pixos - maraton na wiosnę - poniżej 3:20

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
pixos
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 415
Rejestracja: 07 lut 2010, 20:57
Życiówka na 10k: 39:42
Życiówka w maratonie: 3:58
Lokalizacja: Gostynin

Nieprzeczytany post

No to zamiast sie chwalić, będę die tłumaczył, czyli post pod tytułem:
Jak poległem w Łodzi?

Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Ustawiłem się w grupie na 3:15 i do 15 km biegło sie całkiem fajnie. Niestety z każdym kilometrem czułem, że nogi sa coraz słabsze i nie za bardzo chcą nieść. Zebrałem chyba owoce braku ćwiczeń siłowych w ostatnich tygodniach. Tłumaczyłem to brakiem czasu, ale chyba lepiej byłoby odpuścić kilka treningów lub zrobić kilka km mniej i ten czas poświęcić na regularne ćwiczenia.

Udało mi się utrzymać z grupą do około 25 km i dalej nie dałem rady, po prostu nie byłem w stanie utrzymać takiego tempa, płuca chciały, ale nogi nie bardzo. I czułem już w dwugłowych, że prędzej czy później zaczną się skurcze. Z każdym kilometrem zwalniałem aż do tempa 5:45-6:00 w okolicach 30 km. Tak więc właściwie truchtałem.

Przeczuwane skurcze zaczęły się ok. 35 km, na początku łapało delikatnie, ale na 37 km musiałem się zatrzymać i rozciągnąć dwugłowy w lewej nodze. Potem zaczęły sie problemy z łydkami i z czworogłowymi w okolicach kolan. W życiu sie tak nie umęczyłem, i nie chodzi nawet o wyczerpanie fizyczne, bo już kilkadziesiąt minut po biegu czułem sie w miarę normalnie, tylko o stan nóg.

Skończyło sie na 3:34:59, tak więc wyszło 20 minut "nadróbki". Niby życiówka, ale jakoś średnio cieszy. Cel wiosenny nieosiągnięty, trzeba sie skupić na lecie i jesieni.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
pixos
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 415
Rejestracja: 07 lut 2010, 20:57
Życiówka na 10k: 39:42
Życiówka w maratonie: 3:58
Lokalizacja: Gostynin

Nieprzeczytany post

Trzeba by się jakoś odezwać. Właściwie jesli chodzi o bieganie, to na razie nie było o czym pisać, bo... nie biegałem. Od 15. kwietnia zrobiłem tylko raz jakieś 2,5 km.

Ale może po kolei. Maraton w Łodzi skończył sie nie tylko moją porażką, ale okazało się że również kontuzją. Jeszcze w niedzielę po biegu wszystko było w miarę w porządku, nic nie wybiegało poza standardowe zmęczenie po dużym wysiłku. Niestety w poniedziałek rano okazało się, że nie moge zgiąć nogi w kolanie. W ciągu dnia kolano spuchło i zrobiło sie nieciekawie. Standardowa procedura: chłodzenie, maści przeciwzapalne itp. pomogła o tyle, że opuchlizna po kilku dniach zeszła i zwiększył sie zakres ruchu w kolanie, ale ból (nie jakiś wielki, ale jednak) pozostał. Męczyłem sie z tym jeszcze jakiś czas, aż w końcu umówiłem sie na wizyte u ortopedy. Po wykonaniu USG okazało sie na szczęście, że wszystkie najważniejsze części kolan (więzadła, łękotki itp) są w porządku i w pełni funkcjonalne. Po prostu z powodu przeciążenia zebrało sie w kolanie troche płynu, który uciska i powoduje ból. Mam po prostu poczekać, aż się wchłonie. W międzyczasie powinienem oszczędzać kolano i rozgrzewać je (kompresy, maści).

I wreszcie dziś mija pierwszy dzień bez nawet najmniejszego bólu. Jeszcze kilka dni i spróbuję cos potruchtać, zobaczymy, czy problem nie wróci.Jeśli nie, to powoli wróce do biegania.

Cel pierwszy - zrzucić te parę kilo, które wlazły na mnie w czasie bezczynności ;-)
ODPOWIEDZ