Początkujący w trakcie przygotowań do 10km
: 25 paź 2017, 00:10
Witam wszystkich forumowiczów.
Na wstępie chciałbym nadmienić, że nie szukam motywacji do dalszych treningów, tylko raczej ukierunkowania na ich kolejne etapy. Jeśli ktoś przebrnie przez moje poniższe wypociny, i jeszcze coś doradzi, będę wdzięczny
A więc tak. Mam 33 lata, 186cm, 95kg.
10 lat paliłem papierosy, które rzuciłem 4 lata temu przy wadze ok 80kg - no i się zaczęło. Papierosy zastępowały mi jedzenie przy uczuciu głodu, stąd też po ich rzuceniu zacząłem tyć. Od wielkiego święta wsiadałem na rower i przejechałem 20-30km. Tak doszedłem do wagi 100kg.
Mam siedzącą pracę przy komputerze, po mieście poruszam się samochodem. Do tego złe nawyki żywieniowe. Wstając ok 8 rano nie jadam śniadań, 2 porcje po 2 kanapki z białego pieczywa z wędliną (tj 2x 4 kromki) do pracy, spożywane w pośpiechu - pierwsza porcja ok 11, 2 porcja ok 14. Trzeci posiłek po pracy, zazwyczaj ok godz 18 - zapychający, tzn ile wejdzie - zazwyczaj też pieczywo z lenistwa. Wieczorami standardowe obżeranie się chipsami i słodyczami. Jeśli chodzi o płyny - 3 kawy rozpuszczalne (2 łyżeczki cukru na filiżankę), i jakieś 1,5 l coli
Nogi mam w miarę umięśnione, z resztą gorzej. W pasie zapowietrzony grzejnik, wyżej wcale nie lepiej. Ręce bardzo słabe.
Mieszkam w 100-tys mieście, stadion z bieżnią mam 300 metrów od domu, w mieście jak i poza miastem jest bardzo dużo ścieżek rowerowych, jest sporo sieciowych jak i kameralnych siłowni.
Ostatniego sylwestra mocne postanowienie noworoczne, zejście z wagi, zmiana trybu życia na sportowy, zdrowsze odżywianie itp - i założenie, że to postanowienie nie skończy się 2 stycznia.
Od tego czasu prawie całkowicie wyeliminowałem piwo, słodycze, obżeranie się do pełna. Prawie, bo od czasu do czasu zjem coś słodkiego, czy też wypiję - bardziej do alkoholu, notabene też spożywanego może raz w miesiącu.
Jako, że sama zmiana diety na MŻ to nie wszystko i trzeba wspomóc organizm w zrzuceniu zbędnych kalorii, wybór padł na bieganie.
Pierwszy bieg wyglądał tak: 100m truchtu i zadyszka jakbym miał wypluć płuca, oddech wyrównywał mi się dopiero po 5 minutach marszu. Z czasem było coraz lepiej, naczytałem się poradników jak zacząć biegać, i stopniowo (na ile kondycja i wydolność oddechowa pozwalała) zwiększałem czas biegu w stosunku do czasu marszu. Tak się zmotywowałem, że biegałem w największe śnieżyce, gdzie pługi ledwo dawały radę odśnieżać ulice.
No i przedobrzyłem, kontuzja kolana, która trwała jakieś 2 tygodnie. Potem przyszły wakacje, złapałem lenia, i tak zeszło do września.
W międzyczasie porobiłem jakieś podstawowe badania, spiro wyszło idealnie (czyli po 10 latach palenia większych ubytków w objętości płuc brak), ciśnienie i puls w normie. Zakupiłem wszelką odzież do biegania jak i na rower
"Dietę" MŻ staram się pilnować od początku roku, słodzenie kawy z 2 zredukowałem do 1 łyżeczki, pijam 2l wody mineralnej dziennie. Mimo dalszego jedzenia kanapek w pracy, w domu staram się ciągle pichcić różne cuda (tu warto podkreślić, że w domu to ja gotuję i to na poziomie dosyć zaawansowanym, a co najważniejsze nie robię tego z musu - sprawia mi to przyjemność). Do sportu wróciłem natomiast jakieś 2-3 miesiące temu. Małymi kroczkami doszedłem do takiej kondycji, gdzie potrafię przejechać na rowerze 60km. Z bieganiem bywa różnie, ale przy wolnym truchcie przebiegnę 30min bez przerwy, czasami zdażają mi się w tym czasie 2-3 przerwy 30sekundowe. Od 2 tygodni biegam regularnie co drugi dzień, minimum 30 minut w tempie 7:30-8min/km. Biegi staram się urozmaicać terenem (chodniki), jak i bieżnią na stadnionie.
