Aśka: back for my back ;)
Moderator: infernal
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Sb, 14 maja 2011
TRENING
Zero ćwiczeń, zero biegu, krótka rehabilitacja - absolutnie podstawowa, bo mocny niedoczas z powodu tzw. życia i spraw róznych.
Plecy bolą jak jasna cholera, ruszać się nie mogę :/
Nd, 15 maja 2011
TRENING
Znów podstawowe ćwiczenia rehabilitacyjne i wsjo - nie niedoczas dziś, tylko ból :/ Nieco mniej, ale dalej napiernicza ostro.
Pn, 16 maja 2011
TRENING + REH
Rehabilitacja: jakieś 1,5 godz. w Ortorehu. Najpierw szybko brzuch, potem u Maćka naciąganie. Jejaaaaaaaaaaaaaa! Ulga nieco, ale boli wciąż. Powiedział, że ból jest ok., jeśli najpierw była ulga po tym, co zrobił w pt (przez parę godzin była), ale jeśli trzymało kilka dni, to zły znak. Dobry, jeśli trzymało, ale coraz mniej. I jestem w kropce, bo było coraz mniej, ale czy dużo mniej z dnia na dzień? Nie wiem… Troszeńkę… Tak czy siak, dzisiaj robił nieco lżej na wszelki wypadek.
Potem jakieś 45 minut ćwiczeń, w międzyczasie jeszcze prądem "nałożył" mi lekarstwo na kaletkę, Olfen.
Nie wiem, czemu, ale dziś poczułam znów kaletkę - czyżby ruszenie jej prądem ją nieco ruszyło znów? Oby to był dobry znak i niech to się już serio goi.
BIEGANIE
Sam trening - bieg. 3 km, dobre tempo. Tempo mam lepsze, niż przed kontuzją. Nie wiem, czy to dlatego, że biegam krótsze dystanse i się nie boję pobiec nieco szybciej - nie boję się, że mi sił zabraknie, czy jak… Muszę no z Tomkiem pogadać, że jeśli to stricte psychiczna sprawa (ok., fizyczna trochę też, bo łapię zadychę i robię 200 m przerwy w marszu), to chcę dokładać na każdym biegu max 0,5 km, w tygodniu w sumie +1 km w dni "wybieganiowe". W cudzysłowie, bo trudno 3 km nazwać wybieganiem Muszę zapamiętać, żeby jutro z Tomkiem o tym pogadać - jak się znam, ze łba wyleci… :D
Ok., cyferki:
Dystans: 3,02 km
Czas: 00:16:49
Śr. tempo: 05:34 min/km
Avg Moving Pace: 05:14 min/km - czym się te dwie wartości różnią?
Podział:
1 km - 05:32
2 km - 05:43
3 km - 05:22
Po powrocie kolejna dziś sesja rozciągania - łomatko! Plecy czuć, w krzyżu ciągnie; jak się zwijam w kłębek - ciągnie inaczej, tak hmmm ciągnąco, a nie to, że tylko boli, jak do tej pory. Ciekawe, czemu - czy to efekt tego, że nieco prostsza ta kość teraz, czy co?
Włączam też powoli ćw. siłowe - powolutku, pomalutku, żeby to jakoś na powrót w plan dnia wpleść, bo straciłam wprawę nieco. Także 30 pompek, 30 przysiadów, 30 brzuszków (poza napinaniem "z okazji" rehabilitacji, rzecz jasna) - na szybko, na krótko, ale done.
Wsjo, spać.
TRENING
Zero ćwiczeń, zero biegu, krótka rehabilitacja - absolutnie podstawowa, bo mocny niedoczas z powodu tzw. życia i spraw róznych.
Plecy bolą jak jasna cholera, ruszać się nie mogę :/
Nd, 15 maja 2011
TRENING
Znów podstawowe ćwiczenia rehabilitacyjne i wsjo - nie niedoczas dziś, tylko ból :/ Nieco mniej, ale dalej napiernicza ostro.
Pn, 16 maja 2011
TRENING + REH
Rehabilitacja: jakieś 1,5 godz. w Ortorehu. Najpierw szybko brzuch, potem u Maćka naciąganie. Jejaaaaaaaaaaaaaa! Ulga nieco, ale boli wciąż. Powiedział, że ból jest ok., jeśli najpierw była ulga po tym, co zrobił w pt (przez parę godzin była), ale jeśli trzymało kilka dni, to zły znak. Dobry, jeśli trzymało, ale coraz mniej. I jestem w kropce, bo było coraz mniej, ale czy dużo mniej z dnia na dzień? Nie wiem… Troszeńkę… Tak czy siak, dzisiaj robił nieco lżej na wszelki wypadek.
Potem jakieś 45 minut ćwiczeń, w międzyczasie jeszcze prądem "nałożył" mi lekarstwo na kaletkę, Olfen.
Nie wiem, czemu, ale dziś poczułam znów kaletkę - czyżby ruszenie jej prądem ją nieco ruszyło znów? Oby to był dobry znak i niech to się już serio goi.
BIEGANIE
Sam trening - bieg. 3 km, dobre tempo. Tempo mam lepsze, niż przed kontuzją. Nie wiem, czy to dlatego, że biegam krótsze dystanse i się nie boję pobiec nieco szybciej - nie boję się, że mi sił zabraknie, czy jak… Muszę no z Tomkiem pogadać, że jeśli to stricte psychiczna sprawa (ok., fizyczna trochę też, bo łapię zadychę i robię 200 m przerwy w marszu), to chcę dokładać na każdym biegu max 0,5 km, w tygodniu w sumie +1 km w dni "wybieganiowe". W cudzysłowie, bo trudno 3 km nazwać wybieganiem Muszę zapamiętać, żeby jutro z Tomkiem o tym pogadać - jak się znam, ze łba wyleci… :D
Ok., cyferki:
Dystans: 3,02 km
Czas: 00:16:49
Śr. tempo: 05:34 min/km
Avg Moving Pace: 05:14 min/km - czym się te dwie wartości różnią?
Podział:
1 km - 05:32
2 km - 05:43
3 km - 05:22
Po powrocie kolejna dziś sesja rozciągania - łomatko! Plecy czuć, w krzyżu ciągnie; jak się zwijam w kłębek - ciągnie inaczej, tak hmmm ciągnąco, a nie to, że tylko boli, jak do tej pory. Ciekawe, czemu - czy to efekt tego, że nieco prostsza ta kość teraz, czy co?
Włączam też powoli ćw. siłowe - powolutku, pomalutku, żeby to jakoś na powrót w plan dnia wpleść, bo straciłam wprawę nieco. Także 30 pompek, 30 przysiadów, 30 brzuszków (poza napinaniem "z okazji" rehabilitacji, rzecz jasna) - na szybko, na krótko, ale done.
Wsjo, spać.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Wt, 17 maja 2011
Rowerek zamówiony :D
Kupiłam przełaj - powinien być nieco bardziej uniwersalny, niż szosówka - w las można na tym pojechać, wedle zapewnień na różnych forach. Ok., nie jest to cross czy mtb, ale też nie szosa, więc nie aż tak delikatny. Powinno być ok., zatem
Wygląda cudnie na zdjęciu - jak szosowy wymiatacz :D Zobaczymy, jak przywiozą, czy sam jedzie, jak to określił jeden ktoś, kto na fotach oglądał
TRENING
BIEGANIE
3 km z przerwą (zadycha - aaaaaaaa!), na Agrykoli, z grupą, jeje! Od razu lepiej, jak sobie człowiek pogada
Czas: 00:16:56
Dystans: 3,01 km
Śr. tempo: 05:37 min/km
Podział
1 km - 05:28
2 km - 05:31
3 km - 05:53
W połowie mniej więcej przerwa i trochę rozciągnięcia, potem dalej, ale tempo już spadło nieco
I tu pytanie do speców od sport tracksa, którego od wczoraj próbuję oswoić: drugi kilometr mi pokazał, że w 9 minut przebiegłam - pewnie wliczył czas, w którym stałam, gadałam, rozciągałam się - a na garminie była pauza wciśnięta. najchętniej bym miała obie dane: i przebieg z wliczeniem pauzy, w końcu to wpływa na trening, ale też chcę mieć tempo drugiego kilometra z pominięciem pauzy - da się? bo jak zliczył średnią, to wyszło, że liczył sam czas biegu (16 min. z okładem), a jak mi pokazuje dane szczegółowe, to drugi kilometr jest 9 minut. na stronce garmina jak wrzucam trening, to pokazuje, nie wliczając tej pauzy, stąd wiem, jakie miałam tempo na drugim km. ale w programie da się to jakoś wyłuskać?
