bieganie, bieganie.. początki ;)
: 28 lip 2010, 18:55
witam
postanowiłam zarejestrować się na tym forum głównie po to, żeby sobie poczytać
ale zdecydowałam się w końcu opisać swoją poruszającą historię
mam nadzieję, że uzyskam jakieś rady czy spostrzeżenia.
otóż
zacznę od tego, że z zasady zawsze nienawidziłam biegania, uznawałam to za sport dla masochistów
oczywiście bardzo zawsze zazdrościłam tym wszystkim, którzy mijali mnie rączo w parku lub na ulicy, ale byłam więcej niż pewna, że nigdy nie znajdę się 'po drugiej stronie'. pamiętam, że 2 lata temu miałam w szkole na zajęciach wf bieganie na wytrzymałość (20 minut) - rozpaczałam już tydzień przed tym, przeżywałam okropnie, bo byłam pewna, że po 5 minutach padnę, że wszyscy dobiegną bez problemu a ja będę jedyną sierotą bożą, która tego nie zrobi. rezultat okazał się zgoła inny, bo nie dość że dobiegłam, to dobiegłam pierwsza wyprzedzając wszystkich o jakieś jedno okrążenie (i dostałam szóstkę
). niemniej jednak na rozpoczęcie przebieżek rekreacyjnie nie zdecydowałam się. pamiętam, że rok temu spróbowałam raz - zrobiłam sobie dziesięcio- lub piętnastominutową przebieżkę, niestety już ani razu jej nie powtórzyłam 
wszystko zmieniło się diametralnie w tym roku, bo postanowiłam spróbować jeszcze raz. zimą długo nastawiałam się na to, że jak tylko zrobi się cieplej, to zacznę BIEGAĆ
i w końcu pewnego kwietniowego poranka odziałam się w czapkę i poszłam niepewnie do najbliższego parczku. ach, co to była za radość, co za euforia, gdy udało mi się! udało mi się przebiec AŻ dziesięć minut bez zatrzymania!!!
przez kolejne dni czułam się jak pani świata
kilka razy pobiegłam jeszcze w tym trybie (10 minut), potem raz poszłam na przebieżkę 10 minut biegu / 5 marszu / 10 biegu, a kolejny 'trening' to 20 minut biegu. od tej pory powoli zwiększałam czas biegu. nie pamiętam dokładnie, jak to wyglądało w kwietniu czy na początku maja, ale później starałam się biegać co drugi dzień, ewentualnie z dwudniową przerwą. było też kilka dłuzszych przerw (jedna chorobowa tygodniowa jakoś na przełomie kwiecień/maj chyba, reszty nie pamiętam).
w dniu wyjazdu na wies (14.07) pozwolilam sobie na pobicie wlasnego rekordu i przebieglam sie 50 minut po warszawskich chodnikach. pewnie byloby troszke mniej, gdyz wstalam o poltorej godziny za pozno, niz chcialam, za godzine mialam wyjezdzac (a nie bylam jeszcze spakowana) itp itd, ponadto bylo upiornie goraco i nie bylo czym oddychac (lato, wróć...)
sprawe pobijania rekordu ulatwilo mi jednakze to, ze sie zgubiłam :D skrecilam nie w te strone i dzieki temu trasa troche mi sie wydluzyla 
na wsi biegalam w sumie chyba 5 razy. 4 razy biegalam ze swoim mezczyzna, a wiec tempo bylo nieco szybsze, niz zazwyczaj (jak biegam sama, to mam tendencje do skracania kroku, a jak on biegnie przede mna to przyspieszam, czasem nie calkiem swiadomie nawet), czasowo wychodzilo od 40 do 45 minut. w poniedzialek przed wyjazdem wstalam o 5 i pobiegalam sama. znowu wyszlo 50 minut i bylam bardzo zadowolona z tego trenindzku. pomijajac to, ze biegalo mi sie samej na zupelnym lajcie (jak biegam z TZ to podswiadomie nakladam na siebie presje, zeby przyspieszac i nie zostawac za bardzo w tyle). wykonalam to, co chcialam, mianowicie wbieglam 5 razy pod gore w potworny wąwóz, ktory jest droga dojazdowa do domu mojej babci (gora jest taka, ze samochody zima maja OGROMNY problem, zeby tam wjechac). ogolnie rzecz biorac ciesze sie, ze mialam okazje pobiegac na wsi po lasach i polnych drogach - raz, ze zupelnie inne podloze (lepsze dla stawow), dwa - nierownosci, ktore nieco wzbogacily trening, trzy - te okropne wzniesienia a nawet GÓRKI
:D
dzisiaj w końcu dobiegłam do 60 minut :D
i tu pojawia się pytanie. a raczej prośba o spostrzeżenia
jak już wspomniałam, staram się biegać mniej więcej co drugi dzień, ale na pewno (prawie na pewno
) nie będzie mi się chciało za każdym razem biegać godzinę czasu. gdybym miała tyle ciekawych tras w zanadrzu, żeby ciągle biegać inną, to nie byłoby problemu, ale niestety nuda jest moim potwornym nieprzyjacielem i strasznie mnie nuży bieganie ciągle w tych samych miejscach. w związku z tym myślę sobie, że dobrze byłoby zacząć urozmaicać te przebieżki - zmiany tempa, interwały.. nie wiem, tak naprawdę, co - może mi coś poradzicie?
mój Mężczyzna trenuje bieganie już jakiś czas (z niezłymi wynikami :D ) i głównie na jego opiniach i radach bazuję, ale po pierwsze - wiadomo, że fajnie jest posłuchać rad różnych ludzi, znających się na rzeczy, a po drugie - trochę mnie mój luby chyba przecenia
On chciałby, żebym biegała więcej, częściej, szybciej, intensywniej, bo twierdzi, że mam do tego świetne warunki.
jeśli chodzi o warunki - mam 20 lat, jestem wysoka i szczupła. wiem, że jest coś takiego jak nadwaga biegowa, która obejmuje nawet normalne BMI - a czy jest coś takiego jak niedowaga biegowa?
pytam całkiem poważnie, bo moje BMI jest hm.. no, niezbyt wysokie
poza tym mam lekkie, drobne kości, biega mi się całkiem lekko
jestem wegetarianką (laktoowowegetarianizm od 8 lat), moje wyniki badań krwi są wspaniałe.. nie wiem, co jeszcze powinnam podać, jeśli chodzi o parametry, więc na razie zakończę 
aha - na razie biegam niestety w zwykłych butach, ale już niebawem zamierzam sprawić sobie buciory do biegania (dla supinatorów, ekh :P ) z Mizuno.
pozdrawiam, Asia

