Nie ma lekko - >2m wzrostu, ~100kg i inne przeciwności losu
: 11 sie 2020, 15:47
Cześć, zacząłem biegać
TLDR: w ciągu ostatnich pięciu miesięcy przebiegłem ~200km (i przeszedłem drugie tyle). Było ciężko, jeśli ktoś zaczyna i też jest mu ciężko to może go to zainteresuje
Metryczka:
Płeć: M
Wiek: 39
Wzrost: 202cm
Waga: 97kg
Dlaczego biegać, czyli po co to wszystko
biegam bo lubię - nawet jeśli jestem wybitnym sportowym antytalentem. Postanowiłem opisać moje przygody, bo ciężko jest znaleźć historię ludzi o podobny problemach i wyzwaniach.
Dlaczego nie biegać, czyli co tam robiłem przez 38 lat
Mam wrażenie, że moje warunki fizyczne raczej mnie nie predysponują do biegania. Do tego jak chodzi o sport los mnie nigdy nie rozpieszczał. Miałem astmę od najmłodszych lat, nie nauczyłem się biegać za dzieciaka - za to pozwiedzałem sanatoria.
Spróbowałem na studiach, jakieś 18 lat temu. Od poziomu zero (umieram po 100m) doszedłem do poziomu 0.1 (2.5km dawałem radę przebiec). Tempo nieznane, szału nie było, znudziło mi się.
Drugi raz spróbowałem po studiach - jakieś 11 lat temu. I tutaj poszło dużo gorzej. Miałem lepszy plan (metodę Gallowaya) i lepszą trasę (Cytadela w pobliżu). Ale coś mnie zaczęło kłuć z tyłu w nodze. Rozbiegam - myślałem. Jednak nie rozbiegałem, był to wypadający dysk. Nie zostało to od razu dobrze zdiagnozowane (tak, byłem u lekarza). W efekcie zdolność chodzenia utraciłem na jakieś 6 tygodni, bóle wracały latami. Po ~10 latach szukania odpowiednich ćwiczeń, spotkaniach z fizjoterapeutami etc poczułem, że jestem gotowy na podejście nr 3.
Przed bieganiem - ćwiczenia siłowe i skakanka
Przygotowania (nie do końca świadome) do sezonu biegowego zacząłem od ćwiczeń siłowych kilka miesięcy wcześniej. Postanowiłem spróbować FBW z hantlami - w tym wspięcia na palce z obciążeniem, włażenie na skrzynki tudzież wykroki. Wejście na skrzynkę o wysokości ~40 cm jest trudne, zwłaszcza jak trzeba to zrobić 72 razy (3 serie po 12 powtórzeń x 2 nogi) mając dodatkowe 8kg w każdej ręce. Dawało mi to w kość. Po 3 miesiącach takiej zabawy po 2-3x w tygodniu pojechałem na dwa dni na narty i czułem się bardzo silny. W międzyczasie młoda dostała zadanie "nauczyć się skakać na skakance". To nic trudnego, co?
Okazało się to być jednak bardzo trudne, bo po minucie skakanki już umierałem. Zamówiłem sobie skakankę "dla dorosłych" i spróbowałem się z nią zaprzyjaźnić. Ostatecznie doszedłem do stanu, w którym mogłem przeczłapywać przez nią jakieś 5 minut non-stop. To już wystarczy żeby pobiegać.
Początki...
założyłem wstępny dystans 3km i zwiększanie go tylko wtedy, gdy będę czuł się absolutnie pewny, że mogę go zwiększyć. Spacer do / z parku w którym się odbywała cała ta impreza nie wliczał się do dystansu, więc dodatkowe 1 czy tam 1.5km na nogach traktowałem jako rozgrzewkę / schłodzenie organizmu. Preferowałem też (i nadal preferuję) miękkie nawierzchnie wszędzie-gdzie-się tylko da.
No to pobiegłem - 1.3.2020 - 3km - 25:25... kolana protestują dość mocno po całej imprezie. Tj. biegnę jest OK, idę z parku do domu już coś kłuje i wiem, że muszę odpuszczać.
Dystans 3 km pokonuje w marcu jeszcze 7 razy, gdzie, 20.3.2020 endo pokazuje na 3km czas 19:15 (bardzo optymistycznie) i wkrótce potem zaczynają się schody, parki zamknięte etc... kwiecień to raptem 3 biegi na szalone dystansy 1, 2 i 4 km. W maju tak naprawdę zaczynamy zabawę od nowa.