BASEN
Od razu po Agrykoli (na Agrykoli czekałam na koniec treningu, potem jazda autem, więc z 40-50 minut na bank było przerwy, rzecz jasna - rozciąganie również.
Na basenie hmmm czemu wtorki są zawsze najbardziej męczące?
Tak czy siak: najpierw rozgrzewka, potem hmmm kurna, sklerozę mam…
○ Na bank było 4x50m (25m kraul pięści, 25 m kraul "czysty),
○ później pływanie z ósemką między nogami i dbanie o wysoki łokieć - kiepsko mi wychodzi.
○ Potem pływanie na boku w płetwach
○ Potem chyba jeszcze coś, nie wiem :D
○ 4x 75 m z narastającym tempem w ramach tych 75 m - czyli 25 m spokojnie, 25 szybciej, 25 jeszcze szybciej, 20 sek. przerwy i kolejne 75 m
○ Potem musiałam zrobić przerwę plecom i je ponaciągać nieco, na koniec 50m luźno grzbiet
Zmęczona dzisiaj jestem…
Nie wiem, czy to przez sam basen, czy przez połączenie - w jednym dniu daaaaaaaaaaaawno nie było 2 treningów (nawet, jak ten pierwszy krótki).
ŻARŁO - od dzisiaj spisuję, żeby się w ryzach trzymać:
1. Śniadanie: musli miseczka
2. Obiad: pieczone ziemniaki z wczoraj, mieszanka warzywna Jackowej roboty - soczewica, papryka, kiełki jakieś, pieron wie, co tam było - smaczne
3. Kolacja: musli znów, nie miałam siły kombinować nic więcej po basenie, ale trzeba będzie przemyśleć kolacje
4. Pomiędzy: jabłko po bieganiu a przed basenem
Rowerek zamówiony :D
Kupiłam przełaj - powinien być nieco bardziej uniwersalny, niż szosówka - w las można na tym pojechać, wedle zapewnień na różnych forach. Ok., nie jest to cross czy mtb, ale też nie szosa, więc nie aż tak delikatny. Powinno być ok., zatem
Wygląda cudnie na zdjęciu - jak szosowy wymiatacz :D Zobaczymy, jak przywiozą, czy sam jedzie, jak to określił jeden ktoś, kto na fotach oglądał
TRENING
BIEGANIE
3 km z przerwą (zadycha - aaaaaaaa!), na Agrykoli, z grupą, jeje! Od razu lepiej, jak sobie człowiek pogada
Czas: 00:16:56
Dystans: 3,01 km
Śr. tempo: 05:37 min/km
Podział
1 km - 05:28
2 km - 05:31
3 km - 05:53
W połowie mniej więcej przerwa i trochę rozciągnięcia, potem dalej, ale tempo już spadło nieco
I tu pytanie do speców od sport tracksa, którego od wczoraj próbuję oswoić: drugi kilometr mi pokazał, że w 9 minut przebiegłam - pewnie wliczył czas, w którym stałam, gadałam, rozciągałam się - a na garminie była pauza wciśnięta. najchętniej bym miała obie dane: i przebieg z wliczeniem pauzy, w końcu to wpływa na trening, ale też chcę mieć tempo drugiego kilometra z pominięciem pauzy - da się? bo jak zliczył średnią, to wyszło, że liczył sam czas biegu (16 min. z okładem), a jak mi pokazuje dane szczegółowe, to drugi kilometr jest 9 minut. na stronce garmina jak wrzucam trening, to pokazuje, nie wliczając tej pauzy, stąd wiem, jakie miałam tempo na drugim km. ale w programie da się to jakoś wyłuskać?
BASEN
Od razu po Agrykoli (na Agrykoli czekałam na koniec treningu, potem jazda autem, więc z 40-50 minut na bank było przerwy, rzecz jasna - rozciąganie również.
Na basenie hmmm czemu wtorki są zawsze najbardziej męczące?
Tak czy siak: najpierw rozgrzewka, potem hmmm kurna, sklerozę mam…
○ Na bank było 4x50m (25m kraul pięści, 25 m kraul "czysty),
○ później pływanie z ósemką między nogami i dbanie o wysoki łokieć - kiepsko mi wychodzi.
○ Potem pływanie na boku w płetwach
○ Potem chyba jeszcze coś, nie wiem :D
○ 4x 75 m z narastającym tempem w ramach tych 75 m - czyli 25 m spokojnie, 25 szybciej, 25 jeszcze szybciej, 20 sek. przerwy i kolejne 75 m
○ Potem musiałam zrobić przerwę plecom i je ponaciągać nieco, na koniec 50m luźno grzbiet
Zmęczona dzisiaj jestem…
Nie wiem, czy to przez sam basen, czy przez połączenie - w jednym dniu daaaaaaaaaaaawno nie było 2 treningów (nawet, jak ten pierwszy krótki).
ŻARŁO - od dzisiaj spisuję, żeby się w ryzach trzymać:
1. Śniadanie: musli miseczka
2. Obiad: pieczone ziemniaki z wczoraj, mieszanka warzywna Jackowej roboty - soczewica, papryka, kiełki jakieś, pieron wie, co tam było - smaczne
3. Kolacja: musli znów, nie miałam siły kombinować nic więcej po basenie, ale trzeba będzie przemyśleć kolacje
4. Pomiędzy: jabłko po bieganiu a przed basenem
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Śr, 18 maja 2011
REHABILITACJA
Dzisiaj na spokojnie, poćwiczyłam brzuch i przy okazji Beata mnie skorygowała trochę, bo źle robiłam, jak się okazuje.
Potem masaże i nastawianie miednicy i kości krzyżowej - krystepanie, co oni ze mną robią! Zwieszam się na łóżku, a Beata ciągnie tę kość, żeby dziada ustawić, jak natura przykazała Potem miałam odpocząć, już nie ćwiczyć.
Zapodali mi jeszcze Olfen na kaletkę - ciągle tam jakiś syf jest, po tak ot już nie czuję, ale po zabiegu boli...
Treningu niet, musiałam odpocząć po wczorajszym. Jutro w planach basen i jak się uda czasowo, to krótki bieg. Poza tym muszę no wprowadzić dwie nowe zasady i proszę o kopanie po tyłku, jak nie będę się stosować do auto-zaleceń:
1. spisuję żarło
2. codziennie macham poranny starter, tj. kilka pompek, kilka brzuszków, kilka przysiadów i wymachów - tak, na rozgrzewkę i codzienne cokolwiek jako rutynę.
ŻARŁO
1. Śniadanie: grahamka z pasztetem z ciecierzycy (słoiczkowy, nie domowy ), jakieś ogórki, sałaty etc.
2. Obiad: makaron ze szpinakiem świeżym mniaaaaaaaaaaaaaam i sałatką z soczewicy made-by-Jacek
3. Kolacja: naleśniki z jabłkami - znowu mniaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam!
REHABILITACJA
Dzisiaj na spokojnie, poćwiczyłam brzuch i przy okazji Beata mnie skorygowała trochę, bo źle robiłam, jak się okazuje.
Potem masaże i nastawianie miednicy i kości krzyżowej - krystepanie, co oni ze mną robią! Zwieszam się na łóżku, a Beata ciągnie tę kość, żeby dziada ustawić, jak natura przykazała Potem miałam odpocząć, już nie ćwiczyć.
Zapodali mi jeszcze Olfen na kaletkę - ciągle tam jakiś syf jest, po tak ot już nie czuję, ale po zabiegu boli...
