mclakiewicz - Ni ma motywacji

[mclakiewicz]

Miało być biegane wczoraj, ale jakoś tak pojadłem troche za dobrze i już nie chciało mi się.

9,3 km; 57:42; 6:10/km.
Interwały 3 x 1,5 km (4:27 - 4:27 - 4:28).
Wstałem, rozgrzałem się i ruszyłem ostro z kopyta, żeby rozruszać zastałe po nocy kulasy. Tym razem interwały weszły dośc luźno, myślę, że spokojnie czwarty bym zrobił. Tylko jedna rzecz: odpoczynek trwał dłużej niż sam interwał, ale ostatnio wychodze z założenia, że jeśli ma być pełny wypoczynek, to robię pełny.
Trochę zmodyfikowałem swój plan: po lektórze wątków w dziale TRENING, uznałem, że po co wogóle mi ten maraton w przyszłym roku, skoro mój tygodniowy kilometraż to tylko kilka km więcej niż dystans maratonu. A walka o łamanie 4 godzin będzie miała chyba podobny przebieg jak walka armii estońskiej, która po wypowiedzeniu wojny Łotwie po miesiącu ciężkich, krwawych i bohaterskich walk, w końcu dotarła do swojej granicy z Łotwą.
Wywaliłem więc kobyły i będę sobie spokojnie trenował do połówek.

[mclakiewicz]

8,3 km; 53:54; 6:30/km.
Podbiegi 4 x 100 m. + 2 x 350 m.
Pierwsze cztery setki w parku, a potem dwa dłuższe podbiegi od parku do kopalni. Bardzo przyjemnie to dziś weszło.

[mclakiewicz]

18,5 km; 1:42:02; 5:30/km.
Long: 5 km BS + 4 km Progowo (4:49, 4:50, 4:46, 4:48) + 9,5 km BS.
Całośc w parku, odcinki progowe zrobiłem na 800 metrowej pętelce wokół stawu, dość płasko dzięki czemu łatwo można było kontrolowac tempo.
Wiało dość mocno, do tego w nocy spadło trochę śniegu, który zamarzł, więc miejscami było ślisko.

Tym sposobem kończę listopad z przebiegiem 201 km. Takiego kilometrarzu nie maiłem od dawna.

[mclakiewicz]

Wtorek.
8,7 km; 51:49; 5:58/km.
BS bez historii.

Dziś.
7 km; 43:13; 6:13/km.
Interwały 2 x 1,5 km (4:29-4:32).
Miały być trzy, ale cały trening zaciskałem pośladki bo czułem ciężar. Dwa jakoś dałem rady, niestety automatyczny kibel w parku był zepsuty i nie wpuszczał klientów, więc na ostatnich nogach po drugim interwale dotarłem do domu. Mimo to jestem dość zadowolony z treningu, szczególnie z poziomu zmęczenia, ktory nie był jakoś bardzo wysoki.


PS.

Zmarł Scott Weiland, ogromna strata.

[mclakiewicz]

Sobota.
8,7 km; 55:43; 6:25.
Podbiegi: 4x100 m. + 2x350 m.
Powoli zaczynam się rozglądać za dłuższą górką, na szczęście takich w okolicy nie brakuje.

Dziś.
15,9 km; 1:29:20; 5:37/km.
Średni long, nie chciało mi się dzisiaj biegać więcej. Obżarłem się wczoraj pizzą i czułem się ciężki.
Postanowienie noworoczne: koniec z pizzą, kolejną zjem dopiero po Marzannie.

[mclakiewicz]

Wtorek.
8,7 km; 51:01; 5:50/km.
BS

Dziś.
10,3 km; 1:05:34; 6:20/km.
Interwały 3 x 1,5 km (4:28, 4:27, 4:31) + 0,8 km (3:56).

