Witam Ponownie :)
: 16 lip 2004, 22:25
Witam.
Właściwie nie jestm tak całkiem "nowy" ale myślę, że zasłużyłem żeby jeszcze raz się tu wpisać. Włąściwie wróciłem tam skąd zaczynałem. A więc: Znalazłem Bieganie.pl w 2003 roku w sierpniu. Znaczy w połowie sierpnia... właściwie w drugiej połowie sierpnia właściwie... Yyyy... Dokładnie 22 sierpnia.
Yyyy... No... to tyle może o sobie - na początek...
Czy są jakieś pytania?
Dla bardziej docielkiwych:
Był sierpień, kolejny nudny, szary dzień w pracy. Od jakiegoś czasu poszukiwałem dla siebie jakiegoś sportu który pozwoliłby mi wyglądać znów jak człowiek. Tak trafiłem na Bieganie.pl i doznałem olśnienia. Bieganie. Hmm. Właściwie nic więcej mi nie trzeba Proste, łatwe i przyjemne. Dlaczego nie. Taki był początek. Znalazłem nawet jeszcze swój list powitalny ok. 17 strony Aż się łza w oku kręci. Ale do rzeczy. Zacząłem czytać, myśleć a w końcu biegać (plan 10 tygodniowy). Wszystko było w porządku, nie wypluwałem już płuc po 30 sek, przechodziłem kolejne etapy 2, 3, 4, 5, 6 minut i było wspaniale. Nareszcie dobre samopoczucie, koniec z wiecznym zmęczeniem, nudą i ślęczeniem przed telewizorem. I jakby tak weselej na świecie Za rogiem czaiła się na mnie niestety, gotowa na wszystko aby tylko zabrać mi tę radość, kontuzja. Wybiegłem w chłodny październikowy wieczór. 10m 20m 100, 200...potknięcie...300...drugie....500....1000....chrup . Chwila bólu, słotko, adrenalina, kostka jak bania i długa smutna droga do domu. Lekarz właściwie nie mógł się niczego doparzeć. Gipsować nie gipsować? Ostatecznie obyło się bez tej przyjemości ale o bieganiu nie mogło być mowy. Ostatecznie nóż w plecy jak każdemu biegaczowi o słabej woli wbiła zima. Gdy już właściwie mogłem sobie pozwolić na ostrożny powrót to co zobaczyłem za oknem odebrało mi ostatecznie siły. Przegrałem z samym sobą. Potem już tylko zima, zima, zima.... Właściwie mam wrażenie, że jeszcze się do końca zdecydowała zniknąć. I tylko jakoś tak na widok stojących w kącie butów żal.
Ale od czego mamy znowu wakacje . Na początek przewiduje odrobinę odkurzyć rower. Parę kilo w dół, tak na wszelki wypadek aby nie stracić kolan. A potem zobaczymy. Wstąpił we mnie nowy duch.....
Właściwie nie jestm tak całkiem "nowy" ale myślę, że zasłużyłem żeby jeszcze raz się tu wpisać. Włąściwie wróciłem tam skąd zaczynałem. A więc: Znalazłem Bieganie.pl w 2003 roku w sierpniu. Znaczy w połowie sierpnia... właściwie w drugiej połowie sierpnia właściwie... Yyyy... Dokładnie 22 sierpnia.
Yyyy... No... to tyle może o sobie - na początek...
Czy są jakieś pytania?
Dla bardziej docielkiwych:
Był sierpień, kolejny nudny, szary dzień w pracy. Od jakiegoś czasu poszukiwałem dla siebie jakiegoś sportu który pozwoliłby mi wyglądać znów jak człowiek. Tak trafiłem na Bieganie.pl i doznałem olśnienia. Bieganie. Hmm. Właściwie nic więcej mi nie trzeba Proste, łatwe i przyjemne. Dlaczego nie. Taki był początek. Znalazłem nawet jeszcze swój list powitalny ok. 17 strony Aż się łza w oku kręci. Ale do rzeczy. Zacząłem czytać, myśleć a w końcu biegać (plan 10 tygodniowy). Wszystko było w porządku, nie wypluwałem już płuc po 30 sek, przechodziłem kolejne etapy 2, 3, 4, 5, 6 minut i było wspaniale. Nareszcie dobre samopoczucie, koniec z wiecznym zmęczeniem, nudą i ślęczeniem przed telewizorem. I jakby tak weselej na świecie Za rogiem czaiła się na mnie niestety, gotowa na wszystko aby tylko zabrać mi tę radość, kontuzja. Wybiegłem w chłodny październikowy wieczór. 10m 20m 100, 200...potknięcie...300...drugie....500....1000....chrup . Chwila bólu, słotko, adrenalina, kostka jak bania i długa smutna droga do domu. Lekarz właściwie nie mógł się niczego doparzeć. Gipsować nie gipsować? Ostatecznie obyło się bez tej przyjemości ale o bieganiu nie mogło być mowy. Ostatecznie nóż w plecy jak każdemu biegaczowi o słabej woli wbiła zima. Gdy już właściwie mogłem sobie pozwolić na ostrożny powrót to co zobaczyłem za oknem odebrało mi ostatecznie siły. Przegrałem z samym sobą. Potem już tylko zima, zima, zima.... Właściwie mam wrażenie, że jeszcze się do końca zdecydowała zniknąć. I tylko jakoś tak na widok stojących w kącie butów żal.
Ale od czego mamy znowu wakacje . Na początek przewiduje odrobinę odkurzyć rower. Parę kilo w dół, tak na wszelki wypadek aby nie stracić kolan. A potem zobaczymy. Wstąpił we mnie nowy duch.....