Strona 1 z 1

2 kroki

: 11 cze 2009, 16:51
autor: zbizag
Na początku tygodnia moja narzeczona z wielką radością wpisała sobie do dziennika 5 x 7 minut truchtu z dwuminutowymi przerwami plus GR. Od zupełnego zera z dosyć dużą nadwagą i po pięciu tygodniach treningów przebiegła ponad 35 minut z małymi przerwami. Nieźle, tym bardziej, że na początku po stu metrach nie wiedziała gdzie jest. Jako, że naszym celem są długie wybiegania aby zrzucić parę kilo, to zaproponowałem jej aby na następnym treningu pobiegła 4 x 8'. Od razu stanowczo powiedziała, że nie przebiegnie ośmiu minut. Ja sam biegam trochę dłużej a na każdym treningu ok 40' do 1h plus rozciąganie i ćwiczenia siłowe. Nigdy nie przebiegłem pół godziny w ciągłym biegu. Dzisiaj nasze treningi zgrały się, mieliśmy świetną pogodę. Ela przy okazji dała się namówić na 4x8'. Pomyślałem sobie, że może warto potruchtać trochę dłużej bez żadnej nawet najmniejszej przerwy obok niej aby osiągnąć psychologiczne 30 minut. Mieliśmy dziś przepiękną pogodę i świetne samopoczucie. Zrobiłem po małym drinku energetyczno-witaminowym i wybiegliśmy. Na początek 7' truchtu na rozgrzewkę, następnie chwila odpoczynku i pierwsza ósemka, ja w tym czasie ciągle byłem w ruchu. Druga 8, przerwa, trzecia, odpoczynek. Mi już wybiło 45 minut ciągłego biegu. Samopoczucie bardzo dobre a tymczasem Ela się rozkręciła. Jak później powiedziała przy ostatniej rundzie poczuła moc, przestały ją boleć mięśnie. I zaczęła. Pierwsza minuta, druga, siódma, ósma,,,,, i mała ciągle się rozkręca podkręcając tępo -10, 11,12, 13, 14, 15. U mnie w tym samym czasie 60. Koniec biegu. Jeszcze tylko gimnastyka i do domu. Może to niewielkie sukcesiki ale na drodze do czegoś większego trzeba zrobić najpierw parę małych kroczków. Jestem zadowolony. Po pierwsze istnieje możliwość abym wystartował w maratonie na jesień. Po drugie i o wiele ważniejsze to fakt, że pomimo wielkiego sprzeciwu udało mi się namówić narzeczoną do biegania. Po takim biegu jak dzisiaj widzę w niej motywację i zapał do dalszej pracy. I to jest najważniejsze.
Powodzenia

: 11 cze 2009, 17:35
autor: ssokolow
z tym maratonem ;-) to może nie przesadzaj bo nic na siłę ... - a może najpierw warto zaliczyć połówkę... - albo poznać smak zawodów na 10km ? albo 15? ;-) nie żebym cię zniechęcał... ale wiem po sobie... że maraton po roku był "w sam raz"... a po pół roku pewnie byłby męczarnią... (choć pewnie jeszcze przyjemniej by się go biegło po dwóch latach truchtania ;-))

ale ogólnie to gratulacje dla was obojga... - byle do przodu !!;-)

: 12 cze 2009, 08:26
autor: elizakop
Fajnie... gratuluję postępów. Ja niestety męża nie mogę namówić na wspólne bieganie. Nie wie co traci...

: 12 cze 2009, 10:05
autor: zbizag
Półmaraton już zaliczyłem, po 4 treningach typowo biegowych po asfalcie. Co prawda byłem gdzieś w 7 setce ale liczył się sam fakt ukończenia i posmakowania pierwszych zawodów tego rodzaju.

: 12 cze 2009, 11:46
autor: Forest Gump
ale półmaraton a maraton to jednak ździebko co innego, poza tym gratuluje wprowadzenia narzeczonej w szeregi biegaczy, w kupie siła!!! :hahaha:

: 12 cze 2009, 13:13
autor: ssokolow
ee no to ambitny jesteś ;-) pewnie dasz sobie radę ;-) to już nie zniechęcam - choć radzę dobrze się przygotować i plany maratońskie czytać czytać czytać ;-) no i nabijać kilometry bo bez tego ani rusz ;-)

: 12 cze 2009, 16:38
autor: Forest Gump
dokładnie, do maratonu to czym więcej "przejechane" tym lepiej, oczywiście bez przesady :oczko:

: 12 cze 2009, 20:49
autor: run
zbizag - gratuluję sukcesów! :hej: Zapoznaj się też z tym planem treningowym na 100 dni. Mowa tutaj o Maratonie Warszawskim, plan rusza zatem za 6 dni.

