Nokss - w MAJU (w marcu nie wyszło) przebiec dychę w 50min

Moderator: infernal

nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Witam,

O mnie: Ze sportem mam do czynienie od jak pamiętam. Podstawówka, to ciągłe granie w kosza. Szkoła średnia to kosz i siłownia. Studia, podobnie, choć intensywność dużo mniejsza. W pewnym momencie ważyłem nawet 110kg. Na szczęście większość z tej wagi stanowiły mięśnie :usmiech:, choć brzuszek od obżarstwa też miałem.
Jak widać, z bieganiem jestem związany od dawna, ale były to tylko biegi za piłką i nigdy nie długodystansowe. Dwa lata temu po kolejnej kontuzji na koszu, pojawiła się pierwsza myśl, by zacząć biegać, kupiłem buty i zacząłem sobie szurać po około 30min. Zacząłem od stadionu, jakoś nie byłem przekonany do biegów po asfalcie. Biegałem raz, maks. dwa razy w tygodniu, do tego kosz i siłka.
Rok temu, jakoś w kwietniu kolejna kontuzja (kostki) na koszu - w tedy powiedziałem dość!
Po rehabilitacji, jakoś we wrześniu zacząłem znowu chodzić na stadion szurać. biegałem albo na czas do 35min, albo na dystans, 4-5km. Głównym moim wyznacznikiem w bieganiu było słuchanie kostki, czy nie boli? Nie stosowałem żadnych dostępnych w necie planów biegowych, tylko patrzyłem po sobie. Coś co u mnie sprawdziło się w tym okresie, to bieganie zawsze z dwoma dniami przerwy. Czyli zawsze biegałem co trzeci dzień. Dzięki temu nauczyłem się systematyczności, poprawiłem kondycję i nie nabawiłem się kontuzji. A, bym zapomniał, po bieganiu zawsze robiłem jakieś 30min ćwiczeń + rozciąganie. Wiecie, pompki, brzuszki, podciąganie.
Listopad, grudzień, poświęciłem na realizację jakiegoś ośmiotygodniowego planu na 10k. Wyszło całkiem przyzwoicie.
W styczniu dowiedziałem się o zawodach w moim mieście na 10K, stwierdziłem, że trzeba wystartować.
Styczeń poświęciłem na:
- biegi trzy razy w tygodniu, od 5 do 13km - wyznacznikiem była pogoda i samopoczucie.
- jazdę na rowerku stacjonarnym - dwa/trzy razy w tygodniu,
- basen dwa razy w tygodniu,
- siłę (pompki, brzuszki, ciężarki - w domu).
Obecnie robię jakiś czterotygodniowy plan biegowy na przebiegnięcie 10km poniżej 50 minut - dla mnie to będzie spory wyczyn. Dlaczego akurat taki cel? Przebiec powyżej 50min - potrafię, to raz. Dwa, marzy mi się też kiedyś, może nawet jeszcze w tym roku, start w triathlonie na dystansie olimpijskim, a tam właśnie trzeba przebiec dyszkę.

Dane:
Wiek, 34 latka
Waga, jeszcze we wrześniu 100kg, teraz 93kg (mam ukryty plan zejść z waga jeszcze poniżej 90kg, tylko ani sza o tym, by mój żołądek się nie dowiedział, bo się na mnie obrazi) edit: 08-03-2014 ważę już 90kg - tylko cisza, mój żołądek się jeszcze nie połapał:)
Wzrost, 187cm

Na wczoraj miałem zaplanowane:
30' biegu OBW1 + 8x30/60'' interwały + 15' trucht
Wyszło:
31'OBW1 dystans 5K + 8x30/60'' interwały (próbowałem po każdych 30'' biegu przechodzić w trucht, ale po trzecim biegu nie dałem rady i przeszedłem w marsz :ech:, to były moje pierwsze interwały robione po tak długim bo 31 minutowym biegu, szczerze mówiąc ledwo dałem radę. Przydało się tu moje doświadczenie z kosza, gdzie ledwo stojąc na nogach potrafiłem się zebrać i polecieć do kontry by zaraz wrócić do szybkiej obrony) + 18' trucht (te trzy minuty więcej, tylko po to, by przebiec łącznie równo 10km).

