surówka z kalafiora i rzodkiewki, kotleciki z grochu
3. Kolacja: 2 kromki ciemnego chleba plus jakieś ogórki etc.
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Sb, 21 maja 2011

TRENING

SIŁOWE
po 20 przysiadów i wypadów (nogi "stężałe", a długi rowerowy dzień przede mną, o tym za chwilkę... :)
30 pompek
100 brzuszków różnych

ROWER
No, test roweru w praniu :D Wczoraj kurier przywiózł, poskręcałam pedały i kierownicę, jak umiałam, czas pojeździć :D
Wczoraj wieczorem kupiony kask, uchwyt na bidon, światełka jakieś, bo nie wiem, kurna, ale chyba jak wyjeżdżam na szosę, to światła powinnam mieć, jako i auto ma ;)
I w drogę!

Bałam się, że mi tyłek odpadnie, no i zabiję się na tym cienkim czymś - kolarka to nie jest, tylko przełajówka, ale i tak od mojego starego dobrego górala różni się znacznie. Bałam się też, że mi plecy wysiądą już na drugim kilometrze - nieraz mi na rowerze dawały mocno w kość, a tu jeszcze te wszystkie bóle nasilone ostatnio ogólnie, plus jeszcze bardziej - z powodu intensywnej rehabilitacji... Było się czego bać...

Poszło jak po maśle :D Wprawdzie grupa zdążyła mi umknąć, bo pojechałam nie taką drogą, jak powinnam, straciłam cenne minuty i reszta, spodziewając się pewnie, że olałam sprawę, pognała w siną dal. Dobrze, że dodzwoniłam się w końcu do jednego z nich i poczekał na mnie, raźniej mi się jechało ;))

Tak, czyli na start - moje klasyczne warszawskie zgubienie drogi i wywalenie mnie przez asfalt zupełnie nie tam, gdzie planowałam... Gnałam więc, ile się dało przez skrzyżowania, światła, chodniki, pieszych, psy, samochody - i tak od domu do Lasku Bielańskiego, potem szosą wylotową z Wawy na Łomianki - tu już duuużo lepiej, bez przeszkód. Po drodze jeszcze mnie Zbyszek przerzutki nauczył zmieniać, bo na kolarkowatych kierownicach nieco inaczej i mi się zapomniało, jak to było - wstyyyyyyyyyyd! ;))

21 km, dojechaliśmy nad jeziorko, gdzie się grupa moczyła w piankach. Miałam też popływać, ale doszłam do wniosku, że woda chyba jednak wciąż za zimna. Obfotografowałyśmy z Adą, która też nie pływała, resztę, i ekipa pojechała na 80 km trening, ja wróciłam do domu, bo na pierwszy raz po kontuzji i bez treningów 40 km z przerwą w sam raz ;). Znów się nieco zgubiłam, ale zgubienie się tym razem wyszło na dobre, bo trafiłam na trasę, którą chciałam jechać od początku, tylko rano jej nie znalazłam :D Dodam, że to duże warszawskie ulice, no, ale... Ale. ;)


Wrażenia z jazdy? Miodzio! Dupa boli, ok, mimo gaci z "pieluchą", ale trochę trzeba przywyknąć, a potem się rozejrzeć za babskim siodełkiem chyba.
Niemniej, plecy jak marzenie. NIE CZUŁAM NIC! NIIIIIIIIIIIIIIIIIIC! Jak widać, rower należy dobierać fachowo, podać miłemu sprzedawcy wszystkie niezbędne wymiary i niech pan, co się zna, dobierze ramę... Nie wierzyłam, że ma być tyle a tyle cm, ale powiedział, że tak, on by tę właśnie doradzał i nie, większa nie dla mnie. Wątpliwości miałam wielkie wielkie, zwł. że rower kupowałam wysyłkowo i nie było jak zmierzyć do siebie i się przejechać, ale stwierdziłam, że ok, biorę, przecież mi kitu nie wciska - wie, że kupię rower tak czy siak, więc na rozmiarze ramy chyba chłop ani nie traci, ani nie zyskuje?
Jak rower przyszedł, miałam wątpliwości (wczoraj) - czy aby nie za mały? Czy plecy moje nie będą krzyczeć i wrzeszczeć, że kasę w błoto wyrzuciłam i sprowadziłam do domu jakiegoś małego wypierdka? :///
Po dzisiejszej jeździe i powrocie do domu, wejściu po schodach w pozycji wyprostowanej, a nie od bólu zgiętej, cofam wszystkie wątpliwości ;)) Ok, jak pojeżdżę większe dziesiątki km, pewnie nie raz i nie dwa razy plecy się odezwą, ale kiedyś odzywały się niemal na starcie ;))

To samo z kierownicą - na moim góralu mam ją chyba za daleko i często łapię palcami, żeby nieco zmienić pozycję. Tu nie miałam w ogóle takich ciągot. Mniam! ;)) I rogi bardzo wygodne są, plus bardzo wygodnie, prosto i szybko zmienia się ustawienie rąk na kierownicy - mniam! Tak, się cieszę się z rowerku bardzo ;)))


REHABILITACJA ETC.
Po rowerze najpierw krótkie, szybkie rozciąganie, wieczorem: 40 min. konkret plus wzmacnianie brzucha, batuta itd.


