pierwsze treningi "biegowe" w wieku 33 lat...
: 28 maja 2017, 13:26
Na początek witam wszystkich forumowiczów!
Kilka moich rozmyśleń i wynurzeń, które choć dla Was nudne, mi są ogromnie potrzebne, bo bardzo potrzebuję motywacji i garsci porad od osób doświadczonych.
Cóz, 33 latka skończone. 110 kilo osiągnięte przy 180cm. Na początku maja w końcu realnie spojrzałem w lustro i zdecydowałem COŚ z sobą zrobić.
Od 3 tygodni zero papierosów, a paliłem dobre 16 lat, zero słodyczy, pilnowanie ile i co jem. Plus kilka suplementów, nie wiem czy działają czy nie ale na pewno pomagają psychicznie...Wieczorami pompki, brzuszki.
Do tego dołączyłem "bieganie". Czyli truchto-chód w tempie emeryta. Albo i gorszym.
Nigdy, przenigdy w życiu nie biegałem. Absolutnie nigdy, pomijając obowiązkowe bieganie w podstawówce. Pierwsze treningi, i w sumie obecne również to masakra. Jestem na etapie 3 minut truchtu/2 minut chodu i tak 6 razy. Nie wyobrażam sobie przejścia na system 4min/1min. Nogi nie bolą, ale walka o oddech jest ciężka. Choć bywa i światełko w tunelu, czasami sam nie wiem, kiedy te 3 minuty minęły, czasami po minucie mam ochotę się zatrzymać. Na swoją obronę mam to, że nigdy się nie zatrzymałem przed upływem czasu.
Bieganie na stadionie, choć lepsze dla nóg, nie jest dla mnie. Szybko zaczynam analizować ile jeszcze zostało okrążeń do odpoczynku. Bieganie po bezdrożach z kolei wciąga - niestety wyniki są wtedy słabsze, gdyż na nierównościach muszę uważać, coby nóg nie połamać.
W te 3 tygodnie w ciągu 30 minut moje "oszałamiające" wyniki poprawiły się z 3km w ciągu 30 minut na 4km. Czyli z beznadziejnych na denne. Choć przyznam, że satysfakcja z ukończonego treningu jest ogromna, humor lepszy i ogólnie lepiej się żyje.
Obecna waga - 103,5. Do papierosów czasem ciągnie ale da się wytrzymać. Picie wody i tylko wody weszło w nawyk, za słodzonymi napojami nie tęsknię. Jedzenie? Oj czasem chciałoby się zeżreć coś słodkiego czy ogólnie zjeść duuużo czegokolwiek. Ale szkoda mi tracić to, co już osiągnąłem. Żywię się dość monotematycznie, twaróg chudy, pierś z kurczaka, chleb razowy (tylko rano i niewiele), jakaś drobiowa wędlina, owoc, warzywo.
Cele na początek? Przetruchtanie 30 minut bez przerwy. Póki co kosmiczne osiągnięcie, nie wyobrażam sobie truchtać dłużej niż 5 minut. Cel na przyszłość? Może za rok w końcu 1szy raz zdać coroczne egzaminy z WFu ŁĄCZNIE z biegiem na 1000m, którego dotychczas nigdy nie zaliczyłem
Kilka moich rozmyśleń i wynurzeń, które choć dla Was nudne, mi są ogromnie potrzebne, bo bardzo potrzebuję motywacji i garsci porad od osób doświadczonych.
Cóz, 33 latka skończone. 110 kilo osiągnięte przy 180cm. Na początku maja w końcu realnie spojrzałem w lustro i zdecydowałem COŚ z sobą zrobić.
Od 3 tygodni zero papierosów, a paliłem dobre 16 lat, zero słodyczy, pilnowanie ile i co jem. Plus kilka suplementów, nie wiem czy działają czy nie ale na pewno pomagają psychicznie...Wieczorami pompki, brzuszki.
Do tego dołączyłem "bieganie". Czyli truchto-chód w tempie emeryta. Albo i gorszym.
Nigdy, przenigdy w życiu nie biegałem. Absolutnie nigdy, pomijając obowiązkowe bieganie w podstawówce. Pierwsze treningi, i w sumie obecne również to masakra. Jestem na etapie 3 minut truchtu/2 minut chodu i tak 6 razy. Nie wyobrażam sobie przejścia na system 4min/1min. Nogi nie bolą, ale walka o oddech jest ciężka. Choć bywa i światełko w tunelu, czasami sam nie wiem, kiedy te 3 minuty minęły, czasami po minucie mam ochotę się zatrzymać. Na swoją obronę mam to, że nigdy się nie zatrzymałem przed upływem czasu.
Bieganie na stadionie, choć lepsze dla nóg, nie jest dla mnie. Szybko zaczynam analizować ile jeszcze zostało okrążeń do odpoczynku. Bieganie po bezdrożach z kolei wciąga - niestety wyniki są wtedy słabsze, gdyż na nierównościach muszę uważać, coby nóg nie połamać.
W te 3 tygodnie w ciągu 30 minut moje "oszałamiające" wyniki poprawiły się z 3km w ciągu 30 minut na 4km. Czyli z beznadziejnych na denne. Choć przyznam, że satysfakcja z ukończonego treningu jest ogromna, humor lepszy i ogólnie lepiej się żyje.
Obecna waga - 103,5. Do papierosów czasem ciągnie ale da się wytrzymać. Picie wody i tylko wody weszło w nawyk, za słodzonymi napojami nie tęsknię. Jedzenie? Oj czasem chciałoby się zeżreć coś słodkiego czy ogólnie zjeść duuużo czegokolwiek. Ale szkoda mi tracić to, co już osiągnąłem. Żywię się dość monotematycznie, twaróg chudy, pierś z kurczaka, chleb razowy (tylko rano i niewiele), jakaś drobiowa wędlina, owoc, warzywo.
Cele na początek? Przetruchtanie 30 minut bez przerwy. Póki co kosmiczne osiągnięcie, nie wyobrażam sobie truchtać dłużej niż 5 minut. Cel na przyszłość? Może za rok w końcu 1szy raz zdać coroczne egzaminy z WFu ŁĄCZNIE z biegiem na 1000m, którego dotychczas nigdy nie zaliczyłem