Właśnie wróciłem z treningu "z dreszczykiem". Biegłem moją ulubioną trasą prowadzącą wzdłuż Warty i rozlewisk wokół niej (szlak rowerowy P-ń Puszczykowo). W pewnym momencie obok rozlewisk usłyszałem charakterystyczne trzaski. Najpierw zobaczyłem warchlaka kawałek odścieżki (lepsze 10 m ode mnie) a kilkadziesiąt metrów dalej kilka masywnych cieni w zaroślach.
Najpierw "cienie" przesuwały się zaroślami równolegledo mnie więc dalej spokojnie sobie truchtałem ciesząc się urokami przyrody.
Jednak po chwili usłyszałem hałas i zobaczylem jak wprostna mnie pędzi potężny dzik. Nie mam pojęcia czy to była locha czy samiec ale dzik był spory.
Pierwsza myśl była taka, że to niemożliwe, drugą myślą było "w nogi". Przez chwilę pędziłem jak szalony aż stwierdziłem, że chyba ściganie się z dzikiem jest bez szans, dookoła same sosny czyli opcja "zmykania na drzewo" odpadła więc obróciłem się do niego. Na szczęście zobaczyłem już tylko jak kilka dzików przebiega w poprzek drogi, którą biegłem.
Kiedy się później zastanawiałem stwierdziłem, że dziki mogły się poczuć zagrożone tym, że oddzielałem je od lasu - one były w zagajniku, za którym była już Warta, albo dzik chciał bym oddalił się od jego szanownych pociech.
Zastanawiam się nad próbą przeniesienia biegania na rano - wtedy chyba dziki są mniej aktywne. Swoją drogą zimą dziki widziałem tylko raz a za to często widywałem sarny - nie mogło tak zostać? Tu jak na złość dzików aż za dużo a sarny ani jednej już od dawna.
Tak na marginesie tu:
http://connect.garmin.com/activity/86297077 widać gdzie spotkałem dziki - na 38 minucie gdzie mi pikawa podskoczyła do 171
