Strona 1 z 2

Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 17:41
autor: zalamanynowiciujsz
Witam wszystkich biegaczy :hejhej: Postanowiłem zacząć biegać, wiecie schudnąć, nabrać kondycji, ruszać się itd
Kupiłem nawet strój, buty w decathlonie. Mam 19 lat, ważę 84 kilogramy przy wzroście 174 cm. Od tygodnie jestem na diecie low carb zjadam poniżej 100 gram węglowodanów dziennie, kaloryczność w okolicach 2000 kcal.

No wiec czemu piszę.. dzisiaj byłem na pierwszym.. ekhem ekhem.. "treningu" a raczej spokojnym spacerku przeplatanym od czasu do czasu krotkimi odcinkami bieganymi bardzoo ślimaczym truchcikiem... postaram się opisać swoje... wrażenia, trochę się pożalę i ponarzekam, ale naprawdę chciałbym żeby ktoś mi napisał, że takie są początki.. ale czy aż tak złe mogą być ?

Dzisiaj po zjedzeniu dwóch posiłków(po zjedzeniu 1100 kalorii dokładnie) o godzinie mniej więcej 16 ubrałem pierwszy raz dres i specjalne buty, które rzekomo są na mój rozmiar stopy.. poszedłem pieszo wolnym tempem(ogólny całkowity brak mocy nawet w chodzeniu, może kwestia diety.. ) do miejsca gdzie zacznę biegać(wiedziałem że będzie fatalnie więc tak żeby ludzi nie był) No więc po przejsciu 840 metrów doszedłem.. Długa droga o łącznej długości 2,4 km. wcześniej na mapie wyliczyłem gdzie jest kilometr itd. No więc zawstydzony i zagubiony zaczełem powolutku truchtać starając się regularnie oddychać i utrzymywać swobodną ale wyprostowaną sylwetkę.. Teraz trochę konkretniej, żeby to nie było smutne opowiadanie:

- Całkowity brak mocy w nogach, nawet gdybym chciał nie mógłbym biegać szybciej
- Wydawało mi się że już trochę biegłem, zatrzymuję się ledwo stojąc na nogach(wolny trucht) biegłem 2(!) minuty.. kondycja na minusie
- Potem przejście do wolnego marszu gdzie nogi byly jak z waty
- Gdy znow zaczełem biec może nie wiem z 300 metrów i znów się ledwo stojąc na nogach zatrzymałem poczułem ogromny ból na środku klatki piersiowej(paliłem mocne papierosy, ale od 3 miesięcy już prawie czterech nie pale nic, definitywnie rzuciłem) który uniemożliwił mi trucht
- Ból utrzymywał się trochę ale minął.
- Najdłuższy odcinek przebiegnięty to hmm.. może 500-700 metrów ... chciaalem przebiec kilometr - nie udało się ............. :echech:
- Ostatni odcinek(droga powrotna) był bardzo krótki - 450 metrów,.. niestety .. przebiegłem może ja wiem.. z 300 jeśli chociaż tyle ..
- Okropny ból stóp i niewygoda w butach
- Nie spociłem się bo nie mialem siły biegać tak długo by się spocić
- Każdą najmniejszą nierówność terenu odczułem bardzo mocno.. dyskomfort itd... może przez wagę, ale przecież nie ważę tonę tylko 84 czyli mało... ludzie ważą 130 i biegają. masakra

Podsumowując - nie jestem w stanie przetruchtać wolnym tempem 1000 metrów. 500 to szczyt moich możliwości i to na początku, ból w klatce, wysokie tętno.. to też, ale głównie ten brak mocy w mięśniach ogólna słabość... Czy kiedyś będę mógł biec nieprzerwanie 5 czy nawet 7 kilometrów chociaz wolnym truchtem? albo .. chociaż 2? Naprawdę jestem załamany.. Jak mam biegać? czy to też jest wina braku węglowodanów i diety redukcyjnej ? Łącznie przeszedłem 5 może 5 i pół kilometra, cieszę się że ruszyłem dupsko i chociaż pospacerowałem.. czasem na chwile truchtając. :(( co za dno.. Nie wiem też nic jakie tempo.. czułem jakbym biegł w miejscu ale wg zegarka, nie biegłem strasznie wolno ale wolniej sie nie dało Nie wiedziałem też jak stawiać stopy.. upadałem tzn stawiałem całe stopy z pięta..