Dziś mam zaplanowany basen.
Ostatnio zmieniony 25 kwie 2014, 23:37 przez nokss, łącznie zmieniany 2 razy.
New Balance but biegowy
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Jak planowałem, tak zrobiłem. Wczoraj popływałem jakąś godzinkę. Niestety nie wiem jaki dystans, bo gubię się w liczeniu. Słyszałem, że są jakieś liczniki na palec czy coś takiego, ale poczekam z tym. Na razie muszę skupić się na bieganiu.

Plan na dziś:
OBW1 30' + 8x Zabawy Biegowe 2'/2' (dwie minuty biegu w tempie około 5:10-5:20 a następnie dwie minuty truchtu) + 10' trucht.

Wyszło:
OBW1 32' (pierwsze dwa kilometry jakoś mi się ciężko biegło, pewnie dlatego, że dziś za szybko po jedzeniu poszedłem biegać - to przez te całe walentynki), wyszło że przebiegłem 5km.
8xZB 2'/2' - przebiegłem około 6km, niestety gps mi się nie włączył i nie wiem jakie tempa trzymałem - następne takie biegi zrobię koniecznie na stadionie.
Aby móc biegać spokojnie te 2'/2', to "skomponowałem" sobie taką piosenkę, gdzie jakieś techno gra spokojnie przez dwie minutki a następnie przechodzi w dwie minuty żywszej muzy i tak osiem razy - przydatne to :usmiech:
ps. jak piszę że "skomponowałem", to znaczy, że powycinałem i powklejałem fragmentu utworu, tak by mi się czasowo zgadzało. Melomani raczej by przy tym nie wytrzymali, ale mi to nie przeszkadza. Ważne, że w bieganiu pomaga, i to bardzo.
10min trucht, zaplanowałem tak na powrót do domu (dziś na prawdę miałem sporo problemów z czasem). Wyszło mi z jednym podbiegiem, o dziwo miałem na niego dużo sił? I z wejściem na ósme piętro po schodach równo 10min :usmiech:

Jutro mam wolne - regeneracja, ale nie wiem czy nie skuszę się na 45' roweru, tak rekreacyjnie.

Mam takie przemyślenie z dzisiejszego biegania. - wiecie, że podczas tej zimy, nie było ani jednego tygodnia, by nie dało się zrobić przynajmniej trzech treningów biegowych na dworze? Osobiście zdziwiłem się ponieważ wszędzie w koło czytałem, że zimą bieganie to problem, nawet kilu znajomych mi to mówiło, a tu takie pozytywne zaskoczenie :uuusmiech: - obym czegoś nie wykrakał.
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Jednak skusiłem się wczoraj na rowerek, takie 45min spokojnego pedałowania. to dla mnie fajne odprężenie.

Dziś w planie było: 2x30'/2' OBW1

Wyszło: 10km w tempie OBW1 - od początku wiedziałem, że te dwie minuty przerwy mogą się nie udać. Bieg 30' w tempie OBW1 czyli jakieś 6min/km jest dla mnie na tyle niemęczący, że te dwie minuty truchtu, lub marszu tylko by mnie zmęczyły i rozleniwiły.

Patrząc na ten tydzień i moje wyniki, widzę że czeka mnie dużo pracy by osiągnąć cel. Będzie ciężko, ale się nie poddam.

Dzisiejsze spostrzeżenie z biegania. Fajne jest to pozdrawianie się na trasie, ot podniesienie ręki do przebiegającej z naprzeciwka osoby, lub skinienie głową - tylko czemu 100% facetów odpowiada na taki gest a u kobiet jest to tylko około 50%? Dodam, że aż tak źle nie wyglądam i nawet dziś biegałem ogolony :uuusmiech:
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj zgodnie z planem, odpoczynek - patrząc na moje dzisiejsze bieganie, to widzę że się przydał.

Dzisiaj w planie:

40' OBW1 + 8x30''/60'' + 10min trucht

Wyszło: - hym, powiem tak: mój dzisiejszy trening był kluczowy - dosłownie.

OBW1: 38' OBW1 - miało być 40', ale zaplanowaną trasę około 6,7km przebiegłem szybciej. Plan był taki by dobiec do stadionu (owe 6,7km) i na nim sobie zrobić interwały. Wyszło słabo, bo stadion był cały w błocie i musiałem na szybko zmienić plany i interwały pobiec po asfalcie w drodze do domu. -właśnie sobie przypomniałem, że czekają na mnie buty do czyszczenia.

