Powrót do formy.
: 21 lip 2008, 22:11
Witam.
Stronę bieganie.pl przeglądam od dłuższego czasu. Przeczytałem sporo artykułów, przewertowałem dziesiątki tematów na forum i postanowiłem, że w końcu sam coś napiszę...
Na początku krótko o sobie: mam na imię Michał, całkiem niedługo skończę 21 lat. W swoim krótkim życiu miałem dosyć sporą styczność ze sportem. Zaczynałem jak każdy chłopak od łażenia po drzewach i biegania całymi dniami za piłką. Na WF'ie zawsze aktywny i chętny do wysiłku fizycznego. Mniej więcej od czasu gimnazjum zacząłem reprezentować szkołę na zawodach biegowych. Moim koronnym dystansem było 300m. I tak po którychś zawodach, w wieku 15 lat postanowiłem zapisać się do klubu lekkoatletycznego. Ze względu na miejsce zamieszkania padło na MKL Szczecin, sekcja sprinterska. Moja przygoda z LA trwała około 2 lat. Z czynnego uprawiania tego sportu wykluczyła mnie kontuzja obręczy barkowej, a bardziej przeciwwskazania lekarza z tym urazem związane. Z perspektywy czasu śmiało mogę stwierdzić, iż były to jedne z najlepszych lat młodzieńczych - trening 6 x w tyg, grono świetnych znajomych oraz niepowtarzalny klimat rywalizacji sportowej, którego wspomnienia wracają za każdym razem gdy czuję zapach tartanu.
Następnie kilka miesięcy przestoju i... za namową kolegi wróciłem do uprawiania sportu, lecz tym razem padło na piłkę nożną - moja pasja od dzieciństwa. Nawet nie myślałem o kontuzji barku, musiałem być w ruchu. To było silniejsze. Zacząłem reprezentować barwy Vielgovii Szczecin (wtedy klasa "A"). Kolejne grono znajomych, smak porażek, radość z kolejnych zwycięstw (które w następstwie dało nam awans do wyższej klasy rozrywkowej) oraz to wspaniałe uczucie związane z aktywnością fizyczną - czuję, że żyje. I tutaj nadeszły kolejne komplikacje, lecz tym razem natury rodzinnej. Zaraz po zdaniu matury byłem zmuszony podjąć pracę na stałe, co wiązało się z totalnym brakiem czasu na dalszą gre w piłke. Zrezygnowałem po 2 latach kopania gały.
I tutaj 2 lata, przez które obrastałem w tłuszcz a moja kondycja praktycznie przestała istnieć. Nawet na bieganie nie miałem czasu (system pracy - początkowo 24h, później 12h zmiany dzienne i nocne). Poprostu nie miałem siły na żaden wysiłek fizyczny. Aż do teraz... Zmieniłem pracę na normalną (fizyczną - mój żywioł) i w końcu mam czas dla siebie
Kupiłem buty, zegarek i rozpocząłem realizację planu 10-cio tygodniowego. Postanowiłem zacząć od podstaw, aby spowrotem przyzwyczaić mój organizm do wysiłku. Realizuję już 3 tydzień, powoli zmieniam dietę. Czuję się coraz lepiej, schudłem i nabrałem chęci do życia. Nie wyznaczyłem sobie konkretnych celów. Zależy mi poprostu na tym, aby powrócić do dawnej kondycji.
Taka mała ciekawostka, przed zmianą pracy (ok 2 miesiące wstecz) ważyłem 94kg przy wzroście 184. Na tą chwilę moja waga oscyluje w granicach 84/85kg.
Trochę się rozpisałem, ale być może zmotywuje to innych do przełamania się, a mnie samego do wyznaczenia sobie jakiś celów. Może jakiś maraton?
Dzięki za wysłuchanie,
Pozdrawiam pog.
Stronę bieganie.pl przeglądam od dłuższego czasu. Przeczytałem sporo artykułów, przewertowałem dziesiątki tematów na forum i postanowiłem, że w końcu sam coś napiszę...
Na początku krótko o sobie: mam na imię Michał, całkiem niedługo skończę 21 lat. W swoim krótkim życiu miałem dosyć sporą styczność ze sportem. Zaczynałem jak każdy chłopak od łażenia po drzewach i biegania całymi dniami za piłką. Na WF'ie zawsze aktywny i chętny do wysiłku fizycznego. Mniej więcej od czasu gimnazjum zacząłem reprezentować szkołę na zawodach biegowych. Moim koronnym dystansem było 300m. I tak po którychś zawodach, w wieku 15 lat postanowiłem zapisać się do klubu lekkoatletycznego. Ze względu na miejsce zamieszkania padło na MKL Szczecin, sekcja sprinterska. Moja przygoda z LA trwała około 2 lat. Z czynnego uprawiania tego sportu wykluczyła mnie kontuzja obręczy barkowej, a bardziej przeciwwskazania lekarza z tym urazem związane. Z perspektywy czasu śmiało mogę stwierdzić, iż były to jedne z najlepszych lat młodzieńczych - trening 6 x w tyg, grono świetnych znajomych oraz niepowtarzalny klimat rywalizacji sportowej, którego wspomnienia wracają za każdym razem gdy czuję zapach tartanu.
Następnie kilka miesięcy przestoju i... za namową kolegi wróciłem do uprawiania sportu, lecz tym razem padło na piłkę nożną - moja pasja od dzieciństwa. Nawet nie myślałem o kontuzji barku, musiałem być w ruchu. To było silniejsze. Zacząłem reprezentować barwy Vielgovii Szczecin (wtedy klasa "A"). Kolejne grono znajomych, smak porażek, radość z kolejnych zwycięstw (które w następstwie dało nam awans do wyższej klasy rozrywkowej) oraz to wspaniałe uczucie związane z aktywnością fizyczną - czuję, że żyje. I tutaj nadeszły kolejne komplikacje, lecz tym razem natury rodzinnej. Zaraz po zdaniu matury byłem zmuszony podjąć pracę na stałe, co wiązało się z totalnym brakiem czasu na dalszą gre w piłke. Zrezygnowałem po 2 latach kopania gały.
I tutaj 2 lata, przez które obrastałem w tłuszcz a moja kondycja praktycznie przestała istnieć. Nawet na bieganie nie miałem czasu (system pracy - początkowo 24h, później 12h zmiany dzienne i nocne). Poprostu nie miałem siły na żaden wysiłek fizyczny. Aż do teraz... Zmieniłem pracę na normalną (fizyczną - mój żywioł) i w końcu mam czas dla siebie
Kupiłem buty, zegarek i rozpocząłem realizację planu 10-cio tygodniowego. Postanowiłem zacząć od podstaw, aby spowrotem przyzwyczaić mój organizm do wysiłku. Realizuję już 3 tydzień, powoli zmieniam dietę. Czuję się coraz lepiej, schudłem i nabrałem chęci do życia. Nie wyznaczyłem sobie konkretnych celów. Zależy mi poprostu na tym, aby powrócić do dawnej kondycji.
Taka mała ciekawostka, przed zmianą pracy (ok 2 miesiące wstecz) ważyłem 94kg przy wzroście 184. Na tą chwilę moja waga oscyluje w granicach 84/85kg.
Trochę się rozpisałem, ale być może zmotywuje to innych do przełamania się, a mnie samego do wyznaczenia sobie jakiś celów. Może jakiś maraton?
Dzięki za wysłuchanie,
Pozdrawiam pog.