Strasb - w pogoni za formą

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Obrazek

Dziś wizyta na expo. Pogoda przepiękna, sama przyjemność spacerować nad jeziorem. Na bulwarach mnóstwo biegaczy z pomarańczowymi workami. Szybko i sprawnie odebrałam numer (nikt nawet nie sprawdził, czy ja to ja :ojoj: ). Z tyłu numery przyklejony chip. który trzeba oddać na mecie. Startuję z 6 strefy, czyli będę mieć na starcie 20 minut spóźnienia. :oczko: Półmaraton w tym roku to również Czempionat Szwajcarii, znów mam szczęście biegłam już w Czempionacie Alzacji na 10km i w połówce. :ble: Z numerem ruszyłam po pakiet i techniczną koszulkę z długim rękawem. Fajnie, że zrobili XS, niemniej dla mnie wciąż workowate. A wyglądają tak:

Obrazek

Expo nie takie znów duże, na stoiskach buty i ciuchy głównie dla facetów. :grr: Ale w sumie mi się podobało:
-Na stoisku Brooks mieli nową linię Pure, jako przedpremierę, bo w Szwajcarii wejdzie oficjalnie na wiosnę. Ucięłam sobie pogawędkę z panem przedstawicielem (na początek go nieźle zestresowałam zagadując po angielsku - jakoś tak z automatu, po przejściu na francuski było już miło). Powiedział mi trochę o założenaich projektu - że but ma tak zrobioną piętę, żeby przesunąć punkt lądowania z krawędzi trochę w przód, pod centrum pięty. W zasadzie buciki były po jednej sztuce na wystawie, ale przypadkiem 38 i się uśmiechnęłam o pomierzenie. Buty są dziiiiiwne. Ale to opiszę gdzieś osobno.
-Zahaczyłam o stoisko z kompresją i pan mnie odział najpierw w opaski, a potem w skarpety kompresyjne. W ramach testu mogłam się w nich powłóczyć na expo. Lidle to są kompresyjne tylko z nazwy :ble: Fajne uczucie, aż sama noga chce się od podłoża oderwać. Tylko po chwili cisnęło w okolicach kolana, są chyba kapkę za długie. Niemniej intensywnie myślę i może jutro wrócę. Po opaski...po skarpetki...albo jedno i drugie.
-Poznałam świetnego młodego podologa, który też uważa, że co za dużo buta na nodze to niezdrowo. Chyba się polubimy i mam zaproszenie "na przegląd" po półmaratonie.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Ja omijam takie stragany szerokim łukiem.... Matko... Ile tak jest dóbr do zanabycia :echech:
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 30/10/2011

Lausanne Halfmarathon 2:13:55.9 (śr. 6:20 min/km) :ojoj:

Jak już pisałam w komentarzach "Szwajcarski krajobraz : Strasb 0:1".