Interwały: pierwszy poleciałem troszkę słabiej (ale mocno), przeszedłem w trucht. Drugi wyszedł ciut mocniej i też przeszedłem w trucht, trzeci do siódmego leciałem na maksa i przechodziłem w 50'' marszu i pod koniec przechodziłem w trucht (tak by mieć lepszy start). - po siódmym, jak tylko przeszedłem w marsz, odruchowo sprawdziłem kieszenie (mam taki nawyk). Okazało się, że jedna jest nie zapięta. To była ta, w której trzymam klucze od domu. Sprawdzam czy są klucze, macam, macam, kluczy brak! Zrobiłem nawrót i lecę na poszukiwania. Ósmy interwał zrobiłem na 50% możliwości, tak by widzieć co leży pod nogami, ale kluczy nie było. No to biegłem dalej (się zdziwiłem, że mam jeszcze tyle sił :usmiech: ) nawet dość dobrym tempem. Tak zaliczyłem moje 10min "truchtu", ale kluczy nadal nie było. Dobiegłem do miejsca gdzie zacząłem interwały, byłem pewien, że właśnie na tym odcinku gdzieś moje klucze będą, lipa. Podjąłem decyzję, że robię całą trasę z powrotem (coś około 8km) - zacząłem maszerować, bo biec już nie miałem mocy.

Ogólnie wyszło mi jakieś 100min dość szybkiego maszerowania, klucze znalazłem, były tam gdzie myślałem, na odcinku interwałów i to na pierwszym(leżały z boku chodnika na ziemi, dość słabo widoczne).
Jak do tego doszło: - Jak wyciągałem telefon by zmienić muzykę (mam taką specjalną do interwałów), to nie wiedzieć czemu chciałem go schować do kieszeni z kluczami. Połapałem się, że mam go schować do innej, zrobiłem to, ale kieszeni z kluczami już nie zapiąłem :smutek:

Ale normalny, to ja chyba nie jestem, bo drugą rzeczą o której pomyślałem po znalezieniu kluczy, było: - czy zdążę się zregenerować na następny trening?

Jutro raczej zrobię regenerację, bo nogi do tej pory czuję.
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

elo,

Wczoraj zrobiłem sobie dobry reset, trochę masaży i postarałem się dość dobrze wyspać.

Dzisiaj w planie miałem:

35' OBW1 + podbiegi 2 x 4x 60m/60m/3' + 10' trucht.

Zaplanowałem sobie, że w te 35' przebiegnę jakieś 5,5km (tempo dość spokojne, tak by zrobić dobre podbiegi) - wyszło jeszcze wolniej i zrobiłem ten dystans w 40' - jak teraz próbuję sobie przypomnieć mój "bieg", to jakoś go nie pamiętam, chyba biegłem jakiś zamyślony (ostatnio mam trochę na głowie :smutek: )

Za to podbiegi. Podbiegi, to ja pamiętam. Pamiętam i czuję. I czuję, że jeszcze długo je będę czuć :usmiech:
Ponieważ były to moje pierwsze w życiu podbiegi, to zaplanowałem je sobie tak: lecę 120 kroków szybko i 120 kroków wolno, tak cztery razy, potem przerwa i znowu taki cykl. Niestety mój podbieg nie okazał się aż tak długi, dlatego zrobiłem osiem podbiegów i osiem zbiegów. Wszystkie podbiegi po 120 kroków. Ponieważ w jednym miejscu górka była chyba zbyt stroma, to dość szybko zacząłem kombinować jak by się tu układać w biegu. Odkryłem, że jak się lekko zgarbię, pochylę do przodu i zacznę lekko pracować biodrami i mocniej rękoma, to mogę biec trzymając założone tempo.
Nie wiem czy też tak macie, ale zmęczenie które odczuwam po takim wysiłku, powoduje że czując się zmęczonym, jednocześnie czuję się genialnie :usmiech:

Na koniec 10' truchtu i trening uważam za zaliczony.

Jutro, jak uda mi się wygospodarować trochę czasu, to koniecznie basen. A jak nie, to ...
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj marzył mi się basen, niestety cały dzień "przebiegałem" ale nie na treningu, miałem po prost mnóstwo rzeczy do załatwienia.