ŻARŁO
1. Śniadanie: musli home-made z mlekiem sojowym, kakao (przed rowerem)
2. Obiad - trochę kuskus z warzywami, sałatka z ciecierzycy i fasolki, kiszona kapucha, 3x kofta (takie kulki warzywne) / (po rowerze ;))
3. Kolacja: 2 kromki ciemnego chleba plus jakieś ogórki etc., 2 jajka
4. Pomiędzy: 1 litr isostaru na rowerze, 2 małe energetyczne żelki, jabłko, kakako (na sojowym mleku, rzecz jasna ;)), wieczorem piwko


wsjo ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Nd, 22 maja 2011

Free :D

Dzisiaj dalej plecy nie bolą, chociaż już zaczynam nieco czuć, ale kuuurka, no, żyć nie umierać po wczorajszym rowerze.


ŻARŁO

ŻARŁO:
1. Śniadanie: 2 kromki ciemnego chleba z parówką sojową i pomidorem)
2. Obiad - ziemniaki, kotleciki z soczewicy (wyszły dziś przednio ;)), ogórek kiszony, grzybki marynowane
3. Kolacja: ?
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Pn, 23 maja 2011


TRENING

SIŁOWE

Krótko, szybko, planowo - jeje! ;))

Tj.:
1. nogi 60 przysiadów i wypadów
2. ręce 40 pompek
3. brzuch jakieś 100-120 różnych brzuszków, spięć, skośnych itd.

Potem chwila wzmacniania brzucha wg ortorehowych instrukcji, trampolina (kupiłam do domu taką małą, bo po prawidłowym wykonaniu ćwiczenia - wow! więc w domu pilnie ćwiczę, i mam wrażenie, że w końcu bardziej prosta jestem, więc zdecydowałam się zakupić sprzęciwo fachowe), i wio do roboty i do Łodzi znowu wyjazd.

Przez wyjazd i powrót wieczorem nie zdążyłam dziś pobiegać :/ Mam nadzieję jeszcze rehabilitację później porobić, chociaż wyjątkowo mi dobrze z plecami - w sumie ich nie czuję od sobotniego roweru :D


ŻARŁO
1. śniadanie: musli - mało, na szybko, bo pędem kilka rzeczy zrobić i w pociąg i do Łdz
2. obiad: mocno przeciągnięty, koło 17 dopiero :/, w green wayu: ciecierzycowe kotleciki, surówki jakieś, ciemny ryż
3. kolacja: znów późno, bo do Wawy późno wróciłam - smażone (aaaa! :)) boczniaki, grahamka, piwko
4. pomiędzy: 2 żelki małe energetyczne - miałam rano iść biegać, telefony się rozdzwoniły i dupa
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Hej Wam ;)

Coś mi się ostatnio pisać nie chce - sport tracks zabił mój blog, bo teraz piszę sobie sama notatki i mi się nie chce powtarzać :D
Ale się pewnie niedługo poprawię. Niedługo... ;)

Biegam wciąż powoli, jeżdżę na rowerze też powoli, ale coraz więcej, pływam 2x w tygodniu i wsjo.

Jem dużo bardziej regularnie - poradziłam się pani dietetyk, co z tymi moimi nadmiarami mogę zrobić i mam nadzieję, że jej rady i podpowiedzi, co jeść, zdadzą egzamin, o czym - rzecz jasna - poinformuję radośnie (jak w końcu będzie o czym :D).
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Może jeszcze w ramach ciekawostki powiem Wam, że wczoraj pierwszy raz pływałam w rzece kraulem - zanurzając głowę pod wodę. Aaaaaaaaaaaaaa! Się lękam się! Tak - ryb, nie ryb, widoków przeróżnych straszliwych, z durnych filmów zapamiętanych...
Woda ponoć najczystsza, jaką można znaleźć w okolicach Wawy, ale widoczność hmmm No, rękę swoją widziałam, acz niezbyt zarąbiście, poza tym - żółto-zielona zupa. Fuj!