... i progres
z czasem czułem się coraz lepiej i powoli dokładałem kilometrów. Dwa-trzy wyjścia na tydzień, 3-5km. Z czasem coraz mniej trójek a więcej piątek, w lipcu na wakacjach pokusiłem się nawet o 10k. Kilometrowo wygląda to tak:
maj - 28 km
czerwiec - 42 km
lipiec - 64 km
sierpień (szacunkowo...) ~72km
Wyniki
1k - 4:58
3k - 17:17
5k - 29:34
10k - 1:15:26
Spostrzeżenia z ostatnich kilku miesięcy.
- bieganie bez bólu jest możliwe, nawet przy tej wadze - przynajmniej na tym poziomie :P
- pomagają dobre buty (kupiłem Brooks Ghost 12 po dwóch tygodniach biegania w byle czym)
- ... i jeszcze bardziej pomaga wybieranie miękkich ścieżek zamiast asfaltu. Jest trudniej, wolniej ale bardzo mocno to odciąża cały szkielet. Mogę zgadywać, że około 30% dystansu pokonuję "po błocie" w trakcie moich parkowych wycieczek. W przypadku zamiejskich wycieczek dochodzę do 100% po miękkim.
- nie cisnę na 100%, przynajmniej po żadnym biegu nie chciało mi się rzygać.
- żeby biegać szybciej trzeba wyćwiczyć sobie technikę biegu. Szkoda że jej nie mam...
- endomondo daje gratisowe metry jak się używa do pomiaru dystansu samej komórki. Przesiadłem się na zegarek Garmina i wyniki "spadły". Mimo to warto - korzystanie z zegarka jest o niebo przyjemniejsze.
- bieganie o dziwo nie rozluźnia ciała i trzeba poświęcić całe mnóstwo czasu na rozciąganie, mobilność etc.
Plany na przyszłość
dzisiaj osiągnąłem zakładany cel na ten rok (5k sub 30) i mogę się już chyba nieco odprężyć.
- praca nad właściwą techniką biegu
- zwiększenie prędkości
- większe / świadome zróżnicowanie treningów (interwały?)
- 10km w 1h w 2021? a może HM?
Jestem bardzo ciekaw czy- i jak- się to wszystko rozwinie. Cieszę się, że przynajmniej udało się zacząć
TLDR: w ciągu ostatnich pięciu miesięcy przebiegłem ~200km (i przeszedłem drugie tyle). Było ciężko, jeśli ktoś zaczyna i też jest mu ciężko to może go to zainteresuje
Metryczka:
Płeć: M
Wiek: 39
Wzrost: 202cm
Waga: 97kg
Dlaczego biegać, czyli po co to wszystko
biegam bo lubię - nawet jeśli jestem wybitnym sportowym antytalentem. Postanowiłem opisać moje przygody, bo ciężko jest znaleźć historię ludzi o podobny problemach i wyzwaniach.
Dlaczego nie biegać, czyli co tam robiłem przez 38 lat
Mam wrażenie, że moje warunki fizyczne raczej mnie nie predysponują do biegania. Do tego jak chodzi o sport los mnie nigdy nie rozpieszczał. Miałem astmę od najmłodszych lat, nie nauczyłem się biegać za dzieciaka - za to pozwiedzałem sanatoria.
Spróbowałem na studiach, jakieś 18 lat temu. Od poziomu zero (umieram po 100m) doszedłem do poziomu 0.1 (2.5km dawałem radę przebiec). Tempo nieznane, szału nie było, znudziło mi się.
Drugi raz spróbowałem po studiach - jakieś 11 lat temu. I tutaj poszło dużo gorzej. Miałem lepszy plan (metodę Gallowaya) i lepszą trasę (Cytadela w pobliżu). Ale coś mnie zaczęło kłuć z tyłu w nodze. Rozbiegam - myślałem. Jednak nie rozbiegałem, był to wypadający dysk. Nie zostało to od razu dobrze zdiagnozowane (tak, byłem u lekarza). W efekcie zdolność chodzenia utraciłem na jakieś 6 tygodni, bóle wracały latami. Po ~10 latach szukania odpowiednich ćwiczeń, spotkaniach z fizjoterapeutami etc poczułem, że jestem gotowy na podejście nr 3.