Za to dziś wybrałem się o 13:00 na trening:)

plan: 20' OBW1 + 5' trucht/marsz + 30' BC2 + 10' trucht

Wyszło: 20' OBW1 (jak teraz sprawdzam na mapie to przebiegłem 3,4km + 2' marszu (tyle czasu potrzebowałem, by w słońcu na dotykowym ekranie wyłączyć radio i włączyć jakąś muzę). Jak już włączyłem, to zacząłem biec BC2 30'. Powiem tak, psychicznie bardzo był mi potrzebny ten bieg. W końcu wiem, że potrafię biegać a nie szurać! Próbowałem wykorzystać ten bieg, do nauki trzymania tempa. Wyszło średnio ale i tak jest ze mną dużo lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu. Po sprawdzeniu trasy, którą przebiegłem wyszło mi średnie tempo 5:30min/km, gdzie czułem, że mogę biec jeszcze szybciej, no ale nie o to chodziło w tym biegu. Na koniec 10min truchtu i do domku.

Słuchajcie, nie wiem o co kaman, ale chyba jestem niewidzialny. Jak dziś biegłem BC2, to miałem dwie sytuacje z płcią piękną.

Pierwsza sytuacja. Pani stała przed przejściem dla pieszych. Miała ze sobą wózek. Za Panią był krawężnik i może 10cm trawki i krzaki. Przed Panią (dokładnie przed wózkiem jakieś 1,5m do ulicy. Ogólnie mógłbym przebiec przez te 1,5m, ale tam (nie bezpośrednio przed Panią nr 1, tylko jakby obok) stała sobie druga Pani, też z wózkiem. Podsumowując nie było jak tamtędy przejść a co dopiero przebiec. I teraz tak, ta pierwsza Pani, dosłownie patrzyła się cały czas na mnie jak biegnę. Pomyślałem, że zrobi krok do przodu i za nią spokojnie przebiegnę. To się zdziwiłem. Zatrzymałem się dosłownie przed tą Panią a ona cały czas stała i się patrzyła? Musiałem się przeciskać po tym trawniczku i krzakach.

Druga sytuacja. Szła sobie dość liczna rodzinka, szli obok siebie zajmując całą szerokość chodnika. Wszyscy szli na wprost mnie. Ja sobie biegłem przy krawężniku. Tak wyszło, że na wprost mnie szła jakaś Pani. Sytuacja identyczna. Patrzyła się na mnie i nawet o 30cm się nie przesunęła? musiałem po trawce i krzakach przemykać? Wiecie, zazwyczaj biegam wieczorem, gdzie ruch jest mniejszy, a kobiety jak mnie widzą, to przechodzą na drugą stronę ulicy, no bo jak to tak biegać po ciemku, pewnie jakiś zboczeniec :usmiech:. A może to jakaś norma, tylko jestem jeszcze nie przyzwyczajony? A może jednak jestem NIEWIDZIALNY?!?!
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Dziś miałem mieć spokojny trening: 45' OBW1.

Wyszło faktycznie 45' z tempem 6:25min/km, z tym że na dziś zaplanowałem sobie nową trasę. Tak się złożyło, że miałem cztery podbiegi pod estakady (dwa jak biegłem w jedną stronę i dwa jak wracałem). Oczywiście miałem też zbieganie :usmiech:.
Ponieważ w bieganiu prawie wszystko jest dla mnie nowe, więc nie wiedziałem jak mój organizm będzie się zachowywał na takiej trasie? Dodam, że biegłem o 12:00 gdzie słońce dość mocno prażyło (jak mogę, to staram się biegać o tej porze, ponieważ start na zawodach będzie właśnie o tej godzinie). Podczas biegu wykombinowałem sobie, że podbiegi będę robił trzymając moje zaplanowane tempo, z tendencją do lekkiego przyspieszania a zbiegi będę robił na pełnym luzie. Tak też zrobiłem. Czy to dobrze? - czas pokaże. Ogólnie, to biegło mi się dobrze, bez żadnych problemów robiłem podbiegi. Mogłem też zastosować naukę jaką zdobyłem na ostatnich moich podbiegach, czyli lekko pochylać się do przodu i mocniej pracować nogami - mi to znacznie ułatwia bieg.

