Początki
: 28 mar 2016, 21:39
witam.
poczytuje forum już jakiś czas ale zdecydowałam się napisać dopiero dziś... Czemu? bo nie wiedziałam jak długo bieganie będzie mnie interesować. Jestem z tego mało elitarnego grona ludzi którzy tak w szkole zostali zniechęceni do w-f ze omijali zajęcia łukiem tak szerokim jak sie da w sumie to bywałam tam 3-4 razy w roku na zaliczeniach żeby mieć te 2 i spokój... taa 2 z wf-u mnie satysfakcjonowało... to chyba wiele wyjaśnia... ale jakiś czas temu chciało sie zmienić coś w życiu bieganie zawsze było wykreślane na starcie " to nie dla mnie, to nudne, jaka można mieć przyjemność z dyszenia i wypluwania płuc"... poza tym "robię tyle km dziennie spacerami i szybkim chodzeniem biegania już mi nie potrzebne " ale gdy okazało sie ze nie jest aż tak fajnie z moja kondycją jak myślałam uznałam ze spróbuje no i zaczęłam ... to było miesiąc temu... pierwsze wyjście porażka... dobrze że byłam z bratem bo chyba po 200m wróciła bym do domu i dała sobie spokój... 1,5km i 8 przerw na wolny spacer bo nie dawałam rady... ale własnie wtedy zrozumiałam że zaczynam źle i zaczęłam czytać ... kolejne wyjście zwolniłam moje tempo to spacery ślimaka-emeryty zaczęłam zwracać uwagę na to jak oddycham i trasa wyszła z 5 przerwami może to dziwne ale świętowałam to jak wielki sukces... i świętuję dalej każdy mały sukces miałam tygodniowa przerwę z powodu choroby myślałam ze nie wrócę do tego ale zaczęłam tęsknic każde wyjście to mały sukces mojej mobilizacji i cierpliwości czasem ktoś patrzy na mnie dziwnie bo mój truchcik jest tempem spacerowym obecnie chodzę dumna bo po miesiącu jestem w stanie przetruchtac sobie 1,5km bez żadnej przerwy i zadyszki na koniec... mam tylko nadzieje ze starczy mi zapału ale mam jedno pytanie... czy takie tempo w ogóle ma sens?? czy lepiej jednak na sile przyspieszać ?
poczytuje forum już jakiś czas ale zdecydowałam się napisać dopiero dziś... Czemu? bo nie wiedziałam jak długo bieganie będzie mnie interesować. Jestem z tego mało elitarnego grona ludzi którzy tak w szkole zostali zniechęceni do w-f ze omijali zajęcia łukiem tak szerokim jak sie da w sumie to bywałam tam 3-4 razy w roku na zaliczeniach żeby mieć te 2 i spokój... taa 2 z wf-u mnie satysfakcjonowało... to chyba wiele wyjaśnia... ale jakiś czas temu chciało sie zmienić coś w życiu bieganie zawsze było wykreślane na starcie " to nie dla mnie, to nudne, jaka można mieć przyjemność z dyszenia i wypluwania płuc"... poza tym "robię tyle km dziennie spacerami i szybkim chodzeniem biegania już mi nie potrzebne " ale gdy okazało sie ze nie jest aż tak fajnie z moja kondycją jak myślałam uznałam ze spróbuje no i zaczęłam ... to było miesiąc temu... pierwsze wyjście porażka... dobrze że byłam z bratem bo chyba po 200m wróciła bym do domu i dała sobie spokój... 1,5km i 8 przerw na wolny spacer bo nie dawałam rady... ale własnie wtedy zrozumiałam że zaczynam źle i zaczęłam czytać ... kolejne wyjście zwolniłam moje tempo to spacery ślimaka-emeryty zaczęłam zwracać uwagę na to jak oddycham i trasa wyszła z 5 przerwami może to dziwne ale świętowałam to jak wielki sukces... i świętuję dalej każdy mały sukces miałam tygodniowa przerwę z powodu choroby myślałam ze nie wrócę do tego ale zaczęłam tęsknic każde wyjście to mały sukces mojej mobilizacji i cierpliwości czasem ktoś patrzy na mnie dziwnie bo mój truchcik jest tempem spacerowym obecnie chodzę dumna bo po miesiącu jestem w stanie przetruchtac sobie 1,5km bez żadnej przerwy i zadyszki na koniec... mam tylko nadzieje ze starczy mi zapału ale mam jedno pytanie... czy takie tempo w ogóle ma sens?? czy lepiej jednak na sile przyspieszać ?