Pamiętnika dalsza część:
13.09:
Czas: 1:05'
Dystans: 8,61 km
Tempo: 7'33"
Byłam zadowolona, po biegu jeszcze pare minut szłam zwawym tempem, porozciagalam się a potem
usiadlam przed kompem i już nie wstałam

na szczęście zimny prysznic i szorowanie łydek gąbką bardzo mi pomogło :D

wstalam na drugi dzien już bez bólu ale zrobiłam przerwe.
Dzisiaj 28 minut, 3.89 km.
Czasem mam doły. Mam plan na jutro wsiąść w furę i oddalić się od tego lasu bo albo jestem w aż tak totalnie złej kondycji albo (mam nadzieję!) spowalnia mnie trud pokonywania wzniesień i wszystkiego co mam tutaj w lesie. :p
Muszę pobiegać na normalnym podłożu i zobaczyć czy coś się zmieni.

Chodzi mi o to,że tutaj wbiegam do lasu w taką moją trasę, ktora wiem ze w jedną strone ma 800 metrow , wiec biegam tam zawracajac na końcu, ale jest to srodek lasu, droga ledwo ubita i prowadzi tak jakby wciaz w górę. W druga strone jak wracam to w dol, wiadomo, ale zastanawiam się czemu te moje tempo jest az tak okrutne. Przecież biegnę, do cholery.. :D
Dzisiaj mi w ogóle nie poszlo bo staralam sie szybciej i faktycznie 2 km wyszedl na 6'01" a potem zaniemoglam.. Masakra. Po prostu jak czytam Wasze 10 kilometrowe "wybieganie" w tempie 5'00 albo coś to się załamuje, ale tak już mam od zawsze. Tylko niepotrzebnie zaczynam się spinać ostatnio bo chcę szybko progres..chcialam biegac/truchtac z przyjemnością , a robi mi sie na głowie cos dziwnego - muszę szybciej, przeciez to nie bieg, muszę,muszę,muszę.. Muszę się uspokoić tylko że to tempo naprawdę wydaje mi się być nienaturalnie wolne, a podczas biegu wydaje mi się że biegnę szybciej..