Grupa płynęła szybciej, bo byli w piankach, jak odpłynęli, to ja przeszłam na prezesowską żabkę, żeby głowę trzymać nad wodą jednak... Próbowałam momentami zanurzać, ale durnie się czułam strasznie --> już wiem, nad czym muszę mocno popracować :D

Potem pożyczyłam piankę na chwilę - nie wierzyłam, ale faktycznie, lepiej się człowiek czuje, mimo, że pianka na głowę nie zachodzi, ale w głowie o niebo lepiej. Nie powiem, że jakoś super hiper od razu, ale lepiej...

No i zaleta trenowania, a nie pluskania się w rzece, jest jedna: całe rozwrzeszczane "wakacyjne" towarzystwo zostaje w promieniu 5 metrów od brzegu, tłocząc się i męcząc, środek rzeki już jest tylko dla nas :D
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Żeby dać sobie kopa w tyłek i już trochę zmienić podejście, zmieniam tytuł.
W końcu doraźna robota nad kontuzją zrobiona, teraz działanie bardziej długofalowe, ale już mogę spokojnie wracać do treningów i wchodzić powoli na wyższe obroty, więc niejako kolejny etap ;)
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Pn, 6 czerwca

Po tygodniu bólu pośladka niemal non stop - dzisiaj wieeeeeeeeeeeeelka ulga, nie wiem, co jest przyczyną. Wczoraj trochę rozciągałam, oglądając TV, i w sumie dość długo naciągałam na kilka sposobów, więc może to coś dało? W każdym razie, czuć jeszcze troszkę, ale nie tak cholernie, jak przez cały tydzień.

Poza tym plecy nie bolą, jeje! ;)

ŻARŁO

Diety dzień 4, już nie jestem non stop głodna.

ŻARŁO:
1. śniadanie: kromka razowca z pasztetem warzywnym, ogórek, pomidor, banan
2. II śniadanie: truskawki, wafel ryżowy
3. obiad: home-made warzywa z patelni: cukinia, marchewka, papryka, ogórek, pieczarki, trochę brązowego ryżu
4. podwieczorek: truskawy, kromka razowca
5. kolacja: (będzie za chwilę) bruschetta z pomidorem - mniaaaaaaaaaaaam! :D --> tu się przyznam, że robię wyłom, bo miało być na dziś co innego, ale dostałam pozwolenie zamiany, jak mi coś nie podpasi, a czasu nie miałam na robienie tego, co było przewidziane na dziś, będzie jutro.

Generalnie jem smacznie, ale wg wytycznych pani dietetyk, więc wielka nadzieja, że wreszcie pójdzie w dół. Wielka, wielka! ;)


TRENING: BIEGANIE

Dzisiaj bieganie, poprzedzone krótkim obwodem - 5 minut dosłownie.

Samo bieganie: początkowo fajnie, dość szybko, do czasu... gleby ;) Biegłam koło Barbakanu, zbiegałam po bruku, straciłam orientację, która noga jest która i - mimo desperackiej próby nie walnięcia o ziemię, spektakularna gleba zaliczona, hell yeah!
jedna pani luknęła na mnie z taką dezaprobatą, że nie wiem, czy grzechem bieganie samo w sobie, czy też to gleby psują miejski spokój?
ręce pieką, na kolanach wzorek z kostki brukowej, a garmin... mój gaarmiiiiiiiiiiiiiiin! ok, żyje, ale się biedactwo podrapało - jak ja, jeno mi skóra zejdzie, a garminowi nie :(((
;))


potem jeszcze chwilę biegło się fajnie, ale jednak po glebie trzeba było zwolnić, wręcz do piechotki - ciągle złe pory na bieganie wybieram, popołudnie jest największą masakrą, bo nie dość, że gorąco ogólnie, to jeszcze nagromadzony gorąc z całego dnia się zbiera i tak jakoś ciężko jest.
nic, postaram się do poranków wrócić, bo najlepsze były dla mnie zdecydowanie.

tak więc po glebie chwila biegu, a potem jednak całkiem długi marsz odpoczynkowy, potem próbowałam dalej biec, ale był to truchto-marsz, dopiero pod koniec znowu się zebrałam, żeby tyłek ruszyć.

na koniec znowu marsz, żeby odsapnąć, zanim wejdę do domu.

w sumie 4,8 km, ale nie wiem, ile z tego biegu było - 3 km na bank.


za godzinkę jeszcze rehabilitacja.
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

REHABILITACJA
Jezuuuu... Dzisiaj Beata wróciła do ITBS-ów moich dwóch --> ło matko, jak to ciągle boli!
I tyle w temacie: masakra i ała. Myślałam, że jej naprawdę przywalę :sss: bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, mimo jeżdżenia na wałku regularnego. Normalnie jakby mnie rozrywała żywcem. Długa droga wciąż przede mną :/
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Śr, 8 czerwca

Obrazek

ROWER

Czas: 01:59:56
Dystans: 41,01 km
Śr. prędkość: 20,5 km/h
Śr. tętno: 118 uderzenia/min
Maks. tętno: 144 uderzenia/min

link: http://connect.garmin.com/activity/91056881

Przed rowerem 5 minut wzmacniania brzucha, "na rozgrzewkę".

