zaczęłam biegać...
: 11 lip 2011, 00:40
Witam wszystkich 
Jestem nowa. I tutaj, i w ogóle w gronie biegaczy. Zaczęłam dokładnie 2 miesiące temu, 11 maja. Długo się zastanawiałam czy założyć tu wątek bo mimo tych (aż?) dwóch miesięcy, wciąż zastanawiam się czy i jak długo będę regularnie biegać. Początkowy zapał już dawno minął, chociaż nie mówię, że go w ogóle nie ma.
Dlaczego tak właściwie założyłam ten wątek? Nie wiem, może trochę szukam motywacji, dobrych rad i po prostu – wymiany doświadczeń. Zarówno pod względem treningów jak i ogólnego funkcjonowania. Co prawda mam wsparcie i to blisko – mój tata kilka dobrych lat biegał (amatorsko), zrzucił przy tym kilkanaście kg, przebiegł maraton, ale jakiś czas temu przestał. Teraz znowu wraca do formy, chciałby w końcu pójść ze mną na trening bo lubi biegać z kimś… wiem, mogłabym być jego motywatorem ale ja chyba preferuję bieganie indywidualne. :P
Jeśli o mnie chodzi – trenuję co drugi dzień, przez te 2 miesiące może 2 razy złamałam tę regułę (wyjazd, przeziębienie czy niezaplanowane spotkanie) ale zaraz odrobiłam tak, że w tygodniu wychodziły te 3-4 treningi. Pierwszy trening trwał 40 minut (trucht bez przerwy), już dokładnie nie pamiętam ale chyba ok. 6 km wtedy przebiegłam. Potem było 45-50 minut, od jakiegoś miesiąca jest to przeważnie godzina/ 50 minut biegu. W zależności od intensywności i ‘przeznaczenia’ przebiegam wtedy od 7 do 9 km. Najwięcej na razie przebiegłam 10 km (1h 6'), ale jeszcze nie czuję się na siłach aby to był mój domyślny dystans.
Za radą taty i przeczytanych artykułów w tygodniu różnicuję sobie intensywność treningu – 1 dzień w tygodniu są interwały (ale nie jakieś określone – po prostu zmieniam tempo i robię kilka-kilkanaście takich zmian) 45-50 min, potem mam trochę dłuższe treningi – 1h i (no, minimalnie) spokojniejsze – 50 min. Od 24 maja używam Endomondo i na początku moja średnia prędkość wynosiła ok 7.10-7.30 min/km, teraz przeważnie schodzę poniżej 7, w najlepszych treningach zdarzało się nawet <6.30 (rekord dzisiaj, tj. wczoraj - 6.21, co ciekawe często biję swoje rekordy na biegach interwałowych). ale poprawa wyników pewnie spowodowana jest dodatkowo zmianami tras – na początku biegałam tylko na jednej polnej drodze – z wzniesieniami i dołkami, teraz wolę biegać po czymś bardziej równym – droga lub chodnik, chociaż polne drogi też się zdarzają.
Zastanawiam się czy to normalne, ale bywają takie dni, że biegam (jak na mnie) b.dobrze, średnim tempem ok. 6.30-6.50, a potem wyjdę i jest 7.20. nie wiem od czego to zależy, tak mam, biegnie mi się źle, od początku mam ochotę się zatrzymać, a na następnym treningu jest znowu dobrze (zauważyłam, że muzyka dużo daje ale nie zawsze jej słucham bo mi trochę niewygodnie). No ale, cieszę się że w ogóle biegam, nie spinam się i przyjmuję ‘na klatę’ te gorsze dni. Nie idzie szybko? Dobrze, będzie wolno, ale będzie. :D
Dlaczego biegam? Hmm, przymierzałam się już do tego od dawna. Że bieganie – jak ryba – dobre na wszystko. Ważę przy 163 cm 60 kg, co nadwagą nie jest, ale nie powiem żeby było mi dobrze z moimi udami i brzuszkiem i miło by było, gdyby to powoli znikało. Nie jest to mój główny cel, może źle, bo chyba nic nie schudłam przez te 2 miesiące… ale to już jest kolejny problem, o tym może później bo już i tak za dużo napisałam.
Ale chcę też po prostu się poruszać, odkąd pamiętam lubiłam aktywność fizyczną ale od kilku lat takie wypady były zdecydowanie za rzadkie w porównaniu do czasu spędzonego przy komputerze. Więc zanim zaczęłam biegać nie byłam taką totalną łamagą, chociaż wysportowaną też już nie mogę się nazwać.
Teraz mam wakacje, staram się (nie zawsze wychodzi! Często przegrywa np. z imprezami :P) nawet codziennie ruszać (bieganie i naprzemiennie rower/ rolki/ basen/ tenis/ cokolwiek) ale nie wiem co będzie potem. Jestem istotą z natury ciepłolubną więc boję się, że jak tylko przyjdzie zima to zaszyję się w domu pod kocem, z ciepłą herbatą i ciasteczkami i z chęcią zapomnę, że można założyć adidasy i wyjść pobiegać… cały czas jestem trochę sceptycznie nastawiona do biegania, ale chyba najbardziej do samej siebie. Znam siebie, wiem, że czasem mam słomiany zapał i mimo starań nadal nie czuję tego o czym wy tu tak w kółko piszecie - że bieganie - to jest to. Wydaje mi się (choć jeszcze tego nie zrobiłam i mam nadzieję – szybko nie zrobię), że nadal mogłabym rzucić tę formę aktywności – a wręcz jestem pewna, że nie dam tak długo rady dotrzymać tej regularności. A ona jest chyba kluczem do wszystkiego… staram się, zobaczymy co wyjdzie.
Przepraszam za tak długi post, mam nadzieję, że go ktoś chociaż częściowo przeczyta
i pozdrawiam.