: 29 cze 2009, 19:22
autor: zbizag
1. Wczoraj Ela odniosła wielki symboliczny sukces.
Planowaliśmy już od rana wybrać się na trening. Niestety ciągły deszcz pokrzyżował nam plany. Dopiero wieczorem przestało lać. Parę dni wcześniej przebiegła 2x25' z rozciąganiem w przerwie. Co dobrze rokowało na symboliczny/psychologiczny atak na 30 minut ciągłego biegu. Zaczęło się całkiem przyjemnie. Po paru minutach zaczęła się jednak mżawka. Wilgotność doszła do 100 procent, na szczęście wiatr trochę umilił nam bieganie. Po 30 minutach treningu Ela zdecydowała się biec dalej. I tak dociągnęła do pełnej godziny!!. Ostatnie 20 minut było jak bieganie w saunie. Powietrze stało w miejscu, wszystko dookoła parowało. W sumie jak sobie przypomnę jej początki to ciężko mi jest, w jej wyczyn uwierzyć. Zważywszy na jej nadwagę i brak wcześniejszej jakiejkolwiek systematycznej aktywności fizycznej. Przez te 8,5 tygodnia z stumetrowego zadyszkowca stała się pełnogodzinnym biegaczem!!!. Szkoda tylko, że ma takie zachwiania w trenowaniu. Czasami biegała co 2 dni plus jeszcze rowerek magnetyczny a czasami 4-5 dni przerwy.

2. Przyszło mi takie spostrzeżenie do głowy. Prześledziłem wiele planów treningowych dla początkujących biegaczy. Np: sześciotygodniowy, 10'niowy, trzydziestominutowy Skarżyńskiego, itp. Wydaje mi się, że te plany robione są z zbyt dużą asekuracją. Możliwości ludzkie są o wiele większe i warto zaryzykować trochę dłuższe treningi kosztem ewentualnego jednorazowego przeciążenia (w ekstremalnym przypadku). Pisząc treningi mam na myśli całe 'wyjście w teren'. Na które składa się rozruch, trucht, przerwy, bieganie, marszobieg itp. Na przykładzie Eli jej wyjścia na trening, gdzieś od 2 tygodnia, zajmowały ponad godzinę plus czasami rowerek. Dzięki temu jej aktywność, choć o różnej intensywności, wynosiła zawsze ponad godzinę a czasami dochodziła do 2h. Dzięki tamu po 2 miesiącach osiągnęła jakiś tam pułap. Co o tym myślicie?

3. Jako, że ten temat umieszczony jest w dziale o biegowych początkach a ten wątek dotyczy mojego biegania, pozwolę sobie coś jeszcze dorzucić.
Run proponował mi włączyć się do planu 100 dniowego przygotowującego do maratonu w stolicy. Ja osobiście do wszelakich planów podchodzę z dystansem. Po prostu nie mieszczę się w środku rozkładu normalnego krzywej Gaussa. Poza tym myślałem raczej o Maratonie Poznańskim, który odbędzie się 2 tygodnie później, czyli 14 dni więcej na treningi. Ale za podpowiedź dziękuję.
Teraz myślę o dłuższych wybieganiach aby dojść poniżej 90 kg wagi, plus jakieś tam przebieżki dla urozmaicenia treningu i podkręcenia tępa.
W zeszły czwartek miałem małą przygodę. Miałem zamiar przebiec parę kilometrów, drogami polnymi, zupełnie nową trasą. Na kolejnym rozwidnieniu pomyliłem drogę. Po kilkuset metrach moim oczom ukazało się jeziorko, na zatopionych polach po 2 stronach polnej drogi, którą biegłem. Pomyślałem sobie, skoro można biec po samej drodze, która jest trochę wyżej od pól to spokojnie przebiegnę dalej do jakieś asfaltowej szosy. Pełen zapału podążyłem dalej. W pewnym momencie dróżka się skończyła. Przede mną rozpostarła się łąka. No to spokojnie biegłem dalej. Do momentu jak zatrzymałem się utopiony pod łydki w bagnie. Ledwo co wyciągnąłem buty z mułu. Miałem do wybory albo zawrócić albo biec dalej. Po wylaniu wody i szlamu z butów pobiegłem przed siebie. Przecież i tak bardziej się nie mogłem się zamoczyć. Po 500 metrach człapania w bagnisku dotarłem do uczciwej drogi. Pozostało mi tylko ponowne wylanie wody z butów, ściągnięcie skarpetek i dalsza droga. W domu miałem okazję umyć się i buty wężem ogrodowym. W efekcie do dzisiaj moje buty się suszą i strasznie śmierdzą. To wymusiło odwlekany zakup drugiej pary butów. Wybrałem się do Intersportu skuszony promocjami posezonowymi. Na moją wagę oraz specyfikę treningu sprzedawca zaproponował Nike Pegasusy i dwie pary Asicsów. Tutaj czekała mnie kolejna niespodzianka. Żółto czarne Pegasusy kosztowały 400zł, Asicsy prawie 600. Te drugie przeraziły mnie swoim wyglądem. Jakieś świecidełka, plasticzki, duperele. Zapytałem pracownika sklepu czy są Pegasusy w jakieś innej kolorystyce. Okazało się, że znalazła się inna para, która wystawiona była na podeściku dosłownie 30 cm obok. Ale były to już buty w promocji. Ten sam model tylko w innej kolorystyce kosztował 150 zł mniej. Czym ten fakt można było wytłumaczyć nikt w sklepie nie wiedział. A ja stałem się szczęśliwym posiadaczem Pegasusa. Wcześniej biegałem w Kalenji i muszę powiedzieć, że w porównaniu do Nike moje stare buty nie mogą się porównywać. Może to inna półka ale czuję wyraźną różnicę.
Po przemyśleniach przed zakupem butów, zdałem sobie sprawę jak ja lubię biegać. Nie fascynuje mnie poruszanie się po bieżni czy po asfalcie. Radość sprawia mi bieg po zróżnicowanym terenie..