Treningu niet, musiałam odpocząć po wczorajszym. Jutro w planach basen i jak się uda czasowo, to krótki bieg. Poza tym muszę no wprowadzić dwie nowe zasady i proszę o kopanie po tyłku, jak nie będę się stosować do auto-zaleceń:
1. spisuję żarło
2. codziennie macham poranny starter, tj. kilka pompek, kilka brzuszków, kilka przysiadów i wymachów - tak, na rozgrzewkę i codzienne cokolwiek jako rutynę.
ŻARŁO
1. Śniadanie: grahamka z pasztetem z ciecierzycy (słoiczkowy, nie domowy ), jakieś ogórki, sałaty etc.
2. Obiad: makaron ze szpinakiem świeżym mniaaaaaaaaaaaaaam i sałatką z soczewicy made-by-Jacek
3. Kolacja: naleśniki z jabłkami - znowu mniaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam!
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Czw, 19 maja 2011
TRENING
SIŁOWE
krótko, ale zgodnie z planem:
30 przysiadów, 30 wypadów
40 pompek
ok. 60 brzuszków
BASEN
rozgrzewka: 150 m na przemian 25m kraul, 25 grzbiet
potem - ??
potem: 1500 m:
1) 500 m kraul same ręce, ósemka między nogami
2) 500 m kraul czysty w płetwach (zrobiłam 50 m więcej :P)
3) 500 m kraul czysty bez płetw (zrobiłam 50 m albo 100m mniej)
Razem wyszło na bank 1400 m, 45 minut? Szału ni ma, ale też wielkiej tragedii
są pierwsze efekty power breathe. nie pisałam, ale sobie kupiłam, bo poczytałam i na forach rowerowych, i pływackich, że rzecz się sprawdza, zwłaszcza odnośnie początkujących pływaków. na razie nie ćwiczę konkretnie - ot, codziennie, jak sobie przypomnę i znajdzie się w zasięgu ręki, robię kilka szybkich, głębokich wdechów i długich, powolnych wydechów.
efekt: już nie walczę o życie przy pływaniu na 3. dzisiaj prawie całe 1500 m przepłynęłam w ten sposób - cud! jeszcze niedawno max kilka basenów, potem basen odpoczynku na 2, dzisiaj - na 3 niemal full, jea! dzięki temu zdecydowanie łatwiej pracować nad techniką, bo jak wyjmowałam ciągle głowę na jedną stronę, to płynęłam bardziej na jednym boku non stop i nie dało się aż tak pracować nad rotacją.
elementy do poprawki:
- łokieć ręki, która jest pod wodą - prostuję go i "szoruję" po dnie niemal, zamiast trzymać zgięty i zagarniać wodę jak łopatką
- zbyt szeroko wkładam ręce do wody - dzisiaj mi Tomek na to zwrócił uwagę i najpierw myślałam, że będzie mi ciężko wkładać je bliżej osi ciała i jednocześnie pracować nad łokciem pod wodą, ale chyba jest łatwiej, wbrew pozorom
- kolana - jak pływałam z ósemką, to mi Tomek powiedział, żebym - nie pracując nadal nogami - mimo to je wyprostowała. miałam wrażenie, że przyspieszyłam tylko dzięki prostym kolanom. zresztą, to nie było chyba czcze wrażenie, wyprzedziłam Grześka dwa razy. miał chyba mały kłopot z tym ćwiczeniem, ale kuuurka, czasem go doganiam, wyprzedzić, owszem, w dodatku 2x - jeszcze nigdy mi się nie udało. tak więc nogi do wyprostowania też idą
chyba wsjo
nie czułam dziś zmęczenia niemal. pod koniec trochę, odpoczywałam parę razy żabką na 10-15 metrach, ale generalnie bez zadychy, jest ajri
rzecz zaskakująca, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało - dziś na basenie zaschło mi w gardle... ok, jakieś 1400 m niemal bez przerwy, więc nie ma jak, za przeproszeniem, gęby zwilżyć, bo woda może i się wlewa, ale wszak nie ma kiedy przełknąć - więc logiczne.
niemniej, brzmi głupio..
REHABILITACJA ETC.
wzmacnianie brzucha, pośladków,
rozciąganie,
rolowanie na wałku nóg - piszczele, uda, biodra, kolana
kaletka nie boli, chociaż bolała dziś dość konkretnie, jak szłam na basen.
bolały też plecy - oj, bardzo bolały. żałowałam, że tych hmmm 500? 1000? nie wiem, ile ja tych metrów na basen mam, w każdym razie serdecznie żałowałam, że nie pojechałam autem, tylko dźwigam tę pieprzoną torbę, wypchaną ręcznikami, klapkami, płetwami (najcięższy dziad) i innymi pierdołami, którymi spokojnie można byłoby wielbłąda objuczyć i też by wesoły nie był.
doszłam na basen z krzywą miną, z równie krzywą oznajmiłam Tomkowi, że ja chyba dzisiaj nie w sosie, plery bolą i ma mnie nie męczyć.
po pierwszych metrach z ósemką między nogami klęłam w duchu, bo to obciąża mocno odcinek lędźwiowy, ale po chwili przestałam zwracać uwagę. jak była chwilka wolna, to naciągałam krzyż o brzeg basenu, po wyjściu - nie czułam prawie wcale bólu.
zaskoczenie to dla mnie, bo po ostatnim basenie było niedobrze.
jeszcze większa ulga po ćwiczeniach na brzuch - wielkie uff. teraz nie czuję niemal nic, dobre uczucie. nie znoszę tego chrzanionego bólu pleców, tak swoją drogą. nic, jeszcze parę miechów roboty, konsekwencji i regularności i może nie będzie po wszystkim, bo konsekwencja i regularność forever, ale przynajmniej boleć przestanie - tak mi mówią, i tego się będziemy trzymać )
ŻARŁO
1. śniadanie: naleśniki z truskawkami
2. obiad: zapiekanka z kaszy gryczanej i tofu, surówka z kalafiora i rzodkiewki, kotleciki z grochu
3. kolacja: grahamka, miska truskawek
4. w międzyczasie: kotlet z grochu, truskawki
TRENING
SIŁOWE
krótko, ale zgodnie z planem:
30 przysiadów, 30 wypadów
40 pompek
ok. 60 brzuszków
BASEN
rozgrzewka: 150 m na przemian 25m kraul, 25 grzbiet
potem - ??
potem: 1500 m:
1) 500 m kraul same ręce, ósemka między nogami
2) 500 m kraul czysty w płetwach (zrobiłam 50 m więcej :P)
3) 500 m kraul czysty bez płetw (zrobiłam 50 m albo 100m mniej)
Razem wyszło na bank 1400 m, 45 minut? Szału ni ma, ale też wielkiej tragedii
są pierwsze efekty power breathe. nie pisałam, ale sobie kupiłam, bo poczytałam i na forach rowerowych, i pływackich, że rzecz się sprawdza, zwłaszcza odnośnie początkujących pływaków. na razie nie ćwiczę konkretnie - ot, codziennie, jak sobie przypomnę i znajdzie się w zasięgu ręki, robię kilka szybkich, głębokich wdechów i długich, powolnych wydechów.
efekt: już nie walczę o życie przy pływaniu na 3. dzisiaj prawie całe 1500 m przepłynęłam w ten sposób - cud! jeszcze niedawno max kilka basenów, potem basen odpoczynku na 2, dzisiaj - na 3 niemal full, jea! dzięki temu zdecydowanie łatwiej pracować nad techniką, bo jak wyjmowałam ciągle głowę na jedną stronę, to płynęłam bardziej na jednym boku non stop i nie dało się aż tak pracować nad rotacją.
elementy do poprawki:
- łokieć ręki, która jest pod wodą - prostuję go i "szoruję" po dnie niemal, zamiast trzymać zgięty i zagarniać wodę jak łopatką
- zbyt szeroko wkładam ręce do wody - dzisiaj mi Tomek na to zwrócił uwagę i najpierw myślałam, że będzie mi ciężko wkładać je bliżej osi ciała i jednocześnie pracować nad łokciem pod wodą, ale chyba jest łatwiej, wbrew pozorom
- kolana - jak pływałam z ósemką, to mi Tomek powiedział, żebym - nie pracując nadal nogami - mimo to je wyprostowała. miałam wrażenie, że przyspieszyłam tylko dzięki prostym kolanom. zresztą, to nie było chyba czcze wrażenie, wyprzedziłam Grześka dwa razy. miał chyba mały kłopot z tym ćwiczeniem, ale kuuurka, czasem go doganiam, wyprzedzić, owszem, w dodatku 2x - jeszcze nigdy mi się nie udało. tak więc nogi do wyprostowania też idą
chyba wsjo
nie czułam dziś zmęczenia niemal. pod koniec trochę, odpoczywałam parę razy żabką na 10-15 metrach, ale generalnie bez zadychy, jest ajri
rzecz zaskakująca, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało - dziś na basenie zaschło mi w gardle... ok, jakieś 1400 m niemal bez przerwy, więc nie ma jak, za przeproszeniem, gęby zwilżyć, bo woda może i się wlewa, ale wszak nie ma kiedy przełknąć - więc logiczne.
niemniej, brzmi głupio..