Wczoraj wieczorem zajrzałam do folderku informacyjnego i jakoś mnie troszkę zaniepokoiła strona z profilem, ale w sumie nie na długo. Wyskoczyłam też nad jeziorko by skorzystać z pasta party na łódce, ale było godzinę przed zamknięciem, a kolejka nie posuwała się prawie
i wskazywała na około godzinę czekania. Pomyślałam o makaronie pozostałym z obiadu i decyzja była szybka. Wieczorkiem wyskoczyłam ze znajomymi, ale bez ekscesów % i w łożeczku byłam przed północą. Rano śniadanko (bagietka z miodem), oglądnęłam z balkonu maratończyków, później dzieciaki i 10 kilometrowców. Pakowanie ciuchów, wiem w czym pobiegnę, ale mam spore wątpliwości związane z tym, że to jednak jesień, worek depozytowy do ciężarówki muszę oddać do 12.45 a start o 13.50. Wszystkie ciuchy, które były to wywalenia bez mrugnięcia okiem, to zutylizowałam podczas przeprowadzki. No nic, mam kilka opcji, upycham wszystko w worek i maszeruję na metro. Metro pełne biegaczy, potem równą kolumną z metra na peron. Właśnie odjeżdżający pociąg odpuszczam, strasznie zapchany. Następny za kwadransik i w nim się wygodnie rozsiadam (okazało się potem, że to pierwsza klasa, ale przejazd dla nas dziś był za darmo :oczko: ). Jedziemy wzdłuż trasy biegu często, tafla jeziora lśni w słońcu, żaglówki, góry wyjątkowo tylko z leciutką mgiełką. Dojeżdżamy, brrr w cieniu rześko, idę do szatnia. Szatnia na sali gimnastycznej, zajeżdża Bengayem okrutnie, ale przynajmniej ciepło. Przebieram się, przegryzam batonik i 3 kostki czekolady, popijam isostar aż do czasu oddania torby (zrobiłam go w bidonie zamiast w butelce po mineralne, szkoda mi bidonu wyrzucić :ble: ). Po odjeździe ciężarówek rozglądam się po okolicy, zaraz zaczyna się rozgrzewka wspólna - wcześne kurcze, ale łagodna, więc się dołączam. Wywijamy przy muzyce aż miło, a na koniec mówią, że rozgrzewka będzie co 15 minut od nowa. :bum: Przechadzam się dalej po centrum miasteczka, dopinguję chwilę ostatnich maratończyków przebiegających nieopodal. Mijam wejście do kościoła, są plakaty, że serdecznie zapraszają każdego, jest wystawa na temat "każdy inni wszyscy równi", poczęstunek, a przede wszystkim możliwość zebrania myśli/modlitwy/medytacji. Odpływam na kwadrans i bardzo dobrze się po tym czuję. Wracam na główny plac, zaliczam kolejkę do toitoi, pierwszy strzał startera zastaje mnie w środku przybytku, ale mój blok na 20 minut "opóźnienia", więc spokojnie. :oczko: Truchtam trochę i ustawiam się w moim bloku, który co 4 minuty posuwa się odrobinkę do przodu. Na koniec udaje mi się zainstalować tuż koło zająca na 2h10 - starszego dziadka. Emocje rosną - ruszamy. Najpierw kółko wokół miasteczka, pilnuję się zająca, tempo bardzo przyjemne. Przy tabliczce 1km pisk z garmina - po skalibrowaniu na stadionie działa super, co do metra. Biegniemy odrobinę za szybko jak na 2h10, zając zwalnia, ja też, ale w końcu go gubię. Myślałam, że jest tuż za plecami, a tu nie. Dołączam do babeczki, której przydarzyło się to samo. Zagaduję, pani jest z Paryża i leci na 2h06-2h08. Myślę - świetnie, pobiegniemy razem. Tempo średnie mamy właśnie takie akurat. Szybko trasa zaczyna się nieco unosić, z profilu wynikało, że będzie do góry na przestrzeni 1.5km, potem sporo płasko podbieg około 18km i lekko z górki na koniec. Podbiegamy, coraz stromiej tempo spada, ale specjalnie staramy się nie szarżować. O teraz z górki, potem powinno być to płaskie. Nie za bardzo, druga górka, trzecia i pierwszy punkt z napojami. Zwalniam na moment do marszu by wypić spokojnie kilka łyków. Następny punkt ma być za trochę ponad kilometr tylko jak pamiętam, dziwne. I szybko się przestaje dziwić - górki znów. Na następnym punkcie piję wodę, izotonika się obawiam, nigdy tej firmy nie próbowałam.Ogólnie na górkach biegłam odrobinę przed moją towarzyszką, a ona mniej czasu piła i się spotykałyśmy równo po punktach. Górki nie ustają, to dopiero 1/3 trasy, a ja się zaczynam czuć kiepsko - jestem za bardzo zmęczona jak na ten etap biegu. W sumie od startu żołądek nie był tiptop i z jednej strony więcej picia mu nie pomaga, ale jest naprawdę ciepło, wolę jednak pić. Dobra, zostawie towarzyszkę i zwolnię by się z zającem zrównać. W tym momencie zając pojawia się z boku - oj niedobrze. Biegnę z nim, przecież jak się wypłaszczy to sobie odpocznę. Hmmm. Sięgam po cukierka, ale ciężko ssać i biec. Nie wygląda to dobrze, bo mi jakoś zimno i tak niewyraźnie. Po połowie dystansu spacerek, zjadam spokojnie cukierka. Zając nie jest daleko, trochę to trwa, ale go dochodzę. Samopoczucie średnie. Może jednak za gorąco i lekkie odwodnienie? Brzydko tak maszerować, ale na punktach rozsądek nakazuje po całym kubku wychylić. Zając się oddala, ale zegarek mówi, że biegnę dość równo i w sumie wraca przyjemność z biegu - przecież tu tak pięknie! Staram się nie spacerować nie na punktach odżywczych, ale jest różnie, w sumie to odpuściłam, skoro i tak nie miałam tu zamiaru bić życiówki. Pozostaję w otoczeniu w zasadzie tych samych osób.