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 18:15
autor: katekate
tylko spokój cię uartuje :hej: :hahaha:

proponuje na jakis czas zapomniec o bieganiu, a troszkę pochodzić, coraz szybszym tempem i nie codziennie
poza tym pływać, troszkę powzmacniać mięśnie na jakimś fitnes, może rower
po jakimś miesiącu, dwóch i coraz większych dystansach marszowych zacznij je przeplatać bieganiem, nie patrzec na dystanse, ale np. na czas biegania, możesz np. biec przez 1 minutę, odpoczywać 10 min w marszu i tak ze 3 rundy
będzie lepiej, zobaczysz :hejhej:

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 18:28
autor: DorkaG
W swojej książce pt Sztuka Biegania Paula Radccliffe (mistrzyni świata w biegach maratońskich) pisze: "znam osoby, które zaczęły karierę biegacza maszerując od jednej latarni do drugiej a biegnąc do następnej i tak dalej na zmianę"
Jak widzisz - nie Ty jeden!

Wytrwałości! :)

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 19:13
autor: zalamanynowiciujsz
Dziękuję za odpowiedzi :hejhej: Hm.. strasznie mi za siebie wstyd. 25-30 kg lżejszy i 3-5 lat młodszy byłem wręcz maniakiem rowerowym.. Krótki czas jeździłem nawet w klubie. W wieku niespełna 15 lat potrafiłem na górskim rowerze przejechać trzysta kilometrów w praktycznie pół doby(potem nie było jak do domu wrócić :bum: ) Na kolarzówce potrafiłem zrobić 40 kilometrów, ze średnią prędkością 30-35 na godzine i o z przysłowiowym palcem w dupie na twardym biegu, a jeździłem nią często po 100-170 km dziennie, pamiętam jak paliłem, piłem nie ćwiczyłem nic, ale rzuciłem palenie i wróciłem do kolarki, po półtorej miesiąca przejechałem te 170 km a wcześniej dzień w dzień po 100 km z dużą średnią i to na twardym, najtwardszym biegu, tylko przez pierwsze 2 tygodnie może dyszałem i nogi mnie bolały.. a teraz .. szkoda gadać. roweru już nie mam a nie będę kupował żeby potem tylko biegać, masakra tak się zaniedbać. chociaż nawet w czasach kiedy naprawdę dużo i dobrze jeździłem na rowerze czy na górskim czy na kolarce, mimo wszystko nigdy nie biegałem, i nigdy nie byłem w tym dobry, więc co dopiero teraz.. wiadomo siedziałem na dupie, w ostatnio rok przytyłem 20 kg, ale koniec tego dziadostwa mówię.. teraz nie może być dobrze wiadomo, nie mogłem się spodziewać niczego.

Jeśli chodzi o marsze.. jak długie mają być ? Może to być na przykład 8-12 kilometrów dziennie/ co drugi dzień ? Dodam że np 2 miesiące temu przeszedłem 15 kilometrów bez zatrzymywania się żwawym tempem, troche było pod górkę też itd. w czasie marszu było ok ale potem ból stóp wręcz potworny, wszystkie kości w stopie mnie bolały no i łydki itd.

A i mam jeszcze jedno pytanko, czy waga tez ma wpływ na to ? Czy np gdy będę lżejszy o 10 czy 15 kg tłuszczu to mając taka samą kondycję, czyli siłe wytrzymalość serce płuca wszyskie te parametry będe mimo to biegał dłużej, bo nie będzie tego ciężaru dodatkowego ?

A i czy plan 6 tygodniowy będzie ok? tam na początku są bardzo krótkie okresy biegania i dłuższe marszu

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 20:03
autor: katekate
pewnie, że waga ma duzo do rzeczy, ale kondycja od samego chudnięcia się nie zrobi :-D
nie znam sie na planach, sama biegam na czuja, czyli tyle, ile w danej chwili czuję, że mogę :oczko:

myslę, że te 8-10km co drugi dzień będzie OK, tylko włącz ogólnorozwojową gimnastykę :bleble:

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 20:20
autor: Qba Krause
8-10 km za dużo,

w ogóle, na razie zapomnij o kilometrach, tempach, szybkościach i spalonych kaloriach.

weź plan 6 tygodniowy i skup się na regularnym półgodzinnym treningu.

jeżeli będziesz miał siłę i ochotę więcej ćwiczyć, idź na siłownię, basen, łyżwy. poćwicz w domu mięśnie korpusu i porozciągaj się.

JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!

większość osób podobnych tobie zostaje na kanapie, czyli w ciemnej dupie.

u ciebie - to jest po prostu kwestia czasu, odrobiny rozsądku i cierpliwości.

powodzenia!

...będziesz diamentem...

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 20:45
autor: DorkaG
jeśli chodzi o dietę - może warto pokusić się o wizytę u dietetyka?
tylko nie takiego, który zarzuci Cię tonami "supli", "odżywek" i bóg wie czego (bo jest przedstawicielem handlowym producenta) tylko takiego, który pokaże Ci zróżnicowany jadłospis dostosowany do Twoich potrzeb, trybu życia i ilości ruchu?

... i zgadzam się z przedmówcą - niech wstydzą się Ci co ciągle na kanapie wcinają czipsy, Ty już wygrałeś :)

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 21:08
autor: daeone
wyluzuj ja też zaczynałem podobnie - myślałem że przetruchtać kilometr to nic wielkiego a rzeczywistość zweryfikowała moje myślenie


ale spokojnie, powoli udało się osiągnąć 2,3,5,10,20 kilometrów przebiegniętych za jednym razem


nie ma co tego przyspieszać, liczy się regularność i wiara w siebie

Re: Beznadziejne początki...

: 02 sty 2014, 22:14
autor: zalamanynowiciujsz
Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuje za motywacje :)
A co do tego, że wygrałem to jeszcze niem jak przebiegne pierwszy kilometr bez "zdychania" potem drugi, to wszystko będzie łatwiej :)

Znalazłem sobie idealne miejsce - długa droga(2400 metrów) idealnie prosta, żadnych łuków zakrętów, na początku płaska potem jest trochę górek ale lekkie i niedużo, tylko chodnik trochę krzywy. Po prawej las po lewej nieużytki i jakieś fabryki zakłady, nikogo nie ma praktycznie a o zmierzchu nawet samochodu nie jeżdzą, jak pokonam ją całą chociaż w jedną stronę to już będzie dla mnie sukces :)

Po ulicy w terenie zabudowanym nie odważyłbym się biegać z taką formą. Zobacze ten plan 6 tygodniowy, może podpasuje mi i jeszcze bieganie polubię na stałe :)

Re: Beznadziejne początki...

: 03 sty 2014, 08:49
autor: kamilo
Nie poddawaj się!
Początki są najtrudniejsze, wraz z upływem czasu będzie coraz lepiej, sam się o tym przekonasz. Ja też zaczynałem od marszów przeplatanych biegiem, to żaden powód do wstydu. Niech się wstydzą ci co nie robią nic.

Powodzenia!

Re: Beznadziejne początki...

: 03 sty 2014, 14:49
autor: marAr
Tak ma mój gust to musiałeś za ostro zacząć, masz przeszłość sportową więc pewnie postawiłeś sobie za wysoką poprzeczkę na początek. Zapomnij o wstydzie, jeżeli podejdziesz do tego rozsądnie za kilka miesięcy będziesz z siebie zadowolony. Moje początki też były tragiczne, tym bardziej, że biegałem z kolegą który miał formę i mnie motywował, jak dobiegałem do miejsca ćwiczeń to miałem wrażenie że zaraz padnę, a on robił sobie ćwiczenia rozciągające itp.
Na początek proponuję 2 marszobiegi tygodniowo, tak aby organizm mógł się zaadoptować, później dorzucić jeszcze jeden, bieganie dla zdrowia to nie więcej jak 2-3 treningi tygodniowo, inaczej wykończysz stawy. uzupełniaj to innego rodzaju treningiem, siłownia, basen etc.

Re: Beznadziejne początki...

: 03 sty 2014, 20:36
autor: majak
Mój pierwszy bieg wyglądał tak, że przebiegłem jakieś 400m po czym padłem na łóżko leżąc w bezruchu godzinę czasu...
Licytujemy się?

Powodzenia i cierpliwości życzę :oczko:

Re: Beznadziejne początki...

