Czerwień strażacka na twarzy po bieganiu
: 05 sie 2008, 10:09
Witajcie.
Po 1) Na forum jestem nowa, po 2) nie znalazłam podobnego tematycznie wątku, więc zakładam nowy. Gdyby jednak się okazało, że jednak gdzieś był/jest podobny, to pokornie przepraszam - i odsyłam do pkt. 1. (nie wszystkie wątki zdołałam przeczytać).
Niedawno podjęłam decyzję, że zaczynam biegać (po raz kolejny w ciągu ostatnich lat, zresztą...). Mój problem (oprócz szeregu innych, które stanowią niewątpliwą atrakcję dla wszystkich początkujących biegaczy) jest jak w tytule - czerwień strażacka vel burak na twarzy. To jedna z tych przyczyn, która mnie zniechęciła już niejednokrotnie do biegania. Tym razem chciałabym wytrwać w swoim zdrowotnym postanowieniu i nie pozwolić, aby taki detal zepsuł mi całą zabawę zmagania się z sobą, swoimi ograniczeniami i lenistwem. Dlatego też proszę o poradę: jak z tym ustrojstwem walczyć? Czy w ogóle walczyć się z tym da? Jeśli tak: jakimi podstępnymi metodami? Albo metodycznymi metodami? Albo jakkolwiek, byle z dobrym skutkiem?
Żeby obraz problemu był pełniejszy, dodam parę słów o sobie .
Mam 27 lat i ogólnie raczej niezłą kondycję (tak myślę, choć te 3 lata temu było o niebo lepiej). Jeżdżę na rowerze w miarę regularnie, w domu ćwiczę na orbitreku + gimnastykuję się (brzuszki, wygibasy ze sztangielkami itepe), pracuję dużo w ogrodzie (a ogród duży, więc jest co robić), ostatnio też staram się nie dać zrzucić koniowi z grzebietu, bo próbuję też jazdy konnej. Parę lat temu, około 3, intensywnie uprawiałam aerobik i byłam stałą bywalczynią siłowni, więc moja forma była naprawdę bardzo dobra. Teraz to zarzuciłam, jako że ze względu na tryb pracy zmienił mi się rozkład tygodnia. No ale inne formy jeszcze praktykuję. I tylko z bieganiem od zawsze mam problem. Nie wiem, dlaczego, jaki błąd popełniam i gdzie, ale 10 min. biegania wystarczy, żeby: 1) pojawiła się kolka 2) mięśnie (głównie ud: czworogłowy) zaczęły sztywnieć 3) pojawiały się problemy z oddychaniem - brakuje mi tchu, mimo że staram się oddychać głęboko, nosem wdech, ustami wydech. No i ta koszmarna czerwień na twarzy! To nie tylko problem estetyczny (ja naprawdę, jestem prawie że sina! tylko pod oczami mam blade plamy i wyglądam, jakby mnie kto wrzątkiem oblał), ale mnie ta twarz po prostu pali "od spodu" . Ten burak schodzi wolno, dopiero po ok. pół godziny kolor wraca do normalności. Dodam tylko, że mam cerę naczynkową i obawiam się, że takie napady piekącej czerwieni mogą spowodować powstanie kolejnych "pajączków" na buźce.
Co z tym fantem można zrobić?
Będę naprawdę wdzięczna za rady.
Pozdrawiam
Cynamonowa_Babka
Po 1) Na forum jestem nowa, po 2) nie znalazłam podobnego tematycznie wątku, więc zakładam nowy. Gdyby jednak się okazało, że jednak gdzieś był/jest podobny, to pokornie przepraszam - i odsyłam do pkt. 1. (nie wszystkie wątki zdołałam przeczytać).
Niedawno podjęłam decyzję, że zaczynam biegać (po raz kolejny w ciągu ostatnich lat, zresztą...). Mój problem (oprócz szeregu innych, które stanowią niewątpliwą atrakcję dla wszystkich początkujących biegaczy) jest jak w tytule - czerwień strażacka vel burak na twarzy. To jedna z tych przyczyn, która mnie zniechęciła już niejednokrotnie do biegania. Tym razem chciałabym wytrwać w swoim zdrowotnym postanowieniu i nie pozwolić, aby taki detal zepsuł mi całą zabawę zmagania się z sobą, swoimi ograniczeniami i lenistwem. Dlatego też proszę o poradę: jak z tym ustrojstwem walczyć? Czy w ogóle walczyć się z tym da? Jeśli tak: jakimi podstępnymi metodami? Albo metodycznymi metodami? Albo jakkolwiek, byle z dobrym skutkiem?
Żeby obraz problemu był pełniejszy, dodam parę słów o sobie .
Mam 27 lat i ogólnie raczej niezłą kondycję (tak myślę, choć te 3 lata temu było o niebo lepiej). Jeżdżę na rowerze w miarę regularnie, w domu ćwiczę na orbitreku + gimnastykuję się (brzuszki, wygibasy ze sztangielkami itepe), pracuję dużo w ogrodzie (a ogród duży, więc jest co robić), ostatnio też staram się nie dać zrzucić koniowi z grzebietu, bo próbuję też jazdy konnej. Parę lat temu, około 3, intensywnie uprawiałam aerobik i byłam stałą bywalczynią siłowni, więc moja forma była naprawdę bardzo dobra. Teraz to zarzuciłam, jako że ze względu na tryb pracy zmienił mi się rozkład tygodnia. No ale inne formy jeszcze praktykuję. I tylko z bieganiem od zawsze mam problem. Nie wiem, dlaczego, jaki błąd popełniam i gdzie, ale 10 min. biegania wystarczy, żeby: 1) pojawiła się kolka 2) mięśnie (głównie ud: czworogłowy) zaczęły sztywnieć 3) pojawiały się problemy z oddychaniem - brakuje mi tchu, mimo że staram się oddychać głęboko, nosem wdech, ustami wydech. No i ta koszmarna czerwień na twarzy! To nie tylko problem estetyczny (ja naprawdę, jestem prawie że sina! tylko pod oczami mam blade plamy i wyglądam, jakby mnie kto wrzątkiem oblał), ale mnie ta twarz po prostu pali "od spodu" . Ten burak schodzi wolno, dopiero po ok. pół godziny kolor wraca do normalności. Dodam tylko, że mam cerę naczynkową i obawiam się, że takie napady piekącej czerwieni mogą spowodować powstanie kolejnych "pajączków" na buźce.
Co z tym fantem można zrobić?
Będę naprawdę wdzięczna za rady.
Pozdrawiam
Cynamonowa_Babka