kompletne zniechęcenie, ból wszystkiego.... achhhh
: 22 cze 2008, 21:48
Witam!
Zdaję sobie sprawę z tego, że to następny temat początkującego w stylu:"potrzebuję pomocy", ale jestem kompletnie załamana moim bieganiem. Dziś wyszłam zakończyć mój trzeci tydzień, zaczęłam biec, a po 200 m zaczęły boleć mnie kostki i uda. Mam tak od paru dni. Próbowałam robić przed bieganiem ćwiczenia rozciągające, ale tylko nogi mnie bolały. Jest to strasznie zniechęcające, dziś nie biegałam tylko przeszłam się kawałek i wróciłam do domu. Nie wiem, jak jutro zacznę 4 tydzień, bo po prostu nie chcę mi się biegać! Moim motywatorem miały być buty, których jeszcze nie mam. Uzbierałam kasę, chodząc na truskawki, a teraz muszę czekać, aż mój stary łaskawie zawiezie mnie do Bydgoszczy.Biegam sama, moje koleżanki dawno się wykruszyły, tą samą trasą, bo innych nie znam... Nienawidzę tego bólu kostek i potu lejącego się po plecach. Nawet nie wiem, czy zrobiłam jakieś postępy, dalej męczę się cholernie, żeby przebiec planowaną odległość. Jestem strasznie zacięta(ach, te Koziorożce ) i nie po to pocę się od miesiąca, aby teraz przestać. Nie zrezygnuję z biegania, chociaż wszyscy mi powtarzają, że skoro "jestem chuda, to po co mi". Tylko, że mi się nie chce . Nie jest to sprawa motywacji, bo motywację mam. tylko sprawa biegowego zniechęcenia. Czy ktoś miał w ogóle coś takiego? Jak mam poprawić nastrój??? Pomóżcie, bo zaraz zdechnę przed tym monitorem
Zdaję sobie sprawę z tego, że to następny temat początkującego w stylu:"potrzebuję pomocy", ale jestem kompletnie załamana moim bieganiem. Dziś wyszłam zakończyć mój trzeci tydzień, zaczęłam biec, a po 200 m zaczęły boleć mnie kostki i uda. Mam tak od paru dni. Próbowałam robić przed bieganiem ćwiczenia rozciągające, ale tylko nogi mnie bolały. Jest to strasznie zniechęcające, dziś nie biegałam tylko przeszłam się kawałek i wróciłam do domu. Nie wiem, jak jutro zacznę 4 tydzień, bo po prostu nie chcę mi się biegać! Moim motywatorem miały być buty, których jeszcze nie mam. Uzbierałam kasę, chodząc na truskawki, a teraz muszę czekać, aż mój stary łaskawie zawiezie mnie do Bydgoszczy.Biegam sama, moje koleżanki dawno się wykruszyły, tą samą trasą, bo innych nie znam... Nienawidzę tego bólu kostek i potu lejącego się po plecach. Nawet nie wiem, czy zrobiłam jakieś postępy, dalej męczę się cholernie, żeby przebiec planowaną odległość. Jestem strasznie zacięta(ach, te Koziorożce ) i nie po to pocę się od miesiąca, aby teraz przestać. Nie zrezygnuję z biegania, chociaż wszyscy mi powtarzają, że skoro "jestem chuda, to po co mi". Tylko, że mi się nie chce . Nie jest to sprawa motywacji, bo motywację mam. tylko sprawa biegowego zniechęcenia. Czy ktoś miał w ogóle coś takiego? Jak mam poprawić nastrój??? Pomóżcie, bo zaraz zdechnę przed tym monitorem