Imantra, nie robiłem planu 10 tygodniowego, bo nie wiedziałem czy w ogóle dam radę więcej niż tydzień. Biegłem sobie po prostu tyle ile mogłem. Odległość i długość biegu przyszła z czasem. Głównie dzięki powolnemu, ale stałemu przystosowaniu organizmu do wysiłku.
Czy ja wiem czy robiłem duże postępy? Po około 3 miesiącach zrobiłem 30 minut, o których mowa w planie 10 tygodniowym.
Dotychczas pracowałem głównie nad wytrzymałością, czyli ile uda mi się przebiec. Od niedawna zacząłem pracować nad czasem. Dołożyłem też biegi pod długie wzniesienia. Dystans 11 km, który ok. 3 tyg. temu zrobiłem w 1 h 20 min, wczoraj udało mi się zrobić w 1 h i 7 minut.
Dalej nie są tą czasy powalające na kolana, bo wychodzi ponad 6 minut na km, ale biorąc pod uwagę, że nie jestem już młodzieniaszkiem i nadal mam nadwagę nie jest źle.
Imantra, zawsze jak rozpoczynasz bieganie męczysz się i wszystko boli. Zobaczysz, że jak organizm w końcu się przystosuje sam będzie cię pchał do biegania. Życzę ci tego!
Darych dzięki za link. Może faktycznie coś w tym jest.
Co do diet. Ja wolę nie myśleć o dietach jako sztywnym jadłospisie zalecanym przy chudnięciu. Wydaje mi się, że wiem które produkty są śmieciem, a które są pożądane. I po prostu staram się nie jeść tych pierwszych. Różnie to bywa, ale w większości jakoś daję sobie z tym radę.
Nie sprawdzać wagi zbyt często. Lepiej raz w miesiącu, bo wtedy widać wyraźny postęp. To dobrze wpływa na motywację.
Najważniejsze zacząć biegać. Z czasem to naprawdę wciągnie.