REHABILITACJA ETC.
wzmacnianie brzucha, pośladków,
rozciąganie,
rolowanie na wałku nóg - piszczele, uda, biodra, kolana
kaletka nie boli, chociaż bolała dziś dość konkretnie, jak szłam na basen.
bolały też plecy - oj, bardzo bolały. żałowałam, że tych hmmm 500? 1000? nie wiem, ile ja tych metrów na basen mam, w każdym razie serdecznie żałowałam, że nie pojechałam autem, tylko dźwigam tę pieprzoną torbę, wypchaną ręcznikami, klapkami, płetwami (najcięższy dziad) i innymi pierdołami, którymi spokojnie można byłoby wielbłąda objuczyć i też by wesoły nie był.
doszłam na basen z krzywą miną, z równie krzywą oznajmiłam Tomkowi, że ja chyba dzisiaj nie w sosie, plery bolą i ma mnie nie męczyć.
po pierwszych metrach z ósemką między nogami klęłam w duchu, bo to obciąża mocno odcinek lędźwiowy, ale po chwili przestałam zwracać uwagę. jak była chwilka wolna, to naciągałam krzyż o brzeg basenu, po wyjściu - nie czułam prawie wcale bólu.
zaskoczenie to dla mnie, bo po ostatnim basenie było niedobrze.
jeszcze większa ulga po ćwiczeniach na brzuch - wielkie uff. teraz nie czuję niemal nic, dobre uczucie. nie znoszę tego chrzanionego bólu pleców, tak swoją drogą. nic, jeszcze parę miechów roboty, konsekwencji i regularności i może nie będzie po wszystkim, bo konsekwencja i regularność forever, ale przynajmniej boleć przestanie - tak mi mówią, i tego się będziemy trzymać )
ŻARŁO
1. śniadanie: naleśniki z truskawkami
2. obiad: zapiekanka z kaszy gryczanej i tofu, surówka z kalafiora i rzodkiewki, kotleciki z grochu
3. kolacja: grahamka, miska truskawek
4. w międzyczasie: kotlet z grochu, truskawki
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Pt, 20 maja 2011
Od rana bolą plecy, boli też mocno pośladek, lewy zwłaszcza.
Boli też dziś kaletka - nie wiem, czy po wczorajszym basenie?
Beata kazała mi więcej spać, bo sen leczy, a ja śpię za mało. Orajt, pracuję nad tym tak czy siak, popracuję więcej
REHABILITACJA ETC.
Ortoreh
Najpierw chwila ćwiczeń na brzuch.
Potem Beata mi nastawiała kość krzyżową, pracowała też nad mięśniami pośladków - ponapinane znowu dziadostwo, że matko swięta - napiernicza! Ała ała ała! Ale rozluźniła nieco.
Potem jonoforeza czy jak to się zwie - aplikowanie lekarstwa prądem do kaletki. Kaletka bolała dziś.
Potem ćwiczenia już konkret:
brzuch, tyłek, wałkowanie konkretne, rozciąganie, batuta
Na koniec plastry ponaklejane na tyłek (lewy pośladek boli) i na krzyżową okolicę.
ŻARŁO
1. Śniadanie: grahamka plus pomidory, rzodkiewki, sałata itd.
2. Obiad - jak wczoraj: zapiekanka z kaszy gryczanej i tofu, surówka z kalafiora i rzodkiewki, kotleciki z grochu
3. Kolacja: 2 kromki ciemnego chleba plus jakieś ogórki etc.
Od rana bolą plecy, boli też mocno pośladek, lewy zwłaszcza.
Boli też dziś kaletka - nie wiem, czy po wczorajszym basenie?
Beata kazała mi więcej spać, bo sen leczy, a ja śpię za mało. Orajt, pracuję nad tym tak czy siak, popracuję więcej
REHABILITACJA ETC.
Ortoreh
Najpierw chwila ćwiczeń na brzuch.
Potem Beata mi nastawiała kość krzyżową, pracowała też nad mięśniami pośladków - ponapinane znowu dziadostwo, że matko swięta - napiernicza! Ała ała ała! Ale rozluźniła nieco.
Potem jonoforeza czy jak to się zwie - aplikowanie lekarstwa prądem do kaletki. Kaletka bolała dziś.
Potem ćwiczenia już konkret:
brzuch, tyłek, wałkowanie konkretne, rozciąganie, batuta
Na koniec plastry ponaklejane na tyłek (lewy pośladek boli) i na krzyżową okolicę.
ŻARŁO
1. Śniadanie: grahamka plus pomidory, rzodkiewki, sałata itd.
2. Obiad - jak wczoraj: zapiekanka z kaszy gryczanej i tofu, surówka z kalafiora i rzodkiewki, kotleciki z grochu
3. Kolacja: 2 kromki ciemnego chleba plus jakieś ogórki etc.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Sb, 21 maja 2011
TRENING
SIŁOWE
po 20 przysiadów i wypadów (nogi "stężałe", a długi rowerowy dzień przede mną, o tym za chwilkę...
30 pompek
100 brzuszków różnych
ROWER
No, test roweru w praniu :D Wczoraj kurier przywiózł, poskręcałam pedały i kierownicę, jak umiałam, czas pojeździć :D
Wczoraj wieczorem kupiony kask, uchwyt na bidon, światełka jakieś, bo nie wiem, kurna, ale chyba jak wyjeżdżam na szosę, to światła powinnam mieć, jako i auto ma
I w drogę!
Bałam się, że mi tyłek odpadnie, no i zabiję się na tym cienkim czymś - kolarka to nie jest, tylko przełajówka, ale i tak od mojego starego dobrego górala różni się znacznie. Bałam się też, że mi plecy wysiądą już na drugim kilometrze - nieraz mi na rowerze dawały mocno w kość, a tu jeszcze te wszystkie bóle nasilone ostatnio ogólnie, plus jeszcze bardziej - z powodu intensywnej rehabilitacji... Było się czego bać...
Poszło jak po maśle :D Wprawdzie grupa zdążyła mi umknąć, bo pojechałam nie taką drogą, jak powinnam, straciłam cenne minuty i reszta, spodziewając się pewnie, że olałam sprawę, pognała w siną dal. Dobrze, że dodzwoniłam się w końcu do jednego z nich i poczekał na mnie, raźniej mi się jechało )
Tak, czyli na start - moje klasyczne warszawskie zgubienie drogi i wywalenie mnie przez asfalt zupełnie nie tam, gdzie planowałam... Gnałam więc, ile się dało przez skrzyżowania, światła, chodniki, pieszych, psy, samochody - i tak od domu do Lasku Bielańskiego, potem szosą wylotową z Wawy na Łomianki - tu już duuużo lepiej, bez przeszkód. Po drodze jeszcze mnie Zbyszek przerzutki nauczył zmieniać, bo na kolarkowatych kierownicach nieco inaczej i mi się zapomniało, jak to było - wstyyyyyyyyyyd! )
21 km, dojechaliśmy nad jeziorko, gdzie się grupa moczyła w piankach. Miałam też popływać, ale doszłam do wniosku, że woda chyba jednak wciąż za zimna. Obfotografowałyśmy z Adą, która też nie pływała, resztę, i ekipa pojechała na 80 km trening, ja wróciłam do domu, bo na pierwszy raz po kontuzji i bez treningów 40 km z przerwą w sam raz . Znów się nieco zgubiłam, ale zgubienie się tym razem wyszło na dobre, bo trafiłam na trasę, którą chciałam jechać od początku, tylko rano jej nie znalazłam :D Dodam, że to duże warszawskie ulice, no, ale... Ale.
