Moje początki.
: 28 cze 2016, 18:26
Po pierwsze - jako nowy użytkownik chciałbym powitać wszystkich forumowiczów.
Coś o mnie - w tym roku stuknie mi czterdziestka. Lata bezruchu i siedzącej pracy zebrały swoje żniwo - przy wzroście 180cm ważę 97 kg.
Pierwsza próba biegowa miała miejsce jakieś 3 lata temu - w moim mieście istnieje grupa facebookowa "Zacznij biegać": ludzie spotykają się na stadionie i pod kontrolą instruktora realizują plan 6 tygodniowy. Kupiłem ubranie, buty (w sklepie dla biegaczy, dobrane - jak mi się wydawało - specjalnie pod moją stopę) i zacząłem się pojawiać na treningach.
Na początku szło świetnie. Naprawdę polubiłem bieganie, aż do momentu kiedy lewe kolano postanowiło wypisać się z całej imprezy. Następny miesiąc spędziłem utykając i klnąc na czym świat stoi swoje głupie pomysły...
Do biegania postanowiłem wrócić mniej więcej 1,5 miesiąca temu (po drodze był krótki epizod z siłownią). Znów poszedłem (przyznam, pod wpływem impulsu) do sklepu dla biegaczy i po badaniu jak mi się stopa podczas biegu układa kupiłem buty. Poszedłem na stadion, tym razem sam.
Nie mam zegarka ze stoperem i pulsometrem, tylko aplikację w telefonie mierzącą przebyty dystans. Postanowiłem, że podstawową "jednostką miary" będzie dla mnie okrążenie stadionu (ok. 400m). Tym razem chciałem być sprytniejszy. Zacząłem od 1 okrążenia marszu/1 biegu. Na przemian. Bieg, to właściwie był trucht. Apka w telefonie pokazywała że kilometr przebywam w 7,48 min. Oczywiście wliczając marsz. I obserwowałem jak reaguję na obciążenie.
Po kilku treningach ból kolan (obydwu) wrócił. Odpuściłem na kilka dni. Kiedy spróbowałem znowu, było już dużo lepiej. Nie to, że kolana, piszczele, stopy i inne części ciała nie bolały. Ale był to tylko lekki ból któy szybko znikał. Stopniowo zacząłem zmieniać stosunek okrążeń "biegowych" do "marszowych". Obecnie mój plan wygląda tak:
-Rozgrzewka
-1 okrążenie marszu
-3 okrążenia truchtu
-I tak przez około 40 minut.
Zacząłem od 4 km w ciągu całego treningu, w tej chwili kończę na 6,5... Wydaje mi się, że trochę słaby to postęp, ale nie chcę przedobrzyć. Biegam co drugi dzień. Rano lub wieczorem - zależy jak mam godziny pracy. Dodatkowo zmieniłem nawyki żywieniowe. Całkowicie zrezygnowałem ze słodyczy, fastfoodów, gazowanych napojów, chleba, ziemniaków. Jem więcej warzyw i owoców. Mój cel to pozbycie się brzucha i poprawienie kondycji... W tym temacie nie widzę wielkich postępów, ale wierzę, że przyjdą z czasem...
Jak na razie cieszę się bieganiem - naprawdę sprawia mi to przyjemność i po treningu czuję się świetnie. To również dla mnie forma psychoterapii. Tuż przed rozpoczęciem biegania dostałem naprawdę solidny kopniak od życia, i chyba treningi choć trochę pomogły mi się pozbierać. Zamierzam biegać dalej.
Serdecznie pozdrawiam.
Coś o mnie - w tym roku stuknie mi czterdziestka. Lata bezruchu i siedzącej pracy zebrały swoje żniwo - przy wzroście 180cm ważę 97 kg.
Pierwsza próba biegowa miała miejsce jakieś 3 lata temu - w moim mieście istnieje grupa facebookowa "Zacznij biegać": ludzie spotykają się na stadionie i pod kontrolą instruktora realizują plan 6 tygodniowy. Kupiłem ubranie, buty (w sklepie dla biegaczy, dobrane - jak mi się wydawało - specjalnie pod moją stopę) i zacząłem się pojawiać na treningach.
Na początku szło świetnie. Naprawdę polubiłem bieganie, aż do momentu kiedy lewe kolano postanowiło wypisać się z całej imprezy. Następny miesiąc spędziłem utykając i klnąc na czym świat stoi swoje głupie pomysły...
Do biegania postanowiłem wrócić mniej więcej 1,5 miesiąca temu (po drodze był krótki epizod z siłownią). Znów poszedłem (przyznam, pod wpływem impulsu) do sklepu dla biegaczy i po badaniu jak mi się stopa podczas biegu układa kupiłem buty. Poszedłem na stadion, tym razem sam.
Nie mam zegarka ze stoperem i pulsometrem, tylko aplikację w telefonie mierzącą przebyty dystans. Postanowiłem, że podstawową "jednostką miary" będzie dla mnie okrążenie stadionu (ok. 400m). Tym razem chciałem być sprytniejszy. Zacząłem od 1 okrążenia marszu/1 biegu. Na przemian. Bieg, to właściwie był trucht. Apka w telefonie pokazywała że kilometr przebywam w 7,48 min. Oczywiście wliczając marsz. I obserwowałem jak reaguję na obciążenie.
Po kilku treningach ból kolan (obydwu) wrócił. Odpuściłem na kilka dni. Kiedy spróbowałem znowu, było już dużo lepiej. Nie to, że kolana, piszczele, stopy i inne części ciała nie bolały. Ale był to tylko lekki ból któy szybko znikał. Stopniowo zacząłem zmieniać stosunek okrążeń "biegowych" do "marszowych". Obecnie mój plan wygląda tak:
-Rozgrzewka
-1 okrążenie marszu
-3 okrążenia truchtu
-I tak przez około 40 minut.
Zacząłem od 4 km w ciągu całego treningu, w tej chwili kończę na 6,5... Wydaje mi się, że trochę słaby to postęp, ale nie chcę przedobrzyć. Biegam co drugi dzień. Rano lub wieczorem - zależy jak mam godziny pracy. Dodatkowo zmieniłem nawyki żywieniowe. Całkowicie zrezygnowałem ze słodyczy, fastfoodów, gazowanych napojów, chleba, ziemniaków. Jem więcej warzyw i owoców. Mój cel to pozbycie się brzucha i poprawienie kondycji... W tym temacie nie widzę wielkich postępów, ale wierzę, że przyjdą z czasem...
Jak na razie cieszę się bieganiem - naprawdę sprawia mi to przyjemność i po treningu czuję się świetnie. To również dla mnie forma psychoterapii. Tuż przed rozpoczęciem biegania dostałem naprawdę solidny kopniak od życia, i chyba treningi choć trochę pomogły mi się pozbierać. Zamierzam biegać dalej.
Serdecznie pozdrawiam.