cdn
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Jedni marszobiegują, inni biegną w postawach bardzo naznaczonych zmęczeniem. Dopingujemy się trochę. Jest np. taki wielki brodaty pan, co jak chcę iść to mnie zgarnia swoim wielkim ramieniem i sympatycznie zachęca do biegu. Uciekam mu trochę, znów mnie dogoni na spacerku i życzliwie pogoni. Mijają nas pociągi, trabią w pozdrowieniu. Są zespoły muzyczne, mieszkańcy powystawali stoły przed domy i piknikują. To akurat część, gdzie przez ponad 5km nie ma picia, więc ambiwalentne uczucia we mnie budzą ich leniwie sączone szklaneczki i kieliszki :oczko: Ooo, karetka i biegacz na noszach, bladziutki pod przykryciem - mało optymistyczne. Jeszcze z 6-5 km, przecież to niewiele, ale przyznam, że przy bolącym brzuchu to nie chce mi się już aż tak walczyć. Na 17km (biegniemy przez piękne wąskie uliczki starego miasteczka) mijam zająca 2h10, idzie kulejąc podpierając się flagą. Aha. Daję dalej, przecież po 18 km górki miały się skończyć, z resztą +/- kojarzę tę okolicę z treningów. Na 18km mija mnie zając z flagą - zaraz przecież ten na 2h10 to miał być ostatni. Flaga pomarańczowa - to był kolor właśnie tego czasu. Spoglądam na zegarek - czary czy co. Facet ma na koszulke napisane 2h10. Przyklejam się do nich, trochę to kosztuje. Facet zachęca - jeszcze 3km tym tempem i będziemy na czas. Mój zegarek mówi, że "to tempo" to musiałoby być około 5min/km. Biegnę z nimi jednak, potem mnie oświeca, że to musi być grupa z bloku, który wystartował 4 min za mną, która przejęła flagę od kulawego zająca. To odkrycie nie zachęca, na jakiejś górce odpadłam od nich. Około 19km jakieś kibicujące dzieci jako pierwsze zdołały odczytać moje imię z numeru startowego - posyłam im ogromny uśmiech i macham. Ale się jeszcze przespaceruję za chwilkę, nieładnie, duch w narodzie umarł, ale co zrobić. Patrzę na zegarek i na okolicę i próbuję ostatni wyzwanie sobie rzucić - poniżej 2h15. Za jakiś czas widać znajome rondo i wiem, że po nim jest bulwar i naprawdę nie ma już górek. Kibice zagrzewają - teraz będzie w dół a za zakrętem widać już metę. Zagrzewam do boju i ja kilka osób, biegnę. I faktycznie widać bramę, odpalam choć jest delikatna wątpliwość, czy to już meta (przez górki garmin zaczął delikatnie zaniżać od piątego km, więc nie jest mi pomoca w odpowiedzi). Biegnę żwawo, ale jest coraz ciężej. Ta brama, to nie meta, już widzę, za nią następna i znów nie, dostrzegam metę - tak daleko. Zakręciło mi się w głowie, kilka kroków marszu, łapię równowagę i jednak daję do końca. Ufffff. Garmin zatrzymał się na 2:13:50 (na górze podałam oficjalny czas z smsa, to chyba jest brutto licząc od startu mojego bloku). Dostaję medal. I folię do okrycia - ta ostatnia cieszy bardziej. Woda. Potem stoi izotonik. Myślę sobie - teraz już mogę, a może nawet powinnam. Biorę kubek, jeden łyk - matko, jaki paskudny! Co to by było, jakbym się na trasie skusiła. :ojoj: Odnajduje mnie pani towarzyszka z pierwszej połówki, pyta jak poszło. Pokazuję czas, mówię, że odpuściłam koło połowy. A ona właśnie nie ma pojęcia ile pobiegła. Trzymała się trochę z przodu przed grupą na 2h10. Tylko nie wiedziała, że grupa się była rozpadła, myślała, że skoro jej wciąż nie doganiają, to jest dobrze. Pani łapie tego nowego zająca, on mówi, że pobiegł 2h09:xx, ale potwierdza, że jest z bloku 4 minuty późniejszego niż nasz. Żegnam się z pania, niebawem powinna i tak dostać smsa z wynikiem. Banan, jabłko, bulion omijam, kończy się strefa mety, jak się wyjdzie nie ma powrotu. Wracam, bo może coś jeszcze podjem, próbuje jednak bulionik - poezja - ciepłe, słone. Ruszam po depozyt. O, masaze, kolejka znośna, może nie zamarznę. Owijam się mocniej folią, kolejka idzie szybko faktycznie. Czuję, że mam odcisk na jednej stopie, a co najmniej zwinięta skarpętę. Łydki jak nowe, bolą uda. Miło żartuję z panią od masaży, idę po depozyt, zimno już konkretnie. Przebieram się bezczelnie w namiocie depozycie (jak inni) - szatnie są ok. 1km stąd. Dzinsy pod spódniczkę biegową, ciepła bluza na górę, medal i wspinam się do domu. Pod kamienicą tuż obok mojej spotykam kolegę ze Strasbourga, który ze 3 lata temu zdezerterował z doktoratu - "Co ty tu robisz?" chóralne. :hahaha: Pogawędka itp. A potem weszłam do domu i jestem z Wami.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Jeszcze w ramach konkretów postanowiłam się szczerze rozliczyć z tych spacerków i ściągnęłam dane z garmina. Oto co znalazłam:

