Może i ten temat jest postawiony na głowie, ale czy każdy musi być konwencjonalnie spionizowany?
Drugorzędowym punktem końcowym wątku (pierwszorzędowy ująłem w tytule) było wskazanie pytań pobocznych, z jakimi boryka się zapalczywy żółtodziób, a także mechanizmu, w jakim następne wykluwa mu się z poprzedniego: nieumiejętnie (niewspierany latami doświadczeń czy fachowymi radami trenera) próbuje zrozumieć, uporządkować i zastosować parametry biegu podsuwane mu przez taki czy inny zegarek, ew. książkę czy internet. Zrobić dobry użytek z wyliczanych progów, zakresów, średnich itd. Oczywiście przy okazji błądzi, myli pojęcia, eksperymentuje. Potyka się, przewraca, płaci frycowe: dla starych wyjadaczy bywa zabawnie niedouczony i nudny.
Startowałem od zera, biegam samotnie (na pewno za szybko pierwszy zakres – nie mam z kim wtedy porozmawiać, więc swobodna pogawędka jako wyznacznik tempa nie wchodzi w grę), doznaję kontuzji, przyglądam się reakcjom organizmu i próbuję coś z tego wydedukować, coś zmodyfikować. Nie mam mentora czy trenera. Jako greenhorn czytam forum, blogi, książki, czasem nieśmiało pytam – np. tutaj. Pisałem już, że od 3 tygodni bazuję na strefach tętna w oparciu o skalkulowany LT i na razie (w przyszłości być może zmienię zdanie) bardzo mi takie odniesienie odpowiada. Wcześniej przez ponad miesiąc usiłowałem podporządkować się strefom wyliczonym na podstawie domniemanego HRmax (z wzoru na wiek), co mocno frustrowało, bo wolne rozbiegania były zawsze niemiłosiernie wolne (70% to <123 bpm – tak się nie da człapać!). Pod koniec października LT wywrócił założenia do góry nogami i przemianował strefę trzecią na drugą. Dzięki temu obecne BS-y (z niejasnym jeszcze górnym limitem 137/139/143 bpm) to już zupełnie inna inszość. Dziś jako bazę Garmin wskazuje tempo 5:20 – to jednak sensowna 5 z przodu, a nie demotywująca 6. Obecnie musi mi to wystarczyć. Tyle.