dziś, biegowy uniwersytet geriatryczny w ramach zajęć -zrób to sam a najlepiej z sąsiadką- ma zaszczyt zaprezentować lekcję pod tytułem -luźne rozbieganie + podbiegi.
o luźnym rozbieganiu w kolejnym odcinku, teraz skupimy się na zasadniczej naszego treningu czyli:
po co są podbiegi i szczym to się je ?
po pierwsze pocom to się podbiegi nocom, po drugie nie mówi się szczym tylko lejem, po trzecie i ostatnie zaraz wszystko - jak krowie na rowie - zostanie opisane.
podbiegi zasadniczo dzielimy na:
podbiegi spożywcze- weź no wacek i podbiegnij do samu po dwa piwka.
podbiegi komunikacyjne - podbiegamy z teczką do przystanku, a ósemka już dawno fruuu w pizduuuu...pojechałaaaa...
oraz podbiegi trzecie i najbardziej nam, młodym hartom potrzebne - podbiegi biegowe.
jak rozpoznać podbieg, czym się różni od zbiegu i skąd wiadomo, że mamy odpowiedni podbieg do podbiegania.
sprawa nie jest zasadniczo prosta, aczkolwiek też i podbieg do prostych nie należy.
jako jednak, że każdy ma w życiu pod górę, mam nadzieję, że ze znalezieniem podbiegów nie będzie żadnych kłopotów.
do celów sportowych wybieramy taki podbieg, na widok którego przychodzi bezwiednie na myśl
-o kurwa, ja pierdole, ale pod górę.
o ile nie mamy takiego podbiegu, sprawa się komplikuje nie jest jednak beznadziejna, ale o tym dalej.
zbieg od podbiegu bardzo łatwo odróżnić po tym, że jest tak samo jak pod górę, tylko w dół.
co nam dają podbiegi i jak je klasyfikujemy.
otóż podbiegi, oprócz tego, ze fajnie wyglądają w planie treningowym i można się nimi pochwalić przed niezorientowanymi w temacie
ignorantami, nam nic nie dają, za to napierdalają nas po nich nogi i boli głowa.
intensywność tej jednostki treningowej bardzo łatwo ustalić na podstawie symptomów po treningowych i tak,
- stopień pierwszy - zmęczenie średnie - występuje wtedy, kiedy po ciężkiej walce wewnętrznej, postanowiliśmy popodbiegac jutro, być może pojutrze a może nawet za tydzień.
- stopień drugi zachodzi w przypadku, kiedy żaden normalny argument na nas nie działa i postanowiliśmy jednak popodbiegać, nogi bolą, wraca się do domu ciężko i cały czas zachodzi się w głowę - na kiego grzyba nam to było.
Płynnym rozwinięciem stopnia drugiego - jest stopień trzeci, gdzie do powyższych objawów dochodzi jeszcze nasze zbytnie zaangażowanie i padamy na tzwany ryj, sił nie mamy na nic, jednym słowem wracamy do domu na czworaka.
i tu, jak w piątku z pankracym, pojawia się dla chcących trenować systematycznie biegi pod górę, opcja dodatkowa- można stopień zmęczenia "trzeci" uzyskać w inny, może nie łatwiejszy, ale znacznie przyjemniejszy sposób.
i tak, po rozbieganiu, zamiast pod ulubioną górkę, udajemy się krokiem sprężystym i żwawym do najbliższej restauracji, gdzie w glorii, chwale i aureoli sportowca, zamawiamy wino potreningowe marki finisz w ilości 1 szklanka 250ml na jeden podbieg.
po zaliczeniu, pamiętając o minutowych przerwach między podbiegami ( dla mniej wprawionych może być 2 minuty, wszak nie każdy da radę wypalić fajkę w minutę )10 podbiegów - zaawansowani, wprawieni oraz głodni treningu mogą sesje wydłużyć- organizm samoczynnie przestawia się w tryb potreningowy i również wracamy do domu na czterech. niewielkim minusem dla uprawiania tej formy treningu, jest posiadanie odpowiedniej ilości biletów NBP lub nietrenującego jeszcze na naszym poziomie, ale chcącego się wykazać pod naszym czujnym okiem kolegi z odpowiednią ilością wspomnianych biletów.
pomijając tą niewielką niedogodność, alternatywna metoda ma jeszcze tą niewątpliwą zaletę, iż często po powrocie do domu trenujemy sprinty, zbiegi ze schodów, oraz szybkie uniki.
osobiście radzę tłumaczyć nie rozumiejącym naszego planu treningowego domownikom, że - jak to mówił aktor jan himilsbach- on nie pije, tylko wprowadza bajkowe elementy w szarą rzeczywistość, a my za jego przykładem również walczymy jak możemy z tą listopadową szarugą.
i tego się kochani trzymajmy.
cdn...
ps
worek- 9km 4:59/min i 10 podbiegów
