Spadek formy w czasie "nauki biegania"?
: 23 cze 2017, 16:28
Witam, jestem nowy na forum i chcę zadać pytania które nasunęły mi się po dzisiejszym bieganiu (a właściwie truchtaniu); bo jak to w życiu bywa, czasami przychodzi moment kiedy jest ciężej niż w innych chwilach. Mianowicie po roku nic nie robienia i przybiciu do masy całkowitej mojego ciała 10 kilogramów, postanowiłem wziąć się za bieganie. W chwili obecnej biegam jakieś półtora miesiąca, zaczynałem od lekkiego treningu 2 minuty truchtu, 2 minuty marszu. Potem zacząłem podbijać stawkę aż byłem w stanie "na jednym tchu" truchtać 10 minut. Tu pojawia się pierwsze pytanie; kiedy udało mi się tego dokonać, czułem że mógłbym spokojnie dalej truchtać, jednak ból nóg (łydek) ledwo pozwalał mi robić cokolwiek dalej. Czyli granica mojego truchtu mieści się do 10 minut max, potem moje nogi nie dają rady... Jest jakiś sposób aby z tym walczyć i przyzwyczaić nogi do obciążenia?
Druga sprawa która miała miejsce nie dawno. Kiedy zorientowałem się że daje radę truchtać te 10 minut, zacząłem wdrażać marszobiegi, jednak ostatnio miałem okropny dzień na trening. Po prostu czułem że mi się nie chce, i nie chodzi o niechcenie odnośnie ruszenia tyłka, tylko po prostu nie miałem siły na bieganie. Mimo to w jakiś tam sposób wykonałem plan - nie w pełni, ale jednak. Moje pytanie brzmi - jak wy radzicie sobie w takie dni? Warto odpuścić trening i zrobić go kiedy indziej, czy mimo wszystko iść i próbować się turlać?
I trzecia sprawa, świeża, dzisiejsza. Od czasu kiedy zacząłem się ruszać, nigdy nie czułem się tak źle w czasie i po bieganiu (a właściwie truchtaniu). Ledwo dałem radę truchtać przez 7 minut, mimo że potrafiłem biegać więcej, w dodatku po przejściu do marszu czułem jakby nogi pode mną się uginały. Musiałem się zmusić aby truchtać kolejne 5 minut, po którym czułem się niezbyt, a po kolejnych 4 minutach czułem jakbym truchtał wieczność - zero przyjemności z tego wyjścia. Pytanie, czy zdarzają wam się takie sytuacje? Co wtedy robić? Co ma na to wpływ? Dzień, pogoda, zastój? Nie chcę żeby to tak wyglądało, chcę w końcu wziąć się za poważne bieganie, a nie ni stąd ni zowąd po 4 minutach truchtu przechodzić do marszu z bólem nóg i zadyszką...
P.S: Nie wykonuję żadnego planu, sam sobie tworzyłem plan, często zupełnie ma spontanie. Myślę aby dołożyć do biegania jakąś inną aktywność, np. siłownie, może tego mój organizm potrzebuje? Ano i mam 19 lat.
Druga sprawa która miała miejsce nie dawno. Kiedy zorientowałem się że daje radę truchtać te 10 minut, zacząłem wdrażać marszobiegi, jednak ostatnio miałem okropny dzień na trening. Po prostu czułem że mi się nie chce, i nie chodzi o niechcenie odnośnie ruszenia tyłka, tylko po prostu nie miałem siły na bieganie. Mimo to w jakiś tam sposób wykonałem plan - nie w pełni, ale jednak. Moje pytanie brzmi - jak wy radzicie sobie w takie dni? Warto odpuścić trening i zrobić go kiedy indziej, czy mimo wszystko iść i próbować się turlać?
I trzecia sprawa, świeża, dzisiejsza. Od czasu kiedy zacząłem się ruszać, nigdy nie czułem się tak źle w czasie i po bieganiu (a właściwie truchtaniu). Ledwo dałem radę truchtać przez 7 minut, mimo że potrafiłem biegać więcej, w dodatku po przejściu do marszu czułem jakby nogi pode mną się uginały. Musiałem się zmusić aby truchtać kolejne 5 minut, po którym czułem się niezbyt, a po kolejnych 4 minutach czułem jakbym truchtał wieczność - zero przyjemności z tego wyjścia. Pytanie, czy zdarzają wam się takie sytuacje? Co wtedy robić? Co ma na to wpływ? Dzień, pogoda, zastój? Nie chcę żeby to tak wyglądało, chcę w końcu wziąć się za poważne bieganie, a nie ni stąd ni zowąd po 4 minutach truchtu przechodzić do marszu z bólem nóg i zadyszką...
P.S: Nie wykonuję żadnego planu, sam sobie tworzyłem plan, często zupełnie ma spontanie. Myślę aby dołożyć do biegania jakąś inną aktywność, np. siłownie, może tego mój organizm potrzebuje? Ano i mam 19 lat.