: 04 sty 2014, 16:18
autor: klosiu
I przestań jeść low carb, bo dlatego nie masz mocy. Jedz co najmniej 200-300g węgli, bo jak wszystko naraz będziesz zmieniał, to od razu się zniechęcisz. Albo low carb i mała aktywność, najlepiej siłowa, albo najpierw aktywność na odpowiedniej dawce węgli, a później kombinowanie z dietą jak już złapiesz jakąś minimalną kondycję.

Re: Beznadziejne początki...

: 04 sty 2014, 17:24
autor: kfadam
spokojnie grunt to że decyzja pojęta i wprowadzona do realizacji. Nie dajesz rady zrobić treningu np. w/g planu 6 tygodniowego PUMY to rób spokojne przynajmniej 40 minutowe marsze, powoli zwiększaj szybkość i dystans tak przez trzy tygodnie co drugi dzień. Po tym czasie spróbój ponownie: rozgrzewka marszem 15-20 minut a potem w/g planu po 30 minutach marszobiegów z 10 minut spokojnego marszu i rozciąganie.
Jesteś młody więc piwinieneś błyskawcznie wracać do formy tym bardziej że kiedyś już to robiłeś.
Fajki, nie wiem ile czasu paliłeś ale sądząc po wieku nie długo więc płóca szybko zaczną działać jak należy. Ja po pięciu latach nie paleniach nagle na podejściu w górach poczułem się jak bym nos w mokrą popielniczkę włożył, moja żona aż się odwróciła bo myślała że ktoś lezie i pali ( szła z 7metrów przedemną) a to mnie się jeszcze w płucku smółka oderwała.;)
Co do diety to nie licz że na 1000 cal. dasz radę cokolwiek zrobić, by chudnąć trzeba jeść, do LC dodaj HF i bedzie ok.

Re: Beznadziejne początki...

: 04 sty 2014, 19:36
autor: zalamanynowiciujsz
Klosiu - faktycznie, to może być przyczyna. Odkąd jestem na LC to nie mogę się rano zwlec z łóżka, bolą mnie wszystkie mięśnie, łącznie z mięśniami szyi, dłoni czy pleców itd, tak samo kości i stawy nie wiem może to inny powód...Przyzwyczajony byłem zjeść pizze zagryźć czekoladą a czekoladę kolejną pizzą itd :D a teraz owsianki 50-100 gram troche jajka, potem mięso + oliwa, mięso + oliwa, jajka + oliwa i twaróg(wszystko wyliczone w gramach jak coś, nie na oko ). 300 gram węgli hmm, nie wiem czy nie za dużo, boję się trochę. 150-200 to mogę jeść i zmniejsze tłuszcze, dzisiaj zjadłem aż hardcorowe 35 węgli :hahaha: rano . Rano jak wstałem, to trochę późno no i byłem po kilkunastu godzinach niejedzenia, a węgle jadłem licząc od tego czasu dobe wcześniej, to jak mieszałem owsiankę to musiałem odpoczywać bo byłem potwornie osłabiony i obolały. a na węglach normalnie pompki robiłem wszystko :chlip:

Kfadam - nie nie , bez przesady. 1000 kcal gdybym jadł wątpie czy bym był w stanie poruszać ręką czy wgl chodzić, już jestem osłabiony. Jem 1900-2000 kcal. w dzień w który wtedy biegałem zjadłem prawie 2100. Normalnie przed dietą jadłem 2500-4000 średnio tak 3000. Wiem że na takich głodówkach jak 1000 kcal to bym tylko osłabł kompletnie zrujnował metabolizm itd itd.

Planu 6 tygodniowego jeszcze nie próbowałem, okazało się że moja forma jest gorsze niż myślałem, w każdym razie na deficycie kalorycznym i na low carb taka jest, biegałem przedwczoraj, bo biegu nie bolały mnie nogi w ogóle tylko stopy trochę, a dzisiaj i wczoraj masakra, co dziwne nie boli mnie mięsień piszczelowy ani nawet stopy, co mnie bardzo zdziwiło ale UDA, tak uda mnie tak bolą, że dzisiaj człapię a nie chodzę. z moją wagą po takim czasie biegałem po chodniku to i wstrząsy były. Jak przestaną to zacznę plam Pumy od 1 albo drugiego tygodnia, no i podbiję te węgle do tych 150-200 a w dni, w których nie będę biegał to 100, bo teraz to masakra jest. nie wiem czy kwestia deficytu kcal czy kwestia węglowodanów.