Ku połówce i lepszym czasom
: 22 cze 2014, 18:30
Niesiona po kiepskim starcie z którego trzeba wyciągnąć nauczkę postanowiłam zasięgnąć porady.
Sprawa ma się następująco:
Koniec października 2013 - rozpoczęcie biegania. Inwektywy, "nigdy więcej nie wyjdę biegać, nie pogrzało mnie". Po tygodniu przebiegłam pierwszą piątkę i wiedziałam, że na tym nie stanę. Całe życie nienawidziłam biegania, natomiast z wielkim zapałem kręciłam 2-3 tysiące kilometrów na rowerze górskim w czasie wakacji.
Do stycznia właściwie ciągłe bieganie 5-7km. Całe dnie na uczelni, dorabianie i full nauki którą miałam zaplanowaną na godziny nocne skutecznie odciągały mnie od odważenia się biegania więcej - będę zmęczona, nie nauczę się, zawalę kolokwium, koniec świata (typowe "życiowe tragedie" na pierwszym roku
). Problem z kolanem po przewróceniu się, sesja, przeziębienie - miesiąc bez biegania.
Od marca regularne bieganie, pierwsze dyszki a nawet 15km, w kwietniu pierwsza piątka z założeniem zmieszczenia się w 30 minutach. Tu wielkie zaskoczenie: 24:53. Maj znów mało biegowy, w czerwcu pierwsza dycha aby złamać 60minut, ostateczny rezultat 52:23.
Dwa wcześniejsze starty niczym sielanka - o wiele lepiej niż zakładałam i to bez wyprucia flaków oraz interwencji służb medycznych na mecie. Dziś postanowiłam więc pobiec nie tylko na czas i popełniłam chyba wszystkie możliwe błędy, rozpoczynając od słabej rozgrzewki i ustawienia się na starcie wśród silnych mężczyzn, którzy szybko pomknęli do przodu, ja narzuciłam sobie zbyt duże tempo na pierwszych dwóch kilometrach i na kolejnych trzech umierałam i tylko mijali mnie kolejni biegacze. Bieg obejmował 5 i 10km, ci drudzy biegli drugą pętle, natomiast meta mojego biegu znajdowała się w trochę innym miejscu o czym dane mi było się dowiedzieć gdy pobiegłam na drugą pętle i zdziwiona brakiem maty pomiarowej w miejscu startu zostałam poinformowana przez kibiców, że powinnam skręcić na stadion
Dzięki temu spokojnie dołożyłam sobie minutę do mego czasu a przy tym nie dałam szansy na ostry finish we właściwym miejscu bo przecież jeden sprint do (jak mi się wydawało) mety zaliczyłam
Efekt: 27:20 i mocne postanowienie wyciągnięcia nauki z tej lekcji.
Dotychczasowo nie posługiwałam się żadnym planem treningowym, biegałam tyle ile danego dnia czułam, że jestem w stanie zrobić, mam czas, chce mi się, etc. Chcę jednak biegać dalej a przede wszystkim lepiej i szybciej. Z jakim planem powinnam zacząć pracować? Czytałam trochę na ten temat, ale bieganie według tych wszystkich zakresów jawi mi się jako czarna magia. Na dodatek nie posiadam zegarka, rozumiem że powinnam go jednak nabyć? Zaczęłam biegać aby uporać się ze swoimi udziskami
szybko jednak aktywność ta stała się sposobem na stres i problemy, a teraz jest źródłem dużej satysfakcji. Całe życie gdy się czegoś chwytam, chcę to robić coraz lepiej. Jakieś porady dla zagubionej i początkującej? 
Sprawa ma się następująco:
Koniec października 2013 - rozpoczęcie biegania. Inwektywy, "nigdy więcej nie wyjdę biegać, nie pogrzało mnie". Po tygodniu przebiegłam pierwszą piątkę i wiedziałam, że na tym nie stanę. Całe życie nienawidziłam biegania, natomiast z wielkim zapałem kręciłam 2-3 tysiące kilometrów na rowerze górskim w czasie wakacji.
Do stycznia właściwie ciągłe bieganie 5-7km. Całe dnie na uczelni, dorabianie i full nauki którą miałam zaplanowaną na godziny nocne skutecznie odciągały mnie od odważenia się biegania więcej - będę zmęczona, nie nauczę się, zawalę kolokwium, koniec świata (typowe "życiowe tragedie" na pierwszym roku

Od marca regularne bieganie, pierwsze dyszki a nawet 15km, w kwietniu pierwsza piątka z założeniem zmieszczenia się w 30 minutach. Tu wielkie zaskoczenie: 24:53. Maj znów mało biegowy, w czerwcu pierwsza dycha aby złamać 60minut, ostateczny rezultat 52:23.
Dwa wcześniejsze starty niczym sielanka - o wiele lepiej niż zakładałam i to bez wyprucia flaków oraz interwencji służb medycznych na mecie. Dziś postanowiłam więc pobiec nie tylko na czas i popełniłam chyba wszystkie możliwe błędy, rozpoczynając od słabej rozgrzewki i ustawienia się na starcie wśród silnych mężczyzn, którzy szybko pomknęli do przodu, ja narzuciłam sobie zbyt duże tempo na pierwszych dwóch kilometrach i na kolejnych trzech umierałam i tylko mijali mnie kolejni biegacze. Bieg obejmował 5 i 10km, ci drudzy biegli drugą pętle, natomiast meta mojego biegu znajdowała się w trochę innym miejscu o czym dane mi było się dowiedzieć gdy pobiegłam na drugą pętle i zdziwiona brakiem maty pomiarowej w miejscu startu zostałam poinformowana przez kibiców, że powinnam skręcić na stadion


Dotychczasowo nie posługiwałam się żadnym planem treningowym, biegałam tyle ile danego dnia czułam, że jestem w stanie zrobić, mam czas, chce mi się, etc. Chcę jednak biegać dalej a przede wszystkim lepiej i szybciej. Z jakim planem powinnam zacząć pracować? Czytałam trochę na ten temat, ale bieganie według tych wszystkich zakresów jawi mi się jako czarna magia. Na dodatek nie posiadam zegarka, rozumiem że powinnam go jednak nabyć? Zaczęłam biegać aby uporać się ze swoimi udziskami