Samopoczucie początkowo bardzo ok, nic dzisiaj nie boli. Jakoś po niecałych 30 km zaczęły mnie boleć plecy i ramiona. Plecy - lędźwie albo krzyż, pieron wie. Ręce: ramiona plus tricepsy. Zatrzymałam się na chwilę, ponaciągałam kość krzyżową, trochę rozciągnęłam ramiona --> ulga.

Po powrocie do domu mały opad z sił, plaskacz na kanapie na 15-20 minut, potem nogi w górę jeszcze na chwilę, potem - chwila krótkiego rozciągania, prysznic, sałatka i Ortoreh -->


Obrazek

--> ćwiczenia wzmacniające brzucha i pleców, godzina rozciągania, terapia manualna: praca nad miednicą i kością krzyżową. Miednica dziś się znów unieruchomiła - prawa strona. Po zabiegach już się ruszała, ale wniosek prosty: ciągle nic nie mam z głowy. :(

Trudno, się mówi i żyje się dalej, co robić?


Obrazek

Śniadanie: naleśnik z truskawkami i małym bananem :D Jeden, ale jaki pyszny!!
II śniadanie: resztka truskawek i banana, wafel ryżowy
Obiad: makaron penne z cieciorką i pomidorem
Kolacja: sałatka z czerwoną fasolką i awokado

Mniamciuch! :D
Awatar użytkownika
Aśka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 693
Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
Życiówka na 10k: 01:01:11
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Toronto

Nieprzeczytany post

Czw, 9 czerwca

Obrazek


BASEN

Dzisiaj dzień bardzo nie taki na trening, ale ruszyłam dupę.

Oddechowo chwilami jakaś masakra - czuję, jakbym musiała cała robotę od zera rozpoczynać. Ok, nie od zera, bo technicznie sto razy lepiej - przeca pływać kraulem nie umiałam totalnie, ale coś ciężko dzisiaj niejako "kondycyjnie".

Plecy też bolą - najchętniej bym spędziła pół czasu, mocząc się w wodzie i wyginając plery w kłębek, ale to mało sensowne - lepiej pływać i odpoczywać po prostu, a w domu (co zaraz zrobię) powzmacniać i porozciągać.

Co dzisiaj?
* rozpływanie: 300m: 50 kraul, 50 plecy, 50 żaba i to razy 2 wszystko
* ??
* kraul - 50 m?
* ósemka między nogi, ćw. rotacji na maksa
* płetwy, ręce wzdłuż bioder, ćw. rotacji na maksa bez rąk
* kraul super hiper technicznie,długie pociągnięcia, rotacja na medal itd. ;) 50 m
* czucie wody 100 m
* sprawdzian na 50m --> 53,5
* spokojne 50m kraul
* na koniec na boku, płetwy, ręce wzdłuż bioder i same nogi do delfina, 4x 25 m

nie wiem, czy to wszystko, zawsze połowę zapominam ;)

Teraz trzeba wzmocnić brzuch i plery i wszystko porozciągać na maksa.


Obrazek

jw.: kilka ćwiczeń na brzuch, plecy i rozciąganie. tyłek mnie dzisiaj boli - mięśnie pośladka, mam z tym problem od 2 tygodni, poprawa na dzień-dwa i znowu boli. echhhhhhhhhhhhhhh!


Obrazek

Śniadanie: razowiec 1,5 kromki, na to jakaś sałata, ogórek itd., pomidor, jajko sadzone. mniamciuch!
II śniadanie: 2 wafle ryżowe
Obiad: wrap z jajkiem, rzodkiewką, ogórkiem i sałatą, plus: domowy majonez, który mi, mówiąc delikatnie, nie wyszedł :D ale dawał radę ;)
Podwieczorek (dzisiaj głodna byłam): truskawki, 2 wafle ryżowe
Kolacja: kromka razowca z plastrami awokado, sałatą, ogórkiem, rzodkiewka w łapę
ODPOWIEDZ