I tu mam sprawę do was - co dalej? Co mam zrobić, żeby widzieć postępy? Założyłem sobie 2 cele, do których chcę bezpośrednio dążyć:
-waga ok 80kg, poprawa budowy ciała, kondycji
-regularne biegi 10-km w zawodach w moim mieście i okolicach. Tu nie chodzi o miejsca, tylko motywację do ciągłych treningów - w końcu biegi odbywają się prawie całym rokiem
Z wagi poprzez 'dietę' MŻ zszedłem 5kg i na tym koniec. Podobno na początku nie jest istotna waga, a bardziej obwody - natomiast oponę na brzuchu jak miałem tak mam dalej. Gdzie leży problem, skoro odbywam regularne treningi? Czy muszę przejść na jakąś dietę? Czy np muszę wpleść w treningi również siłownię?
Podobnie ma się z bieganiem. Doszedłem do etapu, gdzie potrafię przetruchtać 30minut (zazwyczaj jest to ok 4km), i nie widzę postępów. Podczas biegania strasznie się męczę jeśli chodzi o oddech. Nie dochodzi do wyczerpania mięśni w nogach, za to mam uczucie takiego jakby pełnego i skaczącego brzucha, bardzo często przeradza się to w kolkę. Chciałbym móc przebiec 10km, ale po 5km jestem już wyczerpany i rezygnuję, nawet szybki marsz przez minutę i powrót do truchtu po chwili kończy się rezygnacją. Co robię nie tak, że postępów już nie widzę? Za częste treningi? Zła dieta? Czy może za szybko po posiłku trenuję? 3 posiłek jem ok godz 17:30, natomiast biegam zazwyczaj po ok 3 godzinach, po powrocie z biegu spożywam ostatni posiłek (jakiś banan itp)
Poruszę też niesmaczny temat (sorki), ale jako że swoje ważę to i sporo jem - a WC odwiedzam rano, więc podczas biegu nie biegam 'na pusto'...
Jako dodatkowa motywacja, zapisałem się na bieg 10km w grudniu. Nie jest to typowy bieg, tylko charytatywny z zastrzeżeniem w regulaminie o braku nagród, braku rywalizacji, braku miejsc, i tempie biegu 'konwersacyjnym', podali tempo ok 6-6:30/km (co notabene na tą chwilę jest dla mnie tempem wypruwania płuc na dłuższą metę). Mam ok 45 dni - jak mam się do takiego biegu przygotować kondycyjnie, abym mógł przeczłapać 10km w grupie 200 osób w 1:05/1:10? Z ciekawości sprawdziłem endomondo, na tą chwilę mój najdłuższy bieg to 5km, 37:28, średnie tempo 7:24
Docelowo biegi 10km w rywalizacji planowałem rozpocząć ok marca przyszłego roku, żebym miał czas na zrzucenie tych 10-15kg i poprawę kondycji
Aha, mam 2,5 roczną córkę - więc nie mogę na treningi poświęcać po 2-3h dziennie jak to ma miejsce w przypadku siłowni (dojazd, trening, prysznic, powrót). W grę wchodzi tylko bieganie wieczorami, ewentualnie jakieś dłuższe treningi w weekendy, lub ćwiczenia w domu (posiadam hantle, które się kurzą). W ostateczności na sezon zimowy biegi mogę zamienić na bieżnię na siłowni - ale tak jak pisałem wcześniej, mrozy, śnieg i deszcz mi jakoś specjalnie nie przeszkadza podczas treningów)
Z góry dzięki za zainteresowanie i pomoc
Na wstępie chciałbym nadmienić, że nie szukam motywacji do dalszych treningów, tylko raczej ukierunkowania na ich kolejne etapy. Jeśli ktoś przebrnie przez moje poniższe wypociny, i jeszcze coś doradzi, będę wdzięczny
A więc tak. Mam 33 lata, 186cm, 95kg.