Nauczka z dziś: muszę sobie kupić jakieś ciuchy do wiosennego biegania, bo te co mam (zimowe) się kompletnie nie sprawdzają. Zgrzałem się dziś potwornie.

edit: 24.02.2014 - Dostałem przed chwilką olśnienia. Podczas biegu stałem około 2-3min na światłach i tak naprawdę moje tempo to nie 6:25min/km tylko coś koło 6:00min/km + 2-3min bezsensownego stania:(. Jakoś do tej pory wszystkie trasy biegowe tak planowałem, by nie było żadnych przestojów na światłach - teraz wyszło inaczej. Eh, muszę być bardziej czujny na przyszłość, albo po prostu w końcu zainwestować w jakiś tel. z działającym GPSem i systemem android:)
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj zrobiłem wolne, ale i tak coś zabrakło mi czasu na pełną regenerację - muszę dokładnie podsumować mój cały poprzedni tydzień.

Dzisiaj w planie miałem 40' OBW1 + RT 8x40''/80'' + 10' trucht.

Wyszło: przebiegłem te 40', ale już na drugim kilometrze poczułem łydki. Nie ból, tylko że są przemęczone :smutek: Chwilę później zobaczyłem, że w ogóle biegnie mi się jakoś ciężko. Stwierdziłem, że robię spokojnym tempem te 40' i się zobaczy. Wyszło mi 6km biegu w 38'. Ponieważ znalazłem się przy stadionie, to tak jak przy ostatnich moich interwałach, poszedłem sprawdzić czy przypadkiem nie ma błota. Było w miarę ok. Ucieszyłem się, bo w końcu mogłem pobiegać kontrolując dystans.
Oczywiście przygotowałem sobie wczoraj piosenkę, tak by odmierzała mi czas biegu i czas przerwy. Ustawiłem się i poszło. w 40'' biegałem około 200m. O dziwo łydek nie czułem. Ale to chyba dlatego, że po pierwszym biegu czułem "wszystko", każdy mięsień, nawet te, o których istnieniu nie miałem pojęcia. Zastanawiałem się też dlaczego w koło mnie jest tak mało powietrza :usmiech: Po czwartym biegu, zrobiłem sobie 2' przerwy w marszu, inaczej bym nie zrobił tego treningu w równym tempie biegowym. Nie wiem czy tak się robi, ale mój organizm mi to nakazał a ja według zaleceń osób na tym form zacząłem się go słuchać - hehe.

Wychodząc ze stadionu ucieszyłem się, mój gps zaczął działać. Włączyłem aplikację runtastic i rozpocząłem 10' truchtu. Jak kończyłem trucht, wyjąłem telefon i o zgrozo, zrestartował się - już mnie osłabia ta cała zabawa z gpsem. Wyszło, 11' z tempem 6:15min/km.

Spostrzeżenie z kilku ostatnich biegów, Też tak macie, że jak biegniecie po trasie o kształcie prostokąta, to wiatr wieje wam prosto w twarz przynajmniej na trzech prostych. W tym zawsze na dwóch dłuższych? Ja tak mam i nie wiem czy to jakaś zmowa przyrody, czy jak?

edit: już wiem o co kaman z tymi łydkami. Zrobiłem szybki przegląd mojego treningowego tygodnia i od razu natrafiłem na mój "kluczowy" trening, gdzie po 6km biegu i 7 interwałach, w dość dobrym tempem i komfortem biegowym, połapałem się że zgubiłem klucze:) Uf, czyli problemem nie jest mój plan treningowy, tylko zbyt duża aktywność w ubiegłym tygodniu.
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj:
Aby zrobić porządek z łydkami poszedłem na basen. Najpierw godzinka pływania, w tym sporo sprintów a następnie godzinka moczenia w solance - pełen relaks.

Dzisiaj:

W planie miałem - 50' OBW1 i tak też pobiegłem. Wyszło mi 8,4km biegania.
Cały czas "patrzyłem" jak tam moje łydki. Basen zrobił swoje, poczułem je dopiero na siódmy kilometrze. Po biegu, na rozciąganiu zwróciłem szczególną uwagę na dobre rozciąganie owych łydek, od dziś muszę zawsze o tym pamiętać.
Plan na dziś jest taki: zaraz rozłożę matę i pomasuję trochę łydki. Następnie idę szybko spać, by się wyspać - szczególnie, że jutro znowu biegam.

