Blondi pisze:Tak mi piszcie, tak mi piszcie:) To motywuje.Zyczę wszystkim biegaczom i sobie samej pokonywania wlasnych slabosci i dobiegnięcia do celu, ktorym moze byc meta w maratonie jak i furtka własnego domu po wyczerpujacym ttreningu.Pozdrawiam.Weronika
Werka, a ja Ci napiszę jeszcze inaczej.
Też zaczęłam biegać koło 40 tki.

Podobnym tempem.
I bardzo żałuję, że miałam taką napaloną głowę i wszytko chciałam już, szybko, więcej, dalej, szybciej.
Kosztowało mnie to ten rok (2014) praktycznie nie biegania a wcześniej, kupę nawarstwiających się coraz bardziej kontuzji.
I w końcu zarobiłam kontuzję która mnie uziemiła na 3 miesiące: zmęczeniowe złamanie kości.
Jesteś w grupie najwyższego ryzyka: _szczupła_ kobieta 40+ bez wcześniejszej kariery sportowej.
Nie trzeba biegać dużo, wystarczy ze się biega za mocno jak na możliwości swojego ciała.
Nie napalaj się. Wyczyść głowę. Uzbrój w cierpliwość. Zastanów się, po co do cholery biegasz ?
Żeby się ścigać? Żeby mieć kolejne po pracy i obowiązkach codziennych jarzmo do odrobienia?
Wrzuć na luz, znajdź przyjemność w samym bieganiu dla biegania.
Z jednej strony, kontuzja dała mi popalić. Z drugiej, teraz widzę, że nie mogło mi się przytrafić nic lepszego.
Przemyślałam, otrzeźwiałam, zapisałam się do klubu fitnes robić ogólnorozwojówkę.
czuję się świetnie, biega mi się lżej i szybciej mimo że biegam teraz bardzo mało i tylko 2 razy w tygodniu.
I przede wszystkim- biegam i chodzę na treningi z przyjemnością.
Nie muszę szukać motywacji, po prostu robię te rzeczy, bo je uwielbiam.
Sobotnie dłuższe wybiegania to święto tygodnia.

2 mocne treningi ogólnorozwojowe w klubie- samo szczęście, uwielbiam ten stan skrajnego zmęczenia po "8 interwale", drżenia i bólu mięśni .
Do tego pilates, piłki i streczing dla relaksu, na kręgosłup i do budowania głębokich mięśni.
Siądz sobie spokojnie i przemyśl jedną rzecz: czy musisz szukać motywacji żeby zjeść czekolady?
Napić się wina czy zrobić/zjeść co tam lubisz ?
Nie. I ze sportem uprawianym amatorsko, powinno być tak samo.
Jeśli nie jest, może to nie ten sport. Albo nie te pobudki do uprawiania go.
Jak masz chwilę i ochotę, to zajrzyj na mój blog i popatrz do czego prowadzi narwanie. Najpierw nakręcanie się jak sprężyna, owszem sporo funu, ale jakim kosztem? Biegałam nafaszerowana ibupromem po dziórki w nosie.
Bo chciałam szybciej, dalej, zawody.
Nie tedy droga. Po prostu.
Nie szukaj motywacji na siłę, szukaj tego, co będziesz chciała robić, bo to kochasz.
i jeszcze jedno.
Uważam, że nie jesteś jeszcze gotowa na mocniejsze akcenty typu podbiegi czy interwały.
Pisze to na bazie swojego, bolesnego doświadczenia.
Wybiegaj spokojnie i na luzie jeszcze z rok. Dodaj do tego ćwiczenia wzmacniające cały aparat ruchu, mięśnie tułowia, pleców oraz co naważniejsze: zadu

. Zadek to motor całego ciała, w nim tkwi siła biegowa.
I wtedy dopiero bierz się za plany i kombinacje.