Kiedy bieg bez marszu+ ból nóg.
: 07 lis 2022, 16:29
Dzień dobry
Dziś mija równe 4 tygodnie mojego biegania. Początek był tragiczny - myślałam że wydale płuca po 500m ale jakoś szybko zaczęło iść lepiej. W tej chwili biegam a raczej wolno truchtam 5-6km. Niestety nie ciągniem. Wygląda to tak, że bez problemu zrobię 1km i zaczyna się ból w kostce - bardziej lewej oraz z tyłu łydek. Przeszukałam już różne fora i dużo ludzi zgłasza problemy bólowe ale akurat w okolicach piszczeli a mnie boli w innym miejscu. Dam radę przebiec jeszcze z 500 m i muszę zrobić sobie dłuższy marsz - jakieś 200-300m i i potem jest tak w kratkę że trochę biegnę ale po chwili muszę zrobić te marsze bo bolą mnie nogi. Nie mam zadyszki dałabym radę biec ale ten ból nóg sprawia że jednak idę. Ostatnie dwa czy trzy kilometry już mnie nogi nie bolą i przebiegam bez problemu oczywiście bardzo wolno.
Czy to normalne po takim czasie że muszę robić te przerwy na marsz? Cały trening według zegarka wychodzi ze średnim tempem 9 min/km. Sam bieg to tak 8 - tak wiem porażka ale najpierw chciałabym przebiec ciągniem 5 a potem będę starała się zwiększyć tempo.
Potem bardzo jestem na siebie zła że biegnę za wolno i że nie dam rady przebiec tego całego odcinka bez przerw.
Do tej pory moja aktywność to są treningi w siłowy średnio 4 razy w tygodniu oraz rower.
Zrobiłam sobie badania z krwi i wszystko jest w porządku oraz RTG lewej stopy - która mnie bardziej boli o też tam nic nie widać.
Buty mam typowo biegowe zaczynałam biegać w starych Asics gel (dokładnego modelu nie pamiętam) potem kupiłam jeszcze kalenje run activ - w tych jest mi wygodniej.
To jest normalne, że na początku że ja nie dam rady przebiec tych 5 km i z czasem będzie coraz lepiej czy po prostu ze mną coś jest nie tak? Udać się do ortopedy czy fizjoterapeuty?
Dziś mija równe 4 tygodnie mojego biegania. Początek był tragiczny - myślałam że wydale płuca po 500m ale jakoś szybko zaczęło iść lepiej. W tej chwili biegam a raczej wolno truchtam 5-6km. Niestety nie ciągniem. Wygląda to tak, że bez problemu zrobię 1km i zaczyna się ból w kostce - bardziej lewej oraz z tyłu łydek. Przeszukałam już różne fora i dużo ludzi zgłasza problemy bólowe ale akurat w okolicach piszczeli a mnie boli w innym miejscu. Dam radę przebiec jeszcze z 500 m i muszę zrobić sobie dłuższy marsz - jakieś 200-300m i i potem jest tak w kratkę że trochę biegnę ale po chwili muszę zrobić te marsze bo bolą mnie nogi. Nie mam zadyszki dałabym radę biec ale ten ból nóg sprawia że jednak idę. Ostatnie dwa czy trzy kilometry już mnie nogi nie bolą i przebiegam bez problemu oczywiście bardzo wolno.
Czy to normalne po takim czasie że muszę robić te przerwy na marsz? Cały trening według zegarka wychodzi ze średnim tempem 9 min/km. Sam bieg to tak 8 - tak wiem porażka ale najpierw chciałabym przebiec ciągniem 5 a potem będę starała się zwiększyć tempo.
Potem bardzo jestem na siebie zła że biegnę za wolno i że nie dam rady przebiec tego całego odcinka bez przerw.
Do tej pory moja aktywność to są treningi w siłowy średnio 4 razy w tygodniu oraz rower.
Zrobiłam sobie badania z krwi i wszystko jest w porządku oraz RTG lewej stopy - która mnie bardziej boli o też tam nic nie widać.
Buty mam typowo biegowe zaczynałam biegać w starych Asics gel (dokładnego modelu nie pamiętam) potem kupiłam jeszcze kalenje run activ - w tych jest mi wygodniej.
To jest normalne, że na początku że ja nie dam rady przebiec tych 5 km i z czasem będzie coraz lepiej czy po prostu ze mną coś jest nie tak? Udać się do ortopedy czy fizjoterapeuty?