Dzisiejszy sukces, to ZERO zjedzonych pączków :usmiech:

Przemyślenia z dzisiejszego biegania: Kurcze, bieganie uczy mnie mega systematyczności i organizacji. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że na nic nie mam czasu. Zacząłem biegać i proszę, mam czas na wszystko:)
Przypomniało mi się takie powiedzonko: "Im więcej mamy czasu na wykonanie jakiejś pracy tym więcej czasu ona nam zabiera".
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

No, dziś (w sumie, to nie dziś tylko wczoraj bo jest 3:30, a ja właśnie wróciłem do domu :usmiech: ) to był trening taki jaki lubię:

20' OBW1 z tempem 6:15,
Następnie spacer tak by w telefonie wyłączyć radio i włączyć specjalnie przygotowaną piosenkę na zabawy biegowe.
ZB 6 x 5'/3' Ogólnie wyszło to u mnie tak:
Pierwszy pięciominutowy bieg, to był koszmar:( Ogólnie pierwszy raz biegłem zabawy biegowe w takich zakresach czasowych (dla mnie długich). Okazało się, że po prostu biegłem za szybko i jak wydawało mi się że mam już na sto procent przebiegnięte jakieś 3' po sprawdzeniu na zegarku zaliczyłem spore zdziwko, minęła dopiero minuta:(
Drugi bieg zacząłem wolniej i poświęciłem go na szukanie odpowiedniego tempa. Ogólnie cały czas powolutku przyspieszałem i patrzyłem jak tam mój organizm.
Trzeci do piątego były już wykonane z utrzymanym tempem, gdzie mam wrażenie, że co bieg to byłem minimalnie szybszy.
Szósty czyli ostatni, udało mi się odmierzyć (biegłem od jednego skrzyżowania do drugiego)i wyszło mi tempo 5min/km :usmiech:
Moje przerwy 3' robiłem tak: 2'marsz, następnie przechodziłem na jedną minutę w trucht (jakoś z truchtu łatwiej mi przejść w bieg niż tak z marszu) a później bieg.

Po tym bieganiu zrobiłem sobie krótki spacer, tak by dojść do mostku i się dobrze porozciągać. Tu ciekawostka, łydki mi się już uspokoiły, ale i tak je dość dobrze porozciągałem.
W planach miałem dziś też trucht, ale zamiast niego zrobiłem spacer do domu.

Jeśli chodzi o to czemu wróciłem w nocy, to byłem na małej domówce, ale jako biegacz by nie pić zacząłem na wszystkie imprezy jeździć autem. Dzięki temu jutro zamiast kaca będę miał tylko zakwasy, a zamiast bólu głowy będę miał tylko bóle mięśni :usmiech: . Jedyny minus jeżdżenia na imprezy autem, to to, że czasami trzeba kogoś gdzieś podwieźć, zawieść :smutek:

Dobranoc

ps. jutro (znaczy dziś) marzy mi się basen ale czy to się uda ...
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Z basenu wczoraj wyszły nici:( - Za to się porozciągałem i pomasowałem:)

Dzisiaj w planie miałem 2x35' biegania z przerwą 3' w chodzie/truchcie

Zrobiłem tak, że pobiegłem sobie dziś w miejsce gdzie będę za dwa tygodnie mierzył się z czasem i dystansem (oj będzie ciężko).
Ogólnie zrobiłem te 2x35' ze średnim tempem 6:05min/km akurat wyszło mi, że pierwsze 35' biegu skończyłem na skrzyżowaniu królewieckiej i maślickiej, co dla mnie na zawodach będzie połową trasy. Jako że musiałem zrobić nawrót o 180 stopni, to stwierdziłem że zrobię sobie te 3' spaceru (jakoś nie lubię przerywać biegania i przechodzić w spacer) i się tu dokładniej rozejrzę. Tak też zrobiłem, ale niestety zacząłem tego żałować jak po 3' zacząłem znowu biec. Nie wiem czy chodzi o to, że mięśnie mi tak szybko stygną czy jak? Ale pierwszy kilometr drugich 35' biegu to był koszmar, później już było z górki.
Podsumowując, to zrobiłem dziś około 12km i zapoznałem się z częścią (biegłem aleją śląską i później królewiecką, nawrót i z powrotem) trasy startowej.