Wrażenia z jazdy? Miodzio! Dupa boli, ok, mimo gaci z "pieluchą", ale trochę trzeba przywyknąć, a potem się rozejrzeć za babskim siodełkiem chyba.
Niemniej, plecy jak marzenie. NIE CZUŁAM NIC! NIIIIIIIIIIIIIIIIIIC! Jak widać, rower należy dobierać fachowo, podać miłemu sprzedawcy wszystkie niezbędne wymiary i niech pan, co się zna, dobierze ramę... Nie wierzyłam, że ma być tyle a tyle cm, ale powiedział, że tak, on by tę właśnie doradzał i nie, większa nie dla mnie. Wątpliwości miałam wielkie wielkie, zwł. że rower kupowałam wysyłkowo i nie było jak zmierzyć do siebie i się przejechać, ale stwierdziłam, że ok, biorę, przecież mi kitu nie wciska - wie, że kupię rower tak czy siak, więc na rozmiarze ramy chyba chłop ani nie traci, ani nie zyskuje?
Jak rower przyszedł, miałam wątpliwości (wczoraj) - czy aby nie za mały? Czy plecy moje nie będą krzyczeć i wrzeszczeć, że kasę w błoto wyrzuciłam i sprowadziłam do domu jakiegoś małego wypierdka? :///
Po dzisiejszej jeździe i powrocie do domu, wejściu po schodach w pozycji wyprostowanej, a nie od bólu zgiętej, cofam wszystkie wątpliwości ) Ok, jak pojeżdżę większe dziesiątki km, pewnie nie raz i nie dwa razy plecy się odezwą, ale kiedyś odzywały się niemal na starcie )
To samo z kierownicą - na moim góralu mam ją chyba za daleko i często łapię palcami, żeby nieco zmienić pozycję. Tu nie miałam w ogóle takich ciągot. Mniam! ) I rogi bardzo wygodne są, plus bardzo wygodnie, prosto i szybko zmienia się ustawienie rąk na kierownicy - mniam! Tak, się cieszę się z rowerku bardzo ))
REHABILITACJA ETC.
Po rowerze najpierw krótkie, szybkie rozciąganie, wieczorem: 40 min. konkret plus wzmacnianie brzucha, batuta itd.
ŻARŁO
1. Śniadanie: musli home-made z mlekiem sojowym, kakao (przed rowerem)
2. Obiad - trochę kuskus z warzywami, sałatka z ciecierzycy i fasolki, kiszona kapucha, 3x kofta (takie kulki warzywne) / (po rowerze )
3. Kolacja: 2 kromki ciemnego chleba plus jakieś ogórki etc., 2 jajka
4. Pomiędzy: 1 litr isostaru na rowerze, 2 małe energetyczne żelki, jabłko, kakako (na sojowym mleku, rzecz jasna ), wieczorem piwko
wsjo
TRENING
SIŁOWE
po 20 przysiadów i wypadów (nogi "stężałe", a długi rowerowy dzień przede mną, o tym za chwilkę...
30 pompek
100 brzuszków różnych
ROWER
No, test roweru w praniu :D Wczoraj kurier przywiózł, poskręcałam pedały i kierownicę, jak umiałam, czas pojeździć :D
Wczoraj wieczorem kupiony kask, uchwyt na bidon, światełka jakieś, bo nie wiem, kurna, ale chyba jak wyjeżdżam na szosę, to światła powinnam mieć, jako i auto ma
I w drogę!
Bałam się, że mi tyłek odpadnie, no i zabiję się na tym cienkim czymś - kolarka to nie jest, tylko przełajówka, ale i tak od mojego starego dobrego górala różni się znacznie. Bałam się też, że mi plecy wysiądą już na drugim kilometrze - nieraz mi na rowerze dawały mocno w kość, a tu jeszcze te wszystkie bóle nasilone ostatnio ogólnie, plus jeszcze bardziej - z powodu intensywnej rehabilitacji... Było się czego bać...
Poszło jak po maśle :D Wprawdzie grupa zdążyła mi umknąć, bo pojechałam nie taką drogą, jak powinnam, straciłam cenne minuty i reszta, spodziewając się pewnie, że olałam sprawę, pognała w siną dal. Dobrze, że dodzwoniłam się w końcu do jednego z nich i poczekał na mnie, raźniej mi się jechało )
Tak, czyli na start - moje klasyczne warszawskie zgubienie drogi i wywalenie mnie przez asfalt zupełnie nie tam, gdzie planowałam... Gnałam więc, ile się dało przez skrzyżowania, światła, chodniki, pieszych, psy, samochody - i tak od domu do Lasku Bielańskiego, potem szosą wylotową z Wawy na Łomianki - tu już duuużo lepiej, bez przeszkód. Po drodze jeszcze mnie Zbyszek przerzutki nauczył zmieniać, bo na kolarkowatych kierownicach nieco inaczej i mi się zapomniało, jak to było - wstyyyyyyyyyyd! )
21 km, dojechaliśmy nad jeziorko, gdzie się grupa moczyła w piankach. Miałam też popływać, ale doszłam do wniosku, że woda chyba jednak wciąż za zimna. Obfotografowałyśmy z Adą, która też nie pływała, resztę, i ekipa pojechała na 80 km trening, ja wróciłam do domu, bo na pierwszy raz po kontuzji i bez treningów 40 km z przerwą w sam raz . Znów się nieco zgubiłam, ale zgubienie się tym razem wyszło na dobre, bo trafiłam na trasę, którą chciałam jechać od początku, tylko rano jej nie znalazłam :D Dodam, że to duże warszawskie ulice, no, ale... Ale.
Wrażenia z jazdy? Miodzio! Dupa boli, ok, mimo gaci z "pieluchą", ale trochę trzeba przywyknąć, a potem się rozejrzeć za babskim siodełkiem chyba.
Niemniej, plecy jak marzenie. NIE CZUŁAM NIC! NIIIIIIIIIIIIIIIIIIC! Jak widać, rower należy dobierać fachowo, podać miłemu sprzedawcy wszystkie niezbędne wymiary i niech pan, co się zna, dobierze ramę... Nie wierzyłam, że ma być tyle a tyle cm, ale powiedział, że tak, on by tę właśnie doradzał i nie, większa nie dla mnie. Wątpliwości miałam wielkie wielkie, zwł. że rower kupowałam wysyłkowo i nie było jak zmierzyć do siebie i się przejechać, ale stwierdziłam, że ok, biorę, przecież mi kitu nie wciska - wie, że kupię rower tak czy siak, więc na rozmiarze ramy chyba chłop ani nie traci, ani nie zyskuje?
Jak rower przyszedł, miałam wątpliwości (wczoraj) - czy aby nie za mały? Czy plecy moje nie będą krzyczeć i wrzeszczeć, że kasę w błoto wyrzuciłam i sprowadziłam do domu jakiegoś małego wypierdka? :///
Po dzisiejszej jeździe i powrocie do domu, wejściu po schodach w pozycji wyprostowanej, a nie od bólu zgiętej, cofam wszystkie wątpliwości ) Ok, jak pojeżdżę większe dziesiątki km, pewnie nie raz i nie dwa razy plecy się odezwą, ale kiedyś odzywały się niemal na starcie )
To samo z kierownicą - na moim góralu mam ją chyba za daleko i często łapię palcami, żeby nieco zmienić pozycję. Tu nie miałam w ogóle takich ciągot. Mniam! ) I rogi bardzo wygodne są, plus bardzo wygodnie, prosto i szybko zmienia się ustawienie rąk na kierownicy - mniam! Tak, się cieszę się z rowerku bardzo ))
REHABILITACJA ETC.
