Zima 2000. Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia Chciałem pobiegać około 18 km (w tym R i S), a korzystając z dziennej pory biegania połączyć to z lustracją mojego projektu trasy w Białołęce. Wpadłem na pomysł, aby zwrócić się do władz gminy Białołęka o zorganizowanie cyklu zawodów na ich terenie.
Znam te tereny od lat gdyż często tam trenuję a zawodów na orientację odbyło się tam kilkadziesiąt. Mój pomysł, tym razem, to bieg terenowy (przełajowy), nie na orientację, po tamtejszych wydmach. Takie Minigórskie Grand Prix Białołęki.
Ja tam mam taką pętelkę o długości 3200m, na której suma podbiegów wynosi ok.135m. trzy takie pętelki to niezły trening.
Wymyśliłem w oparciu o ten teren takie zawody. Już są w kalendarzu, chociaż nie Grand Prix tylko jeden bieg.
Wracając do treningu. na początku przetestowałem tę trasę (3200m po wydmach), a potem ruszyłem na normalny trening. Pogoda sympatyczna, bezwietrznie, lekkie słońce i śnieg. Biegło mi się bardzo dobrze. Zakończyłem trening rytmami (razem około17km), dobiegam do samochodu, sięgam ręką do kieszeni na piersiach w ortalionie, a kluczyków od samochodu nie ma!!! Różne myśli zaczynają chodzić po głowie. Wokół samochodu - nie ma, w samochodzie - może. Zostały w kurtce w bagażniku lub wypadły w trakcie biegu. Jest środek dnia, jasno, trzeba powtórzyć bieg (17km). Biegnę na pętlę na wydmy, ale w trakcie biegu przypominam sobie, że w czasie treningu był moment, że trafiłem nogą w kopnym śniegu na nierówność i upadłem na kolana i ręce na przód. Oceniłem, że to jest największe prawdopodobieństwo zgubienia kluczy i ruszyłem w tamtym kierunku. Pech chciał, że to był najdalszy punkt mojej trasy oddalony od miejsca postoju o 6km.
Co było robić - ruszyłem i dobiegłem. Znalazłem miejsce upadku i po małych poszukiwaniach rzeczywiście je tam odnalazłem.
:hahaha:
Co za ulga. Oszczędzę analizy mojego stanu psychicznego w trakcie biegu do tego miejsca i układania planu na wypadek, gdyby moja koncepcja nie była słuszna. Ważne, że znalazłem i rozpocząłem powrót do samochodu , a później do domu.
Jak policzyłem z mapy zrobiłem prawie 30km, a dwa dni wcześniej byłem w Kampinosie, gdzie wykonałem planowane 32 km.
Taka przygoda
Jak to sie stało?
W zimowym ortalionie mam kieszeń na klatce piersiowej (kangurka). W kangurce była mapa w folii i kluczyki. Ale kluczyki leżały na folii, a nie pod nią, czyli na wierzchu.
W momencie upadku i pochylenia do przodu klapka się odsłoniła i kluczyki w miękki, puszysty śnieg - plum. Bez dźwięku. Agrafka jest tu najlepszym rozwiązaniem.
Teraz na codzień biegam z kluczykami od samochodu w tylnej kieszonce spodenek, ale zapinanych na agrafkę - obowiązkowo. Po co niepotrzebnie zwiększać kilometraż?