A, jako że coraz więcej czytam o bieganiu itp., to zaczynam też wchodzić na blogi innych biegaczy. Ale się zdziwiłem. Jak tam kolorowo, ile tam różnych fajnych rzeczy z których nie wiele rozumiem, ale jednak. Przyznam, że nie mam pojęcia jak się takie cuda wstawia :(
Kurcze, ogólnie widzę, iż wszyscy znają swoje tempa co do sekundy. Treningi są rozpisane co do kilometra a ja taka bida. Aż mi wstyd.
Z jednak drugiej strony, ta forma (którą tu widać) jest jakoś mi najbliższa a samo pisanie tu (co jest dla mnie ważne) strasznie mnie motywuje. Nie jestem psychologiem i nie wiem dlaczego tak się dzieje - ale tak to u mnie właśnie działa.
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj. Ponieważ zaczynam biegać coraz więcej i do zawodów coraz bliżej zacząłem się tylko skupiać na treningach biegowych i na regeneracji. Siłę i rower sobie chwilowo odpuszczę, kosztem regeneracji. Basen tylko zostawię - bo lubię:)
Tak więc, wczoraj RESET:)

Dziś w planie miałem 30' OBW1 + podbiegi 2x4 60m/60m/3' przerwy + 10' trucht.

30' OBW1 zrobiłem dziś w parku, dlatego nie mam pojęcia jaki dystans przebiegłem:(
Dlaczego wybrałem park? Jak szedłem pobiegać, to zatrzymało mnie czerwone światło na skrzyżowaniu. Jak tak stałem, to przejechał jakiś strasznie kopcący diesel. Zacząłem się zastanawiać jak to jest ze zdrowotnością biegania między spalinami i wybrałem park.

Podbiegi już niestety robiłem przy ulicy. Wbiegałem na most i powoli z niego schodziłem. Porównując moje obecne podbiegi do poprzednich. To mam wrażenie, że mniej się zmęczyłem? Albo robię się mocniejszy, albo biegałem wolniej?

Trucht 10', gdzie drugie 5' robiłem w tempie OBW1, a ostatnie 100m pobiegłem na maksa - taki kaprys.

Muszę gdzieś poczytać jak to jest z tym bieganiem w spalinach a zdrowiem - ciekawe czy są jakieś publikacje na ten temat?
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Jako, że jestem coraz bliżej zawodów, to wczoraj zgodnie z nowym planem wolne:)

Dzisiaj miałem zaplanowane 10' OBW1+ 5' trucht + 40' BC2 + 10' trucht

Jak najbardziej zacząłem od 10' OBW1, tempo 6min/km (mam wrażenie, że tym tempem to spokojnie 30km przebiegnę, kiedyś to sprawdzę)

5' trucht przeznaczyłem na różne przeplatanki, biegi tyłem, bokiem, takie cuda by się rozgrzać przed 40' BC2. Z 5' wyszło 8'.

40' BC2, Jako, że biegam bez tych GPSów, to postanowiłem zrobić ten trening na bieżni 400m, to miało mi pomóc w nauce trzymania tempa. I trochę pomogło.
Cel był przebiec w 40' 8km, co by mi dało 5min/km. Chciałem zacząć wolniej i w czasie biegu powoli przyspieszać. Wyszło? Wyszło jak zawsze, zacząłem za szybko, później musiałem to odpokutować, szukając na wszystkie możliwe sposoby powietrza. Ściągnąłem czapkę, chustę z szyi, porozpinałem się i jakoś dało się biec. Przyjemny wiaterek, który na jednej prostej mnie ochładzał, nagle jakby z okrążenia na okrążenia zaczął mnie wstrzymywać? Ale biegłem.
Dopiero po 15 kółkach jakoś mój organizm się opanował, przystosował i mogłem przyspieszyć. Ogólnie wyszło mi, że przebiegłem 7,6km, nie wiem jak to możliwe ale walnąłem się w liczeniu kółek:( z tempem 5:30 - co nie wróży najlepiej przed zawodami ale...

Po tym BC2 poczłapałem do najbliższego sklepu po jakąś trutkę do picia, bo czułem duży brak mocy. Wypiłem trochę, pochodziłem i stwierdziłem, że jak już jestem przy stadionie, to właśnie tam się porozciągam (mają fajne drabinki). Jak zacząłem się rozciągać, to coś mnie podkusiło i zrobiłem kila serii na brzuch i ręce (na drążku). Wyszło nawet intensywnie, aż się zdziwiłem, że tak szybko się zregenerowałem po tym biegu.