Po rowerze najpierw krótkie, szybkie rozciąganie, wieczorem: 40 min. konkret plus wzmacnianie brzucha, batuta itd.
ŻARŁO
1. Śniadanie: musli home-made z mlekiem sojowym, kakao (przed rowerem)
2. Obiad - trochę kuskus z warzywami, sałatka z ciecierzycy i fasolki, kiszona kapucha, 3x kofta (takie kulki warzywne) / (po rowerze )
3. Kolacja: 2 kromki ciemnego chleba plus jakieś ogórki etc., 2 jajka
4. Pomiędzy: 1 litr isostaru na rowerze, 2 małe energetyczne żelki, jabłko, kakako (na sojowym mleku, rzecz jasna ), wieczorem piwko
wsjo
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Nd, 22 maja 2011
Free :D
Dzisiaj dalej plecy nie bolą, chociaż już zaczynam nieco czuć, ale kuuurka, no, żyć nie umierać po wczorajszym rowerze.
ŻARŁO
ŻARŁO:
1. Śniadanie: 2 kromki ciemnego chleba z parówką sojową i pomidorem)
2. Obiad - ziemniaki, kotleciki z soczewicy (wyszły dziś przednio ), ogórek kiszony, grzybki marynowane
3. Kolacja: ?
Free :D
Dzisiaj dalej plecy nie bolą, chociaż już zaczynam nieco czuć, ale kuuurka, no, żyć nie umierać po wczorajszym rowerze.
ŻARŁO
ŻARŁO:
1. Śniadanie: 2 kromki ciemnego chleba z parówką sojową i pomidorem)
2. Obiad - ziemniaki, kotleciki z soczewicy (wyszły dziś przednio ), ogórek kiszony, grzybki marynowane
3. Kolacja: ?
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Pn, 23 maja 2011
TRENING
SIŁOWE
Krótko, szybko, planowo - jeje! )
Tj.:
1. nogi 60 przysiadów i wypadów
2. ręce 40 pompek
3. brzuch jakieś 100-120 różnych brzuszków, spięć, skośnych itd.
Potem chwila wzmacniania brzucha wg ortorehowych instrukcji, trampolina (kupiłam do domu taką małą, bo po prawidłowym wykonaniu ćwiczenia - wow! więc w domu pilnie ćwiczę, i mam wrażenie, że w końcu bardziej prosta jestem, więc zdecydowałam się zakupić sprzęciwo fachowe), i wio do roboty i do Łodzi znowu wyjazd.
Przez wyjazd i powrót wieczorem nie zdążyłam dziś pobiegać :/ Mam nadzieję jeszcze rehabilitację później porobić, chociaż wyjątkowo mi dobrze z plecami - w sumie ich nie czuję od sobotniego roweru :D
ŻARŁO
1. śniadanie: musli - mało, na szybko, bo pędem kilka rzeczy zrobić i w pociąg i do Łdz
2. obiad: mocno przeciągnięty, koło 17 dopiero :/, w green wayu: ciecierzycowe kotleciki, surówki jakieś, ciemny ryż
3. kolacja: znów późno, bo do Wawy późno wróciłam - smażone (aaaa! ) boczniaki, grahamka, piwko
4. pomiędzy: 2 żelki małe energetyczne - miałam rano iść biegać, telefony się rozdzwoniły i dupa
TRENING
SIŁOWE
Krótko, szybko, planowo - jeje! )
Tj.:
1. nogi 60 przysiadów i wypadów
2. ręce 40 pompek
3. brzuch jakieś 100-120 różnych brzuszków, spięć, skośnych itd.
Potem chwila wzmacniania brzucha wg ortorehowych instrukcji, trampolina (kupiłam do domu taką małą, bo po prawidłowym wykonaniu ćwiczenia - wow! więc w domu pilnie ćwiczę, i mam wrażenie, że w końcu bardziej prosta jestem, więc zdecydowałam się zakupić sprzęciwo fachowe), i wio do roboty i do Łodzi znowu wyjazd.
Przez wyjazd i powrót wieczorem nie zdążyłam dziś pobiegać :/ Mam nadzieję jeszcze rehabilitację później porobić, chociaż wyjątkowo mi dobrze z plecami - w sumie ich nie czuję od sobotniego roweru :D
ŻARŁO
1. śniadanie: musli - mało, na szybko, bo pędem kilka rzeczy zrobić i w pociąg i do Łdz
2. obiad: mocno przeciągnięty, koło 17 dopiero :/, w green wayu: ciecierzycowe kotleciki, surówki jakieś, ciemny ryż
3. kolacja: znów późno, bo do Wawy późno wróciłam - smażone (aaaa! ) boczniaki, grahamka, piwko
4. pomiędzy: 2 żelki małe energetyczne - miałam rano iść biegać, telefony się rozdzwoniły i dupa
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Hej Wam
Coś mi się ostatnio pisać nie chce - sport tracks zabił mój blog, bo teraz piszę sobie sama notatki i mi się nie chce powtarzać :D
Ale się pewnie niedługo poprawię. Niedługo...
Biegam wciąż powoli, jeżdżę na rowerze też powoli, ale coraz więcej, pływam 2x w tygodniu i wsjo.
Jem dużo bardziej regularnie - poradziłam się pani dietetyk, co z tymi moimi nadmiarami mogę zrobić i mam nadzieję, że jej rady i podpowiedzi, co jeść, zdadzą egzamin, o czym - rzecz jasna - poinformuję radośnie (jak w końcu będzie o czym :D).
Coś mi się ostatnio pisać nie chce - sport tracks zabił mój blog, bo teraz piszę sobie sama notatki i mi się nie chce powtarzać :D
Ale się pewnie niedługo poprawię. Niedługo...
Biegam wciąż powoli, jeżdżę na rowerze też powoli, ale coraz więcej, pływam 2x w tygodniu i wsjo.
Jem dużo bardziej regularnie - poradziłam się pani dietetyk, co z tymi moimi nadmiarami mogę zrobić i mam nadzieję, że jej rady i podpowiedzi, co jeść, zdadzą egzamin, o czym - rzecz jasna - poinformuję radośnie (jak w końcu będzie o czym :D).
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Może jeszcze w ramach ciekawostki powiem Wam, że wczoraj pierwszy raz pływałam w rzece kraulem - zanurzając głowę pod wodę. Aaaaaaaaaaaaaa! Się lękam się! Tak - ryb, nie ryb, widoków przeróżnych straszliwych, z durnych filmów zapamiętanych...
Woda ponoć najczystsza, jaką można znaleźć w okolicach Wawy, ale widoczność hmmm No, rękę swoją widziałam, acz niezbyt zarąbiście, poza tym - żółto-zielona zupa. Fuj!
Grupa płynęła szybciej, bo byli w piankach, jak odpłynęli, to ja przeszłam na prezesowską żabkę, żeby głowę trzymać nad wodą jednak... Próbowałam momentami zanurzać, ale durnie się czułam strasznie --> już wiem, nad czym muszę mocno popracować :D
Potem pożyczyłam piankę na chwilę - nie wierzyłam, ale faktycznie, lepiej się człowiek czuje, mimo, że pianka na głowę nie zachodzi, ale w głowie o niebo lepiej. Nie powiem, że jakoś super hiper od razu, ale lepiej...
No i zaleta trenowania, a nie pluskania się w rzece, jest jedna: całe rozwrzeszczane "wakacyjne" towarzystwo zostaje w promieniu 5 metrów od brzegu, tłocząc się i męcząc, środek rzeki już jest tylko dla nas :D
Woda ponoć najczystsza, jaką można znaleźć w okolicach Wawy, ale widoczność hmmm No, rękę swoją widziałam, acz niezbyt zarąbiście, poza tym - żółto-zielona zupa. Fuj!