Przed bieganiem - ćwiczenia siłowe i skakanka
Przygotowania (nie do końca świadome) do sezonu biegowego zacząłem od ćwiczeń siłowych kilka miesięcy wcześniej. Postanowiłem spróbować FBW z hantlami - w tym wspięcia na palce z obciążeniem, włażenie na skrzynki tudzież wykroki. Wejście na skrzynkę o wysokości ~40 cm jest trudne, zwłaszcza jak trzeba to zrobić 72 razy (3 serie po 12 powtórzeń x 2 nogi) mając dodatkowe 8kg w każdej ręce. Dawało mi to w kość. Po 3 miesiącach takiej zabawy po 2-3x w tygodniu pojechałem na dwa dni na narty i czułem się bardzo silny. W międzyczasie młoda dostała zadanie "nauczyć się skakać na skakance". To nic trudnego, co?
Okazało się to być jednak bardzo trudne, bo po minucie skakanki już umierałem. Zamówiłem sobie skakankę "dla dorosłych" i spróbowałem się z nią zaprzyjaźnić. Ostatecznie doszedłem do stanu, w którym mogłem przeczłapywać przez nią jakieś 5 minut non-stop. To już wystarczy żeby pobiegać.
Początki...
założyłem wstępny dystans 3km i zwiększanie go tylko wtedy, gdy będę czuł się absolutnie pewny, że mogę go zwiększyć. Spacer do / z parku w którym się odbywała cała ta impreza nie wliczał się do dystansu, więc dodatkowe 1 czy tam 1.5km na nogach traktowałem jako rozgrzewkę / schłodzenie organizmu. Preferowałem też (i nadal preferuję) miękkie nawierzchnie wszędzie-gdzie-się tylko da.
No to pobiegłem - 1.3.2020 - 3km - 25:25... kolana protestują dość mocno po całej imprezie. Tj. biegnę jest OK, idę z parku do domu już coś kłuje i wiem, że muszę odpuszczać.
Dystans 3 km pokonuje w marcu jeszcze 7 razy, gdzie, 20.3.2020 endo pokazuje na 3km czas 19:15 (bardzo optymistycznie) i wkrótce potem zaczynają się schody, parki zamknięte etc... kwiecień to raptem 3 biegi na szalone dystansy 1, 2 i 4 km. W maju tak naprawdę zaczynamy zabawę od nowa.
... i progres
z czasem czułem się coraz lepiej i powoli dokładałem kilometrów. Dwa-trzy wyjścia na tydzień, 3-5km. Z czasem coraz mniej trójek a więcej piątek, w lipcu na wakacjach pokusiłem się nawet o 10k. Kilometrowo wygląda to tak:
maj - 28 km
czerwiec - 42 km
lipiec - 64 km
sierpień (szacunkowo...) ~72km
Wyniki
1k - 4:58
3k - 17:17
5k - 29:34
10k - 1:15:26
Spostrzeżenia z ostatnich kilku miesięcy.
- bieganie bez bólu jest możliwe, nawet przy tej wadze - przynajmniej na tym poziomie :P
- pomagają dobre buty (kupiłem Brooks Ghost 12 po dwóch tygodniach biegania w byle czym)
- ... i jeszcze bardziej pomaga wybieranie miękkich ścieżek zamiast asfaltu. Jest trudniej, wolniej ale bardzo mocno to odciąża cały szkielet. Mogę zgadywać, że około 30% dystansu pokonuję "po błocie" w trakcie moich parkowych wycieczek. W przypadku zamiejskich wycieczek dochodzę do 100% po miękkim.
- nie cisnę na 100%, przynajmniej po żadnym biegu nie chciało mi się rzygać.
- żeby biegać szybciej trzeba wyćwiczyć sobie technikę biegu. Szkoda że jej nie mam...
- endomondo daje gratisowe metry jak się używa do pomiaru dystansu samej komórki. Przesiadłem się na zegarek Garmina i wyniki "spadły". Mimo to warto - korzystanie z zegarka jest o niebo przyjemniejsze.
- bieganie o dziwo nie rozluźnia ciała i trzeba poświęcić całe mnóstwo czasu na rozciąganie, mobilność etc.
Plany na przyszłość
dzisiaj osiągnąłem zakładany cel na ten rok (5k sub 30) i mogę się już chyba nieco odprężyć.
- praca nad właściwą techniką biegu
- zwiększenie prędkości
- większe / świadome zróżnicowanie treningów (interwały?)
- 10km w 1h w 2021? a może HM?
Jestem bardzo ciekaw czy- i jak- się to wszystko rozwinie. Cieszę się, że przynajmniej udało się zacząć