postanowiłam zarejestrować się na tym forum głównie po to, żeby sobie poczytać


otóż




wszystko zmieniło się diametralnie w tym roku, bo postanowiłam spróbować jeszcze raz. zimą długo nastawiałam się na to, że jak tylko zrobi się cieplej, to zacznę BIEGAĆ




kilka razy pobiegłam jeszcze w tym trybie (10 minut), potem raz poszłam na przebieżkę 10 minut biegu / 5 marszu / 10 biegu, a kolejny 'trening' to 20 minut biegu. od tej pory powoli zwiększałam czas biegu. nie pamiętam dokładnie, jak to wyglądało w kwietniu czy na początku maja, ale później starałam się biegać co drugi dzień, ewentualnie z dwudniową przerwą. było też kilka dłuzszych przerw (jedna chorobowa tygodniowa jakoś na przełomie kwiecień/maj chyba, reszty nie pamiętam).
w dniu wyjazdu na wies (14.07) pozwolilam sobie na pobicie wlasnego rekordu i przebieglam sie 50 minut po warszawskich chodnikach. pewnie byloby troszke mniej, gdyz wstalam o poltorej godziny za pozno, niz chcialam, za godzine mialam wyjezdzac (a nie bylam jeszcze spakowana) itp itd, ponadto bylo upiornie goraco i nie bylo czym oddychac (lato, wróć...)


na wsi biegalam w sumie chyba 5 razy. 4 razy biegalam ze swoim mezczyzna, a wiec tempo bylo nieco szybsze, niz zazwyczaj (jak biegam sama, to mam tendencje do skracania kroku, a jak on biegnie przede mna to przyspieszam, czasem nie calkiem swiadomie nawet), czasowo wychodzilo od 40 do 45 minut. w poniedzialek przed wyjazdem wstalam o 5 i pobiegalam sama. znowu wyszlo 50 minut i bylam bardzo zadowolona z tego trenindzku. pomijajac to, ze biegalo mi sie samej na zupelnym lajcie (jak biegam z TZ to podswiadomie nakladam na siebie presje, zeby przyspieszac i nie zostawac za bardzo w tyle). wykonalam to, co chcialam, mianowicie wbieglam 5 razy pod gore w potworny wąwóz, ktory jest droga dojazdowa do domu mojej babci (gora jest taka, ze samochody zima maja OGROMNY problem, zeby tam wjechac). ogolnie rzecz biorac ciesze sie, ze mialam okazje pobiegac na wsi po lasach i polnych drogach - raz, ze zupelnie inne podloze (lepsze dla stawow), dwa - nierownosci, ktore nieco wzbogacily trening, trzy - te okropne wzniesienia a nawet GÓRKI

dzisiaj w końcu dobiegłam do 60 minut :D
i tu pojawia się pytanie. a raczej prośba o spostrzeżenia

jak już wspomniałam, staram się biegać mniej więcej co drugi dzień, ale na pewno (prawie na pewno

mój Mężczyzna trenuje bieganie już jakiś czas (z niezłymi wynikami :D ) i głównie na jego opiniach i radach bazuję, ale po pierwsze - wiadomo, że fajnie jest posłuchać rad różnych ludzi, znających się na rzeczy, a po drugie - trochę mnie mój luby chyba przecenia

jeśli chodzi o warunki - mam 20 lat, jestem wysoka i szczupła. wiem, że jest coś takiego jak nadwaga biegowa, która obejmuje nawet normalne BMI - a czy jest coś takiego jak niedowaga biegowa?






aha - na razie biegam niestety w zwykłych butach, ale już niebawem zamierzam sprawić sobie buciory do biegania (dla supinatorów, ekh :P ) z Mizuno.
pozdrawiam, Asia