Iseul napisał(a):
Cytuj:
Skoro cieciorkę trzeba moczyć długo, to moim zdaniem lepiej moczyć jeszcze dłużej niż dodawać sodę. Jeśli trzeba długo gotować, to też nie ma co przyspieszać tego procesu. Po prostu dajmy czas.
Czyli to taki slow food dla idei, tak? Przepraszam, ze tak draze, ale po prostu lubie pewne rzeczy zrozumiec i decydowac w oparciu o znany mi stan wiedzy, i mysle, ze nie jestem z tym jedyna.
Nie, nie wiem czy dla idei, po prostu jeśli czegoś "sztucznego" nie trzeba do pożywienia dodawać, to nie dodaję. Ja lubię proste jedzenie: umyć, pokroić, zjeść; namoczyć, ugotować, zjeść; umyć, zmiksować/wyciskać, zjeść/wypić. Początkowych kilka lat życia moich dzieci to alergie pokarmowe, dlatego nauczyłam się, że jeśli czegoś nie trzeba dodawać, to nie dodaję, bo obawiam się reakcji krzyżowych - ot takie przyzwyczajenie.
Ja nie jestem jakimś guru od odżywiania czy gotowania. Jestem zwykłą kobietą, matką, joginką, biegaczką, od niedawna weganką. Ja dla Was recenzuję książki i nawet nie namawiam do wegetarianizmu, lecz do czytania. Nie musicie podzielać moich smaków czy przyzwyczajeń kulinarnych. Co sobie tam w książeczce czy w necie przeczytam i mi się wydaje sensowne, to stosuję. Co mi się wydaje dziwaczne - czasami próbuję, ale z dużą rezerwą. Nie lubię skomplikowanego i udziwnionego przyrządzania potraw, bo nie mam na to czasu - lubię jak samo się namacza, samo gotuje. Szkoda, że samo się nie kąpie w zlewie. I jeszcze pokroić by się mogło samo (na szczęście od czasu do czasu mam pomocnika, którym jest mój syn). Lubię prostotę.
Iseul napisał(a):
Nawiasem mowiac, powodem dla ktorego dobrzy szefowie dodaja sode nie jest przyspieszanie, akurat oni tego robic nie musza (w domu przeciez tez zaden problem namoczyc straczki wczesniej). Czasteczki sody lacza sie z oligosacharydami i w efekcie w tych ostatnich niszczone sa wiazania generujace efekty gazowe, przez ktore wiele osob niechetnie patrzy na straczki. Wspomaga ten proces rowniez moczenie w dosc cieplej (choc niezbyt goracej, bo enzym zdaje sie zginie) wodzie. Nie musi byc zreszta soda, moze byc cokolwiek, co da odczyn zasadowy.
Podobno - ale tego nie probowalam, znam tylko z teorii - mozna dodac kombu do moczenia - tez da ten efekt. Tylko wiadomo, cena kombu, a sody, wiec rada troche bez sensu w naszych warunkach.
Jeśli chodzi o problemy gastryczne po strączkach, to tajemnica jest wyjaśniona w książce, o której właśnie pisałam pt. "Makrobiotyka".
Autorka tam dość dokładnie opisuje jak preparować ziarna, aby nie było efektu gastrycznego. W skrócie - dużo moczenia i częsta wymiana wody, długie gotowanie. Przy okazji wypłukuje się puryny, które w solidnej dawce egzystują w zielonej soczewicy i należy je stamtąd usuwać w celu ochrony stawów.
Iseul napisał(a):
Co do zostawienia tak dlugo, az wykielkuje - ale to sie moze udac tylko z soczewica i ciecierzyca chyba? Czy inne straczki tez tak z powodzeniem traktujesz?
Soczewice (zieloną, czerwoną), fasole (białą drobną, Jaś, czerwoną, mung, inne...), ciecierzycę moczę aż się pojawi maluśki kiełek. Wtedy wiem, że one zaczynają swoje "życie" (a właściwie zaraz je skończą - w naszych brzuchach). Ziarna grochu kupuję obłuszczone, więc tylko czekam aż solidnie napęcznieją.
Polecam wszystkim ugotowany groch (lekko posolony pod koniec gotowania). To taka pyszna "papka", którą mogę pożerać aż zobaczę puste dno. Można dodać kilka kropel oleju tłoczonego na zimno (różne rodzaje), dla wzbogacenia smaku i zwiększenia kaloryczności, można tym posmarować to i owo albo używać jak gęstego sosu i wyjadać surowe warzywa maczane w nim. Ja lubię taki "saute".