10 lat paliłem papierosy, które rzuciłem 4 lata temu przy wadze ok 80kg - no i się zaczęło. Papierosy zastępowały mi jedzenie przy uczuciu głodu, stąd też po ich rzuceniu zacząłem tyć. Od wielkiego święta wsiadałem na rower i przejechałem 20-30km. Tak doszedłem do wagi 100kg.
Mam siedzącą pracę przy komputerze, po mieście poruszam się samochodem. Do tego złe nawyki żywieniowe. Wstając ok 8 rano nie jadam śniadań, 2 porcje po 2 kanapki z białego pieczywa z wędliną (tj 2x 4 kromki) do pracy, spożywane w pośpiechu - pierwsza porcja ok 11, 2 porcja ok 14. Trzeci posiłek po pracy, zazwyczaj ok godz 18 - zapychający, tzn ile wejdzie - zazwyczaj też pieczywo z lenistwa. Wieczorami standardowe obżeranie się chipsami i słodyczami. Jeśli chodzi o płyny - 3 kawy rozpuszczalne (2 łyżeczki cukru na filiżankę), i jakieś 1,5 l coli
Nogi mam w miarę umięśnione, z resztą gorzej. W pasie zapowietrzony grzejnik, wyżej wcale nie lepiej. Ręce bardzo słabe.
Mieszkam w 100-tys mieście, stadion z bieżnią mam 300 metrów od domu, w mieście jak i poza miastem jest bardzo dużo ścieżek rowerowych, jest sporo sieciowych jak i kameralnych siłowni.
Ostatniego sylwestra mocne postanowienie noworoczne, zejście z wagi, zmiana trybu życia na sportowy, zdrowsze odżywianie itp - i założenie, że to postanowienie nie skończy się 2 stycznia.
Od tego czasu prawie całkowicie wyeliminowałem piwo, słodycze, obżeranie się do pełna. Prawie, bo od czasu do czasu zjem coś słodkiego, czy też wypiję - bardziej do alkoholu, notabene też spożywanego może raz w miesiącu.
Jako, że sama zmiana diety na MŻ to nie wszystko i trzeba wspomóc organizm w zrzuceniu zbędnych kalorii, wybór padł na bieganie.
Pierwszy bieg wyglądał tak: 100m truchtu i zadyszka jakbym miał wypluć płuca, oddech wyrównywał mi się dopiero po 5 minutach marszu. Z czasem było coraz lepiej, naczytałem się poradników jak zacząć biegać, i stopniowo (na ile kondycja i wydolność oddechowa pozwalała) zwiększałem czas biegu w stosunku do czasu marszu. Tak się zmotywowałem, że biegałem w największe śnieżyce, gdzie pługi ledwo dawały radę odśnieżać ulice.
No i przedobrzyłem, kontuzja kolana, która trwała jakieś 2 tygodnie. Potem przyszły wakacje, złapałem lenia, i tak zeszło do września.
W międzyczasie porobiłem jakieś podstawowe badania, spiro wyszło idealnie (czyli po 10 latach palenia większych ubytków w objętości płuc brak), ciśnienie i puls w normie. Zakupiłem wszelką odzież do biegania jak i na rower
"Dietę" MŻ staram się pilnować od początku roku, słodzenie kawy z 2 zredukowałem do 1 łyżeczki, pijam 2l wody mineralnej dziennie. Mimo dalszego jedzenia kanapek w pracy, w domu staram się ciągle pichcić różne cuda (tu warto podkreślić, że w domu to ja gotuję i to na poziomie dosyć zaawansowanym, a co najważniejsze nie robię tego z musu - sprawia mi to przyjemność). Do sportu wróciłem natomiast jakieś 2-3 miesiące temu. Małymi kroczkami doszedłem do takiej kondycji, gdzie potrafię przejechać na rowerze 60km. Z bieganiem bywa różnie, ale przy wolnym truchcie przebiegnę 30min bez przerwy, czasami zdażają mi się w tym czasie 2-3 przerwy 30sekundowe. Od 2 tygodni biegam regularnie co drugi dzień, minimum 30 minut w tempie 7:30-8min/km. Biegi staram się urozmaicać terenem (chodniki), jak i bieżnią na stadnionie.