Jestem nowa. I tutaj, i w ogóle w gronie biegaczy. Zaczęłam dokładnie 2 miesiące temu, 11 maja. Długo się zastanawiałam czy założyć tu wątek bo mimo tych (aż?) dwóch miesięcy, wciąż zastanawiam się czy i jak długo będę regularnie biegać. Początkowy zapał już dawno minął, chociaż nie mówię, że go w ogóle nie ma.

Dlaczego tak właściwie założyłam ten wątek? Nie wiem, może trochę szukam motywacji, dobrych rad i po prostu – wymiany doświadczeń. Zarówno pod względem treningów jak i ogólnego funkcjonowania. Co prawda mam wsparcie i to blisko – mój tata kilka dobrych lat biegał (amatorsko), zrzucił przy tym kilkanaście kg, przebiegł maraton, ale jakiś czas temu przestał. Teraz znowu wraca do formy, chciałby w końcu pójść ze mną na trening bo lubi biegać z kimś… wiem, mogłabym być jego motywatorem ale ja chyba preferuję bieganie indywidualne. :P
Jeśli o mnie chodzi – trenuję co drugi dzień, przez te 2 miesiące może 2 razy złamałam tę regułę (wyjazd, przeziębienie czy niezaplanowane spotkanie) ale zaraz odrobiłam tak, że w tygodniu wychodziły te 3-4 treningi. Pierwszy trening trwał 40 minut (trucht bez przerwy), już dokładnie nie pamiętam ale chyba ok. 6 km wtedy przebiegłam. Potem było 45-50 minut, od jakiegoś miesiąca jest to przeważnie godzina/ 50 minut biegu. W zależności od intensywności i ‘przeznaczenia’ przebiegam wtedy od 7 do 9 km. Najwięcej na razie przebiegłam 10 km (1h 6'), ale jeszcze nie czuję się na siłach aby to był mój domyślny dystans.
Za radą taty i przeczytanych artykułów w tygodniu różnicuję sobie intensywność treningu – 1 dzień w tygodniu są interwały (ale nie jakieś określone – po prostu zmieniam tempo i robię kilka-kilkanaście takich zmian) 45-50 min, potem mam trochę dłuższe treningi – 1h i (no, minimalnie) spokojniejsze – 50 min. Od 24 maja używam Endomondo i na początku moja średnia prędkość wynosiła ok 7.10-7.30 min/km, teraz przeważnie schodzę poniżej 7, w najlepszych treningach zdarzało się nawet <6.30 (rekord dzisiaj, tj. wczoraj - 6.21, co ciekawe często biję swoje rekordy na biegach interwałowych). ale poprawa wyników pewnie spowodowana jest dodatkowo zmianami tras – na początku biegałam tylko na jednej polnej drodze – z wzniesieniami i dołkami, teraz wolę biegać po czymś bardziej równym – droga lub chodnik, chociaż polne drogi też się zdarzają.
Zastanawiam się czy to normalne, ale bywają takie dni, że biegam (jak na mnie) b.dobrze, średnim tempem ok. 6.30-6.50, a potem wyjdę i jest 7.20. nie wiem od czego to zależy, tak mam, biegnie mi się źle, od początku mam ochotę się zatrzymać, a na następnym treningu jest znowu dobrze (zauważyłam, że muzyka dużo daje ale nie zawsze jej słucham bo mi trochę niewygodnie). No ale, cieszę się że w ogóle biegam, nie spinam się i przyjmuję ‘na klatę’ te gorsze dni. Nie idzie szybko? Dobrze, będzie wolno, ale będzie. :D
Dlaczego biegam? Hmm, przymierzałam się już do tego od dawna. Że bieganie – jak ryba – dobre na wszystko. Ważę przy 163 cm 60 kg, co nadwagą nie jest, ale nie powiem żeby było mi dobrze z moimi udami i brzuszkiem i miło by było, gdyby to powoli znikało. Nie jest to mój główny cel, może źle, bo chyba nic nie schudłam przez te 2 miesiące… ale to już jest kolejny problem, o tym może później bo już i tak za dużo napisałam.


Teraz mam wakacje, staram się (nie zawsze wychodzi! Często przegrywa np. z imprezami :P) nawet codziennie ruszać (bieganie i naprzemiennie rower/ rolki/ basen/ tenis/ cokolwiek) ale nie wiem co będzie potem. Jestem istotą z natury ciepłolubną więc boję się, że jak tylko przyjdzie zima to zaszyję się w domu pod kocem, z ciepłą herbatą i ciasteczkami i z chęcią zapomnę, że można założyć adidasy i wyjść pobiegać… cały czas jestem trochę sceptycznie nastawiona do biegania, ale chyba najbardziej do samej siebie. Znam siebie, wiem, że czasem mam słomiany zapał i mimo starań nadal nie czuję tego o czym wy tu tak w kółko piszecie - że bieganie - to jest to. Wydaje mi się (choć jeszcze tego nie zrobiłam i mam nadzieję – szybko nie zrobię), że nadal mogłabym rzucić tę formę aktywności – a wręcz jestem pewna, że nie dam tak długo rady dotrzymać tej regularności. A ona jest chyba kluczem do wszystkiego… staram się, zobaczymy co wyjdzie.
Przepraszam za tak długi post, mam nadzieję, że go ktoś chociaż częściowo przeczyta
