Marro.
Może i ja dołączę swoje spostrzeżenia.
2 lata temu, na cześć wejścia do UE (i planowanej podwyzki cen fajek) powiedziałem -
DOSYĆ! I jak powiedziałem, tak rzuciłem palenie po ładnych kilkunastu latach (paczka/dzień).
Jeszcze przez rzuceniem palenia próbowałem biegać. Ponieważ z domu polami na cmentarz mam ok 1,5km, więc obmyśliłem sobie, że będzie to w sam raz na początek. Skończyło się to tak, że po połowie trasy w jedną stronę w płucach czułem piec martenowski, miałem mroczki przed oczami, czułem się jak tuż przed wylewem krwii do mózgu a tętno miałem w okolicach 190. Miałem ochotę na tym cmentarzu wykopać sobie dołek. Po kilku beznadziejnych razach przestałem biegać. Nota bene - bez planu i głowy.
Później rzuciłem fajki, i tak sobie dojrzewałem do biegania owe 2 latka. Mój pierwszy bieg nie okazał się dramatem, pobiegłem ok 4 km z przerwami oczywiście, ale nie czuję przede wszystkim tego strasznego palenia w płucach. Jak poewidziała mi znajoma pani farmaceutka - organizm czyści się po takim czasie fajczenia około 1,5 do 2 lat.
Teraz od 3 tygodni biegam regularnie, 4x w tygodniu wg programu przygotowawczego do maratonu, jakkolwiek w tym roku chciałbym przebiec półmaraton, a w przyszłym roku cały maraton warszawski. I to traktuję jako dobry początek fajniejszej przygody.
Różnica w tym bieganiu jest teraz tak zauważalna, że mam większą wytrzymałość, głębszy oddech mnie nie dusi i nie zatyka mnie po wzięciu baaaardzo głębokiego wdechu.
Biegam spokojnie w tym tygodniu 3x7' trucht z przerwami + GR + GS + rower 2x tydzień po 60min + 1 x pływalnia 60' + 2 x siłownia po 60'.
Dopiero buduję swoją formę ale już teraz czuję, że fajki i stan oraganizmu kiedy paliłem był beznadziejny. Choć 2 lata temu wsiadłem na rower i kopsnęłem się jakieś 1200km ze Słupska do Słupska przez Mazury.
Życzę Ci wytrwałości w swoim postanowieniu - bo rekordów bić nie będziesz (oprócz życiowych), ale sam dojdziesz jak bardzo fajne i zajmujące to bieganie być może.
pozdrawiam
RoDan