I tu mam sprawę do was - co dalej? Co mam zrobić, żeby widzieć postępy? Założyłem sobie 2 cele, do których chcę bezpośrednio dążyć:
-waga ok 80kg, poprawa budowy ciała, kondycji
-regularne biegi 10-km w zawodach w moim mieście i okolicach. Tu nie chodzi o miejsca, tylko motywację do ciągłych treningów - w końcu biegi odbywają się prawie całym rokiem
Z wagi poprzez 'dietę' MŻ zszedłem 5kg i na tym koniec. Podobno na początku nie jest istotna waga, a bardziej obwody - natomiast oponę na brzuchu jak miałem tak mam dalej. Gdzie leży problem, skoro odbywam regularne treningi? Czy muszę przejść na jakąś dietę? Czy np muszę wpleść w treningi również siłownię?
Podobnie ma się z bieganiem. Doszedłem do etapu, gdzie potrafię przetruchtać 30minut (zazwyczaj jest to ok 4km), i nie widzę postępów. Podczas biegania strasznie się męczę jeśli chodzi o oddech. Nie dochodzi do wyczerpania mięśni w nogach, za to mam uczucie takiego jakby pełnego i skaczącego brzucha, bardzo często przeradza się to w kolkę. Chciałbym móc przebiec 10km, ale po 5km jestem już wyczerpany i rezygnuję, nawet szybki marsz przez minutę i powrót do truchtu po chwili kończy się rezygnacją. Co robię nie tak, że postępów już nie widzę? Za częste treningi? Zła dieta? Czy może za szybko po posiłku trenuję? 3 posiłek jem ok godz 17:30, natomiast biegam zazwyczaj po ok 3 godzinach, po powrocie z biegu spożywam ostatni posiłek (jakiś banan itp)
Poruszę też niesmaczny temat (sorki), ale jako że swoje ważę to i sporo jem - a WC odwiedzam rano, więc podczas biegu nie biegam 'na pusto'...
Jako dodatkowa motywacja, zapisałem się na bieg 10km w grudniu. Nie jest to typowy bieg, tylko charytatywny z zastrzeżeniem w regulaminie o braku nagród, braku rywalizacji, braku miejsc, i tempie biegu 'konwersacyjnym', podali tempo ok 6-6:30/km (co notabene na tą chwilę jest dla mnie tempem wypruwania płuc na dłuższą metę). Mam ok 45 dni - jak mam się do takiego biegu przygotować kondycyjnie, abym mógł przeczłapać 10km w grupie 200 osób w 1:05/1:10? Z ciekawości sprawdziłem endomondo, na tą chwilę mój najdłuższy bieg to 5km, 37:28, średnie tempo 7:24
Docelowo biegi 10km w rywalizacji planowałem rozpocząć ok marca przyszłego roku, żebym miał czas na zrzucenie tych 10-15kg i poprawę kondycji
Aha, mam 2,5 roczną córkę - więc nie mogę na treningi poświęcać po 2-3h dziennie jak to ma miejsce w przypadku siłowni (dojazd, trening, prysznic, powrót). W grę wchodzi tylko bieganie wieczorami, ewentualnie jakieś dłuższe treningi w weekendy, lub ćwiczenia w domu (posiadam hantle, które się kurzą). W ostateczności na sezon zimowy biegi mogę zamienić na bieżnię na siłowni - ale tak jak pisałem wcześniej, mrozy, śnieg i deszcz mi jakoś specjalnie nie przeszkadza podczas treningów)
Z góry dzięki za zainteresowanie i pomoc