Chwalę się i żalę;) - pierwszy bieg na 10 KM.
: 05 lut 2013, 15:23
Najpierw tu hucznie weszłam otrzymałam wiele cennych rad a potem zniknęłam. Usprawiedliwie sie, ze z dwójką dzieci w tym jednym trzymiesięcznym jest co robić - ale bieganie zawitało w moim zyciu na ostro.
Przypominam - cel MARATON
A w sobote przebiegłam swój pierwszy bieg.
Biegam od 4 tego stycznia, czyli był to bieg po równym miesiącu od rozpoczęcia treningów. Przez ten czas odbyłam 8 treningów - w tym po dwóch ucierpiały moje piersi
Raz mi zakończyło laktacje , a raz najzwyczajniej chyba je przemroziłam
.
Tak czy inaczej - przeziębiona, z zieloną flegmą w gardle(jadąc na bieg wyplułam w samochodzie niezłego OBCEGO z gardła) postanowiłam przebiec lubelską III DYCHE DO MARATONU.
Ludzie! Co ja przeszłam...Przeszłam - w każdym tego słowa znaczeniu.
Biegło mi sie fatalnie od samego początku (mimo tego, ze nastawienie miałam bardzo dobre, była ekstra atmosfera na starcie,weseli ludzie, spotkałam znajomych itp. itd.).
Juz na drugim kilometrze moja psychika zaczęła siadać. Myśli :
- O k...a, jak to jeszcze daleko...
- Jak mnie jeszcze jedna "babcia" wyprzedzi to zawracam...
-Nie biegnij głupia dalej , bo jak dobiegniesz do 5 km, to juz nie ma sensu zawracać...
Jakby te czipy zapisywały mysli to na bank by mnie zdyskwalifikowano.
Nie mogłam się rozhustać z tym biegiem... Był taki cięzki, osadzony każdy mój krok to jak tapnięcie słonia.Wyprzedali mnie wszyscy a ja jeszcze sie oglądałam czy nie jestem ostatnia
....Byłam bardzo, bardzo zmęczona. Dzis juz wiem, ze wykończyło mnie głownie to, ze poszłam na bieg kaszląca i przeziębiona i więcej tego nie zrobie.
Ale co dalej;).Na piątym kilkometrze zaczęłam widziec przez mgłę. I tu - ANIOŁ z nieba! - w końcu ktos sie do mnie odezwał podczas tego biegu. Pan pewien zapytał, czy ja sie aby dobrze czuje na co mu zgodnie z prawdą odrzekłam , ze nie za dobrze;). I on mnie zaczął podnoscic na duchu, gdyz jak sie okazało on tez nie do końca miał swó.j dzień;). Ja na zasadzie "uczepiło sie gówno do okrętu i wrzeszczy PŁYNIEMY!!!!"postanowiłam, ze przebiene te dyche z tym Panem.
Na punkcie z wodą zastałam dawną kolezanke ze studiów. Wysyczałam do niej: -Jest cięzko....
Ona w smiech, nalewa te wode i mówi:
- Bo kto k....a biega w zimie!!!
Na 6 tym km zrobiło mi sie strasznie goraco - myslałam, ze zemdleje i czułam , ze musze zdjąć wierzchnią warstwe odziezy. Zrobiłam to biegnąc, a panowie za mną skomentowali- Ponies pani kurtke... Zobacz jakatwardzielka, zobaczymy co dalej będzie;). Ja wiem, ze oni nie rozumieli, ze jesli ja bym nie poczuła ochłodzenia to bym padła.
Na mete dotarłam po 1 godzinie 2 minutach.
I wiem, ze mogłam dać z siebie więcej - i to uczucie jest najgorsze.
Po biegu doszłam do siebie szybko i bez zakwasów, ale z bólem w klacie - co normalne przy kaszlu i bieganiu.
I nie moge sie doczekac kolejnej DYCHY.
Nie wiem dlaczego, ale wiem, ze to , że przebiegłam te dyche powoduje, ze nie przyjdzie mi juz do głowy zawracanie;). Chce przebiec w czasie 55 minut.
Pozdrawiam wszystkich którzy przeszli choc raz w zyciu biegowy horrorek:).
Przypominam - cel MARATON

A w sobote przebiegłam swój pierwszy bieg.

Biegam od 4 tego stycznia, czyli był to bieg po równym miesiącu od rozpoczęcia treningów. Przez ten czas odbyłam 8 treningów - w tym po dwóch ucierpiały moje piersi


Tak czy inaczej - przeziębiona, z zieloną flegmą w gardle(jadąc na bieg wyplułam w samochodzie niezłego OBCEGO z gardła) postanowiłam przebiec lubelską III DYCHE DO MARATONU.

Ludzie! Co ja przeszłam...Przeszłam - w każdym tego słowa znaczeniu.
Biegło mi sie fatalnie od samego początku (mimo tego, ze nastawienie miałam bardzo dobre, była ekstra atmosfera na starcie,weseli ludzie, spotkałam znajomych itp. itd.).
Juz na drugim kilometrze moja psychika zaczęła siadać. Myśli :
- O k...a, jak to jeszcze daleko...
- Jak mnie jeszcze jedna "babcia" wyprzedzi to zawracam...
-Nie biegnij głupia dalej , bo jak dobiegniesz do 5 km, to juz nie ma sensu zawracać...
Jakby te czipy zapisywały mysli to na bank by mnie zdyskwalifikowano.
Nie mogłam się rozhustać z tym biegiem... Był taki cięzki, osadzony każdy mój krok to jak tapnięcie słonia.Wyprzedali mnie wszyscy a ja jeszcze sie oglądałam czy nie jestem ostatnia

Ale co dalej;).Na piątym kilkometrze zaczęłam widziec przez mgłę. I tu - ANIOŁ z nieba! - w końcu ktos sie do mnie odezwał podczas tego biegu. Pan pewien zapytał, czy ja sie aby dobrze czuje na co mu zgodnie z prawdą odrzekłam , ze nie za dobrze;). I on mnie zaczął podnoscic na duchu, gdyz jak sie okazało on tez nie do końca miał swó.j dzień;). Ja na zasadzie "uczepiło sie gówno do okrętu i wrzeszczy PŁYNIEMY!!!!"postanowiłam, ze przebiene te dyche z tym Panem.
Na punkcie z wodą zastałam dawną kolezanke ze studiów. Wysyczałam do niej: -Jest cięzko....
Ona w smiech, nalewa te wode i mówi:
- Bo kto k....a biega w zimie!!!

Na 6 tym km zrobiło mi sie strasznie goraco - myslałam, ze zemdleje i czułam , ze musze zdjąć wierzchnią warstwe odziezy. Zrobiłam to biegnąc, a panowie za mną skomentowali- Ponies pani kurtke... Zobacz jakatwardzielka, zobaczymy co dalej będzie;). Ja wiem, ze oni nie rozumieli, ze jesli ja bym nie poczuła ochłodzenia to bym padła.
Na mete dotarłam po 1 godzinie 2 minutach.

I wiem, ze mogłam dać z siebie więcej - i to uczucie jest najgorsze.
Po biegu doszłam do siebie szybko i bez zakwasów, ale z bólem w klacie - co normalne przy kaszlu i bieganiu.
I nie moge sie doczekac kolejnej DYCHY.
Nie wiem dlaczego, ale wiem, ze to , że przebiegłam te dyche powoduje, ze nie przyjdzie mi juz do głowy zawracanie;). Chce przebiec w czasie 55 minut.
Pozdrawiam wszystkich którzy przeszli choc raz w zyciu biegowy horrorek:).