- 5.3km - pierwszy punkt odżywczy - jednak przebiegłam albo zatrzymałam się dosłownie na parę kroków - pamięć jednak ulotna :oczko:
-6.8km - drugi PO - krótki spacer - akurat na kubeczek wody
-8.4km - trzeci PO - dłuższy nieco spacer na picie, ale grupę jeszcze potem dogoniłam
-około 10.5km - jakaś górka i czwarty PO - chyba najdłuższy kawałek spaceru, także poza punktem - to tu odpuściłam
-przed 11km - znowu jakiś bardzo krótki momencik spaceru- może pod górkę?
-12.8km - piąty PO - spacer podobny jak na 8.4km
-14.3km - tylko parę kroków spacerem, pamiętam, że tu mnie przyjacielsko zgarnął brodaty pan :oczko:
-17.1km - szósty PO - krótki marsz - jak na 6.8km
-17.6km, 18km, 18.6km, 19km, 19.7km - te mało chwalebne spacerki poza punktami odżywczymi, brak siły woli (punkt na 18.3km ominęłam, już blisko do mety i to ten moment kiedy podążam na nowym zającem na 2h10)
-na finiszu około 21km kilka kroków marszem, gdy zakręciło mi się w głowie (swoją drogą ostatni kilometr w tempie co najmniej 5:30, ostatnie 500m w okolicach 5:00, tuż przed metą po 4:38)

Teraz macie wszystko czarno na białym. :bum:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Tylko dla Was, wierni czytelnicy ekskluzywny klip jak strasb się dociąga do mety młócąc łokciami.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Ponieważ dalej odpoczywam, to po raz kolejny odgrzewam temat półmaratonu:

Obrazek

Obrazek

Obejrzałam kilkakrotnie klip z finiszu w zwolnionym tempie i mam kilka ciekawych obserwacji. Np. mam wrażenie, że stawiam stopy wzdłuż jednej linii, no jak modelka na wybiegu - chyba, że to złudzenie z powodu koślawych kolan. :bum: Już wcześniej zauważyłam, że zdarza mi się kopać po stopach - choć przy bieganiu z pięty nawet bardziej. Poza tym łokciami robię za bardzo na boki zamiast zgodnie z kierunkiem ruchu. Stopa ląduje ładnie, prawie płaska, zatrzymanie za linią mety na piętę - czyli prawdę rzeczą, że spadanie na pietę hamuje. :oczko:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 05/11/2011

