Taki bój w martwym ciągu trwa z reguły kilkanaście sekund. W tym czasie biegacz wykona kilkadziesiąt kroków. Jeśli każdy z nich traktuje nogę ciężarem 200 kilo, to wyjdzie w sumie dobrych kilka ton na nogę. Zostawmy jednak tę licytację, bo do niczego nie prowadzi.
Przede wszystkim nie aspiruję do zmiany praktyki w sportach siłowych. To dwa różne światy, które jednak łączy jeden element - powięź. Ostatnio prowadzę ożywioną dyskusję na pw z jednym z forumowych kolegów. Pozwolę sobie zacytować fragment jego postu.
tkobos napisał(a):
(...) zdaje się, że jeszcze 30 lat temu naukowcy się głowili jak to jest możliwe, że w martwym ciągu ktoś może unieść +500 kg, kiedy niezależnie od tego jak liczyli, wychodziło im, że 150 kg to jest maks. co mogą udźwignąć mięśnie. Pojawiły się przypuszczenia, że to wynika z efektu zwiększenia ciśnienia w obrębie jamy brzusznej, który się osiąga podnosząc ciężar na wstrzymanym oddechu i aktywowanej przeponie. Tylko, że jak znowu to policzyli wyszło im, że to ciśnienie musiałoby być tak duże, żeby wyjaśnić te 350 kg różnicy, że osoba by eksplodowała. Dopiero później zrozumiano, że to powięź w większości odpowiada za tę różnicę.
Każda dyscyplina ma swoją charakterystykę i jeśli zaczynamy powoli odkrywać rolę powięzi w sporcie, to dotyczy to także biegania. Z reguły podchodząc do biegania uznajemy je za oczywiste, skończone i nie pozostawiające pola do dalszych odkryć. To może być jednak błędnym założeniem.