Grupa płynęła szybciej, bo byli w piankach, jak odpłynęli, to ja przeszłam na prezesowską żabkę, żeby głowę trzymać nad wodą jednak... Próbowałam momentami zanurzać, ale durnie się czułam strasznie --> już wiem, nad czym muszę mocno popracować :D
Potem pożyczyłam piankę na chwilę - nie wierzyłam, ale faktycznie, lepiej się człowiek czuje, mimo, że pianka na głowę nie zachodzi, ale w głowie o niebo lepiej. Nie powiem, że jakoś super hiper od razu, ale lepiej...
No i zaleta trenowania, a nie pluskania się w rzece, jest jedna: całe rozwrzeszczane "wakacyjne" towarzystwo zostaje w promieniu 5 metrów od brzegu, tłocząc się i męcząc, środek rzeki już jest tylko dla nas :D
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Żeby dać sobie kopa w tyłek i już trochę zmienić podejście, zmieniam tytuł.
W końcu doraźna robota nad kontuzją zrobiona, teraz działanie bardziej długofalowe, ale już mogę spokojnie wracać do treningów i wchodzić powoli na wyższe obroty, więc niejako kolejny etap
W końcu doraźna robota nad kontuzją zrobiona, teraz działanie bardziej długofalowe, ale już mogę spokojnie wracać do treningów i wchodzić powoli na wyższe obroty, więc niejako kolejny etap
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Pn, 6 czerwca
Po tygodniu bólu pośladka niemal non stop - dzisiaj wieeeeeeeeeeeeelka ulga, nie wiem, co jest przyczyną. Wczoraj trochę rozciągałam, oglądając TV, i w sumie dość długo naciągałam na kilka sposobów, więc może to coś dało? W każdym razie, czuć jeszcze troszkę, ale nie tak cholernie, jak przez cały tydzień.
Poza tym plecy nie bolą, jeje!
ŻARŁO
Diety dzień 4, już nie jestem non stop głodna.
ŻARŁO:
1. śniadanie: kromka razowca z pasztetem warzywnym, ogórek, pomidor, banan
2. II śniadanie: truskawki, wafel ryżowy
3. obiad: home-made warzywa z patelni: cukinia, marchewka, papryka, ogórek, pieczarki, trochę brązowego ryżu
4. podwieczorek: truskawy, kromka razowca
5. kolacja: (będzie za chwilę) bruschetta z pomidorem - mniaaaaaaaaaaaam! :D --> tu się przyznam, że robię wyłom, bo miało być na dziś co innego, ale dostałam pozwolenie zamiany, jak mi coś nie podpasi, a czasu nie miałam na robienie tego, co było przewidziane na dziś, będzie jutro.
Generalnie jem smacznie, ale wg wytycznych pani dietetyk, więc wielka nadzieja, że wreszcie pójdzie w dół. Wielka, wielka!
TRENING: BIEGANIE
Dzisiaj bieganie, poprzedzone krótkim obwodem - 5 minut dosłownie.
Samo bieganie: początkowo fajnie, dość szybko, do czasu... gleby Biegłam koło Barbakanu, zbiegałam po bruku, straciłam orientację, która noga jest która i - mimo desperackiej próby nie walnięcia o ziemię, spektakularna gleba zaliczona, hell yeah!
jedna pani luknęła na mnie z taką dezaprobatą, że nie wiem, czy grzechem bieganie samo w sobie, czy też to gleby psują miejski spokój?
ręce pieką, na kolanach wzorek z kostki brukowej, a garmin... mój gaarmiiiiiiiiiiiiiiin! ok, żyje, ale się biedactwo podrapało - jak ja, jeno mi skóra zejdzie, a garminowi nie ((
)
potem jeszcze chwilę biegło się fajnie, ale jednak po glebie trzeba było zwolnić, wręcz do piechotki - ciągle złe pory na bieganie wybieram, popołudnie jest największą masakrą, bo nie dość, że gorąco ogólnie, to jeszcze nagromadzony gorąc z całego dnia się zbiera i tak jakoś ciężko jest.
nic, postaram się do poranków wrócić, bo najlepsze były dla mnie zdecydowanie.
tak więc po glebie chwila biegu, a potem jednak całkiem długi marsz odpoczynkowy, potem próbowałam dalej biec, ale był to truchto-marsz, dopiero pod koniec znowu się zebrałam, żeby tyłek ruszyć.
na koniec znowu marsz, żeby odsapnąć, zanim wejdę do domu.
w sumie 4,8 km, ale nie wiem, ile z tego biegu było - 3 km na bank.
za godzinkę jeszcze rehabilitacja.
Po tygodniu bólu pośladka niemal non stop - dzisiaj wieeeeeeeeeeeeelka ulga, nie wiem, co jest przyczyną. Wczoraj trochę rozciągałam, oglądając TV, i w sumie dość długo naciągałam na kilka sposobów, więc może to coś dało? W każdym razie, czuć jeszcze troszkę, ale nie tak cholernie, jak przez cały tydzień.
Poza tym plecy nie bolą, jeje!
ŻARŁO
Diety dzień 4, już nie jestem non stop głodna.
ŻARŁO:
1. śniadanie: kromka razowca z pasztetem warzywnym, ogórek, pomidor, banan
2. II śniadanie: truskawki, wafel ryżowy
3. obiad: home-made warzywa z patelni: cukinia, marchewka, papryka, ogórek, pieczarki, trochę brązowego ryżu
4. podwieczorek: truskawy, kromka razowca
5. kolacja: (będzie za chwilę) bruschetta z pomidorem - mniaaaaaaaaaaaam! :D --> tu się przyznam, że robię wyłom, bo miało być na dziś co innego, ale dostałam pozwolenie zamiany, jak mi coś nie podpasi, a czasu nie miałam na robienie tego, co było przewidziane na dziś, będzie jutro.
Generalnie jem smacznie, ale wg wytycznych pani dietetyk, więc wielka nadzieja, że wreszcie pójdzie w dół. Wielka, wielka!
TRENING: BIEGANIE
Dzisiaj bieganie, poprzedzone krótkim obwodem - 5 minut dosłownie.
Samo bieganie: początkowo fajnie, dość szybko, do czasu... gleby Biegłam koło Barbakanu, zbiegałam po bruku, straciłam orientację, która noga jest która i - mimo desperackiej próby nie walnięcia o ziemię, spektakularna gleba zaliczona, hell yeah!
jedna pani luknęła na mnie z taką dezaprobatą, że nie wiem, czy grzechem bieganie samo w sobie, czy też to gleby psują miejski spokój?
ręce pieką, na kolanach wzorek z kostki brukowej, a garmin... mój gaarmiiiiiiiiiiiiiiin! ok, żyje, ale się biedactwo podrapało - jak ja, jeno mi skóra zejdzie, a garminowi nie ((
)
potem jeszcze chwilę biegło się fajnie, ale jednak po glebie trzeba było zwolnić, wręcz do piechotki - ciągle złe pory na bieganie wybieram, popołudnie jest największą masakrą, bo nie dość, że gorąco ogólnie, to jeszcze nagromadzony gorąc z całego dnia się zbiera i tak jakoś ciężko jest.
nic, postaram się do poranków wrócić, bo najlepsze były dla mnie zdecydowanie.
tak więc po glebie chwila biegu, a potem jednak całkiem długi marsz odpoczynkowy, potem próbowałam dalej biec, ale był to truchto-marsz, dopiero pod koniec znowu się zebrałam, żeby tyłek ruszyć.
na koniec znowu marsz, żeby odsapnąć, zanim wejdę do domu.
w sumie 4,8 km, ale nie wiem, ile z tego biegu było - 3 km na bank.
za godzinkę jeszcze rehabilitacja.
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
REHABILITACJA
Jezuuuu... Dzisiaj Beata wróciła do ITBS-ów moich dwóch --> ło matko, jak to ciągle boli!
I tyle w temacie: masakra i ała. Myślałam, że jej naprawdę przywalę bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, mimo jeżdżenia na wałku regularnego. Normalnie jakby mnie rozrywała żywcem. Długa droga wciąż przede mną :/
Jezuuuu... Dzisiaj Beata wróciła do ITBS-ów moich dwóch --> ło matko, jak to ciągle boli!