46' easy (6.7km, śr. 6:51 min/km) + 1x górka 'domowa'
Buty Green Silence (bez wkładek jakichkolwiek)


Dobra, moi drodzy, koniec lania wody i odgrzewanych emocji, trzeba znów zacząć zasuwać. Dziś było luźno, bez patrzenia kontroli tempa, dystansu itp. w trakcie. Założyłam tylko, że chcę cieszyć się biegiem i wrócić po dom po około 45' minutach. Wyszło tak, że po 46' z hakiem dotarłam do portu, a potem w ramach trenowania głowy wbiegłam pod górkę pod dom. No proszę, to jednak niecałe 4', dystans zmierzony 530m. I biegłam nie za bardzo wolniej niż po płaskim, ale na górze zmachana byłam.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Środa 09/11/2011

15-20' dobiegu na stadion + 1600m (8'54'') + 22' trucht + powrót do domu
Buty Hyperspeed

Postanowiłam się wreszcie dziś zebrać i ruszyć na stadion zmierzyć poziom aktualnej biegowej mizerii zgodnie z sugestią Jurka. Miało być 3km. Na pierwszym kółku jeszcze się załapałam na jupitery bo jakiś klub niedawno skończył trening, potem już po ciemku, ale to nie przeszkadzało. Powoli przyspieszałam: 1. kółko 2'17.49''; 2. 2'14.79''; 3. 2'13.40''; 4. 2'08.50". Zaczęło robić się odrobinę ciężej i głowa dała szlaban :echech: W żaden spósób nie był to maks aktualnych możliwości, ale tak wyszło :ojnie: . Motywacja gdzieś głęboko pod podłogą. Pokręciłam się jeszcze niecałe dwa kółka i żwawo pobiegłam do domu, chociaż przez ponad 10' było pod górę. Pod domem czułam, że jeszcze bym mogła biec i biec. No nic, trzeba się cieszyć, że 45-50' biegania zaliczone. Jedyny pozytywny akcent to niesamowita przyjemność z biegu w Hyperspeedach, po kilku tygodniach w Green Silence na okrągło z wkładkami ortopedycznymi ta swoboda i elastyczność były ekstra.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 10/11/2011

20' biegu na stadion + 800m mocniej + skipy + 20' powrotu do pracy = niecała godzinka zabawy w bieganie
Buty Hyperspeed


Dziś testowanie opcji "biegowa przerwa w pracy". Przytaskałam do pracy torbę biegowych rzeczy, w południe się przebrałam i ruszyłam przez kampus uniwerku w stronę parku na jeziorem i stadionu. Na kampusie tłoczno i wcale nie płasko, wszyscy spieszyli na obiad, w parku też niezły ruch - biegacze obrodzili. Po 20' byłam na stadionie, czyli stadion jest +/- w połowie drogi między domem a pracą. Miałam taką pokusę wzięcia rewanżu za wczoraj, poleciałam 2 kółeczka (po 2'08'' - zaczęłam tak, gdzie wczoraj skończyłam :oczko: ), ale czułam, że jestem zmęczona i nic z tego nię będzie. Porobiłam jeszcze trochę skipów i innymi ścieżkami, żeby nie było nudno, ruszyłam do pracy. W pracy prysznic, obiadek - jedzenie niestety za szybko, całe popołudnie żołądek bolał. Ogólnie zdrówko szwankuje, chyba mnie teraz na wieczór przeziębienie rozłożyło + inna przypadłość mnie męczy. Była możliwość pobiegnięcia crossu w sobotę, ale w obecnych warunkach zawody odpuszczam. Jeśli będę się dobrze czuć, to się wybiorę w niedzielę truchtać po lesie, ale na spokojnie.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 12/11/2011

32' względnie easy choć żwawo w tym wyskok na Crete de Montriod + 6 przebieżek 20s - razem 37' biegania
Buty Hyperspeed