Żeby wszystko dziś zagrąło, zjadłem obiad o 13, na 7 godzin przed treningiem. W łazience załatwiłem wszystko co trzeba i wyszełem na trening nie obawiając ni kolki, ni innych przygód.
W planie były trzy interwały po półtorej kilometra i na dobicie jeden ośmiuset metrowy, taki szybszy.
TeTempa tych półtorej kilometrowych wyszły trochę za wolno, o kilka sekund (planowo powinno być 4:25), ale jednak. Dlatego ostatni założylem pobiec tak, aby 800 metrów przebiec poniżej 3 minut (zapomniałem jaki jest rekord świata, więc nie atakowałem). Wyszło 3:09, więc też troche słabiej niż chciałem.
Zapisałem się na Marzannę, z drobnymi kłopotami - nie chciał mnie system przepuścić. Bardzo podobają mi się nagrody dla zwycięzców (zwycięzca dostanie 500 zł, a pierwszy Polak 2 000 zł). Mogliby ten pomysł skopiowac inni organizatorzy.

[mclakiewicz]

Sobota.
8,7 km; 57:45; 6:36/km.
Podbiegi: 3x100 m. + 3x350 m.
Zmieniłem stosunek dłuższych podbiegów do krótszych i powoli w tym kierunku będe się przesuwał. Mam już upatrzony podbieg 600 metrów, gdzie chcę solidnie przećwiczyć wytrzymałość tempową. Pogoda łaskawie pozwoliła mi dokończyć podbiegi po czy walnęła deszczem. Wróciłem mokry.
Dziś.
17,2 km; 1:37:51; 5:42/km.
3 km BS + 5 x 1 km progowo/1 min. + 9 km BS (progi: 4:43, 4:50, 4:43, 4:50, 4:43. Te słabsze pod górkę).
Pogoda łaskawie pozwoliła mi dokończyc tempówi, po czym walnęła ulewą. Wróciłem przemoczony do suchej nitki.
Gdzieś tam po drodze okulary mi spadły przy wycieraniu, na szczęscie nic się im nie stało.

[mclakiewicz]

Środa.
8,8 km; 51:32; 5:51/km.
BS.

Dziś.
8,7 km (ha! a trasa ta sama. Tak mnie GPS robi w wafla!) 52:50; 6:03.
Też BS. Interwały przełożyłem na sobotę. Dziś po pierwsze pogoda mnie nie nastrajała wogóle do biegania, mżawka, wiatr i piździawa. Po drugie jakiś jestem wypompowany dzisiaj, do tego doszedł atak hercklekotów aż musiałem tabletkę wrzucić.
Tak, że nie bardzo dziś był dzień na trening.

[mclakiewicz]

Sobota.
8,6 km; 53:25; 6:13/km.
Przełożone z czwartku interwały. Z braku czasu tylko 3 x 1,5 km (4:30, 4:29, 4:29), poza tym jeszcze w trakcie rozgrzewki mnie pogoniło i musiałem skoczyć do kibla, na szczęście tym razem działał. Same interwały tym razem jakoś ciężko poszły, a całkowitym szokiem było dla mnie to, że podczas pierwszego rozbolały mnie ramiona i to tak konkretnie. Na szczęście potem przeszło. Czas gonił, więc bez porządnego schłodzenia czmychnąłem do domu.

Dziś.
16,5 km; 1:35:42; 5:48/km.
3 km BS + 2 x 2 km Progowo/2 min. + 9,5 km BS, w tym 600 metrowy mocny podbieg w tempie podprogowym (w sobotę podbiegów nie było to trochę nadrobiłem).
O jak mi się nie chciało. Ale służba nie drużba i trza było ten trening odfajkować. Trzeba odpowiedni metaboilizm na święta przygotowywać, bo będzie dużo dobrego jedzenia, które na mnie czeka. Sam dziś już zrobiłem blok czekoladowy, którym nie zamierzam się z nikim dzielić zresztą, jest tak słodki, że najwięksi wielbiciele słodkości na sam jego widok dostają mdłości.

