Powrót po dłuuuuuuuugieeeeej przerwie.
: 18 lut 2011, 12:23
Witam Szanownych Państwa,
Zaczynam pisać tego posta po raz piąty, dlatego tym razem będzie zwięźle
Mam 22 lata i 20 kg nadwagi (przy wzroście 168cm ważę 88 kg; 10kg już udało mi się zrzucić od 8 stycznia).
Mam także w nogach tysiące kilometrów na nogach, nartorolkach i nartach biegowych. Od pierwszej klasy gimnazjum do ukończenia liceum biegało się w różnych miejscach i warunkach. Jak to zwykle bywa, rozpoczęcie studiów na "niefizycznej" uczelni przysporzyło mi wielu uciech, które z szybkością i siłą błyskawicy pozbawiły mnie zdrowego wyglądu i dobrego snu. Żyłem tak sobie przez 3.5 roku, obrosłem tłuszczem i ogólnie pod względem "fizycznym" się stoczyłem.
Przez ostatnie półtora miesiąca zaglądałem na stronę bieganie.pl i szukałem czegoś, co zmobilizowałoby mnie do wysiłku. No i znalazłem 24-tygodniowy plan do maratonu
Po szybkich rachunkach okazało się, że najkorzystniejszy pod wszelkimi względami będzie maraton wrocławski - zarówno pod względem terminu jak i miejsca. Zacząłem przemieszczać się na nartkach, nawet zrobiłem raz 15km, dorzuciłem delikatną siłkę obwodową, no i, jak gdzieś tam wyżej napisałem, jestem -10kg w ciągu 40 paru dni. W tym tygodniu wyszedłem już trzy rozbiegania około 35-40 minutowe (wyszło tego niecałe 14km sumarycznie). Ogólnie czuję się po nich bardzo dobrze, a jedyną rzeczą jaka może mnie martwić, to czy prawie 90kg po takich truchtach nie zniszczy mi kolan.
Mam do tego wszystkiego pozytywne nastawienie, po bieganiu czuję się wyśmienicie, znam już wstępny plan zajęć na nadchodzący semestr i wiem, że przynajmniej dwa dni w środku tygodnia znajdę na bieganie. I teraz czas na fundamentalne pytanie - czy biegać sobie te rozbiegania i dokładać powoli km celem zrzucenia wagi i zbudowania jakotakiej wytrzymałości, żeby na wakacje móc pobiegać 2 miesiące coś konkretnego przed maratonem, czy dać się stłamsić przez otocznie i biegać byle jak i bezcelowo?
No to chyba będzie na tyle w tym momencie
Dziękuję za uwagę
Zaczynam pisać tego posta po raz piąty, dlatego tym razem będzie zwięźle

Mam 22 lata i 20 kg nadwagi (przy wzroście 168cm ważę 88 kg; 10kg już udało mi się zrzucić od 8 stycznia).
Mam także w nogach tysiące kilometrów na nogach, nartorolkach i nartach biegowych. Od pierwszej klasy gimnazjum do ukończenia liceum biegało się w różnych miejscach i warunkach. Jak to zwykle bywa, rozpoczęcie studiów na "niefizycznej" uczelni przysporzyło mi wielu uciech, które z szybkością i siłą błyskawicy pozbawiły mnie zdrowego wyglądu i dobrego snu. Żyłem tak sobie przez 3.5 roku, obrosłem tłuszczem i ogólnie pod względem "fizycznym" się stoczyłem.
Przez ostatnie półtora miesiąca zaglądałem na stronę bieganie.pl i szukałem czegoś, co zmobilizowałoby mnie do wysiłku. No i znalazłem 24-tygodniowy plan do maratonu

Mam do tego wszystkiego pozytywne nastawienie, po bieganiu czuję się wyśmienicie, znam już wstępny plan zajęć na nadchodzący semestr i wiem, że przynajmniej dwa dni w środku tygodnia znajdę na bieganie. I teraz czas na fundamentalne pytanie - czy biegać sobie te rozbiegania i dokładać powoli km celem zrzucenia wagi i zbudowania jakotakiej wytrzymałości, żeby na wakacje móc pobiegać 2 miesiące coś konkretnego przed maratonem, czy dać się stłamsić przez otocznie i biegać byle jak i bezcelowo?
No to chyba będzie na tyle w tym momencie

Dziękuję za uwagę