Idzie nowe, więc na trening wyszłam z radością i zapałem. Pokręciłam się w południowym słoneczku po przydomowym parku, ciepło było, nawet moimi trupiobiałymi łydkami postraszyłam (może ostatni raz w tym roku?). Postrałam się wyczuć w jakim rytmie oddechowym biegam i wcale to nie było łatwe. Jak mi się znudzilo kręcenie po parku, to postanowiłam wbiec na górkę z nadzieją, że Alpy wyszły już za mgły. Przesadziłam z prędkością i parenaście metrów od szczytu odcięło mi zasilanie na tej końcowej stromiźnie (całość wbiegu serpentynami to kilka minut). Alpy nic nosa nie wyściubiły, ukryte jak rano, więc cóż było robić - zbiegłam, pokręciłam się jeszcze trochę a potem porobiłam przebieżki. Ach ta przyjemność uwolnionej nagle energii/spuszczonego ze smyczy Kenijczyka :oczko: . Przebieżki zupełnie na czuja, a po treningu garmin pokazał, że było idealnie 20s szybko /40s wolno (ostatnie 5 przebieżek biegałam na jednym kawałku, w jedną stronę szybko, powrót wolno).
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Niedziela 13/11/2011

48' easy bez wleczenia w tym pętla crossowa 2.1km dość żwawo + 3 grzyby

Ależ mi dobrze po tym treningu!

Wyruszyłam znów około południa, by skorzystać ze słońca. Ubrałam getry 3/4, krótki rękaw i wiatrówkę, zestaw sprawdził się idealnie, nawet czekając chwilkę na trolejbus nie zmarzłam za bardzo. Trolejbusem podjechałam w pobliże campusu, najpierw pozwiedzałam dokładnie uniwersyteckie tereny sportowe. W powietrzu unosiła się niezła wrzawa, bo rozgrywany był mech rugby. Z zadowoleniem odkryłam, że ta niepozona bieżnia z boiskiem piłkarskim w środku, to jednak pełnowymiarowa 400 metrowa i tartan w dużo lepszym stanie niż na stadionie Pierre Coubertin - może dzięki tabliczce z zakazem biegania w kolcach. Potem udałam się obok do Parku Bourget i odnalazłam tam ścieżkę zdrowia - 2.1km crossowa pętelka wysypana trocinami ze stacjami z ćwiczeniami. Na ćwiczenia się nie skusiłam, ale pętelkę pomknęłam żwawo, jak wreszcie pomyślałam, żeby liczyć oddech to było najczęściej 2/3. Po crossie ruszyłam przez nadjeziorny park w stronę domu, odkryłam parę nowych ścieżek. Biegłam cały czas energicznie, oddech szybszy, ale 3/3 się trzymał. Bieg skończyłam w okolicach portu, podeszłam żwawo pod górkę i wstąpiłam do przydomowego parku. Na zacisznym trawniku na uboczu postanowiłam poszukać muchomorów, były tego trzy odcinki o długości sugerującej, że jutro powinnam wciąż normalnie chodzić.
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Wtorek 15/11/2011

12' E + 4*200m p=30'' + 2*400m p=1' + 1*800m p=2' + 2*400m p=1' + 4*200m p=30'' + 2 odcinki grzybów + 10'E (Odcinki w tempie R)
razem 55' biegania
Buty Hyperspeed


Chłodno, ale szybko się rozgrzałam biegnąc. Dotruchtałam na stadion, rozejrzałam się w oznakowaniu odległości (wyśminite - co 5 lub 10m i to na wszystkich torach, nie trzeba myśleć skąd zacząć jaki dystans). Potem zabrałam się za dzisiejsze zadanie. Skupiłam się, by oddech był 2/2 i żeby było luźno. Swoboda była spora, nawet się zastanawiałam, czy nie biegnę za wolno, ale oddech był jak przykazany, więc nie kombinowałam więcej. Czas bardzo szybko mi upłynął na stadionie. Na koniec pewne zmęczenie, ale nie takie jak przy bieganiu np. 2*10*200m w tempie I. Jedyne co mi przeszkadzało to katar. :grr: Niestety zimą nawet jak nie jestem przeziębiona to podczas biegu leje mi się z nosa. :sss: Po odcinkach chwila truchtu/marszu i grzyby, na sztucznej murawie, którą okala bieżnia. Zrobiłam dwa razy krótszy bok boiska w tempie na 3, potem się zaczęłam chwiać. Powrót truchtem, nie wiem czy easy bo pod górę. :oczko: Wychodząc na trening czułam jeszcze grzyby niedzielne, ale szczęśliwie w bieganiu za bardzo to nie przeszkadzało.