10' truchtu na powrót, wyglądało u mnie dość słabo, ale co tam. Po drodze zatrzymałem się jeszcze w aptece, po litorsal (minerały i elektrolity, polecam)- czułem że będzie mi dziś potrzebny do picia.

Teraz poza łydkami nic nie czuję:) Łydki, jutro pomasuję piłeczką tenisową i powinno być git.
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Wczoraj reset. Zamiast masowania łydek, pojechałem wieczorkiem do sklepu po ciuchy. Kupiłem spodenki i koszulkę. Teraz już mam w czym wystartować na zawodach:) - do tej pory biegałem w zwykłych dresach:(

Dzisiaj plan: 30'OBW1 + 8x30/60'' RT + 10' trucht. + test nowych ciuchów.

Wyszło: Jakieś takie szarpane te 30' biegu. Najpierw musiałem podbiec do znajomych, bo u nich zostawiłem ostatnio słuchawki -5'. Później pobiegłem na stadion wyszło 7' i po stadionie pobiegałem jeszcze 20'. Tempo i dystans nieznane:( Jak na wyczucie, to około 6min/km

8x30/60'' zrobiłem na stadionie, przy jak zwykle skomponowanej piosence. Mi to strasznie ułatwia. Ubieram słuchawki na uszy, włączam play. Jedyne co mi pozostaje to słuchać. Jak utwór przechodzi w szybkie bity, to mam biec szybko a jak w wolne to mam truchtać lub maszerować. I właśnie, po pierwszych czterech szybkich, spokojnie sobie truchtałem i te 60'' wystarczało na regenerację. Przy kolejnych musiałem już przechodzić w trucht. Biegało mi się szybko, czułem że mam moc i że trzymam równe tempo, którego oczywiście nie znam.

Po RT, poszedłem na drążki zrobić trening siłowy + rozciąganie. Jeszcze trochę a znowu zacznę robić szpagat:)
Na koniec 10' truchtu powrotnego do domku - było ciężko, "biegłem" prawie że w miejscu, ale co tam.
Przychodzę do klatki, sił już nie mam w cale. A na windzie kartka "Winda nieczynna do czasu usunięcia awarii". Na Ósme z buta:( Zadzwonił znajomy, czy mu nie pomogę czegoś tam wnieść do domu, to się ubrałem i pojechałem - znowu schody. Jak na złość dziś jeszcze dwa razy musiałem z domu wychodzić:(
nokss
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 280
Rejestracja: 02 paź 2013, 21:27
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Za tydzień o tej porze będę już po zawodach. Coraz więcej myślę co i jak. Czy mam biec pierwsze 5km wolniej, czy może szybciej? Jak przebiec pierwsze 2km tak by nie wyszło za szybko? itp. itd. Z drugiej strony, przecież nie biegnę po zwycięstwo (no może takie małe, prywatne).

Dzisiaj miałem w planie 55' OBW1

Stwierdziłem, że pobiegłem po parku. Niedziela, park, godzina 13:00, ale se wymyśliłem:( Biegałem różnie, w kółko, ósemki, kwadraty, trochę pod górkę, trochę z górki. Ogólnie wybierałem ścieżki ledwo wydeptane, takie, gdzie nie było tłumów. Po kilkunastu minutach, patrzę na zegarek 13:xx (xx, to cośtam). Biegnę dalej, biegnę patrzę a tu znowu 13:cośtam. Patrze dokładniej a to godzina. Przełączam zegarek na stoper a tam 00:00:00 - stoper się nie włączył. Włączyłem go i od tego czasu pobiegłem tak jak w planie 55'. Ostatnie 10' pobiegłem szybciej bo jakoś czułem że mam moc.
Znalazłem mostek, porozciągałem się i do domu już marszem.

Biegam już trochę, to się pomierzyłem ostatnio. Dramat. Łapa, barki, klata wszystko po kilka centymetrów w dół. Ogólnie do tego dążę, ale jakoś tak się zdziwiłem, że aż tyle w tak krótkim czasie. Muszę wrócić do ćwiczeń siłowych, bo w takim tempie, to zniknę za jakiś rok:)
ODPOWIEDZ