40 lat, duży brzuch i chęci do biegania są. Co dalej?
: 26 cze 2018, 20:35
Cześć!
W 2015 przypadkiem nadepnąłem na wagę i okazało się, że przy wzroście 189, i suchej klacie ważę 99KG. Już wcześniej zauważyłem, że bęben znacznie mnie wyprzedza ale starałem się ignorować ten fakt jak się tylko dało. Postanowiłem zrezygnować z kebabów i zacząć biegać. Trochę poczytałem, odwiedziłem sklep z obuwiem, rozpisałem trening, wstałem wcześnie rano... i po minucie ciągłego biegu miałem serdecznie dość. Przechodziłem do marszu, potem znowu do biegu, ale strasznie mnie to bieganie męczyło. Właśnie patrzę na historię w Endomondo i widzę, że w szczytowym okresie udało mi się pokonać 3.7KM w zaledwie 25min... Szybko dałem sobie spokój, a bieganie zapamiętałem jako czynność fizycznie wyczerpującą i nie sprawiającą żadnej przyjemności.
2018, 40 lat, 96KG, bęben i klata po staremu. Buty grzecznie leżakują na dnie szafy, a mnie przyszło do głowy, że może na stare lata uda się jeszcze nieco rozruszać. Dieta opracowana i wdrożona.
Poniedziałek, 23 kwiecień, 5:00. Mocno się zdziwiłem bo 2.2KM przebiegłem w 14min i nie zatrzymałem się ani na sekundę. Wróciłem do domu przyjemnie zagrzany i pomyślałem, że nie było tak źle i właściwie to mógłbym bez problemu biec kolejne 5min. Następnego dnia przebiegłem 3KM w 18min. Biegałem co trzy dni, zawsze rano i 7 maja przebiegłem 5.32KM w 30:29. Stwierdziłem, że bieganie nie jest takie złe i postanowiłem kontynuować. Przyznaję bez bicia, że parę razy wyłączyłem budzik i odwróciłem się na drugi bok, ale staram się biegać minimum 2 razy w tygodniu. Niestety mogę to robić tylko rano, pomiędzy 4:30, a 6:00 i czasami zwyczajnie mi się nie chce. Jakimś cudem, 10 czerwca przebiegłem 7.52KM w 40min (05:20 min/km). Waga po obiedzie: 85.5kg.
Tak sobie myślę, że skoro nie straciłem jeszcze zapału, a brzuch spada to może uda się osiągnąć coś więcej. Mentalnie, szykuję się na 10KM, ale problemem jest ukształtowanie terenu w mojej okolicy. Przez 80% czasu biegnę pod górę i czuję, że gdybym miał do dyspozycji trochę więcej płaskiego terenu to przebiegłbym tę dyszkę już dwa tygodnie temu. Praktycznie po każdym biegu bolą mnie ścięgna Achillesa, a od czasu do czasu czuję... hmmm... dyskomfort kolan. Rozciągam się przez 15 minut przed i po. Buty to Karrimor Tempo 3. Ze względu na wczesną porę, biegam na czczo bo o piątej rano nie mogę nic przełknąć, a jak już się uda to podczas biegu czuję tak mi się żołądek obija o podniebienie. Mam już cztery dychy na karku i maratonu pewnie nigdy nie przebiegnę, ale lubię to przyjemne zmęczenie po biegu. Może ktoś z Was mógłby udzielić kilku wskazówek? Może przenieść się na bieżnię? Może jednak wstać o czwartej rano i postarać się coś zjeść przed biegiem? A może zmienić buty?
Pozdrawiam,
Michał
W 2015 przypadkiem nadepnąłem na wagę i okazało się, że przy wzroście 189, i suchej klacie ważę 99KG. Już wcześniej zauważyłem, że bęben znacznie mnie wyprzedza ale starałem się ignorować ten fakt jak się tylko dało. Postanowiłem zrezygnować z kebabów i zacząć biegać. Trochę poczytałem, odwiedziłem sklep z obuwiem, rozpisałem trening, wstałem wcześnie rano... i po minucie ciągłego biegu miałem serdecznie dość. Przechodziłem do marszu, potem znowu do biegu, ale strasznie mnie to bieganie męczyło. Właśnie patrzę na historię w Endomondo i widzę, że w szczytowym okresie udało mi się pokonać 3.7KM w zaledwie 25min... Szybko dałem sobie spokój, a bieganie zapamiętałem jako czynność fizycznie wyczerpującą i nie sprawiającą żadnej przyjemności.
2018, 40 lat, 96KG, bęben i klata po staremu. Buty grzecznie leżakują na dnie szafy, a mnie przyszło do głowy, że może na stare lata uda się jeszcze nieco rozruszać. Dieta opracowana i wdrożona.
Poniedziałek, 23 kwiecień, 5:00. Mocno się zdziwiłem bo 2.2KM przebiegłem w 14min i nie zatrzymałem się ani na sekundę. Wróciłem do domu przyjemnie zagrzany i pomyślałem, że nie było tak źle i właściwie to mógłbym bez problemu biec kolejne 5min. Następnego dnia przebiegłem 3KM w 18min. Biegałem co trzy dni, zawsze rano i 7 maja przebiegłem 5.32KM w 30:29. Stwierdziłem, że bieganie nie jest takie złe i postanowiłem kontynuować. Przyznaję bez bicia, że parę razy wyłączyłem budzik i odwróciłem się na drugi bok, ale staram się biegać minimum 2 razy w tygodniu. Niestety mogę to robić tylko rano, pomiędzy 4:30, a 6:00 i czasami zwyczajnie mi się nie chce. Jakimś cudem, 10 czerwca przebiegłem 7.52KM w 40min (05:20 min/km). Waga po obiedzie: 85.5kg.
Tak sobie myślę, że skoro nie straciłem jeszcze zapału, a brzuch spada to może uda się osiągnąć coś więcej. Mentalnie, szykuję się na 10KM, ale problemem jest ukształtowanie terenu w mojej okolicy. Przez 80% czasu biegnę pod górę i czuję, że gdybym miał do dyspozycji trochę więcej płaskiego terenu to przebiegłbym tę dyszkę już dwa tygodnie temu. Praktycznie po każdym biegu bolą mnie ścięgna Achillesa, a od czasu do czasu czuję... hmmm... dyskomfort kolan. Rozciągam się przez 15 minut przed i po. Buty to Karrimor Tempo 3. Ze względu na wczesną porę, biegam na czczo bo o piątej rano nie mogę nic przełknąć, a jak już się uda to podczas biegu czuję tak mi się żołądek obija o podniebienie. Mam już cztery dychy na karku i maratonu pewnie nigdy nie przebiegnę, ale lubię to przyjemne zmęczenie po biegu. Może ktoś z Was mógłby udzielić kilku wskazówek? Może przenieść się na bieżnię? Może jednak wstać o czwartej rano i postarać się coś zjeść przed biegiem? A może zmienić buty?
Pozdrawiam,
Michał