I tyle w temacie: masakra i ała. Myślałam, że jej naprawdę przywalę bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, mimo jeżdżenia na wałku regularnego. Normalnie jakby mnie rozrywała żywcem. Długa droga wciąż przede mną :/
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Śr, 8 czerwca
ROWER
Czas: 01:59:56
Dystans: 41,01 km
Śr. prędkość: 20,5 km/h
Śr. tętno: 118 uderzenia/min
Maks. tętno: 144 uderzenia/min
link: http://connect.garmin.com/activity/91056881
Przed rowerem 5 minut wzmacniania brzucha, "na rozgrzewkę".
Samopoczucie początkowo bardzo ok, nic dzisiaj nie boli. Jakoś po niecałych 30 km zaczęły mnie boleć plecy i ramiona. Plecy - lędźwie albo krzyż, pieron wie. Ręce: ramiona plus tricepsy. Zatrzymałam się na chwilę, ponaciągałam kość krzyżową, trochę rozciągnęłam ramiona --> ulga.
Po powrocie do domu mały opad z sił, plaskacz na kanapie na 15-20 minut, potem nogi w górę jeszcze na chwilę, potem - chwila krótkiego rozciągania, prysznic, sałatka i Ortoreh -->
--> ćwiczenia wzmacniające brzucha i pleców, godzina rozciągania, terapia manualna: praca nad miednicą i kością krzyżową. Miednica dziś się znów unieruchomiła - prawa strona. Po zabiegach już się ruszała, ale wniosek prosty: ciągle nic nie mam z głowy.
Trudno, się mówi i żyje się dalej, co robić?
Śniadanie: naleśnik z truskawkami i małym bananem :D Jeden, ale jaki pyszny!!
II śniadanie: resztka truskawek i banana, wafel ryżowy
Obiad: makaron penne z cieciorką i pomidorem
Kolacja: sałatka z czerwoną fasolką i awokado
Mniamciuch! :D
ROWER
Czas: 01:59:56
Dystans: 41,01 km
Śr. prędkość: 20,5 km/h
Śr. tętno: 118 uderzenia/min
Maks. tętno: 144 uderzenia/min
link: http://connect.garmin.com/activity/91056881
Przed rowerem 5 minut wzmacniania brzucha, "na rozgrzewkę".
Samopoczucie początkowo bardzo ok, nic dzisiaj nie boli. Jakoś po niecałych 30 km zaczęły mnie boleć plecy i ramiona. Plecy - lędźwie albo krzyż, pieron wie. Ręce: ramiona plus tricepsy. Zatrzymałam się na chwilę, ponaciągałam kość krzyżową, trochę rozciągnęłam ramiona --> ulga.
Po powrocie do domu mały opad z sił, plaskacz na kanapie na 15-20 minut, potem nogi w górę jeszcze na chwilę, potem - chwila krótkiego rozciągania, prysznic, sałatka i Ortoreh -->
--> ćwiczenia wzmacniające brzucha i pleców, godzina rozciągania, terapia manualna: praca nad miednicą i kością krzyżową. Miednica dziś się znów unieruchomiła - prawa strona. Po zabiegach już się ruszała, ale wniosek prosty: ciągle nic nie mam z głowy.
Trudno, się mówi i żyje się dalej, co robić?
Śniadanie: naleśnik z truskawkami i małym bananem :D Jeden, ale jaki pyszny!!
II śniadanie: resztka truskawek i banana, wafel ryżowy
Obiad: makaron penne z cieciorką i pomidorem
Kolacja: sałatka z czerwoną fasolką i awokado
Mniamciuch! :D
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Czw, 9 czerwca
BASEN
Dzisiaj dzień bardzo nie taki na trening, ale ruszyłam dupę.
Oddechowo chwilami jakaś masakra - czuję, jakbym musiała cała robotę od zera rozpoczynać. Ok, nie od zera, bo technicznie sto razy lepiej - przeca pływać kraulem nie umiałam totalnie, ale coś ciężko dzisiaj niejako "kondycyjnie".
Plecy też bolą - najchętniej bym spędziła pół czasu, mocząc się w wodzie i wyginając plery w kłębek, ale to mało sensowne - lepiej pływać i odpoczywać po prostu, a w domu (co zaraz zrobię) powzmacniać i porozciągać.
Co dzisiaj?
* rozpływanie: 300m: 50 kraul, 50 plecy, 50 żaba i to razy 2 wszystko
* ??
* kraul - 50 m?
* ósemka między nogi, ćw. rotacji na maksa
* płetwy, ręce wzdłuż bioder, ćw. rotacji na maksa bez rąk
* kraul super hiper technicznie,długie pociągnięcia, rotacja na medal itd. 50 m
* czucie wody 100 m
* sprawdzian na 50m --> 53,5
* spokojne 50m kraul
* na koniec na boku, płetwy, ręce wzdłuż bioder i same nogi do delfina, 4x 25 m
nie wiem, czy to wszystko, zawsze połowę zapominam
Teraz trzeba wzmocnić brzuch i plery i wszystko porozciągać na maksa.
jw.: kilka ćwiczeń na brzuch, plecy i rozciąganie. tyłek mnie dzisiaj boli - mięśnie pośladka, mam z tym problem od 2 tygodni, poprawa na dzień-dwa i znowu boli. echhhhhhhhhhhhhhh!
Śniadanie: razowiec 1,5 kromki, na to jakaś sałata, ogórek itd., pomidor, jajko sadzone. mniamciuch!
II śniadanie: 2 wafle ryżowe
Obiad: wrap z jajkiem, rzodkiewką, ogórkiem i sałatą, plus: domowy majonez, który mi, mówiąc delikatnie, nie wyszedł :D ale dawał radę
Podwieczorek (dzisiaj głodna byłam): truskawki, 2 wafle ryżowe
Kolacja: kromka razowca z plastrami awokado, sałatą, ogórkiem, rzodkiewka w łapę
BASEN
Dzisiaj dzień bardzo nie taki na trening, ale ruszyłam dupę.
Oddechowo chwilami jakaś masakra - czuję, jakbym musiała cała robotę od zera rozpoczynać. Ok, nie od zera, bo technicznie sto razy lepiej - przeca pływać kraulem nie umiałam totalnie, ale coś ciężko dzisiaj niejako "kondycyjnie".
Plecy też bolą - najchętniej bym spędziła pół czasu, mocząc się w wodzie i wyginając plery w kłębek, ale to mało sensowne - lepiej pływać i odpoczywać po prostu, a w domu (co zaraz zrobię) powzmacniać i porozciągać.
Co dzisiaj?
* rozpływanie: 300m: 50 kraul, 50 plecy, 50 żaba i to razy 2 wszystko
* ??
* kraul - 50 m?
* ósemka między nogi, ćw. rotacji na maksa
* płetwy, ręce wzdłuż bioder, ćw. rotacji na maksa bez rąk
* kraul super hiper technicznie,długie pociągnięcia, rotacja na medal itd. 50 m
* czucie wody 100 m
* sprawdzian na 50m --> 53,5
* spokojne 50m kraul
* na koniec na boku, płetwy, ręce wzdłuż bioder i same nogi do delfina, 4x 25 m
nie wiem, czy to wszystko, zawsze połowę zapominam
Teraz trzeba wzmocnić brzuch i plery i wszystko porozciągać na maksa.
jw.: kilka ćwiczeń na brzuch, plecy i rozciąganie. tyłek mnie dzisiaj boli - mięśnie pośladka, mam z tym problem od 2 tygodni, poprawa na dzień-dwa i znowu boli. echhhhhhhhhhhhhhh!
Śniadanie: razowiec 1,5 kromki, na to jakaś sałata, ogórek itd., pomidor, jajko sadzone. mniamciuch!
II śniadanie: 2 wafle ryżowe
Obiad: wrap z jajkiem, rzodkiewką, ogórkiem i sałatą, plus: domowy majonez, który mi, mówiąc delikatnie, nie wyszedł :D ale dawał radę
Podwieczorek (dzisiaj głodna byłam): truskawki, 2 wafle ryżowe
Kolacja: kromka razowca z plastrami awokado, sałatą, ogórkiem, rzodkiewka w łapę