Czasy odcinków (złapane podczas biegania, ale obejrzane dopiero po treningu)
200m - 1'04''/1'01''/1'07''/1'05''
400m - 2'23''/2'19''
800m -4'47''
400m -2'21''/2'22''
200m -1'09''/1'08''/1'05''/1'04''
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Czwartek 17/11/2011

10'E + 2x(800m p=2' + 400m p=1' + 200m p=30'' + 100m p=15') P=2' + grzyby w tempie na 3 - 3 długości + 9'E
Razem 46' biegania (odcinki w tempie R) Buty Hyperspeed


Ale dziś fatalny dzień w pracy, wyglądało na to, że oprócz tego i pobiegać się nie uda, ale zebrałam się w ostatnim momencie przed zmrokiem - tzn. zmrok zapadał dokładnie jak wracałam z treningu. Nie zniechęciło mnie nawet to jak wśród biegowych nie znalazłam sportowego stanika - nie było super wygodnie w zwykłym, ale obyło się bez obtarć. Katar mniejszy, swobodniej można było biegać. Nogi nie były prawie już w ogóle nie zgrzybiałe i pomimo obaw nie było mi za zimno. Na stadionie trochę ludzi, i szybszych i wolniejszych, z małymi wyjątkami nie utrudniających sobie nawzajem. Po bieganiu grzyby jedna seria więcej niż we wtorek, dużo jednak płynności tym moim grzybom brakuje. I trochę ciężko się po nich pod górkę wraca do laboratorium, ale wyboru nie mam.

Międzyczasy:

800m/400m/200m/100m
4'35''/2'18''/1'02''/31''
4'51''/2'24''/1'04''/33''

Hmm, zupełnie nie czułam tego, że drugą serię pobiegłam o tyle wolniej. :lalala:
Awatar użytkownika
strasb
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4779
Rejestracja: 01 sie 2010, 11:25
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Lozanna

Nieprzeczytany post

Sobota 19/11/2011

40' E w tym mała zabawa biegowa (3x15''/15''+2x30"/30"+1'/1'+2x30"/30"+3x15''/15'' razem 6.11km (śr.6:32 min/km)
Zabawa miała być w tempie R ale wyszło szybciej; buty Green Silence


Trening słonecznym przedpołudniem, częściowo nad jeziorem - w sumie odkąd zaczęłam pracę to z bliska nie widuję go już tak często. Na koniec i na początek było trochę góra/dół, bo koło domu ciężko znaleźć inne tereny. Nieco brakowało mi świeżości, ale tym razem to nie grzyby, tylko cóż...jak przyjeżdża niewidziany od dwóch tygodni mąż, po obronie pracy dyplomowej, to jak żona ma nie czekać z butelką szampana? :bum: W każdym razie trening dobrze wywietrzył resztki bąbelków. :oczko: Testowałam też moją nową czapeczkę z Brooksa i otwór na przełożenie włosów to świetne rozwiązanie. Jedyny minus to nie będzie w niej wygodnie z okularami - ale i tak często biegam w soczewkach. Mała zabawa była bardzo przyjemna, fajne urozmaicenie, ale coś za bardzo mnie zmęczyła - przepytanie Garmina już po treningu zdradziło dlaczego - to nie było tempo R. Cóż, na takich krótkich odcinkach oddech tego nie zdradził. Przed zabawą oddech był 4/4 (pod górkę 3/3), po zabawie 3/3, udało się dojechać do 3/4 tylko, a potem znów lekka górka i tam mnie zastało 40'.

Biegłam dziś w Green Silence, bo na nich mam footpoda, a dostałam zalecenie zaraportować przebiegnięty dystans. Ostatnie dwa tygodnie biegałam tylko w Hyperspeedach i po zmianie moje palce i śródstopie poczuły się skrępowane. :ojoj: Nie czułam tego wcześniej tak mocno, może to kwestia tego specyficznego sznurowania i ja je za mocno zaciągam?
ODPOWIEDZ