27.04.20 - 03.05.20Udokumentowane mam około 113-114km. W rzeczywistości przez zabawny incydent na wirtualnym Wingsie wyszło dodatkowe parę km, także łącznie około 122km. Na szczęście dodatkowe km to luźne szuranie bez napinki – polecam poczytać wpis z niedzieli, bo jest zabawny.
Czy coś warto odnotować ? Może lekkie bóle pod prawym kolanem…
PONIEDZIAŁEK 27.04.206,66km ~ 4’30” [30:00] + 10x 1,5min/1min + 6,07km ~ 4’30” [27:20]
Pokombinowałem i zrobiłem dwa treningi na jednym treningu – można i tak, ale trochę z czapy pomysł (nawet bardzo mocno z czapy).
Podsumowując wyszło około 13km rozbiegania na dwie tury, a pomiędzy rozgrzeweczka i zabawa biegowa.
Tempa 1,5minutówek:
3’15”-3’15”-3’16”-3’10”-
3’25”-3’04”-3’13”-3’12”-3’13”-3’05” /
przerwa 1minuta w truchcieCzęść główna całościowo wypadła w lesie, na szutrówce. Generalnie prosto, bez jakiś wzniesień, wiatr też fest nie przeszkadzał no i co ważne mimo ciepełka i słoneczka to dało radę znaleźć trochę cienia.
Obuwie treningowo-startowe + nawierzchnia także trochę rezerwy z tempa by było.
Założenie by biec +/- tempem na 5km. Założenia wykonane. Standardowo trochę przepaliło, ale było znośnie – na tyle żebym dokręcił jeszcze kilka odcinków. Czerwonym kolorem zaznaczyłem dwa powtórzenia na których na 90% GPS mi się rozjechał – oba powtórzenia leciałem właściwie po tym samym odcinku, bo za 5. powtórzeniem robiłem nawrotkę i właściwie tym samym tempem.
Potem druga część BSa. Walnięty pomysł. Trochę czasu spędziłem na tym treningu, a tu jeszcze na tym słońcu, głodny i bez wody biegnij sobie te prawie 30minut. Pobiegłem bez jakiś większych „ale”, no ale :D
Jeszcze trochę i bym zaczął odczuwać zjazd energetyczny…
W tym lesie najchętniej to rozłożyłbym leżak, wyciągnął coca cole, lody i op… coś z grilla – jakąś kiełbaskę, chlebek i karkóweczkę…
Poza tym przyszły adioski 3. Zabawne buty. Pochodziłem w nich po pokoju. Minuta wystarczyła bym mógł stwierdzić, że jest to miłość od pierwszego włożenia…
Także dzięki Cichy, dzięki Logadin.
WTOREK 28.04.201. 10,3km ~ 4’34” [46:59]
Ciepło… Ciepło… Ciepło – ale było dość, dość spoko.
2. 1,4km BS + 3x (3’/1’/1,5’/30”)/
przerwa między powtórzeniami 2’ wolny bieg +/- 4’50”Założenia treningu to 3’ +/- T21, następnie podkrętka do +/- T5, z T5 lekki zjazd do T10, z T10 dzida do T1,5-T3. Starałem się aby to wszystko było pod jak największą kontrolą – zadanie wykonane.
Dość duszno, pogoda taka jakby miało się zebrać na burzę, ale za ch nie mogło…
Tempa powtórzeń:
[3’36”-3’20”-3’29”-3’11”] – [3’29”-3’19”-3’24”-3’14”] – [3’31”-3’15”-3’24”-2’58”].
Celowo staram się zaczynać zachowawczo, bo takie bieganie najlepiej mi służy i sprawia, że nie wypruję się już na początku. Patrząc na tempa muszę też brać uwagę, że czasem odcinek wypadł na asfalcie, a czasem na szutrze.
Przepalanka dość dość, choć w miarę komfortowo biegło się już od drugiego powtórzenia – szczególnie T21 musiałem zwalniać, bo przy 3’30” aktualnie naprawdę czuję się fajnie – szczególnie jak złapię ten swój rytm i noga za bardzo niosła – i jest to zrozumiałe gdy chwilę temu biegło się szybciej.
Bardzo fajna zabawa na tempach i różnych kadencjach i kurcze – fizjologia jest ciekawa i ogólnie samo bieganie. Jaka cienka jest granica między takim 3’30”, a powiedzmy już 3’15”-3’18”…
Druga sprawa równie istotna – co by ubrać na nogi gdy wiesz, że do zrobienia krótki, ale intensywny trening na różnych tempach, a właśnie przyszły adiosy 3…
Co to są za buty !!! Może i to byłoby zachowanie rodem babeczek w galerii na wyprzedażach, ale jak przypadkiem znajdę adiosy 3 w rozsądnej cenie to pewnie od razu kliknę „kup teraz” i kita do paczkomatu.