[mclakiewicz]

10,7 km; 1:04:37; 6:02/km.

BS. Idealna pogoda, 10 stopni, lekki, ciepły wiatr. Wiosna w pierwszym dniu zimy.

[mclakiewicz]

10,2 km; 1:00:18; 5:54/km.
Interwały 3 x 1,5 km (4:29, 4:26, 4:23).
Uff, ostatnie interwały w tym cyklu! 3 stopnie o poranku zniechęciły mnie do wyjścia w krótkich spodenkach, na dole w parku było jeszcze zimniej i potworna mgła.
Tymczasem

ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT, ABY SPEŁNIŁY SIĘ WSZYSTKE WASZE PLANY I MARZENIA.

[mclakiewicz]

Sobota.
9,8 km; 55:30; 5:40/km.
BS.

Dziś.
18,8 km; 1:45:28; 5:37/km.
Spokojny long. Spalałem świąteczne obżarstwo. Profilaktycznie wszystko na pętlach wokół parku, żeby kibelek był w pobliżu gdyby tak mnie poświątecznie zaskoczyło. Park był dziś opanowany przez biegaczy, wszystkie żarłoki powyłaziły ze swoich nor
Tym samym kończą fazę interwałową na przebiegu 270 km. Od przyszłego tygodnia ruszam z fazą progową.

[mclakiewicz]

Echch, i kolejny AS rock'n'rolla odszedł...

Ostatni trening w tym roku to BS.
10,9 km; 1:03:02; 5:47/km.
Przedostatni kilometr szybciej jako "moment". Grudzień zamykam na 188 km. Ujdzie.

Rok 2015 kończę przebiegiem 1527 km, mogłoby być lepiej, ale sobie olewałem treningi. Poskutkowało to tylko jedną życiówką i to na samym początku roku - na Marzannie.

Plany na 2016 to:
20.03 - Półmaraton Marzanny - celem jest życiówka.
10.04 - Półmaraton Dąbrowski - celem jest czas zbliżony do Marzanny, lub życiówka.
17.04 - Bieg Górski w Chorzowie - cel: powalczyć!
Potem będzie dłuższa przerwa związana ze sprawami rodzinnymi, może coś uda się pobiegać.
06.08 - Półmaraton Rudzki - na zaliczenie "Rudej" .

Tymczasem zycze szampańskiej zabawy w Sylwestra.

[mclakiewicz]

Piątek.
10,3 km; 57:17; 5:32/km.
BS, Noworoczne rozbieganie. miał być akcent ale byłem niewyspany i jakiś niezbyt chętny do szybkiego biegania, więc przeniosłem go na dzisiaj.

Dzisiaj.
9,5 km.
53:26; 5:36/km.
3 x 2 km Progowo/2 min. (4:46, 4:45 - 4:40, 4:45 - 4:40, 4:44).
Mroźno jak pieron. U mnie - 12, a jako, że mieszkam w najwyższym punkcie w centrum, to jest też najcieplej. Pani w piekarni koło parku powiedziała, że jejpokazuje -14. Tak że dwie bluzy, dwie pary skarpetek i dwie pary rękawiczek. No i na gębę kupa tłustego kremu. O kalesonach zapomniałem ale na jutro już przygotowane. Teraz jest -9 i żadnej chmury na niebie, więc do rana pewnie jeszcze spadnie.

[mclakiewicz]

16 km; 1:26:09; 5:23/km.
3 km BS + 5 km Progowo (4:48, 4:51, 4:43, 4:46, 4:46) + 8 km BS.
Znów mroźno, -12 a jak zawiało to i chłodniej. Lubie to.
Dwa akcenty pod rząd dlatego dziś trochę ciężej to szło, ponadto biegnąc pod wiatr czułem jak uda mi marzną, na spodniach robiły się białe plamy szronu. Siłą woli to dokończyłem. Pora na gorące kakao.