Z planem czy bez planu
: 29 wrz 2011, 09:06
Skończyłem 50 lat i zacząłem biegać. Oczywiście zacząłem z planem świadomy zagrożeń. Wytrzymałem z tym planem 2 tygodnie. Potem stwierdziłem że może spróbuję biec w tempie konwersacyjnym a jak się zmęczę to marsz i tak przez godzinę. Choć wg planu miały to być biegowe odcinki 2 minutowe to mi wyszły 5 minutowe, po dwóch dniach 8 minutowe a po dwóch następnych dwie tury po 20 minut. W czwartym tygodniu przebiegłem 40 minut a za dwa dni 50 i potem 60 minut. Plan zakładał 60 minut biegu po 4 miesiącach a ja biegam godzinę po miesiącu. Dużo czytałem ze nie wolno nadrabiać planu i mam obawy czy nie zrobię sobie krzywdy. Robię rozgrzewki, rozciąganie, ćwiczenia siłowe. Nie mam żadnych zakwasów ani kontuzji. Jak to jest naprawdę z tymi planami. Czy nie są zbyt ostrożne? Moje tempo jest strasznie wolne. Przez godzinę przebiegam 7 km i mam ochotę trochę przyspieszyć ale nie chcę przeciągać struny. Po biegu oczywiście czuję go w nogach ale na drugi dzień nie wstaję połamany z łóżka. Czy myślicie że mogę nie robiąc sobie krzywdy przejść z tempa konwersacyjnego na trochę szybsze? Nie mam żadnych gadżetów i tempo oceniam na podstawie ilości kroków na oddech. Przy spokojnym biegu jest to 3 kroki na wdech i 4 na wydech. Jak przyspieszę bieg to wdech robię przez 2 kroki i wydech też przez 2 kroki ale trwa to krótko bo zaraz zwalniam do poprzedniego tempa. Co jest lepsze, utrzymać ten spacerowy truchcik czy dać sobie trochę w kość? Nie mam nadwagi i ogólnie mam dobrą formę. Dużo pływam i jeżdżę na rowerze.