ŚRODA 29.04.2014,06km ~ 4’55” [1:09:09]
Na wałach. Szuranie z cyklu BBM i to bardzo.
CZWARTEK 30.04.209,55km ~ 4’24” [42:00] + 6x 20”/30”
Całkiem inne szuranie niż wczorajsze. Dzisiaj było ok.
PIĄTEK 01.05.201. 13,18km ~ 4’27” [58:35]
Wyszedłem biegać świeżo po mocnych opadach deszczu.
Fajnie, szczególnie w lesie z tymże robiło się coraz cieplej – poza tym bez historii.
2. 1,42km BS + 12,01km ~ 3’43” [44:36] + 1,74km BS
Wiało. Wiało trochę w ryj, wiało trochę z boku. Standardowo szukałem siebie przez pierwsze 5km,
tak by później kręcić bieg już z rezerwą.
Założenia by biec tempem ciut wyższym niż maratońskie lub tempem maratońskim.
Założenia wykonane.
Przed mocniejszym biegiem standardowo rozgrzeweczka…
Sebastian – Nie lubię biegać z pulsometrem, ale byłeś ciekaw tętna to wrzucam link do treningu na trochę żwawszym tempie niż te 3’50”-3’55”:
https://connect.garmin.com/modern/activity/4865547527Tętno mnie zaskoczyło. Dla mnie informacja zwrotna, że jest naprawdę dobrze.
SOBOTA 02.05.2013,66km ~ 4’37” [1:03:00] + 5x20”/30” + 1x40”
Biegane w dość urozmaiconym terenie. Płasko, ale fajny przełaj.
Z historii tyle, że po rozbieganiu wróciłem do domu, szybko zmieniłem buty i poleciałem od razu na krótkie odcinki, które akurat wypadły w ulewie…
NIEDZIELA 03.05.206,68km ~ 4’55” [32:50] +
Wings for life – supportSamo moje rozbieganie bez historii. Poleciałem na rozruch, a że nie chciało mi się kręcić więcej to zrobiłem tyle ile wyżej.
Potem od 13:00 pełniłem rolę „przenośnego bufetu” dla znajomego i częściowo nawigatora po moich okolicach.
Nie nastawialiśmy się na jakiś szał – znajomy nie jest aktualnie w jakimś super treningu, napisałbym nawet że takowego to brak, ale liczyliśmy, że średnie tempo będzie w okolicach 4’30”, a potem zobaczymy – 40km byłoby wynikiem bardzo okej. Znajomy finalnie przebiegł 40,2km bodajże i średnie tempo wyszło 4’29” także zadanie wykonane bardzo dobrze z tymże…
I tutaj dochodzimy do zabawnej rzeczy związanej ze mną.
W okolicach 28km i +/- 10km od samochodu znajomego, w samym centrum lasu (kluczyki były u mnie w plecaku) pękł mi łańcuch… Jadę za znajomym, macham nogami i tu ch… w pewnym momencie macham w miejscu, rower nie jedzie. Patrzę – może łańcuch mi spadł – no spadł bo go nie ma wcale. Jest jakieś 20m za mną.
Poleciałem po łańcuch, wziąłem go w łapę, znajomemu powiedziałem na początku, że go za moment podgonię (bo myślałem że mi spadł łańcuch), więc niech leci dalej – był nawet pomysł zrobić mocny interwał by dać izotonik i powiedzieć, że ch czekaj jednak na mnie przy aucie ale myślę p… Dobrze, że się zorientował by biec i nie czekać na mnie wcale.
Ściąłem trochę lasem tak żeby nie robić 10km, ale wyszło pewnie z +/- 8km – z plecakiem biegowym na grzbiecie + prowadząc rower. Nawet nie załączyłem celowo zegarka, bo i tak po co.
Ściąłem trochę trasę, ale niestety znajomy też trochę ściął i w najlepszym momencie traciłem do niego około 300-400m – trudno, nie napije się chłop – gdyby nie ściął to bym wyskoczył z lasu i zrobiłbym mu doping i punkt żywieniowy.
Z bufetem stacjonarnym tak jak wyżej piszę nie wypaliło, ale udało się tak, że nie czekał na kluczyki od auta, bo zanim doleciałem do samochodu to jeszcze biegł.
Po drodze minąłem kilku znajomych na rowerach – wiadomo, siema, siema. Ciekawie to wyglądało – biegnę sobie trzymając łańcuch w prawej ręce, a rower w lewej…
Bieganie to styl życia. Normalny ludź pewnie by się wkurzył, że mu się rower rozkraczył spory kawałek od domu. Biegacz to jest nienormalny ludź, mnie to rozbawiło. Dobrze, że się rower nie rozkraczył dalej, bo w najodleglejszym momencie byliśmy 15-16km od auta. Sukcesem jest to, że te 8km pokonałem ciągiem :D