
24.04 – 6x300m/P2 + 6x150m/P1:30.
Wpierw 3km delikatnej rozgrzewki, następnie 2km pobudzająco po 4:36/km.
Trening właściwy z małą przygodą na początek. Zegarek ustawiony i ruszam, a w oddali z naprzeciwka nadjeżdża auto. Nie było w tym nic dziwnego, skoro biegam na dwupasmowej drodze jednokierunkowej pod prąd i wiele razy mijałem się z pojazdami. Jest to strefa przemysłowa gdzie ruch wieczorem jest śladowy, niemniej ulice nie służą do trenowania. A dziś o dziwo, w tych dziwnych czasach człowiek jest bardziej wyczulony i po dwudziestu metrach szósty zmysł zasugerował mi, że mogą to być chłopcy radarowcy. I tak było, stanąłem udając swędzenie, nawet nie zgrywałem głupa naciągając pospiesznie maskę. Przejechali.
Wróciłem na start i od początku. Generalnie to na wszystkich powtórzeniach po 250m wiotczałem. Dodatkowo drugi przepaliłem z początku , przez co ledwo go wlokłem w końcówce. Tak, że następne cztery starałem się z rozwagą biec. W czasach wyszedł dość spory rozstrzał, bo między 0:57 a 1:01, co się przekłada na tempa 3:10-3:24.
Chwilę odpocząłem i poszedł krótszy dystans w 27-28 sekund , czyli tempa 3:00-3:06. Gdzie też ostatnie 50m słabo wytrzymywałem.
Nie wiem czy to dobre czasy czy nie, chyba nawet nie o to chodzi, bardziej o inną pracę mięśniową i jakąś poprawę techniki. Wracałem z zaschniętą gębą, ale mocno zadowoloną z wykonanej pracy i to jest sedno.
Z innej beczki, zachęcam wszystkich do naszych formowych zawodów na 1km
https://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=27&t=61662. Wiem, że niektórzy czekają z tym na życiową formę. Ale naprawdę to nie maraton i nie wymaga aż takich przygotowań. Można to zrobić po kolacji, przed snem jak po przebudzeniu. Więc do boju, więcej śmiałości, czekam jutro na zalew opisów i wyników.
Skądinąd wiem, że kilku kolegów w mojej kategorii mocno ciśnie na treningach, jak każdy mają swoje małe bolączki i dylematy. Niemniej są już blisko złamania 3:30, a potem już tylko krok do szturmu na moje ostatnie miejsce w rankingu. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale cały czas muszę być gotowy na kontrofensywę i stąd mój dzisiejszy trening.
I już na zakończenie, wczoraj obchodziłem małą rocznicę. Trzy lata temu w szaleńczym debiucie „bez biegania” złamałem cztery godziny w maratonie.

Natomiast dwa miesiące temu opłaciłem swój wyczekiwany, wymarzony maraton.

Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał jak szybko w krótkim czasie świat się zmieni, a ja beztrosko opracowywałem plan i rozkminiałem na ile będę w stanie pobiec, czy zrobić to samemu, czy jednak za plecami zająca. A dziś przyjdzie pewnikiem ówczesną życiówkę zmiażdżyć solo, bo
jak się chce to się może… https://www.youtube.com/watch?v=01szcrcIuvY#t=16m43s,
jeżeli czegoś w życiu bardzo chcecie, to to osiągniecie, tylko trzeba chcieć i wierzyć, że się uda.
Nie można tylko przesadzić zbytnio,

irracjonalna wiara nie wystarczy.

Trochę szkoda, że nie ma zawodów i nie ma o czym pisać, a trzeba sadzić takie dyrdymały.
