Kolejny początkujący biegacz :)
: 20 lip 2011, 01:41
Nigdy nie lubiłem biegać - jednak ostatnimi czasy chęć zrzucenia paru kilogramów i poprawienia kondycji wzięła górę nad awersją do biegu i oto "stoję" przed Wami po prawie miesiącu od momentu, kiedy zacząłem. Początki raczej standardowe, bieg przeplatany marszem na stopniowo zwiększanych dystansach, później 2-3 km ciągłego biegu, dość szybki przeskok do 5 km. Obecnie średnio w trakcie jednego treningu przebiegam 6 km, co zajmuje mi około 40 minut (ciągły bieg). Nie stosuję jak na ten moment żadnego gotowego planu treningowego - staram się "słuchać" swojego organizmu - jeśli czuję, że mogę danego dnia biec dalej i dłużej, to biegnę (oczywiście nie do kompletnego zajechania się). Jeśli zaś widzę, że przydałby się dzień lub dwa odpoczynku, to sobie na takowe lenistwo pozwalam. W ten sposób wychodzi mi około 5 "bieganych" dni w tygodniu, co aktualnie daje dystans mniej więcej 25-30 km.
Biegam po swoim osiedlu - mam wyznaczony kilometrowy odcinek zaczynający się i kończący pod moją bramą, którego nawierzchnię głównie stanowi kostka. Mam świadomość, iż bieganie po twardym podłożu może prowadzić do problemów ze stawami, jednak w moim wypadku nie odczuwam żadnego związanego z tym dyskomfortu - najprawdopodobniej wynika to z faktu, iż mam dobrą bazę jeśli chodzi o nogi, gdyż jestem uzależniony od roweru i mam za sobą tysiące przejechanych na nim kilometrów.
Oczywiście w przeciągu tego pierwszego miesiąca zmagałem się z pewnymi niedogodnościami - niemiłosierna kolka w prawym boku, ból przepony, dość intensywny ból w górnej części prawej łydki. Przeponę i bok "rozbiegałem" i po około 1,5 tygodnia od rozpoczęcia przestały mi dokuczać. Ból w łydce również wyeliminowałem poprzez 4-dniową przerwę od biegania i wprowadzenie delikatnego rozciągania nóg przed każdym biegiem. Aktualnie męczy mnie tylko jeden mankament, a mianowicie denerwujący ból mniej więcej w miejscu, gdzie lewe najniższe żebro łączy się z mostkiem. Poprzez utrzymywanie odpowiedniego tempa jestem w stanie kontrolować jego intensywność i utrzymywać ją na znikomym poziomie, lecz to mnie trochę ogranicza - wiem, że jestem w stanie biec nieco szybciej, ale kiedy przyspieszę, to ból się nasila i jakby przenosi w górę mostka skutecznie zmuszając mnie to zwolnienia. Czy ktoś z Was ma jakiś pomysł, z czego to może wynikać i jak sobie z tym poradzić?
Biegam po swoim osiedlu - mam wyznaczony kilometrowy odcinek zaczynający się i kończący pod moją bramą, którego nawierzchnię głównie stanowi kostka. Mam świadomość, iż bieganie po twardym podłożu może prowadzić do problemów ze stawami, jednak w moim wypadku nie odczuwam żadnego związanego z tym dyskomfortu - najprawdopodobniej wynika to z faktu, iż mam dobrą bazę jeśli chodzi o nogi, gdyż jestem uzależniony od roweru i mam za sobą tysiące przejechanych na nim kilometrów.
Oczywiście w przeciągu tego pierwszego miesiąca zmagałem się z pewnymi niedogodnościami - niemiłosierna kolka w prawym boku, ból przepony, dość intensywny ból w górnej części prawej łydki. Przeponę i bok "rozbiegałem" i po około 1,5 tygodnia od rozpoczęcia przestały mi dokuczać. Ból w łydce również wyeliminowałem poprzez 4-dniową przerwę od biegania i wprowadzenie delikatnego rozciągania nóg przed każdym biegiem. Aktualnie męczy mnie tylko jeden mankament, a mianowicie denerwujący ból mniej więcej w miejscu, gdzie lewe najniższe żebro łączy się z mostkiem. Poprzez utrzymywanie odpowiedniego tempa jestem w stanie kontrolować jego intensywność i utrzymywać ją na znikomym poziomie, lecz to mnie trochę ogranicza - wiem, że jestem w stanie biec nieco szybciej, ale kiedy przyspieszę, to ból się nasila i jakby przenosi w górę mostka skutecznie zmuszając mnie to zwolnienia. Czy ktoś z Was ma jakiś pomysł, z czego to może wynikać i jak sobie z tym poradzić?